6. Pierdolone dzwonki

Richard nikomu nie powiedział o swoim śnie, ani o tym, co zaszło dzisiaj rano na murku. Znaczy miał zamiar opowiedzieć o wszystkim Beverly, ale jeszcze jej nigdzie nie spotkał. Nauczyciel, jak zawsze nie zauważył jego nieobecności na pierwszej lekcji, w przeciwieństwie do Eddiego.
Na całej geografii prawie zasypiał, ale zadowalała go myśl, że następny jest polski, czyli lekcja którą ma razem z Beverly. No i ze Stanem i Billem, z którym miał coraz lepszy kontakt. Frajerzy wracali. Mimo, że nadal brakowało im Mike'a i Bena, którzy poszli do jakiś szkół w innym mieście, więc kontakt z nimi był praktycznie zerowy. Troche go to smuciło, bo ich paczka składała się z siedmiu osób i nie była by taka sama, gdyby dwóch z nich brakowało. Z zamyśleń wyrwał go dźwięk szkolnego dzwonka, którego w takich sytuacjach uważał za zbawienie. Spakował się i szybkim krokiem udał się pod klasę do polskiego. Na szczęście Bev już tam była i nie musiał jej szukać. Opowiedział jej wszystko, a mówił w takim tępie, że sam się dziwił, że rudowłosa wszystko rozumiała. Bał się po prostu, że pięcio minutowa przerwa mu nie starczy. Kiedy skończył, odetchnął z ulgą.

- Może on też coś do... - resztę jej wypowiedzi zagłuszył głośny dzwonek, ale Tozier domyślił się końcówki zdania. Pierdolone dzwonki. Nie sądził, że to co powiedziała mogło być prawdą. Po prostu myślał, że nie jest tego wart. Ktoś taki jak Eddie zasługiwał na kogoś lepszego, kogoś kto będzie o niego dbał.

- I-i-idziecie dzisiaj n-n-a imp-p-prezę do Haley? - zapytał Bill, który nagle pojawił się za dwójką nastolatków. Po chwili dołączył do niego Stan.

- Dzisiaj jest jakaś impreza? - zainteresowała się Beverly. Chłopak jednak jej nie odpowiedział, bo musieli wejść do klasy. Mniej więcej w połowie lekcji Richie dostał małą karteczkę z napisem Tozier. Otworzył ją, a w środku były wypisane dokładne dane dotyczące domówki u Haley. 23 Southside View, godz. 20.00, alko w zakresie własnym. Chłopak kiwnął do Billego głową dając mu do zrozumienia że pójdzie. Przydałoby mu się trochę relaksu. Skreślił na karteczce swoje nazwisko, napisał Marsh i podał zawiniątko w stronę dziewczyny. Wiedział, że Bev na pewno pójdzie. Każda okazja na chlanie wódy jest dla niej dobra. Dziewczyna skinęła głową i zaczęła pisać coś na karteczce. Ja popite ty alko? - przeczytał, kiedy dostał papierek. To był ich stały układ. Richie wyglądał na starszego niż był, więc nikt w sklepach nie kwestionował jego pełnoletności. Dlatego chłopak kupował Bev też papierosy. Wystawił dziewczynie kciuka w górę i po chwili pokazał jeszcze z palców zero i pięć. Ruda skinęła głową. Szykował się bardzo miły wieczór. Po szkole od razu pojechał do pobliskiego sklepu kupić wszystko co trzeba. Umówili się z chłopakami na dziewiętnastą czterdzieści pięć u Beverly, ponieważ od niej było najbliżej do Haley. Czas mijał zdecydowanie za szybko. Nim Tozier się zorientował wybiło wpół do, czyli godzina o której miał wyjechać z domu. Wziął plecak i spakował do niego wszystko, czyli paczkę marlboro, zapalniczkę, gumy do żucia (jakby co) i pół litra najtańszej wódki jaka była w sklepie. Napisał mamie na karteczce Jestem u Bev, wrócę późno i wybiegł z mieszkania. Spóźnił się chwilkę, bo dojechał o dziewiętnastej czterdzieści osiem, ale nikt nie miał do niego wyrzutów. Wszyscy czekali na Beverly, która dziesięć minut temu powiedziała, że potrzebuje jeszcze dwóch. Bill i Stan siedzieli na rowerach opierając się o kierownice, a Eddie bez roweru siedział na schodkach. Po paru minutach dziewczyna wyszła i teraz chłopacy zobaczyli co zajęło jej tak dużo. Wyglądała pięknie. Pierwszy raz odkąd ją znali założyła na siebie sukienkę i włożyła we włosy spinkę w kształcie kwiata.

- Bev, w-w-wygląd-d-dasz p-p... - Bill jąkał się bardziej niż zwykle.

