#39

*Narrator*
Lekarz biegał po całej sali. Szukał odpowiednich narzędzi. Jego pacjentka właśnie umierała. Zobaczył, że jest to nie kto inny, jak Marinette Dupain-Cheng, która rzekomo popełniła samobójstwo półtora roku temu. Lekarz ratował ją, ale bez skutku. Kiedy już umierała, zawołał Adriena. Chciał, żeby chłopak był przy jej ostatnich chwilach życia. Adrien usiadł na krześle i chwycił jej dłoń. Zaczął cichutko śpiewać.

- M-mam... sup-per... d-dar. Ga-gaśnie zły... cz-czar. T-tak... dzia-ła moc... Mirac-luum. M-mam... supe-er... dar... a w se-ercu żar... do-daje m-mi si-sił... mi-łości d-duch. - pochlipywał cicho. Jedna z jego łez, spadła na jej kolczyk. Wtedy oślepiło go jasne światło. Dalej trzymał jej dłoń. Kiedy otworzył oczy, Marinette siedziała na łóżku szpitalnym, bez jakiejkolwiek rany. Żadne z nich nie wiedziało, że ta łza, połączona z piosenką, z miłością i przeznaczeniem, spływając z jego oczu na kolczyki, uratowała ją.

- M-Marinette? - zapytał z łzami

- T-ty, t-ty żyjesz - oczy mu zalśniły od świeżych łez

- Żyję Kocie - uśmiechnęła się ciepło i pogłaskała jego policzek. Chłopak popatrzył na nią z miłością.

- Kocham Cię - powiedział

- Też cię kocham - odrzekła mu

- Już nigdy więcej mnie nie zostawiaj- szepnął, całując ją  pierwszy raz od dawna.

                       
Heja Jednorożce!

Tak. Oto ostatni rozdział tej książki. Myślałam, że będzie ich więcej, ale jednak wyszło mniej.

Jeszcze tylko został mi do napisania epilog.

Tak więc do zobaczenia przy epilogu.

Bye, bye little unicorn

Charlotte <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top