21. Królestwo Diabłów
Minął miesiąc, w ciągu którego Emmanuel unikał mnie jak ognia. Od tamtej nocy nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, a to niesamowicie ciążyło mi na sercu. Czułam okropne wyrzuty sumienia i nie wiedziałam, co dalej robić. Miałam gdzieś to, że może i Emmanuel zasłużył sobie na taki los. Podłość, której się dopuściłam była do mnie niepodobna. Rozszalałe emocje przyćmiły umysł i przejęły kontrolę. Posunęłam się za daleko – niesłuszne oskarżenie o gwałt nie należało do tych zwykłych nieprzyjemnych wspomnień z przeszłości, które przecież każdy z nas posiadał. Zrobiłam najohydniejszą z możliwych rzeczy, a kiedy w końcu to do mnie dotarło, zniszczyło z podwójną siłą. Byłam słaba, nie potrafiłam udźwignąć roli samozwańczego mściciela i świadomie kogoś krzywdzić.
Każdy bez wyjątku miał coś na sumieniu. Każdy był tylko zwykłym śmiertelnikiem, tonącym we własnych grzechach. Zdałam sobie sprawę, jak marni wszyscy byliśmy. Ja, Ethan, Corinne. Nawet Emmanuel. Przepełniało nas zło i choć wydawałoby się, że słusznie pragnęliśmy odwetu, to zapoczątkowało nasz koniec. Naszą zgubę. To zaczęło nas niszczyć. Nieprzemyślane wybory, mściwość i źle pojęta sprawiedliwość sprowadzały tylko na samo dno.
Nie wiedziałam, czemu aż tak bolał mnie dystans Emmanuela. Brakowało mi jego nieprzewidywalności, głupawego uśmiechu, francuskiego akcentu, a nawet łobuzerskiego spojrzenia. Nie chciałam się do tego przyznawać, ale z każdym dniem mój umysł coraz częściej powracał do każdej chwili, w której obecny był Emmanuel. Nie było ich za wiele, gdyż lwia część to wspomnienia, które nie zaliczały się do przyjemnych. Trochę broniłam się, by przyznać to przed sobą, ale ta jedna noc, podczas której po raz pierwszy normalnie rozmawialiśmy, coś we mnie obudziła. Nie wiedziałam jeszcze, co takiego, jednak to bardzo mi się nie podobało. Przecież nie mogłam myśleć o Cartierze w kategoriach obiektów sympatii. Nie mogłam myśleć o nim dobrze. Nie mogłam myśleć o nim tak dobrze. Nie miałam do tego żadnych powodów ani podstaw. Nie znałam go.
Tak wiele pytań zaprzątało mi głowę, że aż dziwiłam się, że jeszcze nie zwariowałam. Wszystko piętrzyło się i piętrzyło, a ja dalej nie miałam żadnych odpowiedzi. Sprawa matki Emmanuela była kolejnym kamyczkiem do ogródka i również nie dawała spokoju. Myślałam nawet, żeby znów skontaktować się z Giselle i trochę wypytać ją o to, ale nie wiedziałam, czy chciałam nadużywać grzeczności dziewczyny. Choć to może mogłoby pomóc mi połączyć wątki i rozwiązać zagadkę Arthura. Gubiłam się we wszystkim i pozwalałam, by władał mną chaos. Krzywda Emmanuela przestawała mnie już cieszyć, a jedynie wzbudzała poczucie winy. Może nie powinnam mieć wyrzutów sumienia? Nie byłam głupia i wiedziałam, że zasłużył na karę. Jednak ona straciła swoją słodycz i przestała smakować tak dobrze.
W piątkowy wieczór siedziałam w pokoju i starałam się skupić na książce. Jeden rozdział czytałam chyba z kilka razy, dlatego, że myślami odpływałam za daleko. Ostatecznie odłożyłam lekturę i złapałam za telefon, szukając tego jednego numeru w spisie.
— Cześć. Tu znowu ja, Valentina. Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale jesteś chyba jedyną osobą, do której mogę się zwrócić — powiedziałam od razu, gdy Giselle odebrała telefon.
Nie żałowałam tej decyzji, nawet, jeśli miała po dziurki wypytywania o Emmanuela. Cała ta sprawa zwyczajnie nie dawała mi spokoju.
