03. Błogostan
Powrót do szkoły wydawał się jednym z tych wydarzeń, które uświadamiały mi, jak bardzo ulotna była chwila. Czas tak naprawdę wcale na nas nie czekał i mimo wszystko przemykał jak szalony. Nim się obejrzałam, minął równy tydzień, odkąd zaczął się rok szkolny, czyli coroczna rzeź niewiniątek. Trochę męczył mnie taki tryb życia: wczesne wstawanie, nudzenie się na lekcjach, odrabianie prac domowych i masa obowiązków. Zaczęłam wzdychać do wakacyjnych, luźnych dni, ciepłych nocy i tego błogiego stanu bez jakiejkolwiek nauki. Wtedy mogłam w pełni oddać się lenistwu i mieć wszystko głęboko w poważaniu.
Leżałam wyłożona jak długa na miękkiej sofie w moim salonie, nie zwracając uwagi na jęczącą obok Corinne, która próbowała zdobyć więcej miejsca do siedzenia. Ja natomiast miałam gdzieś wszystko i wszystkich, i wgapiając się w ekran telewizora, wpychałam w moje usta ogromne ilości paprykowych chipsów. Nie chciałam przegapić ani sekundy filmu, toteż oczy wlepiałam w monitor przez cały czas.
— Możesz przesunąć to tłuste dupsko, bo zaraz spadnę? — burknęła dziewczyna, sapiąc pod nosem i siłując się z moim ciężkim cielskiem.
— To moja sofa i moje zasady — powiedziałam stanowczo.
Ethan siedzący na fotelu obok obdarzył nas spojrzeniem pełnym politowania i przewrócił oczami. Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, które sprawiło, że wrócił wzrokiem do ekranu swojej komórki.
Wydałam z siebie męczeński jęk i z wielką łaską zrobiłam przyjaciółce więcej miejsca. Wróciłam wzrokiem do ekranu telewizora, zła, że ominęło mnie kilka sekund filmu i bardzo szybko tego pożałowałam. Zapiszczałam i zakryłam czym prędzej oczy, przez co leżąca na moich kolanach paczka chipsów niemal wylądowała na podłodze.
— Zabił go! — wymamrotałam — Co za skurwiel!
Corinne, ogromnie rozbawiona, skwitowała śmiechem moją ożywioną reakcję.
Tak, może i oglądałam ten film po raz pięćdziesiąty, ale za każdym razem przeżywałam śmierć Leona tak, jakbym widziała ją pierwszy raz. Przecież to okrutne! Nie potrafiłam pojąć tego, w jak bezuczuciowy sposób zachowywali się moi przyjaciele...
Mimo wszystko cieszyłam się, że w końcu dotrwaliśmy do końca filmu. Za każdym razem, gdy zmuszałam moich przyjaciół do obejrzenia go, kończyło się na tym, że musiałam wyłączyć film w połowie, bo Ethan i Cori byli za bardzo znudzeni oglądaniem. A przecież „Leon zawodowiec" to klasyk, swoją drogą naprawdę genialny. Kochałam go całym sercem i wiedziałam, że to nigdy się nie ulegnie zmianie.
Burknęłam, gdy podniosłam swój tyłek z wygodnej sofy i rozprostowałam zasiedziałe kości. Wyłączyłam telewizor i stanęłam naprzeciwko mojego przyjaciela, który z uśmiechem na twarzy pisał coś na swoim telefonie. Uniosłam podejrzliwie brew i rzuciłam Corinne znaczące spojrzenie. Od razu zrozumiała, o co mi chodziło i pokiwała twierdząco głową. Nachyliłam się lekko nad zaaferowanym stukaniem w wyświetlacz komórki Ethanem i skrzyżowałam ręce pod biustem.
— Czy ty właśnie zdradzasz swoje dwie, najlepsze i najukochańsze przyjaciółki? — zapytałam oskarżycielskim tonem, przez co chłopak podniósł głowę i popatrzył na mnie dobrotliwie.
