8. Nie wiedziałem, że umiesz tak tańczyć.
Tego dnia, każdy mówił o wiosennym balu. Nawet ludzie, dla których takie imprezy były nieśmiesznym żartem, jak Beverly, nie mogli przestać mówić o tym jakim nieśmiesznym żartem na pewno się on okaże. Richie uważał za bardzo zabawne zjawisko. Miał nadzieję, że dzisiejsza impreza będzie niesamowita, dla ludzi, którzy zasługiwali na niesamowitą imprezę. Chciałby, żeby jego przyjaciele dobrze się bawili. Stan przyszedł z dziewczyną z pierwszego roku. Tańczyli, śmiali się. Wyglądał na szczęśliwego. Bill przyszedł z Aną, z którą spotykał się od paru tygodni. Też wyglądał na szczęśliwego. Beverly przyniosła ze sobą wódkę, ukrytą pod za dużą skórzaną kurtką, razem z paczką papierosów. Tańczyła do tej okropnej, płytkiej muzyki, która leci w Top Setce w radiu. Szczęśliwa. Eddie przyszedł z Haily. Też wyglądał na szczęśliwego. Kiedy Tozier stał sobie tak pod ścianą i patrzył na tańczącego Kaspbracka, na tańczącą Beverly czuł się, jakby cały wszechświat stał się jednością. Całe jego szczęście znajdowało się na jednej sali. Nie ważne było to, że Eddie nie był tam z nim. On nigdy nie spojrzałby na niego w ten sposób. W tym momencie Tozier był z tym pogodzony. Wiedział, że uczucie nie zniknie, że będzie trwało, ale postara sie je zagłuszać. Czuł jakiś wewnętrzny spokój, którego nie czuł od bardzo dawna. Podpierał ścianę i wcale nie było mu przykro.
Ale on wyglądał tak pięknie.
Richiemu nie było przykro.
Jego rozczochrane włosy i mieniąca się w kropelkach potu twarz, gdy oddychał ciężko tańcząc z nią od piętnastu minut.
Richiemu nie było przykro.
Światełka w jego oczach, kiedy zwrócił swój wzrok na stojącego pod ścianą kolegę i te hipnotyzujące brązowe oczy. Te oczy.
Te oczy, które po chwili spowrotem zwróciły się w stronę jej biustu.
Richiemu było przykro.
Starał się tłamsić to uczucie w sobie, zakopać je jak najgłębiej w fałdach swojego za małego garnituru, aby nikt nigdy go nie odkrył i nie poznał co tak na prawdę wyprawiało się w głowie chłopaka. Gdy patrzył na Eddiego, cały świat zwalniał, jakby ktoś włączył spowolnione tempo. Idealny uśmiech, udealne włosy, idelane brwi. Kolorowe światła idelanie tańczące na jego twarzy i ciele. To był moment, w którym Richie mógłby zatrzymać czas, by móc podziwiać tę chwile do końca życia.
Jednak czas, tak jak grawitacja, jest zjawiskiem poza naszą kontrolą.
Podczas gdy Richie walczył z tym pierwszym, drugie powoli zaczynało pokonywać wijącą się po parkiecie Beverly. Butelka, z którą tutaj weszła leżała już pusta w koszu w toalecie, a procenty z niej wypite wirowały w organizmie dziewczyny jak najlepsi tancerze.
Gdy z głośników poleciała dobrze jej znana melodia od razu wpadła w ramiona Richiego.
— The Smiths! — dziewczyna starała się przekrzyczeć muzykę, prawie rozsadzając bębenki w uszach Toziera — W końcu grają dobrą muzyke! — i z szerokim uśmiechem zaciągnęła przyjaciela na środek parkietu. Stanął tam, osłupiały, patrząc na Beverly, która skakała już krzycząc tekst jednej z ich ulubionych piosenek. Zamknął oczy. Eddie był gdzieś daleko zajęty flirtowaniem z Hayley, więc nie mógł zobaczyć jego desperackich prób tańczenia. Richie wział głęboki wdech i pozwolił swojemu ciału wypuścić w końcu wszystkie emocje. Na początku nieśmiale drygał, lecz po chwili zaczął skakać i machać rękami w rytm muzyki. Uśmiechnął się, cały czas nie otwierając oczu. Wiedział, że Kaspbrack gdzieś tam jest i że jest on szczęśliwy i ta myśl pozwoliła mu czuć się całkowicie swobodnie. Jakby te wszystkie negatywne uczucia zniknęły, a instnieli tylko oni, tańczący po dwóch stronach sali gimnastycznej.
Piosenka powoli kończyła się więc Richie otworzył oczy. Przed nim, jakby prosto z ziemi wyrosła postura troszkę niższego bruneta o oczach głębszych niż najodleglejsze oceany. Owe oczy wpartywały się w Richiego z lekkim uśmiechem, ale też zainteresowaniem.
— Nie wiedziałem, że umiesz tak tańczyć.
***
wiem że jestem okropną pisarką i szczerze obiecuje poprawę w częstości pojawiania się rozdziałów...
szczerze...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top