Test i ewakułacja

Ah wczoraj był fajny dzień bo nie poszłam do szkoły ale dobre się skończyło, niestety. Dziś zapowiadał się ciężki dzień ponieważ mielośmy pisać test z matmy. A ja wogulę się do niego nie uczyłam. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i uczesałam włosy. Po drodze do szkoły spodkałam Wiktorię.

Ja.
Hej.

Wiktoria.
Hej.

Ja.
Uczułaś się na matme?

Wiktoria.
A co ma być test?

Ja.
No.

Wiktoria.
Naprawdę?

Ja
No tak.

Wiktoria.
Mam nadzieje Nathan da mi ściągnąć.

Ja.
Jeżeli on wogule się uczył.

Wiktoria.
Oby bo jak nie to po mnie.

Ja.
I ciekawe czy Mark się nauczył bo jak nie to mam przechlapane.

Wiktoria.
No trzymajmy kciuki.

Ja.
Chyba że testy zostaną odwołane.

Wiktoria.
Fajnie by było.

Ja.
No.

Gdy doszliśmy do szkoły było jeszcze pięć minut na naukę. Potem  weszliśmy do klasy Pani rozpadła nam testy ale Marka i Nathana nie było w sali. Więc razem usiedliśmy. Nie minęło pięć minut a w szkole rozległo się trzy dzwonki. Wszyscy wybiegli jak szaleni. Wszyscy szybko opuścili szkołę i udali się na parking przed szkołą. Nauczyciele przeliczyli uczniów i wruciliśmy do szkoły. Pani zabrała nam testy i mieliśmy normalną lekcję. Test miał się dopiero odbyć jutro więc mieliśmy czas na nauczenie. Reszta szkoły minęła dosyć spokojne. Poszłam do domu i zjadłam obiad i poszłam odrabiać lekcję. I znów Mark przyszedł do mię pod okno i mówił abym zeszła bo ma dla mnie niespodziankę. Ja zeszłam na dół otwożyłam drzwi a on zamknął mi oczy i zaprowadził w tajemnicze miejsce. Zdjął mi opaskę z oczu a ja ujżałam piękny zachud słońca.

Ja.
Nie można było mnie tak normalnie zaprowadzić.

Mark.
No nie.

Ja.
Ale dzięki.

Mark.
Po to jestem.

Ja.
A tak wogilę czemu nie przyszłeś do szkoły?

Mark.
Bo się przeziębiłem tym wczorajszym tańce.

Ja.
Ok. A nie masz guza po tej doniczce?

Mark.
No może takiego małego. Przeżyję.

Ja.
To dobrze.

Mark.
A tak wogulę to bałem się że cię stracę.

Ja.
Szczeże ja też tak myślałam.

Mark.
A jak ty wogule przeżyłaś?

Ja.
To długa historia.

Mark.
To tym bardziej choć ja usłyszeć.

Ja.
No dobra jeśli chcesz. Ale i tak z pewnością mi nie uwieżysz.

Mark.
No mów bo umrę z ciekawości.

Ja.
No to było tak:
Jak jechaliśmy kopiami ja się zatrzymałem ponieważ usłyszałam jakieś pieski.

Mark.
Naprawdę?

Ja.
No nie przeszkadzaj.

Mark.
No dobra już dobra. Opowiadaj.

Ja.
No to tak usłyszałam jakieś piski zeszłam z konia i podeszłam skąd dochodzoł ten dźwięk. Okazało się że to mały zajączek złapany wsieci kłusownika. Uwolniłam go...

Mark.
Naprawdę.

Ja.
Mark czy ja teraz wyglądam tak jakbym kłamała?

Mark.
No nie.

Ja.
No właśnie.

Mark.
A ten nieźwieź był duży?

Ja.
Z pewnością większy od Ciebie.

I tak oto zostałam zasypany pytaniami. I tak do wieczora. Mark odprowadził mnie dodomu. A ja wziełam się za dalsze odrabianie. Gdy odrobiłam już lekcje położyłam się spać ściąć o Marku.



___________________________________________________________________________

A wy kiedy ostatnio byliście chorzy?
Napiszcie w komentarzu!
Do zobaczenia w kolejnych rozdziałach.
I piłeczka ⚽

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top