Rozdział 29

- Co kurwa!? 

- Proszę nie przeklinać - zażądał gościu po drugiej stronie słuchawki.

- Słuchaj kurwa mać! - wrzasnęłam - Gdzie on jest?!

- No przecież podałem pani adres szpitala... Ale proszę się nie martwić, jest pod dobrą opieką lekarzy - uspokajał mnie facet.

- Dobra, nie wciskaj mi kitu, bo wiem jacy oni są '' dobrzy'' - zaczęłam - Gdy miałam 10 lat i robiono mi USG, aby sprawdzić stan mojego woreczka żółciowy to powiedzieli mi, że jestem w ciąży! A ja kurwa wtedy nie wiedziałam co to jest nawet seks! 

- Przykro mi...

- Dobra skończ pierdolić, do widzenia - rozłączyłam się i rzuciłam telefonem na śpiącego Ashton'a.

- Wstawaj pierdlu! - krzyknęłam.

- Śpię... - powiedział zaspanym głosem chłopak, który właśnie nakrył sobie moją kołdrę na głowę.

- Słuchaj, wstawaj i idź się ubierać - powtórzyłam - Zawieziesz mnie do szpitala.

- Do szpitala? - chłopak jakby oprzytomniał.

- Tak, do szpitala. Głuchy jesteś? - spytałam.

- Po jaką cholerę chcesz jechać o 4 rano do szpitala? - spytał - Lepiej wracaj do łóżka...

- Ja pierdole, Luke jest w szpitalu! - krzyknęłam.

- Co ten popapraniec znów odwalił? - spytał obojętnie - Zresztą... nawet jeśli miałby złamane obie nogi i ręce to nie zwróciłby mojej uwagi aż na taki poziom, aby jechać do szpitala go odwiedzić...

- Ash - powiedziałam spokojnie - On-tam-walczy-o-życie, rozumiesz? Czy może przeliterować jak małemu dziecku? - spytałam z sarkazmem.

- Spieprzaj, idę spać - powiedział i najprościej w świecie zasnął.

No co za kurwa dupek...Postanowiłam nie przejmować się tym zadufanym w sobie idiotą. Ubrałam się najszybciej jak potrafiłam i wybiegłam z domu na przystanek autobusowy.  Spojrzałam na rozkład jazdy. Następny miał być na 15 minut... Warto poczekać? 

Usiadłam na lodowatym siedzeniu na przystanku wyczekując niecierpliwie na upragniony pojazd. Minuty wlekły mi się w nieskończoność, a gdy w końcu podjechał czułam się jakby minęły lata. 

Wsiadałam do pustego, białego busa i niecierpliwie oczekiwałam na przystanek przy szpitalu. Podczas drogi rozmyślałam o Luku. Co jeśli on nigdy już nie wyzdrowieje? Co jeśli się podda? Jeśli jego organizm nie zareaguję na leki? Co jeśli czas okaże się dla niego zgubny? A co jeśli on... NIE! Nawet nie chcę o tym myśleć! Ten jego zgrywaśny uśmiech nie może zniknąć z powierzchni ziemi!

Po mimo tego, że czasem jest bardzo, ale to bardzo wkurzający, działa mi cholernie na nerwy i już nie raz miałam go dosyć - sprawia, że to on powoduję u mnie momentami szczery uśmiech. To przez niego czuję się zdecydowanie lepiej i również w pewnym stopniu, może nawet nie świadomie - pomógł mi się pozbierać po Simonie.

Te jego głupie pomysły, jego zabawne imprezy i wpadki, które zaliczył przez litry alkoholu wywołują u mnie ciepłe ukłucie w brzuchu. Gdybym miała go teraz stracić.... Nie wybaczyłabym sobie tych wszystkich rzeczy, których jeszcze z nim nie zrobiłam i nie, nie mam na myśli tu seksu! Mam chłopaka nie?

- Prescot Street - poinformował mnie kierowca nawet nie oglądając się czy ktoś wysiada.

Wychodząc z tego starego gratu wdepnęłam w kałuże. Super. Szybki krokiem weszłam do szpitala i skierowałam się do recepcji. Mijając krzesła stojące pod salami zorientowałam się, że było tu może maksymalnie 10 osób. Po prawej stronie siedziała jakaś starsza kobieta i trzymała w ręku zdjęcie. Płakała. 

Mam tylko nadzieję, że ja za chwilę nie będę robić tego samego co ona. Idąc dalej na wprost siedział mężczyzna, a na kolanach spało mu około siedmioletnia dziewczynka. Kurczowo trzymała się jego kolan. Przechodząc obok niej widziałam ostatnią łzę, jaka spadła na jej policzek tuż przed tym zanim usnęła.