— Śmiało — odparła łagodnie, a kamień spadł z mojego serca.
— Zaczęłam się ostatnio zastanawiać... masz pomysł, o co może chodzić twojemu kuzynowi? Wiesz, rozumiem: niezdrowa rywalizacja, chęć bycia królem szkoły, cokolwiek. Ale wydaje mi się, że to tylko przykrywka.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią, po czym odrzekła:
— Cóż, myślę, że tego dowiesz się od samego Emmanuela.
— Myślisz, że... jego matka może mieć z tym jakiś związek? — zapytałam bez owijania w bawełnę.
— Nie znoszę mojego kuzyna, ale ciotka Lucille to dobra kobieta. Nie mogę powiedzieć ci niczego więcej, kochanie — sapnęła, a w jej głosie wyczułam nutkę smutku. — Nawet jakbym chciała. Jeśli chcesz poznać odpowiedzi na swoje pytania, musisz szukać u źródła. Porozmawiaj szczerze z Emmanuelem. Może dostaniesz chociaż małą wskazówkę.
Krótko podziękowałam jej za rozmowę i przeprosiłam za zabieranie czasu, po czym zakończyłam połączenie i wstałam z łóżka. Nie mogłam dłużej przebywać w domu, bo czułam, że zaczynałam wariować. Dlatego też dobrym pomysłem był spacer – ot, zwykła przechadzka bez większego celu, która pozwoliłaby mi ukoić zszargane nerwy i odzyskać trzeźwość umysłu.
Błądziłam ulicami Rockville, nie przykładając większej wagi do kierunku, w którym niosły mnie nogi. Nagle poczułam wibrację w jednej z kieszeni jeansów, toteż z jękiem męczennicy sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu dostrzegłam twarz Ethana, dlatego od razu odebrałam połączenie.
— Czego? — zapytałam sarkastycznie i zaśmiałam się krótko.
— Słuchaj, wpadliśmy z Corinne na genialny pomysł — zaczął podekscytowany, po czym upewniając się, że podzielałam jego entuzjazm, kontynuował — Co ty na to, żeby zorganizować wspólną imprezę urodzinową? Ty i ja. Dzieli nas co prawda miesiąc, ale to nic.
— Okej, wow — jęknęłam szczerze zdziwiona. — Myślę, że to świetny pomysł! — wydusiłam, nie mając pojęcia, co mogłabym odpowiedzieć.
Urodziny obchodziłam za dwa tygodnie – siódmego lutego, czyli w stosunkowo niedługim czasie. Nigdy nie przywiązywałam większej wagi do tego dnia, dlatego ten rok nie był wyjątkiem. Planowałam, jak zwykle, zaprosić do siebie Ethana i Cori, wbić świeczki w urodzinową pizzę i rozpakować prezent w postaci kolejnych skarpetek w tukany czy ananasy.
— Zorganizujemy imprezę roku. To będzie coś cudownego! — krzyczał, co komentowałam śmiechem. — Cała szkoła jest zaproszona.
— Jesteś nieokiełznany, Ethanie Roy — mruknęłam z politowaniem, po czym podziękowałam za tę wspaniałą inicjatywę.
Ta wiadomość zdecydowanie poprawiła mi dzień. Ethan i Corinne miłe zaskoczyli mnie takim pomysłem, choć był on... niespodziewany. Potem pożegnałam się, schowałam urządzenie z powrotem do kieszeni jeansów i przyspieszyłam kroku. Słońce leniwie zachodziło za horyzont, oznajmiając, że zaczyna robić się późno. Nieprzyjemnie chłodny wiatr zerwał się nagle, przez co zadygotałam. Zdecydowałam się zawrócić, lecz nie bardzo wiedziałam, gdzie się znajdowałam. Przystanęłam na chwilę i rozglądnęłam się dookoła. Dobrą chwilę zajęło mi zlokalizowanie swojego położenia, ale potem ruszyłam we właściwym kierunku i włożyłam do uszu słuchawki. Przejrzałam playlisty na Spotify, po czym wybrałam jedną i wcisnęłam odtwarzanie. W akompaniamencie Cinnamon Girl Lany Del Rey odważnie kroczyłam w stronę domu.
