Zakazany las

Hejka kochani!

Wiem, że już baaaardzo dawno nic nie publikowałam. Chyba nie potrafię pisać regularnie. Ta miniaturka miała pojawić się już wcześniej, ale były problemy ze zbetowaniem jej, padł mi laptop i działa się masa innych rzeczy. Ale w końcu przybywam z nową częścią, mam nadzieję, że się cieszycie. Chciałabym zadedykować ją PannaGranger01, za to, że tak bardzo męczyła mnie o kolejną część. 

Zbieram też ponownie wszystkie ręce chętne do pomocy przy tworzeniu tych miniaturek - jeśli macie ochotę mi pomóc, to dawajcie znać. Przyda się trochę osób, które pomogą mi wymyślić kolejne części, albo pomogą w szukaniu informacji o świecie HP, których potrzebuję, żeby tworzyć coś w miarę zgodnego ze światem stworzonym przez Rowling. Innymi słowy - znajdzie się zajęcie dla każdego, kto będzie miał ochotę mnie wesprzeć.

A teraz już nie przedłużam i miłego czytania!

************************************************

Przed wejściem do Zakazanego Lasu zebrała się spora grupa uczniów. Młodzi czarodzieje czekali na egzamin praktyczny. Przystępowali do niego wszyscy uczniowie, po za pierwszo i drugoroczniakami. Gdy zegar wskazał dziewiątą, do uczniów dołączyli także nauczyciele, by wyjaśnić swoim podopiecznym przebieg testu. Jako pierwsza głos zabrała McGonagall.

- Jak zapewne wiecie, zostaliście poproszeni o przybycie tutaj, ponieważ w tym roku egzamin praktyczny będzie wyglądał nieco inaczej niż dotychczas. Z woreczka, który trzymam w rękach, wylosujecie osobę, która stanie się waszym partnerem lub partnerką na czas sprawdzania waszych umiejętności. Każda para będzie wchodzić po kolei do lasu w odstępie kilku minut, by zmniejszyć prawdopodobieństwo spotkania innych uczniów. Możecie zabrać ze sobą jedynie różdżki i woreczki, które każdy z was dostanie, zanim wejdzie do lasu. Pomiędzy drzewami czekają na was rozmaite zadania. Za ich wykonanie otrzymywać będziecie kolorowe kamyki, takie jak te, które trzymam – uniosła dłoń, w której spoczywały małe, świecące kamyczki. - Dla każdej pary będą przybierały inny kolor. Od ilości, jaką zbierzecie, zależeć będzie wasza ocena. Maksymalna liczba kamyków, którą może zebrać jedna para, to sto. Osoby pracujące w jednej parze, otrzymują tę samą ocenę. Dodatkowo, para, która zbierze ich najwięcej, otrzyma specjalną nagrodę. Kiedy uznacie, że macie już dość i taka ilość kamieni wam wystarczy, to po prostu musicie znaleźć wyjście z lasu. Wokół niego będą krążyli nauczyciele oraz inni pracownicy szkoły. W lesie będą czekać na was także rozmaite niebezpieczeństwa, dlatego, jeśli ktoś znajdzie się w poważnych kłopotach, wystrzelcie z różdżki czerwone światło. Wtedy któryś z nauczycieli przybędzie, by was stamtąd zabrać. Nad lasem będą cały czas krążyć również nasze zamkowe duchy. Mają za zadanie pilnować waszego bezpieczeństwa i udzielać informacji czysto technicznych. Z mojej strony to chyba wszystko, za chwilę będę wywoływać kolejne osoby, aby wylosowały sobie partnera. Powodzenia!

Wszyscy byli bardzo poruszeni, ponieważ dotychczas nie wiedzieli, co przygotował dla nich Dumbledore. W napięciu oczekiwali na swoją kolej. Nauczycielka transmutacji wyczytywała ze swojej listy kolejne osoby, a profesor Sprout wręczała nowo utworzonej parze woreczki oraz opaski na ręce – dla każdej w innym kolorze. W takich samych barwach mieli zbierać również kamyki.

- Hermiona Granger – głos profesor McGonagall wyrwał dziewczynę z zamyślenia. Hermiona wzięła głęboki oddech i podeszła do opiekunki swojego domu. Włożyła rękę do woreczka i wyjęła z niego karteczkę, podając ją nauczycielce. Ta spokojnie rozwinęła kawałek pergaminu i odczytała:

– Draco Malfoy.

Kasztanowłosa nie wierzyła w to, co słyszy.

- Pani profesor, czy... - zaczęła niepewnie.

- Nie – przerwała jej kobieta. – Przykro mi, panno Granger, takie są zasady.

Draco niechętnie podszedł do nich, aby odebrać potrzebne do egzaminu rzeczy. Minę miał niezbyt zadowoloną.

- Tylko się tam nawzajem nie pozabijajcie – dodała wicedyrektor, gdy zakładali opaski na ręce.

