#19

Minął dzień od śmierci Mistrza.
Był smutny, pochmurny, deszczowy dzień. Wyczuwałam, że coś się stanie. Szłam ciemnymi uliczkami. Były one niebezpieczne. Ale to była najszybsza droga do mojego domu. Chciałam dostać się tam jak najszybciej. Nagle usłyszałam głos, którego nienawidzę.
- Marinette. Witaj Wróżko.
- Łowca Skrzydeł. - wysyczałam.
- Mów mi Evigel.
- Zły anioł? Chyba demon.
- Racja. Jestem demonem. Ale nazywam się Evigel.
- A więc dobrze
- A może staniesz do walki? A nie będziesz uciekać jak tchórz?
- Dobrze. - płomień. Rzuciłam w niego ogniem. Zrobił unik. Uderzył we mnie siłą energetyczną. Zablokowałam atak wodą. Dołączyłam do wody ogień, powietrze i ziemię. Mieszanka idealna. Przed tym się nie uchronił. Uderzyłam ze zdwojoną siłą. On jednak wystrzelił ze swojej tarczy (która swoją drogą, nie mam pojęcia skąd się tam znalazła) jakieś coś. Trafił. Upadłam na ziemię. Zmieniłam się w niewidzialną. Przeteleportowałam się za jego plecy. Uderzyłam żywiołami. On na oślep rzucał energetyczną kulą. Co jakiś czas prawie trafiał, ale blokowałam każdy atak. Wyczarowałam strzałę. Trafiłam go w brzuch. Evigel krzyknął. Ale... krew nie poleciała z rany. Zamiast tego wypłyneła czarna maź. Rzucił we mnie kulą energii. Trafił mnie w przedramię. Zaledwie draśnięcie, ale mój krzyk rozdarł ciszę dnia. Bolało okropnie. Z rany zamiast krwi, wyleciała przezroczysta, błyszcząca, jak posypana brokatem substancja. Teraz sobie wszystko przypomniałam. Nigdy nie miałam żadnych ran. Byłam łamagą, ale nie miałam żadnych zadrapań. Nie byłam też chora. A jak byłam, to bardzo rzadko. Raz na rok, na dwa, trzy lata. I było to kichanie, ewentualnie gorączka. Ale nie była wysoka. Maksymalnie 37,6.
- TO JESZCZE NIE KONIEC! - wykrzyknął Evigel i zniknął. A więc teleportacja. Potrafi się teleportować. Byłam pod niemałym zdziwieniem.  Przeteleportowałam się do domu. Czemu ja wcześniej tego nie zrobiłam? Nie musiałabym walczyć. Głupia jestem. Przynajmniej wiem, jak się nazywa. Evigel. Nadchodzę.

                        
Hejka Kwamiśki!

Przepraszam, że taki krótki, ale chciałam tutaj tylko walkę.

Jeśli zauważyliście błąd, to napiszcie to w komentarzu.

Być może jeszcze dziś pojawi się nowy rozdział :D

Bye, bye little butterfly

Charlotte

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top