Obserwowałam mijane przez siebie ulice, a kiedy dojrzałam ten charakterystyczny, opuszczony budynek, moje serce jakby mocniej zabiło. Może i byłam głupia, naiwna i dramatyzowałam, ale nie miałam na to wpływu. Nie mogłam tak po prostu wyłączyć sobie uczuć, tym bardziej że od zawsze miałam problem z kontrolowaniem emocji. Czasami zwyczajnie nie potrafiłam nad nimi zapanować i to było okej. Byłam tylko słabym człowiekiem.
Gdy w pewnym momencie ktoś pociągnął za moje ramię, omal nie dostałam zawału. Przez głośną muzykę płynącą ze słuchawek nie słyszałam żadnych dźwięków z otoczenia, dlatego ten gwałtowny gest przeraził mnie nie na żarty. Szybko tego pożałowałam, ale było już za późno. Wyciągnęłam z uszu słuchawki i odwróciłam się w stronę sprawcy mojego zatrwożenia. Zmarszczyłam brwi. Nieznany, starszy mężczyzna patrzył na mnie lubieżnym wzrokiem, po czym zaczął niebezpiecznie się zbliżać.
— Odejdź albo zacznę krzyczeć — pogroziłam, wycofując się ostrożnie.
Nie miałam nawet drogi do ucieczki, a paraliżujący ciało strach dodatkowo działał na niekorzyść. On zaśmiał się tylko, ukazując rząd krzywych zębów i oblizał usta.
— Śmiało. Nikt cię tu nie usłyszy — powiedział, po czym posłał mi całusa w powietrzu.
Wzdrygnęłam się z obrzydzenia, kiedy serce podeszło mi do gardła. Byłam absolutnie przerażona i bezradna, a w momencie, w którym zetknęłam się ze ścianą jakiegoś budynku, wiedziałam, że nie było odwrotu. Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji i nie miałam zielonego pojęcia, co robić. Płakałam żałośnie, gdy ten obrzydliwy facet zaczął mnie dotykać. Stałam jak sparaliżowana, nie mogąc ruszyć się nawet o milimetr.
— Zostaw mnie, błagam — szeptałam, bo tylko na tyle mogłam się zdobyć.
Gdy zamknęłam oczy, w myślach godząc się już z porażką, ręce nieznajomego w błyskawicznym tempie zniknęły z mojego ciała. Głuchy krzyk przeplatany z dźwiękiem uderzenia momentalnie mnie otrzeźwił. Uchyliłam powieki i pociągnęłam nosem, gdy zobaczyłam, jak wysoka sylwetka uderza obcego z ogromną siłą. Po kilku chwilach facet leżał powalony na ziemi, a jego zakrwawiona twarz wykrzywiała się w grymasie bólu. Mój wybawca odwrócił się, a ja szybko rozpoznałam tę postać. Emmanuel z wymalowaną na twarzy wściekłością zaciskał pokrytą szkarłatną cieczą pięść i zrobił krok wprzód. Dalej dygotałam z przerażenia, a płynące bez ustanku łzy rozmazywały pole widzenia.
— Pieprzyć to wszystko — pomyślałam.
Nie zwracając uwagi na to, co zaszło między nami nie aż tak dawno, wpadłam prosto w jego ramiona. Byłam świadoma tego, że mógł mnie odepchnąć i odejść. W końcu po tym, co powiedziałam, sama nie chciałabym mieć ze sobą nic do czynienia. Nasze stosunki pozostawały chłodne i powinnam uszanować ten dystans. Wtedy jednak pragnęłam poczuć się bezpiecznie, a on wydawał się jedyną pewną przystanią.
Gdy nieco zdziwiony tym gestem chłopak otulił mnie szczelnie, odetchnęłam. Nie wiedziałam, dlaczego, ale ogarnął mnie błogi spokój. Jakbym tkwiła w bańce, która chroniła mnie przed całym złem tego świata.
— Już dobrze. Nic ci nie zrobił? — zapytał z troską, gdy dociskał moje ciało do swojej klatki piersiowej.
Odurzający zapach jego perfum zadziałał niesamowicie kojąco. Wiedziałam, że już nic mi nie groziło.
— Nie. Tylko mnie dotykał — wymamrotałam z obrzydzeniem, czując się niesamowicie brudna.
