2 rozdział

Valkóvár¹, południowe kresy Królestwa Węgier 1306 AD

Wyprawa z serca królestwa do południowych kresów niemiłosiernie jej się dłużyła. Dzięki Bogu postanowiła podróżować kolebą, tym samym nie powielając swego błędu z niedalekiej przeszłości. Wyciągnęła przed siebie nogi na tyle, jak dalece pozwalał jej rozmiar powozu i opierając wygodnie głowę na ramieniu Antonii, spokojnie oddychała w równym tempie co dwórka. Jeno siedząca po drugiej stronie Ilona po wyrwaniu ze snu gwałtownym szarpnięciem koni, miętosiła się na rozłożonych na ławce futrach, nie mogąc znaleźć sobie dogodnej pozycji.

Po kilku pierwszych dniach nawet widok malowniczych równin, który tak z początku zachwycił młodą królową, poczynał ją nużyć. Mijane krajobrazy stawały się monotonne, zespolone wkrótce w jedną, promienną plamę. Ocknęła się, gdy powóz już stał. Jasną plamę zastąpił mrok i jeno migoczący księżyc na nocnym nieboskłonie oświetlał podwórze. Jeden z paziów wsunął głowę do wnętrza, uśmiechając się promiennie na jej widok.

— Gdzie jesteśmy? — spytała pierwsza, pochylając się, aby dojrzeć co za chłopaczyną.

— Ostatni to spoczynek przed Valkóvár, pani. — Otworzył drzwi, podając jej rękę. Przyjęła pomoc, ostrożnie stawiając stópki na drewnianym podeście. — Król czeka na ciebie w swym namiocie.

Wskazał wydeptaną dróżkę prowadzącą do podnóża lasu. Przełknęła, gdyż światło roztańczonych płomieni z ognisk padało na namiot, czyniąc z górujących nad nim drzew mroczne zjawy. Czując obecność towarzyszek, ruszyła za młodzieńcem, ale do środka weszła sama.

Stanęła jak wryta na widok obnażonego męża. Siedział jeno w spodniach przy małym stoliczku, bez skrępowania trzymając na nim nogi. Nie zauważył jej, zatem przez krótką, acz piękną chwilę wodziła tęsknym wzrokiem po umięśnionym torsie, podziwiając każde zakrzywienie na jego napiętej skórze. Dłuższe, ciemne włosy spływały wzdłuż twarzy, gdy nachylał się nad listem. Pocierał palcami skroń i oczy mrużył, jakoby niedowidział w nikłym świetle świec. Wiedziała, że rozmyśla pewno nad ważnymi wieściami. Nie chcąc mu przeszkadzać, zrobiła krok w tył, nieumyślnie trącając jeden z kandelabrów i niemal go wywracając. Zaklęła pod nosem, prostując przedmiot. Przymknęła oczy, biorąc głęboki wdech, boć czując na sobie błękitne spojrzenie, odważyła się odwrócić w jego kierunku.

— Chciałaś umknąć? — spytał rozbawiony jej konsternacją i wyciągnął zaraz usta w uśmiechu.

— Nie chciałam ci wadzić.

Również pojaśniała na licu, przesuwając się krok po kroku w stronę stoliczka. Gdy była na tyle blisko, by zobaczyć go w pełnej krasie, zmienił pozycję, by mogła swobodnie ujrzeć całą jego sylwetkę. Spłonęła niespodzianie rumieńcem, gdy zwilżył lubieżnie czubkiem języka dolną wargę. Byli małżeństwem przeszło miesiąc, acz dalej nie mogła przywyknąć do jego wyjątkowo obscenicznego zachowania.

— Próbowałem zająć czymś głowę, kiedy ty śniłaś w powozie. — Wstał gwałtownie, podchodząc bliżej i napinając mięśnie. Uśmiechnął się zawadiacko, widząc na jej twarzy zdziwienie. — Byłyście wyczerpane podróżą, nie miałem serca was budzić. Zdążono w tym czasie rozstawić obóz. Teraz chyba nie jesteś senna? — spytał gardłowo, przejeżdżając delikatnie dłonią po jej skroni.

