Rozdział 13

Od samego rana miałam dość dużo na głowie. Nie mogłam pozwolić jakiekolwiek błędy czy pomyłki. Kolejny ślub był już blisko, a mnie nadal brakowało czasu. Oprócz wielkich przygotowań musiałam również złożyć zamówienia bądź wyrazić ostateczne decyzje. Miałam tego wszystkiego serdecznie dość, pracowałam cały weekend i tak też było w tym tygodniu. Musiałam coś z tym zrobić. Przez całe półtora tygodnia, analizowałam, obliczałam i obmyślałam plan. Z samego rana wychodziłam z pracy i późno kończyłam. To było uciążliwe, ale wiedziałam, że efekt końcowy będzie świetny. Zwołałam wszystkich pracowników poszczególnych działów i omawiałam z nimi nowe zasady pracy. Kiedy wreszcie przyszedł czas na krawcowe byłam lekko podekscytowana.

- Jeśli jeszcze nie wiecie co mam na celu, to z miłą chcą to wyjaśnię. Otóż chodzi o to, by zwiększyć wydajność firmy. Wiem, że jesteśmy bardzo dobrze prosperujący, ale jak wiecie niedawno stworzono firmę podobną do naszej, przez co utworzyła się konkurencja. Co zrobić, by nie stracić klientów? Musimy dać z siebie jeszcze więcej.

- Amy, mogę o coś zapytać?

- Jasne.

- My i tak dużo pracujemy, a poza tym ostatnio odeszły dwie krawcowe, więc...

- Katie rozumiem to bardzo dobrze, dlatego pozwól, że przedstawię wam moją propozycję. Postanowiłam zwiększyć liczbę pracowników. Do każdego działu miałam w planie zatrudnienie najwięcej trzech pracowników... jednak do waszego dołączy aż sześcioro. Rozbudujemy także waszą przestrzeń do pracy. Do tego zamówienia na materiały i inne tego typu rzeczy składałam ja, ale także mam dużo obowiązków, więc postanowiłam mianować jedno z was na wyższe stanowisko. Chciałam prosić was o pomoc. Jak sądzicie kto powinien się tym zająć?

- Moim zdaniem Katie...

- Tak, zdecydowanie.

- W takim razie Katie gratuluję. Dziś razem z Marie opracujemy szkice i od jutra zabieramy się do pracy.

- A co z godzinami pracy?

- Nie ulegną zmianie.

Usłyszałam pukanie do drzwi, po chwili do sali konferencyjnej weszła Maggie.

- Amy, to dla ciebie. - podała bukiet róż i szepnęła: - Jakiś przystojniak czeka na ciebie w holu.

- Przedstawił się.

- Nie.

- Dobra już idę. Chyba wszystko już mamy ustalone, więc jesteście wolni. Katie skontaktuje się z tobą później.

Jechałam w windzie zaciekawiona kto na mnie czekał. W firmie było cicho, połowa pracowników opuściła już budynek. Zaraz mieli przyjechać panowie, którzy mieli przeprowadzić małe naprawy.

- Nick? Co ty tu robisz? - zapytałam zaskoczona.

- Hej, piękna. Nie odzywasz się, więc przyszedłem sprawdzić czy wszystko okay.

- Tak, okay... Miałam trochę na głowie.

- Jakieś zmiany się szykują?

- Dzień dobry. - rzucił szczupły i dość przystojny mężczyzna w lekko ubrudzonych ubraniach. - Christopher Wilson, rozmawialiśmy przez telefon.

- Ach, dzień dobry. Amy Rose. To mój... przyjaciel Nicolas Clarke. - uścisnęli sobie dłonie. - Jest pan sam?

- Nie, moim współpracownicy wypakowują potrzebne rzeczy, jest nas około... trzystu.

- Trzystu?  - uniosłam brwi.

- Tak, nie ma jeszcze południa, więc uwiniemy się ze wszystkim.

- Okay. W takim razie wszystkie piętra są do panów dyspozycji, gdyby coś się działo będę w gabinecie.

- Jasne.

Po chwili do budynku weszła chmara dobrze zbudowanych mężczyzn. W rękach mieli różne przedmioty, a pan Wilson dobrze nimi zarządzał. Niedługo potem wszyscy zniknęli.

- Miałaś dzwonić, gdy będziesz potrzebować pomocy.

- Nie chciałam ci zawracać głowy.

- Panno Rose! Czy do pani gabinetu również mamy zajrzeć?!

- Nie! - odkrzyknął Nick.

- Tak! - odpowiedziałam.

- Nie! Pozwól, że sam się tym zajmę.

- Więc?!

- Nie! - odkrzyknął za mnie.

Poszliśmy do mnie, przyjaciel pomógł mi dobrać kolory ścian. Pojechaliśmy do marketu i kupiliśmy potrzebne rzeczy. Wpadliśmy na chwilę do mnie po jakieś ubrania na zmianę. Wygłupialiśmy się ile wlezie.

- To co... przerwa na kawę?

- Oj tak. - westchnął.

Usiadłam na biurku. Strząsnęłam niewidzialny kurz z moich spodni po czym zostałam umazana farbą w nos. Uśmiechnęłam się i oboje wiedzieliśmy, że szykuje się wojna. Szybkim ruchem zsunęłam się z mebla i rzuciłam w kierunku Nicka z brudną dłonią. Ubrudziłam mu cały policzek, a on mi czoło. Wziął mnie na ręce i posadził z powrotem na biurku. Byliśmy bardzo blisko siebie. Dzieliły nas milimetry. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Lekko uniósł kącik ust. Moje ręce nadal były splecione na jego szyi. Po chwili drzwi otworzyły się na oścież, a w nich stała Ellie. Na początku była równie zszokowana jak my, ale kilka sekund później szepnęła przepraszam i opuściła pomieszczenie, a my odsunęliśmy się od siebie skrępowani zaistniałą sytuacją.

***

I jak? Chętnie przeczytam każdą opinię na temat tego rozdziału, no i oczywiście mile widziane są gwiazdki :D Do następnego...

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top