W tym momencie odsunęłam się nieznacznie od Emmanuela i zagryzłam wargę. Widziałam, że złość na tego człowieka wciąż przepełniała go od stóp do głów, a migoczące tęczówki tylko mnie w tym utwierdzały. To był doskonały moment, by jeszcze raz spróbować go przeprosić i naprostować całą tę sytuację, ale jak na złość nie mogłam niczego z siebie wydobyć. Staliśmy tak chwilę w milczeniu, a gdy zaczęło robić się nieco dziwnie, sięgnęłam do kieszeni kurtki. Przetrzepałam je dokładnie, a kiedy nie znalazłam kluczy do domu, przeraziłam się.
— Kurwa — syknęłam i zaczęłam rozglądać się dookoła.
— Co jest?
— Musiałam zgubić gdzieś klucze. Jeśli ich nie znajdę, to nie dostanę się do domu. Rodzice są jakieś dwieście mil stąd — mruknęłam, próbując powstrzymać napływające do oczu łzy.
— Czy ten dzień nie mógł być gorszy? — pomyślałam z żalem.
Przez kolejne dziesięć minut z pomocą Cartiera szukaliśmy zguby dosłownie wszędzie. Przeszliśmy nawet kawałek drogi, którą szłam i nic. Byłam wyczerpana, śpiąca i głodna, a dodatkowo na tę chwilę bezdomna. Chciało mi się płakać.
— Pieprzyć to. Chodź, nie zostawię cię tutaj tak samej. Zostaniesz u mnie — oznajmił.
Złapał moją rękę, zmierzając w nieznanym mi kierunku. Bez siły na żadne protesty, skinęłam głową i ścisnęłam mocniej jego dużą dłoń. Nawet nie przejęłam się zbytnio tym, że najprawdopodobniej będę miała do czynienia z ojcem i matką Emmanuela, a także jego siostrą. Zwyczajnie zignorowałam to tak bardzo, jak mogłam. Przez całą drogę pozostawaliśmy w ciszy, a Emmanuel nie zadawał żadnych pytań i grał miłego. Widziałam to w jego oczach, ale też czułam rezerwę, z jaką do mnie podchodził. Nie miałam mu tego za złe, jak mogłabym? Mimo zgrzytu między nami, pospieszył z pomocą, a ja byłam za to ogromnie wdzięczna.
Po kilkunastu minutach drogi znaleźliśmy się na Bradley Boulevard, a moim oczom ukazała się ogromna posiadłość z basenem. Całość prezentowała się niezwykle okazale na tle innych budynków – niemalże emanowała drogocennością, prestiżem i szykiem. Czerwona cegła dodawała rezydencji elegancji i dostojności, a ja z każdą minutą zachwycałam się tym fantastycznym widokiem coraz bardziej. Kątem oka widziałam, jak Emmanuel śmiał się cicho w odpowiedzi na tę osobliwą reakcję, ale w żaden sposób tego nie skomentował.
— To twój dom? — zapytałam bez zastanowienia, a potem przybiłam sobie mentalnego facepalma za tak głupie pytanie.
Chłopak skinął głową, a potem dość szybko znaleźliśmy się w środku. Wnętrze przerosło nawet moje niebotycznie wysokie oczekiwania, dlatego z wytrzeszczonymi oczami oglądałam wszystko, jakbym była w niebie. Wiedziałam, że na brak pieniędzy Cartierowie nie mogli narzekać, ale pierwszy raz widziałam, żeby ktoś mieszkał jak w jakimś pałacu. Emmanuel zapytał mnie, czy mam ochotę się czegoś napić, na co odmówiłam i podziękowałam.
— Jesteśmy sami, nie musisz się krępować — oznajmił łagodnie.
Nie odpowiedziałam na jego słowa, a jedynie pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. Mimo że nie przejmowałam się zbytnio obecnością rodziny Emmanuela, tak ta wiadomość spowodowała, że nieco się rozluźniłam. Świadomość, że dom był pusty, w pewien sposób mnie cieszyła. Inaczej mogłoby być jeszcze niezręczniej.
— Zamówimy pizzę, a potem pójdziesz spać. Usiądź na sofie, powiem Dorothy, żeby przygotowała ci pokój — poinformował mnie, po czym zniknął gdzieś w głębi domu.
