Rozdział 21
Wchodzą do kuchni zahaczyłam biodrem o blat, o którym jak zwykle zapomniałam.
- Kurr... - syknęłam pod nosem, chwytając się prawą ręką w miejscy zranienia.
Nie mając czasu na oglądanie małej rany, ruszyłam w stronę szafki wiszącej nad zmywarką gdzie matka zawszy trzymała małą apteczkę. Otworzyłam ją i po chwili już trzymałam w ręku białe pudełeczko z bandażami i innymi pierdołami potrzebnymi do pierwszej pomocy. Wchodząc na korytarz zastanawiałam się co tym dwóm idiotą odbiło.
Ja rozumiem, że faceci bywają dość wybuchowi względem siebie no, ale bez jaj. Nie mogli załatwić tej sprawy normalnie? Bez żadnych pięści? Gdyby nie to, że ta dwójka nie potrafi trzymać wodzy nad emocjami teraz siedziałabym na '' romantycznej '' kolacji z Ashton'em. Z drugiej strony jednak Luke nie był wstanie przewidzieć tego, że akurat wtedy Ash będzie spacerować korytarzem.
Chyba, że... nie to przecież nie możliwe.. Chwila...Czyżby Luke zaczął specjalnie całą ta bijatykę? Czyżby był zazdrosny o to, że dzisiejszy wieczór miałam spędzić z Ashton'em, a nie z nim? Zresztą jeśli nawet by był zazdrosny to co mu do tego? Gdyby był na tyle normalny to też zaprosiłby mnie na kolacje nie? No... może nie koniecznie kolację, bo to raczej nie w jego stylu, ale jeśli by chciał to coś na pewno by wymyślił.
Mniejsza z tym. Mam teraz do obejrzenia dwa nieszczęsne potwory ,tylko hm... Do którego mam iść najpierw?
Postanowiłam, że najpierw udam się do Ashton'a. Fakt faktem to o mnie bronił, więc wpierw udam się do niego. Gdy przeszłam schody udałam się do jednych z sześciu brązowych drzwi na tym piętrze.
- Mogę? - spytałam wchodząc do pokoju nie czekając na odpowiedź.
Ashton siedział na krześle przy biurku. Wyglądał dość mizernie. Był cały blady, a na dodatek jego oczy straciły charakterystyczny blask, który zawsze towarzyszył chłopakowi. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi chłopak podniósł wzrok i słabo się uśmiechnął.
Odwzajemniłam ten mały gest i usiadłam obok niego.
- Przynosiłam kilka plastrów i bandaży, no i jeszcze wodę utlenioną - powiedziałam wyciągając z pudełka małą buteleczkę, która postawiłam na stole tuż obok pozostałej zawartości tej małej ''magicznej'' skrzyneczki.
- Dziękuję i ... - tu przerwał - Przepraszam za to. Nie powinienem reagować tak samo jak ten mały skurwiel - dodał i splunął krwią na biały dywanik pod biurkiem.
W miejscu gdzie ślina z krwią dotknęła dywanu zrobiła się mała, czerwona plama, która z pewnością szybko nie zejdzie.
- Eh... a matka tak lubiła ten dywan - skomentowałam cicho pod nosem - Zdejmij koszulkę - poleciłam chłopakowi.
- Margo... ja wiem, że Ci się podobam, ale nie uważasz, ze to trochę za szybko? - Ashton wstał i puścił do mnie oczko, po czym zdjął koszulkę.
Moim oczom ukazała się całkiem ładna i zadbana klatka piersiowa. Fakt faktem nie był tak umięśniony jak Luke, ale dużo mu nie brakowało. Nad prawą piersią widniał miały tatuaż w kształcie ptaka. Zapatrzyłam się w niego i gdyby nie to, że Ashton odchrząknął cały czas pochłaniałabym jego boskie ciało.
- Mówiłeś coś? - spytałam podnosząc wzrok.