- Pięknie. - dokończył Tozier, podnosząc rower. Niestety musieli do domu Haley prowadzić, bo dziewczyna nie mogła jechać w sukience. Było to tylko dwie ulice stąd, ale i tak doszli spóźnieni o jakieś dobre piętnaście minut. Wszyscy w środku świetnie się bawili, prawdopodobnie już po trzech kolejkach. Paczka po wejściu rozdzieliła się, Bev z Tozierem poszli do kuchni po kubeczki, Stan z Billem rozpłynęli się gdzieś w salonie, a do Eddiego doskoczyła grupka wstawionych dziewczyn. Richie znalazł jakieś kieliszki i zaczął polewać, od razu popijając sokiem, który przyniosła Bev. Po paru szotach chłopak stwierdził, że na więcej na razie nie ma ochoty i wyszedł do salonu. Wiedział, że zostawienie dziewczyny, samej z taką ilością alkoholu było niezbyt mądre, ale nie dbał o to. Chciał znaleźć Eddiego, bo od dwóch godzin go nie widział. Rozejrzał się po pomieszczeniu, pełnym ludzi, ale nigdzie nie wypatrzył brązowej czupryny Kaspbraka. Poszedł dalej do jadalni i od razu go zobaczył. Zazwyczaj cieszył się na jego widok, ale tym razem tak nie było. Powodem tego to było sama Haley, gospodyni całej imprezy, pożerająca twarz chłopaka. Blondynka siedziała na stole i między jej nogami stał Eddie, który też wydawał sie zadowolony z sytuacji, w której się znajduje. Dziewczyna wyglądała jakby zaraz miała mu wskoczyć do gardła. Richiemu napłyneły łzy do oczu, ale nic nie powiedział. Po prostu wyszedł. Eddie i tak nigdy nie zwróciłby na niego uwagi. Na każdym kroku pokazywał jak bardzo był hetero. Bez słowa wyszedł z budynku, mijając jeszcze Billa obejmującego Beverly, która tak się kiwała, że wyglądała jakby całą resztę wódki wypiła sama. Tozier usiadł na schodkach przed domem i schował głowę w kolanach. Przecież nie będzie płakał. Nigdy niczego od Eddiego nie wymagał, nie byli w związku, więc chłopak mógł robić co mu się żywnie podoba. Tylko niestety podobała mu się Haley Pink, a nie on. Usłyszał pukanie w szybę. Spojrzał w okno i zobaczył jakąś roześmianą, ciemno włosą dziewczyne, której nawet nie znał. Nie był nawet pewny czy chodziła do jego szkoły. Ledwo trzymając się na nogach wyszła do niego na zewnątrz i usiadła obok. Zaczęła jeździć swoimi rękami po jego ramionach i przysunęła się bliżej jego. Jakby nie wiedziała, że chłopak był gejem. W pewnym momencie złapała go za brodę, odwróciła w swoją stronę i wbiła się w jego usta. Chłopak nie protestował, ale nie oddał pocałunku. Czuł się, jakby chciał zemścić się na Eddiem. Chciał, że poczuł się tak jak on. Gdy brunetka zorientowała się, że chłopak niezbyt cieszy się z jej towarzystwa i do niczego więcej nie dojdzie, odsunęła się od niego zrobiła wkurzoną minę i po prostu bez słowa wróciła do środka. A raczej wpadła, bo potknęła się o próg, ale jakiś chłopak ją na szczęście złapał, więc zaczęła się przystawiać do niego. Richie siedział tak w jednej pozie przez jeszcze godzinę. Kiedy nogi zaczęły mu drętwieć postanowił wstać. Ale nie zdążył tego zrobić, bo usłyszał tylko otwieranie drzwi i poczuł głowę opierającą się o jego ramie. Był to Eddie. Który do tego miał czkawkę. Było to tak urocze, że od razu wszystkie negatywne emocje opuściły ciało Richiego, a zastąpiło je ciepło bijące od chłopaka. Co on mógł poradzić, że Kaspbrak tak na niego działał.

- Czeeemu wyszedłeś? - powiedział bekając między słowami. Richie usmiechnął się lekko. Jezus przecież ten chłopak jest totalnie najebany. Co powie pani K.? Nic nie odpowiedział, tylko wstał i podtrzymał go, żeby też mógł się podnieść. Było już ciemno, więc Tozier postanowił go odprowadzić, bo bał się, że coś może mu się stać. Zaczeli iść w stronę ich ulicy, Eddie z rękami w kieszeniach, a Richie gotowy w każdym momencie go złapać. Chłopak wprawdzie prosto nie szedł, ale nie kiwał się aż tak, żeby trzeba go było prowadzić. Nagle w jednym z domów, koło którego przechodzili dostrzegli balony przywiązane do drzewa i kilku okien. Richie wiedział, że to tylko dlatego, że mały chłopiec który tu mieszkał miał dzisiaj urodziny, ale Eddie strasznie się tym widokiem przeraził. Przyśpieszył kroku, a kiedy jakiś hałaś wydostał się z kanalizacji (prawdopodobnie szczur) tak się wystraszył, że złapał swojego towarzysza za rękę. Tozier spojrzał na ich splecione palce i na twarz przerażonego Eddiego i uśmiechnął się. Co promile robią z człowiekiem... Maszerowali tak aż pod Kaspbrakową rezydencję, gdzie Richie otworzył jak najciszej drzwi i wprowadził chłopaka na górę. Po drodze minęli sypialnie mamy chłopaka i jej partnera, skąd usłyszeli głośne chrapanie mężczyzny. Richie odetchnął z ulgą w duchu. Zaprowadził go do łóżka, w którym brunet ściągnął z siebie koszulkę i przykrył się cały pierzyną. Tozier już chciał wychodzić, ale Kaspbrak złapał go za rękę.

- Zzzostaniesz ze mną chwilę? - zapytał, a jego głos jeszcze lekko się łamał. Zdecydowanie spotkanie z Tym dotknęło go najbardziej. Chłopak został więc i przykucnął kogo jego łóżka. - Dziękuję. - wyszeptał i zamknął oczy. Richie wpatrywał się w jego spokojną twarz. Co ty ze mną robił, Eds. Pierwszy raz od trzech lat użył tego przezwiska. Brakowało mu tego. Kiedy oddech Eddiego się uspokoił, chłopak jak najciszej wstał i złożył delikatny pocałunek na policzku śpiącego po czym wyszedł oknem.


dzisiaj z kolei troche dluzszy, zeby zrekompensować się za wczorajszy
i przezwyczaiłam sie juz do paznokci jej
a i wolicie rozdziały w nocy, czy w takich godzinach jak dzisiaj? XD
buziaki jak zawsze
monstrum z bagna

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top