🌿Poranek🌿
Kolejna bezsenna noc. Nie wiem ile już nie sypiam. Nie wiem ile już czekam. Spojrzałam na zegarek leżący na mojej szafce nocnej. Już po piątej. Podniosłam się delikatnie z łóżka i położyłam stopy na białym dywanie, który w tym świetle wyglądał bardziej na ciemno szary. Podeszłam do okna i wyjżałam przez nie. Na dworze był chłodny poranek, słońce jeszcze nie wzeszło, ale już światło. Gdy szłam do kuchni po lodowatych kafelkach przechodziły mnie dreszcze. Wstawiłam w czajniku wodę i czekając, aż zawrze, powędrowałam w stronę drzwi. Nacisnęłam stalową klamkę i popchnęłam je, a te otworzyły się ze skrzypem. Jak tylko stanęłam na zimnych belkach ganku do mych nozdrzy dobiegł cudowny, świeży zapach rannego, wiosennego powietrza. Chłód przeszył mnie od stóp do głów. Śpiew ptaków rozchodził się po całym wybrzeżu. Najprawdopodobniej był to śpiew słowików, ponieważ kilka tych ptaków przeleciało przed moją chatką. Kolejne dreszcze przeszły przez moje ciało. Nie wiem czemu, ale sprawiały mi one wielką przyjemność. Musiałam trochę czasu tu stać, bowiem gdy się ocknęłam czainik w kuchni już gwizdał. Weszłam z powrotem do domu tylko po to, aby zalać sypaną herbatę w kubku i zabrać koc, który kilka lat temu zrobiła dla mnie moja matka. Wróciłam na ganek i usiadłam w drewnianym fotelu opatulona ciepłym kocem. Teraz siedzię tu popijając napój, a po mojej głowie chodzi tylko jedna myśl:
"Kiedyś po mnie wróci. Kiedyś na pewno."
---
Przepraszam, jeżeli wyszło chaotycznie, ale chciałam spróbować czegoś "nowego"? Historia nie opisuje mnie, aczkolwiek inspurowana jest moim porankiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top