Czułam się głupio, godząc się tak na to wszystko po tym, co mu zrobiłam. W końcu mogłam przenocować u Corinne albo Ethana. Emmanuel zachował klasę i mimo konfliktu potraktował poważnie. Uznałam to wówczas za idealną okazję do ocieplania naszych stosunków. Za idealną okazję, by zakończyć ten konflikt. W głębi duszy po prostu chciałam żyć z nim w zgodzie.
Zajęłam miejsce przed dużym telewizorem, tak, jak nakazał Emmanuel i rozejrzałam się jeszcze raz dookoła. Salon i cała reszta urządzona była w pięknym, królewskim stylu, choć nie zabrakło tu dużej dozy nowoczesności i elegancji. Podłogi wykonane najpewniej z jasnego marmuru świeciły czystością, a jasne ściany z pozłacanymi ornamentami dodawały wnętrzu nieco drogocennego wyglądu. Korzystając z okazji, podniosłam się z miękkiego siedziska i podeszłam do niewielkiej komody, na której stały ramki ze zdjęciami. Na fotografiach rozpoznałam małą Esther i Emmanuela stojących na tle wieży Eiffla, uśmiechniętą kobietę, którą najpewniej była Lucille Cartier oraz parę.
Gdy chłopak znalazł się z powrotem w salonie, serce niemalże podeszło mi do gardła.
— To twoi rodzice? — zapytałam, by zatuszować fakt, że Emmanuel nakrył mnie na bezwstydnym penetrowaniu jego domu.
On natomiast uśmiechnął się słabo. Złapał za dużą ramkę i spojrzał na zdjęcie.
— Tak.
— Twoja mama była piękna — westchnęłam. — Była wtedy w ciąży z tobą? — zaciekawiłam się, choć dopiero po chwili zorientowałam się, jak wścibskie i głupie to było. — Znaczy, przepraszam. Nie powinnam pytać o takie rzeczy, to nie moja sprawa.
— Mademoiselle Valentina, rien ne s'est passé* — zapewnił. — Nie, wtedy dopiero poznali się z moim ojcem. Ja urodziłem się dwa lata później.
Zmarszczyłam brwi, ale nie dopytywałam o to. W tym momencie przypomniały mi się słowa mamy, toteż uśmiechnęłam się, widząc wymalowane na twarzy kobiety szczęście. Podejrzewałam, że ta cała głośna afera wiązała się z czymś bardzo bolesnym dla Lucille Cartier.
Emmanuel opadł na miękką sofę i włączył telewizor, po czym poklepał miejsce obok siebie. Szczerze, cieszyłam się z takiego obrotu sprawy, bo dzisiejszego wieczora naprawdę potrzebowałam czyjejś obecności. Miałam gdzieś, jak to wszystko wyglądało. Choć to trochę samolubne, ważniejszy był dla mnie własny komfort psychiczny.
Pół godziny później oglądaliśmy jakiś horror i zajadaliśmy się pizzą. Niesamowite i pokręcone. Takie spędzanie razem czasu, gdy od tygodni nie zamieniłam z nim ani jednego słowa wydawało się dosyć dziwne i krępujące. On jednak bardzo dbał o to, żebym czuła się swobodnie. Nie wiedziałam, czy traktował mnie ulgowo ze względu na to, co dziś zaszło, ale podobało mi się to. Emmanuel potrafił być miły i znośny, jeśli się postarał. Lub jeśli się upił.
Siedziałam skulona w rogu sofy, śledząc z zaciekawieniem to, co działo się na ekranie. Film naprawdę mnie wciągnął, dlatego ze skupieniem obserwowałam poczynania głównych bohaterów.
— Emmanuelu, pokój przygotowany. Kąpiel też — usłyszałam nagle, gdy w salonie pojawiła się niewysoka kobieta w średnim wieku. Najpewniej to była Dorothy, gosposia.
Zmarszczyłam brwi. Kąpiel?
— Oczywiście, dziękuję — uśmiechnął się, a ona odeszła.
Potem popatrzył na mnie i natychmiastowo się wytłumaczył.
