Rozdział 1
- Dzień dobry. - powiedziałam wchodząc do holu.
- Dzień dobry. - odpowiedziała kobieta z recepcji.
- Cześć Katie.
- Cześć, piękna. Może wpadniesz do mnie za godzinkę.
- A pani to przypadkiem nie powinna pracować? - zapytałam żartobliwie.
- Przepraszam, szefowo. - zaśmiała się moja przyjaciółka.
- Niestety, mam urwanie głowy... Wpadłam tylko na chwilę, po papiery i spadam.
- Oj, współczuję. Jutro ślub?
- Tak.
- To trzymaj się, kochana... Wpadnę jutro, okay?
- Jasne, przyda mi się pomoc. Lecę.
- To pa, Amy! - krzyknęła za mną, gdy biegłam do windy.
Wjechałam na samą górę i wpadłam do swojego gabinetu. Zabrałam teczkę z potrzebną dokumentacją i pojechałam pod adres znanej restauracji. Kiedy weszłam prawie wszystko było już gotowe. Brakowało tylko kilku drobnych szczegółów. Pomogłam wiązać zasłony i sprawdziłam ostatni raz czy wszystko gotowe. Kiedy już do końca się upewniłam, wyszłam z lokalu i pojechała do jednej z kawiarni, by spotkać się z parą, która zleciła mi przygotowanie ich ślubu i wesela.
- Przepraszam was za spóźnienie, ale są potworne korki.
- Jasne, my też dopiero przyjechaliśmy. - podeszła o nas kelnerka.
- Poproszę kawę.
- Oczywiście.
- Byłam przed chwilą w restauracji, wszystko jest gotowe nie macie czym się przejmować.
- A kościół?
- Moja ekipa jutro to załatwi, spokojnie wyrobimy się ze wszystkim w końcu jesteśmy najlepszą firmą organizującą śluby w Los Angeles. - pochwaliłam się.
- O tak. - odparł.
- Dobrze, to faktura za wszystko.
- Czterdzieści pięć tysięcy? Mniej wyszło... I w to jest wliczona zaliczka?
- Tak.
- Świetnie. - wypiliśmy kawę. - To widzimy się jutro o siedemnastej.
- Tak, do jutra.
Wróciłam do firmy i od razu rzuciłam się w wir pracy.
- Amy, mam kolejnych chętnych.
- Na kiedy ich umówiłaś?
- W poniedziałek.
- Okay, dzięki Maggie.
- Jasne. Późno już, idź do domu.
- Ale...
- Żadnego ale... Już zbieraj się.
- Na pewno?
- No jasne. Do poniedziałku.
Byłam umówiona z Nicolsami na siedemnastą, miałam jeszcze trochę czasu, więc poszłam do Katie. Pogadałyśmy trochę i musiałam wracać do siebie, najchętniej zakopałabym się w łóżku i poszła spać. Tylko o tym marzyłam. Koło dwudziestej byłam w domu. Odgrzałam jedzenie i zawołałam Ellie.
- Jak ci minął dzień? - zapytałam.
- Spoko. - odpowiedziała nastolatka.
- A więcej szczegółów?
- Nic się nie wydarzyło, okay?!
- El, nie podnoś głosu... Po prostu pytam.
- To nie pytaj! - wstała od stołu i poszła do siebie, a ja straciłam apetyt.
Nie wiedziałam jak do niej dotrzeć. Wydawało mi się, że robi się coraz gorsza. Nie wiedziałam już nawet jak z nią rozmawiać, wszystko ją denerwowało, rozpraszało. Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka.
***
Więc jak??? Gwiazdki i komentarze mile widziane 😃 Do następnego rozdziału...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top