15. Wyrocznia delficka
Poranek następnego dnia był naprawdę dziwny, a uczucie niepokoju towarzyszyło mi od samego przebudzenia. Niewiele pamiętałam z zeszłej nocy i chyba nawet tego nie żałowałam. Czułam do siebie obrzydzenie, a miejsca, w których spoczywały dłonie Emmanuela, niesamowicie mnie parzyły.
Miałam wrażenie, że przespałam połowę dnia i w zasadzie niewiele się pomyliłam: gdy sięgnęłam po telefon, w celu sprawdzenia godziny, dostrzegłam, że dochodziła czternasta. Ten fakt nieco mnie przeraził, natomiast wiedziałam, że potrzebowałam porządnego odpoczynku i dużej dawki snu. W przeciągu ostatnich tygodni działo się tak wiele, że chwila zwolnienia obrotów była po prostu konieczna.
Ostatkiem sił wygrzebałam się z ciepłej pościeli, która wtedy jakoś bardziej kusiła, by zostać w niej na dłużej i postawiłam bose stopy na zimnej podłodze. Skierowałam kroki w stronę łazienki, by za sprawą orzeźwiającego prysznica jakoś postawić się na nogi i poczuć lepiej. Westchnęłam. Mozolnie podeszłam do dużego lustra znajdującego się nad umywalką i spojrzałam w swoje odbicie. Zagryzłszy wargę zadziwiająco mocno, miałam wrażenie, że zaraz pocieknie z niej krew. Łzy zaczęły wypływać spod moich powiek, a ja nawet nie potrafiłam nad nimi zapanować. Zsunęłam się po podłodze na zimne płytki, przyciągając kolana pod brodę. Dygotałam z nadmiaru emocji, które wręcz rozsadzały mnie od środka. Cały ten ciężar i konsekwencje zeszłej nocy spadły na mnie boleśnie niczym ciężkie brzemię. Moja głowa pulsowała niemiłosiernie, dlatego objęłam ją zimnymi dłońmi, co i tak niewiele dawało. Skłamałabym, mówiąc, że nie byłam zdziwiona swoją gwałtowną reakcją, ale nie panowałam nad tym. Nie wiedziałam, czy nienawidziłam siebie bardziej za to, że nie przerwałam tego pocałunku od razu czy że na pewien moment podobało mi się to. Zdecydowanie przeceniałam swoje możliwości i to chyba wtedy zrozumiałam, że nie byłam tak silna, jak myślałam i oczekiwałam. Nie podołałam. Byłam słaba niczym trzcina na wietrze, tak krucha i mizerna. A teraz wyrzuty sumienia nawiedziły mnie niczym najgorszy demon.
— Nie, ja zwariowałam — szeptałam sama do siebie, nie dając wiary swoim własnym myślom.
Traciłam zmysły? Co ja tak właściwie sobie myślałam, porywając się na taki pomysł?
Cóż, obiektywnie oceniając moją wspaniałomyślność, pomysł nie był najgorszy i najpewniej miał rację bytu, gdyby nie to, że to po prostu ja nie nadawałam się do roli biegającego za Emmanuelem pieska. Sam pocałunek sprawiał, że czułam, jakbym robiła coś karygodnego, choć to była tylko gra.
Ciche pukanie do drzwi niczym kubeł zimnej wody otrzeźwił mnie natychmiastowo.
— Valentino, kochanie? Wszystko w porządku? — usłyszałam zmartwiony głos mamy, w którym wychwyciłam całkiem spore zdenerwowanie.
To jak bardzo kochałam tę kobietę, było czymś nie do opisania...
— Tak! Idę wziąć prysznic — odpowiedziałam jej, starając się ze wszystkich sił, by zabrzmieć jak najbardziej normalnie.
