Rozdział 25

- Mam kwiaty! - rzuciłam biegnąc z ogromnym bukietem do ołtarza. 

- Powoli szefowo. - oznajmił. 

- Greg! - rzuciłam lekko oburzona. 

- Przepraszam. Chłopaki idźcie po resztę. 

- Te szpilki są wyższe niż sądziłam. Tylko ostrożnie, to delikatne kwiaty. 

Rozłożyłam w wazonach białe róże. Dodałam kilka różowych. Cały wystrój kościoła pasował idealnie. 

- Amy, ty już jedź do domu. Damy radę, zajrzę do restauracji i dam ci znać jak to wygląda. 

- Okay, to pa. 

- Miłej zabawy.

- Dziękuję. 

Pojechałam do domu, wykąpałam się. Pojechałam do Katie. Nie była zdenerwowana, lecz uśmiechnięta i pełna dobrej energii. 

- Amy, a ty masz zamiar iść na mój ślub w dresie?

- Cholera zapomniałam o sukience!

- Jedź do domu, mamy jeszcze czas. 

Szybko wróciłam do domu, Ellie pomogła mi włożyć białą suknię. 

Moja była zbliżona do sukni Katie. Dlaczego? Bo chciała, żebyśmy wyglądały prawie identycznie. Tłumaczyła to jako, że jestem jej najlepszą przyjaciółką, powinnam wyglądać podobnie jak ona. Ale ja wymyśliłam jedną rzecz, którą musiałam wdrążyć dopiero przed samą ceremonią. 

Zabrałam nasze bukiety i razem z siostrzenicą pojechałam do przyjaciółki. 

- Wyglądasz pięknie. - powiedziała, całując mnie w policzek. - Ktoś tu powinien już wyjść za mąż. 

- Mam jeszcze czas. Chodź, pomogę ci z twoją. 

***

- Katie chodź na chwilkę. - szepnęłam. - Odwróć się. 

Dziewczyny specjalnie tak uszyły jej suknię, by w każdej chwili można było coś do niej dołożyć. Lekki tren, piękny  biały kwiat w koka, który idealnie wpasował się w jej blond włosy. Jej suknia była bardziej rozkloszowana, a przede wszystkim przypominała suknię ślubną. 

- Teraz jest pięknie. Idziemy. - poinstruowałam. 

Stanęłam obok kolegi Jason i poszliśmy do ołtarza. Tam przysięgli sobie dozgonną miłość. Byłam szczęśliwa. Cieszyłam się tak bardzo, jakbym to właśnie ja stała tam zamiast Katie, a zamiast Jasona stał równie miły i szczery mężczyzna. Cieszyłam się ich szczęściem. 

Szliśmy w stronę wyjścia, gdy zobaczyłam Nicka. Nicka?! Zmarszczyłam brwi i spojrzałam po raz drugi w tamtym kierunku. Stał tam i uśmiechał się. Co on tam robił?!

- Wszystko okay? - zapytał Chase - kolega Jasona.

- Tak. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. - Chyba tak. 

Pojechaliśmy do restauracji. Wszystko wyglądało pięknie. Widziałam w oczach Katie podziw i przede wszystkim łzy. Wznieśliśmy toast.

- Dziękuję, to wszystko... Wygląda pięknie. Nie mogłam sobie tego inaczej wyobrazić. Amy jesteś najlepsza w tym co robisz, dziękuję ci.

- I ja. - powiedział Jason i przytulił mnie. - Dzięki za wszystko. Jesteś niesamowita.

- Nie ma sprawy.

- Poza tym gadałem z Nicolasem, to bardzo fajny facet. To co... Jest na zewnątrz, na pewno się ucieszy gdy cię zobaczy.  - dodał mąż mojej przyjaciółki i przytulił swoją żonę.

- Dobrze, ale za chwilę.

- Właśnie wszedł do środka.

- Zapraszam pannę młodą. Czas oddać jakiejś innej damie swój bukiet.

Przyszedł czas na rzucenie bukietem. Mój podałam Chase'owi.

- Gotowe? - spytała Katie. 

- Tak!

- Uwaga, rzucam.

Złapałam go. Złapałam! Katie uśmiechnęła się i poruszyła znacząco brwiami. Delikatnie się uśmiechnęłam.

- Czy ja wreszcie mógłbym z panią zatańczyć?

- Nick... Jasne.

Przetańczyliśmy razem chyba ze cztery piosenki, zeszliśmy z parkietu, by chwilę odpocząć. Potem kolejne cztery. Przerwa na jedzenie i ponownie na parkiet. Było po drugiej. Zabraliśmy drinki i wyszliśmy na zewnątrz.

- Może się przejdziemy?

- Yhym. Piękna noc.

- Tak. Sama dobierałaś dodatki?

- Szczerze to wszystko wymyśliłam sama, moja ekipa pomogła mu wszystko ozdobić.

- Jestem pod wrażeniem.

- A dziękuję.

- Katie nie mówiła ci, że będę?

- Nie. - zaśmiałam się.

- Widziałem to po twojej minie w kościele. -dołączył do mnie.

- No co? Byłam zaskoczona.

- Dokładnie to widziałem.

- Co u Jennifer? -zapytałam zmieniając tym samym temat.

- Chyba dobrze.

- Chyba?

- Rzadko dzwoni. Tłumaczy, że ma dużo pracy.

- Kiedy wraca?

- Chyba za dwa tygodnie.

- Aha.

- A właśnie, mój brat bardzo chce cię poznać.

- Ooo...

- Nom, więc może spotkalibyśmy się z nimi, hm? Chyba, że nie chcesz?

- Jasne, że chcę. Ilu drużb będziesz mieć na swoim ślubie?

- Gus, James i Luke. Troje.

- No to zapraszam do mnie w następnym tygodniu, bo w tym jeszcze mam wolne.

- Jeszcze tydzień?

- Nom, a ty jak tam w pracy?

- Ok, wpadam tylko na chwilę co dzień zobaczyć jak idą nagrania. Nie chcą mnie dopuścić jeszcze do całego nadzorowania filmu, ale jest okay.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top