Ci ludzie musieli naprawdę dużo przecierpieć siedząc samotnie pośród tych niemalże pustych korytarzy. Nigdy nie zastanawiałam się jeszcze kim pragnę zostać w przyszłości, ale teraz gdybym była lekarzem dbałabym nie tylko o komfort, bezpieczeństwo i zdrowie pacjentów, ale również o ich rodziny, które znając życie siedziały pod salami kilkanaście godzin. 

- Dobry wieczór - przywitała mnie pani w recepcji.

Najprawdopodobniej była tu pielęgniarką. Wskazywał na to jej ubiór, a już szczególnie jej plakietka z napisem : '' Pielęgniarka  Alice służy pomocą ''.

- Dobry wieczór - odpowiedziałam jej - Szukam chłopaka, który niedawno został tu przywieziony. Miał wypadek, dokładnie nie wiem jaki, ale....

- Jak się nazywa? - spytała mnie brunetka siedząca przed komputerem.

- Luke. Luke Hemmings - powiedziałam.

Ta natomiast wpisała coś w komputerze, ale po chwili posmutniała.

- Aktualnie przebywa na chirurgi, gdzie przechodzi operacje... - poinformowała mnie.

- Ile już ona trwa? - spytałam.

Ponownie spojrzała na komputer, a następnie na zegar.

- Za chwilę będzie mijać trzecia godzina - poinformowała mnie.

- A gdzie to jest? - spytałam podenerwowana.

- Musisz iść prosto, wejść do windy i pojechać nią na drugie piętro. Później skręć w prawo, idziesz do końca korytarza, skręcasz w lewo i masz szklane drzwi. Przed nimi są siedzenia, tam możesz poczekać - wyrecytowała z pamięci.

- Dziękuję...  - powiedziałam i pobiegłam w stronę windy, ale po chwili zawróciłam - A mogę chociaż wiedzieć co takiego się wydarzyło?

- Niestety, ale nie mogę udzielać informacji. Tylko lekarz prowadzący może, poza tym -  wychyliła się z nad biurka i przeskanowała wzrokiem cały korytarz - Wiem tylko tyle, że przyjechał tu w krytycznym stanie. Wołali nawet ordynatora na chirurgię, co tu jest naprawdę rzadkim zjawiskiem. 

- Oh.. jeszcze raz dziękuję - powiedziałam i ponownie pobiegłam w stronę windy.

Wcisnęłam numerek z napisem 2 i już po chwili czułam jak winda zaczyna jechać na górę. Nienawidzę jeździć windami. Zawsze obawiam się tego, że może ona się zatrzymać między piętrami ze mną w środku i nikt się nie zorientuję, że cokolwiek się stało... Matko, naoglądałam się za dużo filmów i teraz tak mam.

Po chwili drzwi jednak się otworzyły ( chwała Bogu ), a ja bezpiecznie wyszłam na korytarz. Skręciłam w prawo i szłam na koniec korytarza tak jak radziła mi pielęgniarka. Skręciłam w lewo i ujrzałam drzwi, o których Alice mi wspominała. 

Usiadłam na krzesła. Oprócz mnie siedział tam jakiś mężczyzna. Miał może z 30 lat. Głowę miał opartą na rękach i najprawdopodobniej spał. Ubrany był w granatowe jeansy, czarną bluzkę z jakimś napisem, a na to czarną bluzę z kapturem.

Może to jakiś znajomy Luka? Postanowiłam nie pytać go, bo po jego postawie mogłam wywnioskować, że zdecydowaną większość czasu spędził czekając na jakąkolwiek wiadomość od lekarzy. Chyba pójdę w jego ślady. Oparłam głowę o ścianę i nawet nie wiedząc kiedy - zasnęłam.

2 godziny później 

Otworzyłam oczy. Matko... jak ja jestem cholernie nie wyspana. Potarłam rękami oczy i dopiero po chwili dotarło do mnie, że mężczyzna, który niedawno spał na siedząco teraz przygląda mi się intensywnie. Nie wiedząc co powiedzieć zaczęłam :

- Mam coś na twarzy? Czy coś...

- Oh przepraszam - ocknął się brunet - Ja po prostu... zamyśliłem się, wybacz.

- Nic się nie stało - powiedziałam - Wiesz, nie chciałam wczoraj Pana budzić, ale.. skąd Pan zna Luka?