Mama chyba uwierzyła w moje słowa, co bardzo mnie ucieszyło i uspokoiło. Nie powinnam była pozwalać sobie na takie zachowanie, gdy rodzice byli w domu, ale nie sądziłam, że zostanę przez kogokolwiek usłyszana. Westchnęłam głośno, zsunęłam ze swojego ciała satynową koszulę nocną i weszłam do kabiny. Gdy ciepła woda zetknęła się z moją rozgrzaną skórą, poczułam subtelne ukojenie. Wypuściłam powietrze, chcąc rozluźnić się i zmyć z siebie dotyk samego Emmanuela, którym bez dwóch zdań mogłam nazwać samym diabłem. Wszystko, co wydarzyło się ostatniej nocy, było pod każdym względem złe, niepoprawne i godne kary. Nie mogłam uwierzyć w to, że taki człowiek jak on był w stanie wzbudzić we mnie tak niewłaściwe emocje. Zawiodłam się na sobie. Nie sądziłam, że moje hormony przejmą kontrolę nad zdrowym rozsądkiem, ale starałam się zrzucić to na karb mojego nietrzeźwego stanu i przymusu, by być potulną owieczką dla Emmanuela Cartiera.
Nie wiedziałam, ile czasu minęło, ale wyszłam z kabiny, gdy moje palce zaczynały się zabawnie marszczyć. Otuliłam się miękkim ręcznikiem, po czym opuściłam łazienkę. Dosyć szybko doprowadziłam się do porządku: wysuszyłam mokre włosy, ubrałam się w coś innego niż rozciągnięty dres i nawet trochę pomalowałam, chcąc, choć na chwilę, poczuć się lepiej. Kierowana odgłosem burczącego brzucha, powędrowałam do kuchni, w której zastałam mamę. Kobieta wnikliwie śledziła ekran swojego laptopa, popijając kawę.
— Cześć, mamo — przywitałam się krótko i ucałowałam jej policzek.
Kobieta odwzajemniła ten gest, a jej skupiona twarz bardzo szybko rozpromieniła się na mój widok.
— Przepraszam za wczoraj, straciłam poczucie czasu — wytłumaczyłam się, nakładając na duży talerz przygotowane przez mamę warzywa z ryżem i kurczakiem.
Mój żołądek jak na zawołanie zawarczał donośnie, toteż czym prędzej zajęłam miejsce przy stole i zabrałam się do jedzenia.
— Martwiliśmy się z tatą — mruknęła, powracając wzrokiem do komputera. — Na pewno wszystko w porządku?
Spojrzałam na mamę, której twarz wyrażała jakiś dziwny niepokój. Uśmiechnęłam się słabo.
— Tak, mamo. Nie martw się — odparłam, starając się zabrzmieć przekonująco.
— Żeby mi to był ostatni raz — pogroziła palcem.
Zaśmiałam się cicho i skinęłam głową, czego najprawdopodobniej nie dostrzegła. W ciszy dokończyłam jedzenie, a potem włożyłam talerz do zmywarki.
Reszta dnia w zasadzie wydawała mi się rozmytym kalejdoskopem wrażeń zeszłej nocy. Nie potrafiłam się na niczym skupić i choć emocje już trochę opadły, ja jak głupia musiałam jeszcze bardziej się nakręcać. Starałam się nawet zająć myśli nauką, ale kiepsko mi to szło. Ostatecznie przeleżałam większą część dnia i oglądałam pierwszy lepszy serial, który wpadł mi w ręce. Wieczorem wraz z Ethanem i Corinne rozmawialiśmy przez telefon, z racji tego, że chciałam w końcu wyrzucić z siebie wszystko to, co działo się tamtej nocy.
— A wtedy przyszedł Emmanuel z butelką whisky i upiliśmy się za wszystkie czasy — opowiadałam. — Musiałam wcisnąć Cori bajeczkę o Nathalie, bo nie chciałam zdradzać się przy Emmanuelu.
— Po co? — zagadnął Ethan.
— Musiałabym być naprawdę głupia, by jak gdyby nigdy nic, poinformować moją przyjaciółkę, że spędzam sobie beztrosko czas w towarzystwie kogoś, kto od dobrych kilku miesięcy konsekwentnie niszczy nam życie.
Chłopak odburknął w zrozumieniu. Wiedziałam, że za chwilę będę musiała powiedzieć o najbardziej ciążącej mi rzeczy, która miała wtedy miejsce, a wzmianka o moim pocałunku z Cartierem najpewniej będzie wzbudzać każdego rodzaju negatywne emocje. Mimo tego, że w końcu taki był plan, czułam się winna.
