Rozdział 7

Na miejsce dotarliśmy koło godziny 23. 

''Matka nie miała racji, to istna wiocha. Trzy sklepy na krzyż i jeden hotel. Reszta to pojedyncze, zniszczone domki jednorodzinne.''

Luke zaparkowałam przed jakimś starym, różowym, trzy piętrowym budynkiem. Było tu dużo wolnego miejsca, wiec parkowanie obyło się bez żadnych większych problemów.

- Dlaczego tu parkujemy? - spytałam.

- Jesteśmy na miejscu - odpowiedziała mi matka, odwracając się z przedniego siedzenia do mnie.

- Żartujesz prawda? - nie ukrywałam zdziwienia - Mamy mieszkać ''tutaj'' ?! - palcem wskazałam na ledwo stojący budynek.

- Kochanie! Jak ty się zachowujesz, ostatnio Cię nie poznaję! Poza tym - wskazała na nasz hotel - w środku wygląda on o niebo lepiej.

- Dlaczego mam dziwne wrażenie, że tak nie jest?

Już nie doczekałam się odpowiedzi, bo mama wyszła z samochodu i skierowała się w stronę wejścia do '' hotelu '' nie czekając na nikogo.

- Coś czuję, że się zabawimy - powiedział Luke i również wyszedł z auta.

Myślałam, że poszedł wyjmować bagaże, ale gdy spojrzałam za okno zauważyłam go jak kierował się do drzwi różowego pudła. Odwrócił się do mnie i pomachał, ale po chwili również się roześmiał.

Najprawdopodobniej przez moją zszokowaną minę. 

'' A co z bagażami?''

Rozglądnęłam się po samochodzie i ujrzałam kluczyki w stacyjce.

'' HA! Zapomniał kluczyków! Pewnie zaraz się po nie cofnie. ''

Siedziałam tak z 10 minut, a tego frajera nadal nie było.

''Co on sobie wyobraża?!''

Rozzłoszczona wzięłam te cholerne kluczyki i wyszłam z samochodu. Na dworze piździło w chuj, a ja na sobie miała tylko czarną bluzę.

Założyłam kaptur po czym skierowałam się do bagażnika. 

Po pięciu minutach siłowania się z zamkiem, bagażnik w końcu raczył się otworzyć. Przed moimi oczyma ukazały się dwie walizki matki i jej czerwona oraz moja niebieska torba.

Najpierw wyciągnęłam walizki. Gdy zabrałam się do wyciągania matki torby przez niebo przeleciała ogromna błyskawica, a po chwili usłyszałam głośny grzmot.

'' Jak mi tu kurwa jeszcze zacznie padać to ja po prostu... ''

Nie dokończyłam, bo jak na zawołanie zaczęło lać, nie padać tylko lać. Strumienie wody lały się z nieba na moją cienką bluzę.

Przeklinając pod nosem wyciągnęłam resztę rzeczy z bagażnika i zamknęłam samochód, a kluczyki schowałam do tylnej kieszeni spodni. 

Matki torbę powiesiłam sobie na lewe ramię, a swoją na prawe. W dłoniach trzymała uchwyty dwóch walizek. 

'' Boże, żeby mnie nikt teraz nie zobaczył ''

Idąc tak w deszczu, z tymi wszystkimi bagażami na pewno wyglądam komicznie. 

'' Dzięki Bogu, że nikogo tu nie znam''

Nagle znów ujrzałam błysk, tym razem mniejszy. Przygotowując się na grzmot, który nie nastał - porządnie zmokłam.

'' Kurwa, chuje pojebane, myślą, że jestem ich służącą... kurwa, zjeby pierdolone...''

Przeklinając pod nosem, doszłam w końcu do drzwi, za którymi jakieś pół godziny temu zniknęli moi towarzysze.

Weszłam do recepcji, która cała była poobklejana różnymi plakatami z bravo.

'' Kto jeszcze czyta te gówno?''

Podeszłam do biurka za którym siedziała starsza blondynka z okularami na nosie.

- Dobry wieczór - powiedziałam - ja chciałbym się dowiedzieć, gdzie są...

- Dobry wieczór! - odpowiedziała mi głośno okularnica.

Przewróciłam oczyma, po czym znów zaczęłam mówić.

- Przed chwilą był tu taki wysoki chłopka, mniej więcej taki o.. . - stanęłam na palcach i uniosłam rękę nad głowę -  i taka pani, brunetka mojego wzrostu. 

- Co? - wychrypiała skrzecząco recepcjonistka - mów głośniej kochaniutka.

- Chłopak! I pani w moim wzroście! - krzyknęłam - Byli tu przed chwilą! Gdzie jest ich pokój!?

- No i czego się drzesz idiotko! - wycharczała stara jędza.

- Gdzie jest ich pokój - powtórzyłam spokojnie - mam ich bagaże.

- Pokój, bagaże momencik... już sprawdzam...

Kobieta obróciła się na ruchomym krześle i pojechała z nim do drugiego biurka z komputerem.

- Imię chłopaka? -spytała głośno.

- Luke -powiedziałam.

Babcia odwróciła się do mnie powoli, spoglądając na mnie spod swoich, okrągłych okularów.