— Poprosiłem Dot o przygotowanie dla ciebie kąpieli — oznajmił, kiedy obserwował moją zdziwioną reakcję.
Uśmiechnęłam się tylko, nie mając pojęcia, co mogłabym powiedzieć. Byłam w szoku, że po tym wszystkim potraktował mnie w tak troskliwy sposób, a nie podszedł do mojej osoby z całkowitą rezerwą i oschłością. W końcu mogłam sama wziąć jakiś szybki prysznic, będąc już i tak dłużną Cartierowi za jego gościnę, ale on zadbał o każdy szczegół. W tym momencie tak po prostu zrobiło mi się jeszcze głupiej za to, co zrobiłam.
— Słuchaj, dziękuję ci bardzo za to wszystko. I proszę, wybacz mi to, co wtedy powiedziałam. Przysięgam, że nigdy niczego tak bardzo nie żałowałam. Nie powinnam nikogo ranić, ale Ethan to mój przyjaciel i tak strasznie cierpiał, a ja tylk... — zaczęłam plątać się w słowach, machając rękami jak opętana.
Nie mówiłam tego tylko dlatego, że musiałam. Że tak wypadało. Że w końcu tak polecił Ethan. Wszystko, co wychodziło z moich ust było szczere i płynęło prosto z serca. Emmanuel natomiast złapał za moje ramiona i spojrzał prosto w oczy.
— Valentino, spokojnie. Nie winię cię już za to, czasu nie cofniesz, a wiem, że robiłaś, co musiałaś. Nie rozmawiajmy o tym, proszę — powiedział zmieszany, przerywając potok słów, które płynęły z moich ust.
Spojrzałam na niego w głębokim szoku. Jak to nie winił mnie za to? Przecież wściekł się jak sam diabeł, gdy tylko wypowiedziałam imię Gabrielle.
— Ale przecież... — zaczęłam, ale w tym momencie chłopak przyłożył mi do ust swój palec.
— Powiedziałem, nie rozmawiajmy o tym — odparł stanowczo, a ja porzuciłam ten temat. — Chodź, zaprowadzę cię do łazienki.
Po tych słowach wstał, i wystawił w moim kierunku dłoń, którą niepewnie złapałam. Dalej byłam w szoku i przetwarzałam w głowie to, co powiedział Emmanuel. Nie miałam zielonego pojęcia dlaczego odpuścił i nie chował do mnie urazy, a odpowiedzi na to pytanie było wiele.
Stąpając po krętych schodach, które prowadziły na piętro, znaleźliśmy się przed odpowiednimi drzwiami. Gdy chłopak uchylił je, ujrzałam dużą, przestronną i przepięknie zaaranżowaną łazienkę. Po prawej stronie stał prysznic, a po lewej długi blat, z pozłacanym zlewem, duże lustro i w końcu ogromna wanna wypełniona pianą. Obok niej na małej półce znajdowały się schludnie poskładana odzież i szczoteczka do zębów.
— Ubrania są Esther, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza — oznajmił, po czym stanął w progu. — Zostawię cię tutaj, czuj się jak u siebie.
Chwilę tak stałam, próbując dać wiarę temu wszystkiemu, choć było to naprawdę ciężkie. Emmanuel zaopiekował się mną tak, jakbym była pieprzoną księżniczką i zadbał o każdy, najmniejszy detal. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie miał w tym jakiegoś większego celu, ale szybko, i może bezpodstawnie, porzuciłam tę myśl. Dystans, który wytworzył się między nami przez ostatnie tygodnie, został minimalnie zniwelowany – albo chociaż tak mi się wydawało. Zachowywał nonszalancję w swoich czynach, ale był przy tym nad wyraz gościnny i troskliwy.
Przekręciłam klucz, a potem zrzuciłam z siebie ubrania i zatopiłam się w kojąco ciepłej wodzie, która pachniała oszałamiająco. Uwielbiałam lawendę, bo niesamowicie relaksowała, w tym momencie potrzebowałam wyciszenia i uspokojenia. Nie miałam pojęcia, ile tak siedziałam, ale z wielką niechęcią wygramoliłam się z wanny, gdy woda już nieco ostygła. Kąpiel z bąbelkami to był naprawdę świetny pomysł i zrobiłam w pamięci notatkę, by podziękować za to Emmanuelowi.