— Podziwiam cię za to. Ja sam pewnie rozszarpałbym go na strzępy — odburknął Ethan.
Przełknęłam ślinę.
— Całowaliśmy się — palnęłam w końcu, gryząc wargę ze zdenerwowania.
Cisza po drugiej stronie była aż zbyt wymowna i sprawiła, że serce jeszcze bardziej podeszło mi do gardła.
— Czy ty do reszty oszalałaś? — wykrzyknęła niemalże Corinne, a ja przewróciłam oczami.
— Przecież tak to wymyśliliśmy! — broniłam się zaciekle. — Myślisz, że to był szczyt moich marzeń? Czułam się jak najgorsza grzesznica.
Mój głos w jednej sekundzie diametralnie zmienił swój ton na nieco rozżalony. To wydawało się ostudzić trochę emocje mojej przyjaciółki, ale nie zrobiłam tego specjalnie. Mówiłam najszczerszą prawdę - wyrzuty sumienia, które powinnam zwyczajnie zignorować, męczyły mnie przez cały dzień. To ja musiałam się z tym jakoś uporać i choć decyzja została podjęta przeze mnie, a plan opracowany został głównie z mojej inicjatywy, tak czułam się tym przytłoczona. Nie chciałam słuchać dodatkowo bezpodstawnych pretensji.
— Przepraszam — zreflektowała się szybko dziewczyna. — Ostatnio jakoś ciężej znoszę to wszystko.
Odburknęłam tylko coś na znak, że zrozumiałam i zakończyłam połączenie. Denerwowanie się jeszcze niefajną reakcją mojej przyjaciółki byłoby nierozsądne, dlatego wolałam sobie tego oszczędzić.
__________
Siedząc na dachu, wszystkie wspomnienia wczorajszego dnia spłynęły na mnie jak niechciana lawina, która wywoływała niewygodne emocje. Wstyd było mi przyznać przed samą sobą, że przez tę jedną chwilę, która w perspektywie wieczności nie miała żadnego znaczenia, poczułam coś wyjątkowego. Niesamowicie szalonego, ale dobrego.
Skołowana przytknęłam dłoń do rozgrzanego czoła i westchnęłam. W głębi duszy miałam nadzieję, że nie zostanę zaszczycona niespodziewaną wizytą Emmanuela i będę mogła w spokoju zebrać myśli, ale też uspokoić rozszalałe serce. Niewiele myśląc, wyciągnęłam z kieszeni swetra pudełko papierosów, po czym wyciągnęłam jednego i czym prędzej odpaliłam. Przytknęłam używkę do ust, na których do tej pory czułam smak pocałunków Emmanuela. Wzdrygnęłam się z lekka, a dreszcze przebiegły przez całe moje ciało.
— Nie wiem, co ty próbujesz osiągnąć, ale nie łudź się, że ci się to powiedzie — usłyszałam stonowany głos dochodzący tuż zza moich pleców.
Niemalże podskoczyłam, a odwróciwszy się nieco, zbladłam. Przede mną stała Esther Cartier w swoim codziennym wydaniu: ze statyczną twarzą, patrzącą na wszystko i wszystkich z pogardą. Niemalże poczułam gotującą się w moich żyłach krew, ale nie mogłam pozwolić sobie zdradzić mojego zdenerwowania i złości.
Ani tego, że miałam ochotę rozszarpać ją na strzępy.
— Nie marnuj swojego czasu i po prostu stąd odejdź — oznajmiłam bez krzty zawahania się, unosząc hardo głowę.
Prychnęła.
— Jeśli myślisz, że możesz mi rozkazywać, to jesteś jeszcze głupsza, niż myślałam — zaśmiała się, co podjudziło mnie jeszcze bardziej.
Zacisnęłam pięści, czując, że jestem niebezpiecznie bliska uderzenia jej prosto w tę fałszywą twarz.
— Po tym, co zrobiłaś mi razem z tym sukinsynem Jonathanem pod przewodnictwem braciszka, nie powinnaś nawet na mnie patrzeć — wyplułam — Najwidoczniej wstydu także ci brak.
