Epilog
Szczęśliwe dni piratów w Indiach Zachodnich dobiegały końca. Ich Republika została przejęta, a większość statków spoczywało na dnie morza. Ci, którzy nie utonęli wraz ze swoją łajbą, czekali na wyrok w Forcie Charles'a, potężnym więzieniu brytyjskim znajdującym się w stolicy Jamajki, Port Royal. Podczas jednego z procesów mających tam miejsce, na widowni siedział zakuty w kajdany Edward Kenway. Z przerażeniem i bezsilnością spoglądał jak dwie, całkiem bliskie mu osoby zostają skazane na śmierć. Jedną z nich była rudowłosa barmanka z Nassau, Anne Bonny, która zaledwie kilka miesięcy temu rozpoczęła pirackie życie. Obok niej związana stała Mary Read, znana przez niektórych jako James Kidd. Jej śmiałe spojrzenie z lekceważeniem spoglądało na sędziów odczytujących przewinienia kobiet.
— Jesteśmy w ciąży! — Krzyknęła nagle.
Blondyna przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nawet po tym, kiedy odkrył tajemnicę Mary, wciąż nie potrafił patrzeć na nią jak na kobietę. Dopiero niedawno dowiedział się, że od tego dziwnego dnia w Tulum kobieta nie ukrywa swojego prawdziwego nazwiska, a od jakiegoś czasu podróżuje wraz z Anne. Nie miał z nią kontaktu od ponad roku — był zbyt pochłonięty poszukiwaniami Obserwatorium. A teraz spadła na niego kolejna niewiarygodna wieść. Mary Read miała wydać na świat dziecko. Zgodnie z prawem oznaczało to, że kobiety mogły odbyć karę śmierci dopiero po rozwiązaniu. Kenway nie był wierzący, lecz w duchu wznosił modły, aby to nie był ich koniec.
Kilkanaście dni później w porcie Port Royal, ukazał się statek z nieznaną banderą.
— Bryg rybacki — poinformował przełożonego żołnierz z lunetą.
— Wpuśćcie go, ale nie zapomnijcie wylegitymować.
Bryg dobił do portu przechodząc niezbędny przegląd. Żołnierz oddał dokumenty kapitanowi statku, a ten dał znak swoim marynarzom do rozładowania ładunku. Dziesiątki żeglarzy poczęli wystawiać na zewnątrz skrzynie z rybami.
— Niezła dostawa — skwitował żołnierz.
— Oui, w rzeczy samej — odpowiedział dość oschle kapitan z wyraźnym, francuskim akcentem.
Strażnik Fortu Charles wyjrzał zza muru na przybyszy pukających do bramy. Zmarszczył nos, kiedy nieprzyjemna woń dotarła do jego nozdrzy.
— Dostawa ryb — rzekł jegomość w kapeluszu z szerokim rondem wyciągając pergamin z umową handlową.
Strażnik zszedł na dół i spojrzał z bliska na dokument. Nie byli to ci sami rybacy co zawsze, lecz papiery były prawidłowe. Wyjątkowo nie lubił zapachu ryb, toteż pobieżnie tylko spojrzał na ładunek i wrócił na górę. Dał znak swoim towarzyszom, żeby otworzyli bramę. Przybysze ruszyli w głąb fortu. Byli już przy budynkach gospodarczych, gdy słońce zaszło nad Kingston.
— Bien! Myślę, że możecie zaczynać — oznajmił właściciel kapelusza rozglądając się po niemal pustym placu.
Część żeglarzy zatrzymało się i postawiło skrzynie na ziemi, zaś reszta ruszyła dalej, w stronę więzienia.
— Solone ryby dla więźniów — powiedział jeden z nich do strażnika pilnującego wejścia.
— Ale po co tyle tego niesiecie, przecież ich jest tu tylko garstka. Nim zdążą to zjeść, to się zepsuje.
— Takie rozkazy — wyjaśnił żeglarz. Strażnik westchnął tylko i wpuścił ich. Sam również wszedł do środka za dziesiątką żeglarzy. Każda ich para niosła po jednej skrzyni pełnej ryb.
— Nie pachną jak solone — rzekł strażnik pochylając się nad towarem.
Momentalnie ze skrzyni wysunęła się ręka, pozbawiając go życia, nim zdążył wydać jakiś dźwięk. Osuwające się na podłogę ciało było znakiem dla innych. Zakapturzone postacie opuściły ładunki. Towarzyszący im żeglarze chwycili za swoje miecze i ruszyli w głąb budynku. Asasyni rozproszyli się po korytarzach pozbywając się strażników, jednego po drugim, nim ci zdołali zaalarmować resztę.
— Stój! Nie uwolnicie jej! — Krzyknął strażnik stojący przed celą z ciemnowłosą kobietą.
Podchodzący doń żeglarz rzucił mu groźne spojrzenie spod swego kapelusza. Jego kasztanowaty warkocz zawirował na wietrze, gdy zamachnął się swoją szpadą na obrońcę celi. Brytyjczyk bez problemu sparował atak. Nie przewidział jednego. Napastnik w drugiej ręce trzymał pistolet, który teraz przykładał do jego ciała. Korzystając z chwili nieuwagi strażnika, wytrącił mu broń z rąk.
— Klucze.
Brytyjczyk drżącymi rękoma sięgnął do pasa po metalowe koło pełne kluczy. Po chwili oberwał kolbą w głowę i padł nieprzytomny. Kobieta z celi ze zdumieniem wbiła wzrok w znany sobie kawałek czerwonego materiału przewiązany przez pas swojego wybawiciela. Wojownik w warkoczu otworzył drzwi i podał jej rękę.
— To twoje szczęśliwe zakończenie.
〈《☠》〉
— Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę... — powiedziała Mary słabym głosem. Co chwilę rozglądała się wokół spoglądając na sylwetki znanych, jak i zupełnie obcych osób. Asasyni, piraci, rybacy. Wszyscy oni świętowali uwolnienie więźniów Fortu Charles. Mab tylko uśmiechnęła się rozplątując warkocz. Przebrała się już w damski strój i jako pani statku dotrzymywała towarzystwa uwolnionym, dbając aby każdy z nich dobrze się najadł i zaspokoił pragnienie.
— Twoja lojalność jest iście niegodna pirata — rzuciła Read uśmiechając się kącikiem ust.
— Może dlatego nigdy nie będę piratem tak bardzo jak ty — Mab roześmiała się. Twarz Mary przybrała nagle nieco inny wyraz.
— Nie miałam okazji cię przeprosić... — zaczęła, lecz Jones przerwała.
— Nie masz za co. Wiesz... Tak się czasem zdarza, że ktoś odchodzi... James Kidd pozostał w moim sercu jako szczęśliwe wspomnienie, zaś ja jestem gotów zbudować przyjaźń z poznaną dziś Mary Read.
Dziewczyna uścisnęła delikatnie jej dłoń, po czym posłała uśmiech w stronę Kenwaya, który butelką rumu wzniósł kolejny toast na cześć córki rybaka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top