— Skądże znowu. — Przymknęła delikatnie oczy. — Jakże senna mogłabym być przy takim cudzie Stwórcy?

Przekręciła głowę, by wtulić policzek w jego dłoń. Rozchylił usta z zadowoleniem, a w jego oczach zapłonęła iskra pożądania. Przysunął się bliżej, ujmując całą szczupłą twarz. Musnął ustami czubek nosa, kolejno ukrywając pod nimi i jej wargi. Pocałunek trwał krócej, niż przypuszczała. Odsunął się, podążając do stołu. Dopiero teraz dostrzegła, iż są na nim misy z jadłem.

— Posil się, pewno jesteś głodna. — Sobie nalał wina i zaraz skosztował trunku, odchylając głowę w tył. — Jutro ruszysz do Valkóvár — rzucił zaskakująco, patrząc w sufit namiotu.

Wstrzymała rękę, którą umyśliła sobie chwycić jedną ze słodkich bułeczek.

— Sama? — Cofnęła się.

— Nie. Poślę z tobą Zoltána. — Przeniósł na nią beznamiętne lico. — Odeskortuje cię do mej siedziby, a później do mnie dołączy.

— Gdzie wyruszasz? — dopytała, próbując ukryć zawód, chociaż czego mogła spodziewać się po małżeństwie z królem, który ledwie utrzymywał kraj w ryzach? Nieustannie walczył o dominację nad stolicą, która za każdym razem wymykała mu się z rąk. Buda pozostawała nieuchwytna, tym bardziej północne tereny władane przez oligarchów: Mateusza Czaka i Amadeja Abę. Czuła, że największe wsparcie ma w południowych komitatach i w Chorwacji, tam, gdzie bliżej było do Królestwa Neapolu.

— Na zachód, do Pozsegy². — Podpalił się, mówiąc z większym zapałem. — Należy nam obmyślać nowe ruchy. Odbiliśmy Esztergom i kilka górskich zamków. Trzeba działać dalej, ruszać na Spisz, na największych oligarchów. Ale najpierw wyplenię jeszcze jednego, Balassa. Upuszczę mu krwi.

Charczał, myślami odpływając już do wojennej pożogi. Chwyciła go za ramiona i skierowała rozpalone tęczówki na siebie. Ich błękit sprawił, iż poczuła, jak miękną jej nogi. Potarła kostkami młodzieńczy zarost, przysuwając twarz do jego policzka.

— Jedź i zrób, co musisz. — Chwyciła męską dłoń, kładąc ją sobie na talii. — A ja będę na ciebie czekać — wyszeptała mu do ucha, muskając je delikatnie. Odwrócił głowę, w chwili zatracając się w słodyczy krasnych ust. 

Zamek Valkóvár, który dostał w użytek Karol od Ugrina Czaka po dotarciu na Węgry, uchodził za potężną fortecę. Maria zmuszona była jednak przyznać, iż nie dorównywała węgierskim warowniom, które zdołały okryć się już blaskiem chwały. Legendarne cytadele niekruszące się pod katapultami najzawziętszych wrogów. Ta, z pewnością do nich nie należała.