Twarz dziewczyny zmieniła wyraz na widocznie zdziwiony. Czyż powiedziałam coś odkrywczego? Nie znałam nikogo równie bezczelnego. Jak ona mogła mieć tupet przychodzić i mieszać mnie z błotem, czy próbować rozkazywać?
— To był mój pomysł i Emmanuel nie miał w tym żadnego udziału — mruknęła po chwili zawieszenia — Zrobiłam to po to, żeby go ukarać.
Zmarszczyłam brwi. O czym ona, do cholery, mówiła?
— Kłamiesz. Nie mam z nim nic wspólnego i nie zasłużyłam na takie bezeceństwo — warknęłam, zaciskając pięści.
— Za bardzo się z tobą cackał, a ja nie będę pozwalać na to, żebyś tak jak G... — powiedziała, po czym gwałtownie się zatrzymała. — Nieważne. Jesteś nikim i tak już pozostanie.
Chciało mi się płakać ze złości, ale absolutnie nie mogłam dać tej satysfakcji Esther.
— Przynajmniej nie udaję brylantu, gdy tak naprawdę jestem gównem posypanym brokatem — wyplułam, mierząc się z nią wzrokiem. — Pierdol się, Esther.
Po tym tak po prostu wyminęłam ją i odeszłam. Poczułam satysfakcję oraz to, że to ja w końcu wyszłam zwycięsko w pojedynku z Cartierami. Mimo wszystko przepełniała mnie wściekłość i miałam nieopisanie dużą ochotę, by wrócić tam, wyszarpać ją za te czarne kudły i wykrzyczeć w twarz jak bardzo jej nienawidziłam.
Zbiegłam na sam dół, a skrzypiące pod moimi stopami schody robiły trochę hałasu. W mojej głowie panował ogromny chaos, który nie potrafiłam na tę chwilę ujarzmić. Gdy złość nieco opadła i emocje uwolniły trzeźwość umysłu, zaczęłam podświadomie analizować słowa dziewczyny. O czym ona, do jasnej cholery, mówiła? Emmanuel w żaden sposób nie traktował mnie inaczej - knuł, ranił i przybierał maski, a każde jego słowo było nieszczere. Esther zwyczajnie kłamała i kryła dupę swojego brata, chcąc uniknąć ewentualnego odwetu z mojej strony. Niedoczekanie. Nie byłam głupia i doskonale wiedziałam, co kryło się pod tym łgarstwem. W końcu, z jakiego powodu Emmanuel miałby udzielać mi immunitetu? Byłam dla niego nikim. Pionkiem w jego chorej grze. Obiektem bez żadnej wartości.
Wibrujący w mojej kieszeni telefon w jednej sekundzie sprawił, że powróciłam do świata żywych. Na ekranie ujrzałam uśmiechniętą twarz Corinne, dlatego czym prędzej odebrałam połączenie.
— Giselle zgodziła się z nami porozmawiać — usłyszałam na wstępie uradowany głos mojej przyjaciółki.
— Co? Ale jak t...
— Napisałam do niej i poprosiłam o pomoc. Długo nie musiałam jej przekonywać, bo od dłuższego czasu jest z Emmanuelem we wrogich stosunkach — oznajmiła z dumą, a ja uśmiechnęłam się szeroko. — Przyjdź do mnie, czekamy razem z Ethanem.
Ta wiadomość bez wątpienia poprawiła mi humor. Próba rozmowy z Giselle brzmiała mimo wszystko bardzo optymistycznie, toteż pozwoliłam sobie pomyśleć, że za niedługą chwilę będziemy mieli Emmanuela w garści. Z niesamowitą ekscytacją skręciłam we właściwą uliczkę, docierając do domu Corinne w ciągu dziesięciu minut.
Drzwi jak zwykle otworzył mi tata Cori, który z uśmiechem na ustach zaprosił mnie do środka. Zrzuciłam buty ze stóp, rzucając niedbale na podłogę i z aparycją tornada pognałam do pokoju mojej przyjaciółki. Gdy wpadłam do pomieszczenia, zastałam popijającą sok czarnowłosą i zrelaksowanego do granic możliwości chłopaka. Moje przybycie przykuło ich uwagę, która w jednej sekundzie postawiła na nogi Ethana.