- Luka? - spytał zdziwiony - Musiałaś mnie z kimś pomylić, bo nie znak nikogo o takim imieniu.

- Nie? To dlaczego siedzisz pod salą gdzie jest właśnie operowany? - nie wiedziałam o co mu chodzi.

- Chyba niezbyt często bywasz w tym szpitalu - powiedział z uśmiechem.

- No nie....

- Tu są dwie sale operacyjne  - zaczął - Czekam aż skończą operować moją żonę. Wstrzykują jej taki rozrusznik do serca, które biję zbyt słabo. Krew nie dopływa wtedy do wszystkich części ciała, dlatego jest nie dotleniona i często mdleje.

- Oh.. Przykro mi - zaczęłam - Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

- Musi... - powiedział smutno - Mamy trójkę dzieci. Ja bardzo często wyjeżdżam za granicę zarabiać. Pieniądze przelewam jej na konto. Ledwo wiążemy koniec z końcem... Jest naprawdę ciężko... Przepraszam, że wyżalam się obcej osobie, ale...

- Ale po prostu trzeba się komuś wyżalić - dokończyłam za niego - Ja natomiast czekam na przyjaciele. Na dobrą sprawę nie wiem nic co się stało... Wiem tylko, że jest w krytycznym stanie...

- Wyjdzie z tego - pocieszał mnie mężczyzna.

Nasza rozmowa trwała jeszcze dobre pół godziny, które przerwał lekarz wychodzący z sali.

- Pan George? - spytał przyglądając się mojemu rozmówcy.

- Tak to ja - potwierdził mężczyzna.

- Operacja pana żony obyła się bez większych komplikacji, teraz zostanie przewieziona na intensywną terapię. Damy jej odpocząć, a za dwie godziny zaczniemy ją wybudzać - powiedział wysoki lekarz uśmiechając się przyjacielsko do faceta stojącego obok niego.

- A mówiłam, że wszytko się ułoży? - powiedziałam uśmiechając się.

- Oh matko... - sapnął - Jeszcze chyba nigdy nie byłem tak zdenerwowany... 

Po chwili z sali, trójka pielęgniarek wywoziła na łóżku śpiącą blondynkę z maską tlenową. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i poszedł tuż za łóżkiem. Na końcu korytarzu odwrócił się i krzyknął :

- Dziękuję! - po czym dalej poszedł czuwać przy śpiącej żonie.

Teraz znów zostałam sama. Z powrotem usiadłam na niewygodnie krzesło i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 6:10. Ile to jeszcze może potrwać? W czasie gdy rozmyślałam siedząc na krześle o tym co mogło się takiego przydarzyć Lukowi przez korytarz przechodziło kilkanaście pielęgniarek, które wychodziły zza szklanych drzwi. 

Pytane ile to jeszcze może potrwać operacja odpowiadały, że nie mają czasu. Każda z nich niosła albo nowy woreczek z krwią, albo jakieś sterylnie zapakowane narzędzia. Po 45 minutach z sali wyszedł lekarz.

Wysoki blondyn o zmęczonej twarzy. Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się słabo i podszedł do mnie.

- Ty jesteś zapewne siostrą Luka? - spytał siadając obok mnie.

- Tak - skłamałam - Czy mogę wiedzieć co się stało? W recepcji nikt nie wiedział, a policja powiedziała, że muszę się dowiedzieć tego od pana. Dlaczego to tyle trwało? Kiedy będę mogła go zobaczyć? 

- Spokojnie, nie aż tyle pytań na raz - uspakajał mnie lekarz, który wstał z krzesła - Przyznam się bez bicia... operacja trwała znacznie dłużej niż przewidywaliśmy, jego stan jest krytyczny... Najlepiej chodźmy do mojego gabinetu, tam Ci wszystko opowiem.

Skinęłam głową na znak, że się zgadzam. Wstałam i z roztrzęsionymi rękami szłam za lekarzem. Boże Luke... w coś ty się znów wpakował?

~*~*~

I mamy 29 rozdział.... Biedna Margo... tyle czasu musiała siedzieć w tym szpitalu... Ciekawe czy ją tyłek nie bolał od tych krzeseł XD No, ale mniejsza z tym... W następnym rozdziale dowiecie się co z Lukiem. 

Czy lekarze dadzą mu jakiekolwiek szanse na przeżycie? Czy operacja się udała? Czy sprawcy wypadku zostaną złapani?

Dowiecie się czytając kolejny rozdział, który pojawi się w przyszłym tygodniu ;)

Do następnego :* XXX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top