Jęknęła aż z zachwytu, gdy w czasie podróży przez krainę Wagu, dostrzegła za dwoma wzgórzami strzeliste wieże osadzone tuż pod nieboskłonem. Zdawały się bramą do Niebios, acz na tę uwagę Karol osaczył ją rozżarzonym spojrzeniem i popędził wierzchowca. Zoltán uświadomił jej, iż Trenczyn, najważniejszy punkt strategiczny na granicy, znajdował się w łapskach największego wroga Andegawena, Mateusza Czaka. Był on nie do zdobycia. Wzniesiony na stromych zboczach góry i opleciony masywnymi murami, skutecznie bronił dostępu do miasta i całego warownego kompleksu na podzamczu. Gdy ruszyli dalej, w oczy jej rzucił się kolejny cień na horyzoncie, tym razem po lewej stronie. Nie widziała go zbyt wyraźnie. Oddzielały ich cztery nie za wysokie wzgórza, a sama ledwo dostrzegalna wieża ukryta była we wnętrzu zalesionego grzbietu. Wtedy dowiedziała się, że był to Wyszehrad. Zoltán opowiedział jej z pasją, jak malowniczo położony jest to obszar, w zakolu Dunaju i pośród wzgórz. Rozmarzyła się, zapragnąwszy ujrzeć te jedyne w swym rodzaju krajobrazy. Teraz musiała wszelako zejść na ziemię. Mieszkała w rezydencji, która wielkością dorównywała zaledwie zamkowi w Nitrze.

Zadziwiająco szybko przyzwyczaiła się do obcych korytarzy, ale trudniej godziła się z nieobecnością męża i przychylnych jej twarzy. Przemykała po zamku niczym cień, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Najczęściej bawiła w prywatnych komnatach, zadowalając się umiłowaną melodią harfy, na której przygrywała Ilona. Minął tydzień od jej samotnego przyjazdu, a wieści z Pozsegy nie nadchodziły. Dalej uczyła się węgierskiego, który nie przypadł jej do gustu, ale Karol posługiwał się nim jak rodowitym i chciała go przyswoić, by swobodnie rozmawiać z dworzanami. Zbytnio nie interesowała się działaniem dworu. Znała swego podczaszego i najbliższe służki, które spełniały jej zachcianki. Zdążyła odwiedzić też stajnie i małe ogrody, jednak ponury humor nie przechodził.

— Mario, przestań się frasować. Mężczyzna nie jest stworzony do uwięzi. Zawsze go nosi, byleby nie musiał długo miejsca zagrzać w domu — zaczęła pogawędkę Ilona i odkładając instrument, usiadła na poduszce ułożonej obok kominka. Maria siedziała tuż przy niej na krześle, obserwując pląsy ognistych wstęg w kominku.

— A skąd tobie to wiedzieć? — wtrąciła Antonia, zirytowana wszędobylstwem młodszej dwórki. Ze złości często marszczyła brzydko nos, a oczy jej duże ściągały się na kształt migdała. Zrobiła to i w tym momencie. Odruchowo. Spuściła jeszcze głowę, spinając szeroką szczękę.

— Mój ojciec nienawidził przebywać w jednym miejscu — odcięła z pewnością siebie i wlepiła śliczne, błękitne tęczówki w Antonię, która kolejny raz jej ich pozazdrościła. — Był często nieobecny. Gdy wracał, na długo znikał gdzieś z matką, a później znowuż wyjeżdżał. Po kilku niedzielach wychodziło, że matka spodziewa się kolejnego dziecka. I z tobą może tak być.

Maria spojrzała wtem na nią z wyrzutem, ale po chwili stwierdziła, że w zasadzie tyle by jej wystarczyło, a prędzej nauczyłaby się tak żyć. Skoro Karol tak krótko przebywał będzie na dworze, jego starania staną się intensywniejsze, zatem szybciej powinna dać mu syna. Jednakowoż dalej czuła niesmak związany z opowiastką przyjaciółki.

— Król jest niezwykle przystojny i pociągający...

— Zamilcz choć raz! — wtrąciła gwałtownie Antonia, która poczerwieniała na twarzy.

— Przestań robić z siebie taką świętoszkę! — odwarknęła. Ilona zawsze mówiła wprost i nie miała zamiaru czynić inaczej w tym momencie. — Jesteś od nas starsza o cztery wiosny, a zachowujesz się, jakbyś dopiero co odrosła od ziemi!

— Przestańcie! Nie zaczynajcie znowu — zirytowała się Maria, wystawiając groźnie palec w ich kierunku.

Dobrze znała towarzyszki i przyzwyczaiła się do ich rozbieżnych charakterów. One jednak nieustannie się ścierały, co poczynało ją denerwować.