Przebrałam się w krótkie, atłasowe spodenki i dopasowaną do nich koszulę, zostawiając ubrania na małym wieszaku, a potem wyszłam z łazienki. Niemal bezszelestnie zeszłam na dół, gdzie na sofie dostrzegłam drzemiącego chłopaka, który beztrosko pochrapywał. Zaśmiałam się cicho na ten widok, po czym na palcach podeszłam do niego i chwyciłam za koc, by trochę go przykryć. W tym samym momencie Emmanuel otworzył oczy i szybko podniósł się do siadu. Wtedy miałam chwilę, by przyjrzeć się lepiej jego twarzy. Wyglądał na zmęczonego i wycieńczonego – podkrążone oczy i trupio blada, choć wciąż piękna, twarz były dowodem na to, że chyba nie sypiał zbyt dobrze.
— Wybacz, myślałam, że zasnąłeś. — Podrapałam się po karku, nieco zmieszana.
Nie odpowiedział w żaden sposób na te słowa, a jedynie złapał za moją dłoń i zaczął prowadzić w nieznanym kierunku. Błądziliśmy długim korytarzem, aż w końcu dotarliśmy do przytulnej sypialni, jak mniemam, gościnnej. Pomieszczenie, choć niezbyt duże, było naprawdę piękne: dwuosobowe łóżko przy oknie, regał przepełniony książkami i stolik z krzesłem. Całość malowała się w jasnobrązowych barwach, którą dopełniały złote zdobienia.
— Tu będziesz spać — oznajmił.
— Okej, wow. Nie wiem, czemu traktujesz mnie jak pieprzoną księżniczkę, ale ten pokój jest obłędny — powiedziałam, wchodząc do środka i podziwiając wnętrze.
Emmanuel nie odpowiedział na moje słowa, a tylko cicho się zaśmiał. Poinformował mnie jedynie, że gdybym czegoś potrzebowała, to jego pokój jest naprzeciwko, po czym zamknął drzwi, a ja zostałam sama. Wdrapałam się na łóżko, na które opadłam i zatopiłam się w miękkiej pościeli. Całe to zmęczenie dało o sobie znać bardzo szybko, dlatego nakryłam się po same uszy, a powieki z minuty na minutę zaczynały coraz bardziej mi ciążyć. Nie było mi jednak dane zasnąć na dobre, gdyż ciągle wierciłam się i nie mogłam zmrużyć oka. W dalszym ciągu czułam na sobie łapy tego obleśnego faceta, a także paraliżujący strach, który nie pozwolił odpłynąć w senną krainę. W jednej chwili do mojej głowy wpadł niezwykle głupi pomysł. Chwilę biłam się z myślami, ale ostatecznie postanowiłam tak postąpić. Wygrzebałam się z miękkiej pościeli i postawiłam stopy na podłodze, kierując się w stronę drzwi. Uchyliłam je cicho, a potem stanęłam przed pokojem Emmanuela i westchnęłam. Zapukałam cicho, po czym nacisnęłam klamkę i nieśmiało weszłam do środka.
— Cholera, nie powinnam tu wchodzić — pomyślałam.
— Co się dzieje? — usłyszałam zachrypnięty głos Emmanuela i, o mój Boże.
Szybko zapalił lampkę nocną, która rozświetliła wnętrze. Potem podniósł się do siadu, odkrywając nagą klatkę piersiową
— Nie mogę spać. Przez tego faceta ciągle czuję jakby st... — zaczęłam, szybko przerywając swój monolog. — Przepraszam, nie powinnam cię budzić. Pójdę już.
W odpowiedzi na moje słowa chłopak podniósł kołdrę, jednocześnie dając mi znak, żebym położyła się tuż obok niego. Serce niemalże podeszło mi do gardła, ale podeszłam bliżej i umościłam się na lewej stronie łóżka.
— Dzięki — wymamrotałam, po czym odwróciłam się w przeciwną stronę.
Przymknęłam leniwie oczy, a kiedy w końcu w poczuciu bezpieczeństwa zaczęłam zasypiać, poczułam, jak ciało Emmanuela przyczepia się do moich pleców, a jego ręce obejmują talię. Czy to mi się przyśniło?
***
* - nic się nie stało
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top