- Kochaniutka... a po co Ci to wiedzieć co?

- Mam ich bagaże i chciałabym je...

- AAAAAAA! - krzyknęła babcia, która natychmiast wstała i podbiegła do czerwonego guzika na ścianie - ZŁODZIEJKA! OCHRONA! OCHRONA!

Nie wiedziałam co mam robić, więc stałam jak głupia, gdy naglę do pomieszczenia wpadło dwóch napakowanych mężczyzn w czarnych mundurach.

- O co chodzi panno Smicht ? - powiedział jeden z ich.

- Ta- ta dziewucha ukradła bagaże naszych klientów! - powiedziała starucha.

- Co? To nie prawda! - krzyknęłam - właśnie przed chwilą wyciągnęłam je z bagażnika, żeby zanieść je mamie i Lu..

- Zamilcz! - powiedział drugi ochroniarz, po czym chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę schodów na piętro. Natomiast pierwszy zajął się bagażami. 

Gdy stanęliśmy pod schodami, puścił mnie i powiedział :

- Luke, ma pokój z numerem 15 na pierwszym piętrzę, a Twoja mama ma 23 numer, to jest na drugie piętro.

- O co chodzi? - spytałam lekko zdezorientowana.

- Eh... Smitch jest już stara i czasami nie myśli racjonalnie. Czasami się zdarza, że w ciągu tygodnia musimy się stawiać, bo według niej, albo ktoś podłożył bombę w którymś z pokojów lub tak jak dziś - posądza kogoś o złodzieja.

- Czyli wierzycie mi ? - spytałam.

- Tak - powiedział pierwszy z nich - poza tym na złodzieja nam nie wyglądasz.

- No tak... to ja dziękuję bardzo - już chciałam chwycić za matki torbę, gdy wyręczył mnie jeden z ochroniarzy.

- To twojej mamy ? - spytał.

- Tak - odpowiedziałam - i jeszcze te dwie walizki.

- Dobrze - powiedział, po czym podniósł bez trudu walizki i poszedł schodami w górę.

- A gdzie ja mam pokój ? - spytałam się ochroniarza, który został.

- Z tego co tu widzę - przeglądał jakiś notatnik - to z Lukiem.

- Oh... dziękuję - powiedziałam, chwytając moją torbę - Dobranoc.

- Dobranoc - uśmiechnął się do mnie i poszedł.

***

Otworzyłam drzwi do pokoju, w którym miałam mieszkać przez najbliższe kilka dni. 

Zapaliłam światło.

Na łóżku leżał Luke i spał w najlepsze.

''Ty chuju...''

Rzuciłam w niego torbą.

- Auć! - wrzasnął, siadając natychmiast na łóżku - pogięło Cię kurwa? - dodał, rozmasowując sobie głowę.

- Mnie pogięło?! MNIE KURWA POGIĘŁO?! - zacisnęłam pięści -TO JA DO CHUJA MUSIAŁAM NIEŚĆ TEN ZASRANY BAGAŻ, A TY ZACHOWUJĄC SIĘ JAK JAKAŚ PIERDOLONA KSIĘŻNICZKA POSZEDŁEŚ SOBIE W DŁUGĄ! 

Uśmiechnął się, po czym spojrzał na zegarek. 

- No, no - cmoknął - trochę długo Ci to zajęło nie sądzisz?

- Ty kurwa chuju.... 

Rzuciłam się na niego, ale on był szybszy i odskoczył z łóżka, na które ja z hukiem wylądowałam.

- Spokojnie kocico... - powiedział, wyciągając z kieszeni spodni telefon - Spójrz.

Podeszłam do niego, nie spuszczając wzroku z telefonu.

Pokazywał mi zdjęcie, na którym byłam ja! Cała przemoknięta, z walizkami idąca środkiem parkingu!

''NO KURWA! W takim razie ten drugi błysk to nie był piorun tylko światło flesza z tego jego jebanego telefonu. ''

Chciałam wyrwać mu ten telefon, ale on w porę go odsunął i powiedział :

- O nie, nie, nie kochanie.

- Usuń to! 

- Bo co mi zrobisz?

'' No właśnie... co mu zrobię.... Nie mam na niego żadnego haka, chyba, że...''

Po chwili wpadłam na genialny pomysł. Usiadłam na łóżko i schowałam głowę między ręce.

- Ei mała - powiedział Luke - co jest?

Podszedł do mnie bliżej. Podniosłam głowę i powiedziałam :

- Mam ochotę na piwo.

Luke uśmiechnął się, ukazując tym samym sposobem dołeczki.

- Chodź - chwycił mnie za rękę i wyprowadził z pokoju, zamykając za nami drzwi na klucz - idziemy się najebać.

'' Połknął przynętę... teraz należy tylko poczekać. ''

Uśmiechnęłam się w duchu i powiedziałam :

- Zabawimy się.

Po czym poszliśmy schodami w dół, do małego baru, w którym miał zakwitnąć mój plan.

~*~*~

Hm... co ta Margo znów wymyśliła XD ?

Miejmy tylko nadzieje, że będzie to w granicach normy XD Bo jak dobrze wiemy, Margo jes zdolna do wszystkiego ;)

Do następnego kochani :* 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top