— Jest pociągający — kontynuowała tym razem Maria — nie mogę mu tego odmówić, ale nie wszystko jest takim, jakim się zdaje. — Te słowa skierowała do Ilony. — Jest namiętny, ale przy tym tak nienaturalnie chłodny i zdystansowany. — Przerzuciła oczami, krzyżując ręce na ramionach. — Pragnę się do niego zbliżyć, w tym samym czasie odczuwając przy nim niepewność i strach.

Niespodziewanie zza uchylonych drzwi wyłoniła się twarz kobiety z fałdkami skóry w kącikach oczu i na czole. To była wiekowa ochmistrzyni utrzymująca w swoich drobnych dłoniach cały "królewski dwór". Żachnęła się na samą myśli. Nikt nawet nie spróbował wyprowadzić jej z błędu, gdy myślała, iż brat jej ruszył do Budy na rozmowy z Carobertem, jak go nazywano w europejskich krajach. A tak naprawdę wędrował wzdłuż Dunaju i połykającego równiny jeziora Balaton, na dalekie kresy, niebędące nawet w jednej części centrum władzy monarszej. Sama nawet uznała Ilonę za mało światłą i głupią, gdy opowiadała o swym przybyciu z Bolesławem do miasta, które nie zwało się Budą. Ileż razy po drodze do Valkóvár przepraszała ją za swoje cierpkie słowa. Nie spodziewała się jednak, iż Bolesław z premedytacją szubrawca, zatai przed nią ten drobny fakt.

Z narzekań wyrwało ją ciche chrząknięcia kobiety. Wymierzyła w nią okrągłe, błękitne oczy i wtedy dojrzała, iż podobna rysami jest do Karola. Przypuszczała, iż przybyła z nim z Neapolu. Może na polecenie królowej? – Wiedziała przecie, że neapolitańska władczyni, a jej imienniczka, była wiekową już kobietą, zatem nie zdziwiłaby się, gdyby ochmistrzyni była jej oczami i uszami na dworze umiłowanego wnuka. Poczuła zimny dreszcz przeszywający mięśnie wzdłuż głównej linii pleców. Wstała machinalnie, czując na sobie oceniające spojrzenie Marii z Arpadów. Ochmistrzyni podeszła do niej, głaskając śmiało zarumieniony policzek.

— Piękna z ciebie niewiasta. Królowa będzie zadowolona — napomknęła, jakby przeniknęła jej myśli. Zaraz zabrała rękę, łącząc dystyngowanie dłonie nad szerszym, posrebrzanym pasem. — Jam, Giulia. Niegdyś piastunka Caroberta i gospodyni jego świty. Teraz jeno ochmistrzyni, boć nową panią tutaj jesteś ty, królowo. — Pochyliła nieznacznie sylwetkę równocześnie z wymawianym ostatnim słowem.

— Miło mi cię poznać, Giulio. Żywię wielką nadzieję, że wesprzesz mnie swym doświadczeniem i mądrością. To wszak ogromny dwór.

— Nie taki zaraz ogromny — dodała jazgotliwie z nutą złośliwości. — Valkóvár nie może równać się z dworem w Neapolu. Również zamek w Budzie jest trzykrotnie większy.

Mówiła niczym wyuczoną regułkę, w istocie demonstrując, iż śląska księżniczka nie może nic wiedzieć o przepychu i prawdziwym dworze. W końcu śląska siedziba nie dorastała nawet do kostek południowym rezydencjom. Maria nagle zapragnęła ujrzeć budzińską warownię, ale wiedziała, że na razie to ino złudne marzenie.

— Jednak Valkóvár — kontynuowała — może stanowić dla miłościwej pani akuratny początek. — Młoda królowa dostrzegła w jej twarzy coś na wzór współczucia, ale i wsparcia? Zamrugała, nie wiedząc co sądzić o pokrętnej ochmistrzyni. — Nie trap się zanadto. Z czasem wszystkiego się nauczysz. Tymczasem korzystaj z wygód, a ja zajmę się naglącymi sprawami dworu.