Wtedy dostrzegłam coś, czego nie widziałam na twarzy mojego przyjaciela nigdy. Jego oczy migotały w jakiś niewyjaśniony sposób, policzki zdobiły lekkie rumieńce, a uśmiech rozciągający się od ucha do ucha, wydawał się najszczerszym uśmiechem, jakim widziałam w życiu. Ethan był po prostu szczęśliwy, a to sprawiło, że moje serce dosłownie się skurczyło. Cholera, to widok, który zapierał dech w piersi.
W końcu taki błogostan u mojego przyjaciela, tym bardziej po tym, co się stało, był czymś zaskakującym.
— Jezu, Ethan — mruknęłam cicho — Z kim ty piszesz? Osobiście wręczę tej osobie medal za wywołanie takiego banana na twojej ostatnio wiecznie oburzonej twarzy.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i usiadłam na oparciu fotela. Pogładziłam idealnie ułożone włosy chłopaka i popatrzyłam na Corinne, która to z otwartą buzią wpatrywała się w Ethana.
— Nie wierzę! To dziewczyna? Chłopak? Jesteś gejem? Albo bi? — podskoczyła na swoim miejscu, po czym jak torpeda pokonała odległość, dzielącą ją ode mnie i chłopaka.
Usadowiła się wygodnie po drugiej stronie fotela, wpatrując się w szatyna i szczerząc jak głupi do sera. Chłopak chyba nieco się zawstydził, bo na jego policzki wstąpił intensywny rumieniec, a on sam spuścił głowę i zaśmiał się pod nosem. Siedziałyśmy z Cori jak dwie ciotki, które czekały tylko na pełną wrażeń opowieść o niesamowitych miłosnych podbojach.
— To Maurice — powiedział nieśmiało, wskazując palcem na telefon leżący na jego kolanach.
Zaśmiałam się.
— Nie wierzę, że najbardziej nonszalancki i pewny siebie koleś, jakiego znam, jest zawstydzony! — powiedziałam, śmiejąc się głośno i klepiąc mojego przyjaciela po plecach.
Nic tak dawno nie ucieszyło mnie w takim stopniu. Dosłownie miałam ochotę wstać i tańczyć. W końcu zaczęło się układać, a szczęście mojego przyjaciela było dla mnie najważniejsze. Ethana zawsze otaczano wianuszkiem i na brak zainteresowania ze strony dziewcząt zdecydowanie nie mógł narzekać. Nie znałam żadnej, która choć przez chwilę nie wzdychała do niego. Sęk w tym, że tak naprawdę każda z tych zapatrzonych w niego dziewczyn leciała tylko na jego pieniądze, pozycję i ładną buźkę. I oczywiście to nie tak, że tylko one zwracały uwagę na wygląd, bo przecież każdy w jakimś stopniu na to patrzył. Ale charakter i historia Ethana mało je obchodziła. Myślę, że on zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nigdy nie przywiązywał się do żadnej z jego „kochanek" i nie oczekiwał niczego. Miało być łatwo i przyjemnie. Tylko na chwilę. Teraz wyglądało to tak, jakby ten stan rzeczy miał się zmieniać. Gdzieś w głębi czułam, że Maurice nie była tylko na jedną noc. Odkąd pamiętałam, żadna dziewczyna nie wywoływała w moim przyjacielu takich emocji i bardzo chciałam, żeby to wszystko nie pękło niczym bańka mydlana.
Proszę, nie zepsuj tego, Maurice.
— Bardzo się cieszymy, maluchu — powiedziała ciepło Cori, po czym przytuliła chłopaka, a ja szybko dołączyłam do nich.
To był naprawdę niesamowity wieczór.
***
Idąc korytarzem pełnym wszelakiej maści ludzi, próbowałam chociaż wytypować kilka dziewczyn, które pasowałyby na tajemniczą ukochaną Ethana. Nie było to zbyt łatwym zadaniem, zważywszy na to, że wiedziałam tyle, co nic. Mój przyjaciel, który na co dzień zaliczał się raczej do tych otwartych chłopaków, zamknął się w sobie, a informacje, które dosłownie wydarłyśmy od niego siłą, były niezwykle szczątkowe. Zresztą sprawy sercowe od zawsze pomijał i nie lubił o nich rozmawiać.
— Niska, szczupła, duże niebieskie oczy — powtarzałam sobie, przeciskając się pomiędzy ludźmi.