— Obiecała zadzwonić o dwudziestej — oznajmił, zbliżając się w moją stronę, by objąć mnie na powitanie, jak to miał w zwyczaju.
Czyli mieliśmy jakieś cztery minuty.
Gdy zajęłam miejsce w dużym, wiszącym fotelu poczułam swego rodzaju podenerwowanie i lęk. W końcu nie znałam tej dziewczyny, a każdy członek rodziny Cartierów jakoś wzbudzał u mnie jakąś niechęć i przestrach.
Godzina dwudziesta nadeszła jakby w sekundę, a ja stanęłam przed faktem dokonanym. Przełknęłam ostrożnie ślinę i odebrałam połączenie, włączając tryb głośnomówiący.
— Cześć — usłyszałam po drugiej stronie — Przykro mi, że mój nieokrzesany kuzyn robi wam takie świństwo.
— Dziękuję, że zgodziłaś się z nami porozmawiać — sapnęłam — Będziemy twoimi dłużnikami do końca życia.
— Sama świadomość, że Emmanuel dostanie za swoje, będzie wystarczająca — zaśmiała się, na chwilę zatrzymując. — Myślę, że powinniście wiedzieć o Gabrielle. — oznajmiła z satysfakcją, przechodząc bez ogródek do sedna.
Zagryzłam wargę.
— Gabrielle była kiedyś dziewczyną Emmanuela, niezbyt uczciwą, swoją drogą. Krótko mówiąc: poleciała na jego pieniądze, on biedaczek zakochał się w niej na zabój, ona zdradziła go na jego własnej imprezie urodzinowej z przyjacielem, po czym oskarżyła o gwałt. Jego reputacja legła w gruzach, bo każdy uwierzył Elle. To zbiegło się w czasie z ich wyprowadzką z Nowego Jorku, która była doskonałym momentem na ucieczkę od widma niechlubnej opinii.
Przez chwilę milczałam, chcąc zebrać wszystkie swoje myśli.
Odjęło mi mowę, przysięgam na Boga.
Odchrząknęłam, chcą zepchnąć moje zdziwienie na dalszy plan. To nie był czas na analizowanie tego, co przed chwilą usłyszałam.
— I myślisz, że tym mogę go szantażować?
— Naturalnie. Tu, w Rockville ma czystą kartę. Nikt o tym nie wie, a jego ojciec bardzo tego pilnuje. Mimo wszystko bądźcie ostrożni.
— Myślisz, że udałoby mi się usłyszeć o tym od samego Emmanuela? Taki miałam początkowo plan, ale... — urwałam w połowie, szukając odpowiedniego słowa — nie wiem, czy to sukcesywny pomysł.
— Jestem przekonana, że nie. Emmanuel to typ człowieka, który nielicznych dopuszcza do siebie. Od zawsze tak było, a sama Gabrielle sprawiła, że to wąskie już grono najbliższych drastycznie zmniejszyło liczebność. Jeśli jakimś cudem uda ci się dostać do jego serca, pozostaniesz w nim już na zawsze. Choć tak jak wcześniej mówiłam, szanse te oceniam na nie więcej niż jeden procent.
— Dziękuję, Giselle. Jesteśmy twoimi dłużnikami.
Dziewczyna zaśmiała się niefrasobliwie i pożegnała się z nami po francusku i rozłączyła:
— Que le pouvoir soit avec vous*
Gdy odłożyłam telefon, poczułam niesamowitą ulgę. Tak, jakby ktoś zdjął mi z serca ogromny, ciążący kamień.
— Nie musisz już się do niego łasić — oznajmiła Corinne, a ja zaśmiałam się. To była cudowna wiadomość, która uratowała mnie od tego wszystkiego. Chyba nie miałabym na tyle silnej psychiki, by udawać, skoro po głupim pijackim pocałunku czułam ogromne wyrzuty sumienia.
Teraz wszystko było na dobrej drodze. Musiało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top