- Tak, pytałem się czy wiesz gdzie jest Twoja matka? - spytał się mnie brunet.
- Nie.. nie mam pojęcia. Nie odbiera telefonów, nie odpisuję na sms'y. Normalnie tak jakby zapadła się pod ziemie - powiedziałam, patrząc w oczy chłopaka.
- Bo wiesz.. jest taka mała sprawa - Ashton wstał i podszedł do czarnej szafki stojącej obok łóżka.
Po chwili wyciągnął z niej białą kopertę, która miała intensywny zapach babcinych perfum. Matka miała podobne...
- Gdy pół godziny temu zauważyłem Ciebie z Lukiem na korytarzu wracałem właśnie z takiego małego przechodzenia po domu - zaczął - Wchodziłem do każdego pokoju, aby zorientować się mniej więcej gdzie co jest i wiesz... w którymś momencie znalazłem się w pokoju Twojej mamy i to - wręczył mi ową kopertę, na której widniało moje imię napisane charakterystycznym pismem mamy - Leżało na łóżku. Chciałem Ci to jak najszybciej dać, ale gdy wyszedłem zza rogu ujrzałem Ciebie i tego małego skunksa, który dobierał się do Ciebie no i ja.. nie wytrzymałem i do niego podbiegłem, a resztę to już znasz.
Spojrzałam się na kopertę, która jak na swój wygląd była dość ciężka. Co ona tam mogła napisać? Postanowiłam, że zajrzę do niej gdy tylko będę miała chwilę wolnego, czyli po opatrzeniu Luka.
- Dzięki - powiedziała wstając i zabierając z biurka wacik i wodę utlenioną. Chciałam zmienić jak najszybciej temat - Tu... - wskazałam na zadrapanie na obojczyku - będzie szczypać.
- Mnie nic nie szczypie - powiedział dumnie chłopak, prostując się przy mnie.
Zaraz się przekonamy, pomyślałam lejąc niespodziewane wodę na miejsce zranienia. Chłopak momentalnie zawył i złapał mnie mocno za ramiona tak, że opuściłam butelkę na podłogę, gdzie całą jej zawartość pochłonął dywan.
- KURWA MAĆ! POJEBAŁO CIĘ? - wrzasnął chłopak, szarpiąc mnie za ramiona.
- Ostrzegałam - powiedziałam cicho.
Nie spodziewałam się, że pod taką urocza buźką mieści się tyle zła. Szczerze powiedziawszy przestraszyłam się, bo było to dość nagle i nie spodziewane. Tak chcesz ze mną pogrywać? Nie ma sprawy.
Chłopak po chwili puścił moje ramiona i z powrotem opadł na krzesło. Te lekko zaskrzypiało pod jego ciężarem. Zabrałam plaster i nakleiłam go na przeciętą brew, a czoło wytarłam wacikiem, który namoczył się jeszcze woda utlenioną, gdy jeszcze miałam ją dostępną.
Ten pod wpływem zimnej cieczy znów syknął, ale tym razem ciszej. Spojrzałam na jego dłoń, która również wymagała '' specjalistycznej '' opieki. Z racji tego, że nie miałam już czym jej odkazić nakazałam brunetowi iść do łazienki i przemyć ranę zwykłą wodą.
Ten o dziwo wykonał moje polecenie bez żadnych skrupułów i już po chwili wychodził z łazienki, wycierając dłoń kremowym ręcznikiem. Super, kolejna jasna rzecz ojebana od krwi.
Gdy Ash siedział ponownie na krześle, które tym razem nie wydało żadnego ostrzegawczego dźwięku zabrałam się za owijanie rany bandażem. Zajęło mi to zaledwie kilka minut, więc już po chwili zbierałam resztki bandażu i plastry, aby włożyć je do apteczki.
- Przepraszam - usłyszałam po chwili.