Musiałam wyglądać jak skończona idiotka, przypatrując się każdej dziewczynie pasującej do tego niezwykle obszernego opisu wyglądu. Pokręciłam głową, uświadamiając sobie, jak głupia byłam, ale naprawdę chciałam chociaż zobaczyć tę dziewczynę. Westchnęłam.
Brutalne zderzenie z czyjąś klatką piersiową sprowadziło mnie na ziemię. Zachwiałam się i gdy już myślałam, że wyrżnę orła na oczach całej szkoły, coś przytrzymało mnie w talii. Podniosłam wzrok, a gdy natrafiłam na tę znajomą twarz, po moim kręgosłupie przeszły mnie nieprzyjemne ciarki. Para pięknych, ciemnych oczu wpatrywała się we mnie przenikliwie, a gdy cień zrozumienia przeszedł przez jego twarz, szybko zabrał swoje dłonie. Nie zdążyłam nawet przeprosić za swoje ślamazarstwo, a Emmanuel, rzucając mi gniewne spojrzenie, szybko odszedł i zniknął wśród całej tej szkolnej hałastry.
Poczułam się naprawdę dziwnie. Pospiesznie poprawiłam swoją spódniczkę i ruszyłam w stronę biblioteki. Miałam dość tych żałosnych poszukiwań i postanowiłam zaszyć się wśród regałów pełnych książek. Usiadłam przy jednym ze stolików i wyciągnęłam telefon. Szybko wystukałam wiadomość do mojej przyjaciółki i wysłałam ją w nadziei, że zdążymy zobaczyć się przed końcem przerwy na lunch. Może wybrałam zły moment, ale cała ta sytuacja związana z moją konfrontacją z Emmanuelem przywołała w mojej głowie ostatnią rozmowę z mamą. Znów poczułam kiełkujące wewnątrz mnie ziarnko niepokoju.
— Hej — wyszeptała moja przyjaciółka, wchodząc do pomieszczenia. — Coś się stało?
Dziewczyna usiadła na krześle tuż obok, złapała moje dłonie i popatrzyła prosto w oczy. Była zmartwiona, a mi od razu zrobiło się cieplej na sercu, widząc, jak bardzo interesowała ją moja osoba. Kochałam Corinne jak siostrę i oddałabym za nią wszystko.
— Nie. W zasadzie, to tak. Chociaż... — zaczęłam się motać.
Sama nie wiedziałam, jak miałam to z siebie wydusić. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przy Cori mogłam być szczera. Nawet gdybym powiedziałabym największą głupotę, to nie wyśmiałaby mnie, tylko próbowała rozumieć.
— Słońce, mamy mało czasu — powiedziała zdenerwowana.
Westchnęłam.
— Chodzi o to, że ostatnio moja mama zachowała się naprawdę dziwnie i sama nie wiem, jak mam to wszystko rozumieć — mruknęłam — Zaczął się temat Emmanuela, a gdy tylko dowiedziała się, jak ma na nazwisko, zaczęła się dziwnie zachowywać. Jakby na siłę próbowała ukryć taką silną niechęć do niego.
Dziewczyna pogładziła mnie po włosach i popatrzyła łagodnie. To było jak miód na moje serce.
— Val, naprawdę nie musisz się tym przejmować. Z tego co wiem, to oni wprowadzili się całkiem niedawno, a już mają opinię zadufanych w sobie snobów — powiedziała ze spokojem — Nic dziwnego, że twoja mama nie pała do nich jakąś ogromną sympatią.
Pokiwałam głową. Corinne miała rację – mimo że nie minęło dużo czasu, o uszy obiło mi się całkiem sporo negatywnych opinii o Emmanuelu, jak i o całej rodzinie. Byłam skłonna zgodzić się z tymi głosami, choć nie znałam tego chłopaka, a tym bardziej jego bliskich. Niemniej jednak roztaczał wokół siebie jakąś dziwną aurę. Nie potrafiłam tego do końca wyjaśnić. Wydawał mi się po prostu bardzo specyficzny. Mimo że zachowywał się jak człowiek rangą wyższy od wszystkich innych, posiadał w sobie jakąś magnetyczną tajemniczość.
Emmanuel Cartier był cholernie intrygujący.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top