Giulia powoli dygnęła, rozkładając poły sukni. Jeszcze na pożegnanie kącik jej ust powędrował w górę, układając usta w niejednoznacznym uśmiechu. Maria poczuła wilgoć oblepiającą kłykcie, więc zaraz wcisnęła je w jedwabny materiał płaszcza.

— Prócz tego śmiem rzec, byś nie obawiała się króla. Jest młody, władczy, krew w nim buzuje, odkąd zaczął walczyć o węgierski tron. Nie może się rozpraszać, stąd pewno ten chłód, który cię niepokoi. Ale to dobry i szlachetny młodzieniec. — Wlepiła w nią sugestywne spojrzenie. — Znajdź ino drogę do jego serca i do serca panów. Wtenczas z pewnością dorównasz majestatowi neapolitańskiej królowej, którą Carobert uważa za wzór.

Maria na każde wspomnienie Karolowej babki czuła niezręczne konwulsje. Nie wiedziała o niej zbyt wiele, ale chyba to, co uchodziło za najważniejsze, obiło jej się o uszy. Od lat w zakątkach prywatnych komnat wspierała radą swego małżonka, była wielce pobożna i protegowała budowy kościołów. A co bodaj najważniejsze, wydała na świat dziewięciu synów i pięć córek. I ta prawda przerażała młodą Piastównę bodaj najbardziej.

Uchyliła lekko głowę w geście zrozumienia, a Giulia wyszła z komnaty. Wnet głośne westchnięcie uleciało z ust Ilony.

— Czy tylko mnie ta kobieta tak bardzo przeraża? — burknęła, podchodząc bliżej Marii.

— Nie przesadzaj — rzekła śląska Piastówna, choć czuła, że inne słowa suną na jej usta. — Jeno oferuje swą pomoc i znajomość natury Caroberta.

— Taaaak — Ilona zarzuciła głową — niczym wilk w owczej skórze. Zobaczysz, koniec końców wbije ci w szyję kły i zostawi na powolne konanie w męczarniach.

— Czy ty potrafisz choć raz wpierw pomyśleć, nim coś palniesz?! — obruszyła się druga dwórka. Gdy wstała, przewyższała wzrostem towarzyszki.

Maria nie mogła dłużej słuchać sarkań Ilony, czego nie mogła znieść i Antonia. Machnęła ręką, by ją uciszyć i ruszyła przed siebie. Dochodząc do końca korytarza, ujrzała rozwarte skrzydła okiennic, wynurzając zaraz głowę z zaduchu wnętrza na promienie słońca. Wdychała kojącą świeżość podwórza, przymykając oczy. Ale jak mam spełnić swą powinność, skoro Karola ciągle nie ma?






¹ Valkóvár – dzisiejszy Vukovar w Chorwacji.

² Pozsegy – dzisiejsza Požega w Chorwacji

Dodałam przypisy, ponieważ będę opierać się szczególnie na węgierskich nazwach miast. Problem z nimi jest taki, że jeśli będziecie chcieli je znaleźć np. w Google, to ich raczej nie uświadczycie, ponieważ ukrywają się pod "rodowitymi", czyli w tym przypadku chorwackimi nazwami. Mnie jednak łatwiej jest się rozeznać, bo w źródłach to jednak węgierskie dominują.

W Bytomskiej również opieram się na źródłach i wydarzeniach historycznych, ale myślę, że przypisy są zbędne, bo raczej nie będę skupiać się tak bardzo na polityce (będzie bardziej tłem), a jeśli już to sama polityka czytelnie będzie opisana. Postacie historyczne i te fikcyjne wypisane są w części "Bohaterowie", a ja będę je systematycznie tam dodawać, żeby nie było niedomówień. 

Dla zainteresowanych, zawsze możecie dla jasności pytać w komentarzach, z chęcią odpowiem 🙂 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top