Nie zwróciłam na to większej uwagi, ponieważ nie miałam jakiegokolwiek zamiaru okazywania mu swojej uwagi, a tym bardziej komentować jego mizerne '' przepraszam''.
- Powiesz coś w końcu? - usłyszałam ponownie - Ta cisza jest denerwująca.
Tak samo jak ty - pomyślałam. Zabrałam apteczkę i omijając pustą butelkę na podłodze - ruszyłam w stronę drzwi. Gdy już miałam opuścić pokój postanowiłam, że jeszcze się odwrócę i dodam swoje trzy gorsze.
- Jak łaskawie skończysz się nad sobą użalać zanieś dywan do łazienki i tak samo ten ręcznik, a i posprzątaj ten burdel, który tu narobiłeś - powiedziałam i wyszłam.
Idąc korytarzem westchnęłam... teraz czas na Luka.
***
- Długo Cię nie było - usłyszałam charakterystyczną chrypkę, gdy zamykałam drzwi - Myślałem, że już o mnie zapomniałaś.
- O Tobie nie da się zapomnieć - warknęłam cicho, podchodząc do siedzącego na łóżku chłopaka i rzucając w niego apteczką.
- Podejrzewam, że dla tego pedałka taka nie byłaś - skomentował moje poczynania Luke.
Postanowiłam zignorować ten fakt, dlatego powiedziałam :
- Ściągaj bluzkę - skrzyżowałam ręce na piersi i patrzyłam na dość... niecodzienną reakcję blondyna.
- S-słucham? Ja się chyba przesłyszałem - powiedział chłopak.
Widać było, że jest zaskoczony tą sytuacją, ale nie na tyle, aby dać się wkręcić.
- Nie, Luke nie przesłyszałeś się. Ściągaj tą bluzkę, bo zaraz sama ją z Ciebie zdejmie - powiedziałam stanowczo.
Dopiero po chwili dodarło do mnie to co powiedziała.
- Albo sam będziesz się opatrywał - dodałam pośpiesznie, mając nadzieję, że chłopak nie zorientuję się jaką wpadkę przed chwilą popełniłam.
Chłopak spojrzał się na mnie uważnie, podszedł do mnie i położył mi dłoń na biodra. Syknęła, ponieważ jego palce natrafiły na moją ranę, o której już całkowicie zapomniałam. Luke natychmiast zdjął ręce i podniósł moją bluzkę do góry.
- Luke! Co ty robi... - nie dokończyłam, ponieważ napotkałam mordercze spojrzenie blondyna.
- Co to jest? - spytał bardzo powoli, naciskając na każdy wyraz.
- Uderzyłam się o blat... w kuchni - dodałam pośpiesznie widząc lekkie zakłopotanie Luka.
- Złotko... musisz uważać co robisz - powiedział słodko i pocałował mnie w czoło.
- Te sztuczne pocałunki zostaw dla jakiś lasek, które niedługo wylądują w tym łóżku - wskazałam ręką na ogromne łoże za mną - Poza tym, to ty miałeś ściągać koszulkę sobie, a nie mi - dodałam, po raz kolejny krzyżując ręce na piersi.
Chłopak westchnął głośno, ale wykonał moje polecenie. Gdy niebieska bluzka wylądowała na podłodze po raz kolejny tego dnia mogłam się wpatrywać w mięśnie chłopaka. Miałam racje, Ashton'owi nie brakuję dużo do Luka.
- A teraz idź obmyj ramiona, szyję i twarz - powiedziałam do chłopaka, wyjmując bandaże i resztę plastrów - A ja skocze jeszcze tylko na chwilę do kuchni.
Po chwili stałam już w kuchni przy zamrażalce i wyciągałam lód. Wychodząc sięgnęłam jeszcze po ręcznik i uważając na pechowy blat opuściłam pomieszczenie zwane potocznie kuchnią.
Gdy wróciłam do pokoju chłopak stał przy łóżku. Podeszłam do niego i zabrałam się za opatrywanie kolejnego nieszczęścia. Na brew nakleiłam plaster, tak samo jak na dość duże zadrapanie na szyi - Ashton koniecznie musi obciąć paznokcie. Następnie spojrzałam na jego nadgarstek, który był lekko spuchnięty.
- Jeśli po dwóch dniach nie przejdzie będziesz musiał się udać do lekarza z tym - powiedziałam, unieruchamiając mu go - Gotowe.
- Dziękuję - usłyszałam w chwili gdy pakowałam resztki bandaży do apteczki.
Nagle poczułam jak Luke podnosi mnie i rzuca na łóżko.
- Oszalałeś? - warknęłam, gdy próbowałam się podnieść, ale na marne.
Chłopak nachylił się nade mną i przytrzymywał mi ręce nad głową.
- Na Twoim punkcie - Tak - usłyszałam w momencie, kiedy chłopak dorwał się do mojej szyi.
Mimowolnie jęknęłam chociaż wiem, że nie powinnam dawać chłopakowi satysfakcji z tego, że sprawił mi przyjemność. Nagle poczułam jak chłopak zasysa mi skórę, co będzie efektem ''wspaniałej'' malinki.
- Luke przestań! Bo zacznę krzyczeć! - powiedziałam stanowczo.
Blondyn jak oparzony podniósł się gwałtownie i powiedział :
- Lepiej nie, bo jeszcze ten frajer to usłyszy... nie chciałbym znów od niego oberwać, bo fakt faktem jego prawy sierpowy jest całkiem niezły - powiedział chłopak, masując się po szczęce, w którą najprawdopodobniej oberwał.
Wykorzystując chwilę jego nie uwagi podniosłam się z łóżka i podeszłam do biurka, na którym leżał ręcznik i lód. Zrobiłam z niego szybko mały opatrunek, który Luke będzie musiał przykładać do sinego oka.
Luke w czasie mojej pracy usiadł na łóżku i wpatrywał się najprawdopodobniej w moją dupę. Gdy jednak skończyłam podeszłam do niego i przykładając mu zimny ręcznik do oka powiedziałam :
- I tak nie poruchasz - rzuciłam mu pocałunek w powietrzu.
- Jeszcze zobaczymy - usłyszałam za sobą w momencie kiedy przekraczałam próg pokoju.
Zignorowałam jego sentymentalną wypowiedź i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Przypominając sobie o kopercie w tylnej kieszeni spodni - przyśpieszyłam.
Ciekawość zżerała mnie od środka, szczególnie w momencie gdy już siedziałam w pokoju na łóżku i rozrywałam kopertę.
Z drżącą ręką wyjełam najpierw z niej mamy telefon. No tak... dlatego nie odbierała telefonów.
Sięgnęłam do niej po raz kolejny i wyciągnęłam poskładaną, kilka razy kartkę.
Po woli rozkładałam ją, a w momencie gdy moje oczy uznały nagłówek moje serce zaczęło walić jak pojebane.
Czy tu są wszystko odpowiedzi na moje pytania?
" Margo... " - zaczęłam czytać, obawiając się najgorszego.
~*~*~
HAHAHAHAH ALE JESTEM ZŁA! Ciekawość pewno zżera was od środka, ale niestety.. to uczucie będzie wam towarzyszyć aż do następnego rozdziału ;)
Przepraszam, że rozdział jest dzisiaj, a nie wczoraj, ale mądra ja kompletnie zapomniałam, że jutro jest szkoła, a ja nic kompletnie nie umiem ;_; Więc cały wczorajszy dzień i połowę dzisiejszego przesiedziałam nad książkami.
A co do rozdziału... Ashton nieźle wkurzył Margo, a Luke jak zwykle pokazał swoje zboczone oblicze xD
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :*
Wiecie Co robić ^^
Do następnego xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top