- Łatwo pani powiedzieć – mruknął Malfoy i ruszył niechętnie za swoją partnerką, by ustawić się w kolejce. Przez cały czas oczekiwania na swoją kolej, nie odezwali się do siebie ani słowem. Dopiero, kiedy zostali wywołani i zaraz mieli wejść do lasu, Gryfonka spojrzała na chłopaka.

- Nie spieprz tego, Malfoy – powiedziała chłodno.

- Na twoim miejscu bardziej martwiłbym się o własne umiejętności, Granger – odpowiedział blondyn.

W tym momencie zostali wpuszczeni do lasu. Przeszli kilka kroków, kiedy nagle usłyszeli szum. Okazało się, że tuż za ich plecami uruchomiła się magiczna bariera, uniemożliwiająca wyjście z lasu tym samym przejściem.

- Posłuchaj Malfoy, chcę zabrać te sto kamieni, a potem się stąd zmywać i zrobię to, czy ci się to podoba czy nie, a ty masz mi w tym pomóc. Bo jeśli nie, to źle na tym wyjdziesz.

- Uhu, już się boję - zadrwił. - A swoją drogą, to kiedy się taka zrobiłaś, co? Może jednak powinnaś być Ślizgonką? Aż szkoda, że nie jesteś prawdziwą czarownicą...

- Nie jestem prawdziwą czarownicą? No to lepiej patrz – brązowooka była bardzo nerwowa. Nie dość, że stresowała się wynikiem egzaminu, to jeszcze ten przeklęty Malfoy nie mógł sobie choć raz odpuścić. Dziewczyna gwałtownie odwróciła się w stronę Ślizgona i kilka razy szybko machnęła różdżką, mamrocząc coś pod nosem. Zanim blondyn zdążył zorientować się, co tak właściwie robi, poczuł, że coś zaczyna go łaskotać. Spojrzał w dół, a na jego twarzy odmalowało się przerażenie. Po całym jego ciele chodziły maleńkie pajączki. Spojrzał ze zdumieniem na stojącą kilka kroków dalej Gryfonkę, która uśmiechała się z zadowoleniem, podziwiając swoje dzieło. Był zły na dziewczynę, ale z drugiej strony ten numer z pająkami był naprawdę niezły i zanotował w pamięci, aby kiedyś go wykorzystać. Już miał odpowiedzieć jej podobnym zaklęciem, kiedy gdzieś niedaleko trzasnęła jakaś gałązka. Oboje podskoczyli lekko i instynktownie stanęli plecami do siebie, z wyciągniętymi różdżkami. Hermiona zdjęła z blondyna zaklęcie, na co chłopak nie zwrócił najmniejszej uwagi, ponieważ całkowicie skupił się na nasłuchiwaniu. Po chwili spośród drzew wyłoniło się dziwne, włochate stworzenie.

- Drętwota! – chłopak postanowił od razu zareagować. Zaklęcie trafiło w intruza , który zamarł. Ostrożnie podeszli bliżej.

- Kwintoped – powiedziała Gryfonka krzywiąc się lekko. – Inaczej zwany Włochatym McBoonem. Niebezpieczny; gdybyśmy go nie zauważyli, to prawdopodobnie w ciągu kilku minut jedno z nas byłoby już w jego żołądku.

- Skąd oni takie coś wytrzasnęli – spytał Draco, również przyglądając się dziwnemu stworzeniu.

- Nie wiem, ale musimy być bardziej czujni. Kolejna kłótnia może spowodować nieuwagę, która może się źle skończyć. I chociaż Dumbledore pewnie zadbał o to, by nikt za bardzo nie ucierpiał, to lepiej nie ryzykować – mówiąc to, machała różdżką nad Kwintopedem, którego teraz krępowały wyczarowane przez nią sznury. – Lepiej się stąd zmywajmy, zanim się ocknie.

- A co z punktami? Chyba za pokonanie ...tego... musi być jakaś nagroda, prawda?

- W zasadzie tak... - Hermiona jeszcze raz podeszła do oszołomionego stworzenia. – Nic nie widzę...może na czymś leży?

- Życzę powodzenia w podnoszeniu go – na twarzy młodego Malfoya pojawił się ironiczny uśmieszek.

- Do czegoś służy różdżka. A to niby ja nie jestem prawdziwą czarownicą — prychnęła Gryfonka. - Podniosę go za pomocą zaklęcia, a ty podejdziesz i zobaczysz, czy nie ma czegoś pod nim, albo na jego łapach czy coś.

Ślizgon niechętnie pokiwał głową na znak zgody. Podszedł do unoszącej się w powietrzu istoty i dokładnie obejrzał ją z każdej strony. Już po chwili z wyrazem triumfu na twarzy spojrzał na dziewczynę.

- Na brzuchu ma jakiś woreczek, tam pewnie są kamienie –poinformował i wycelował w stworzenie różdżką. – Accio woreczek!

Na wyciągniętej dłoni blondyna wylądował niewielki woreczek, który chwilę temu wisiał na szyi Kwintopeda.

- Co jest w środku? – zapytała Gryfonka, „odkładając" z powrotem na ziemię.

- Pięć kamieni i trochę czegoś, co wygląda mi na odrobinę jakiegoś eliksiru – odpowiedział Draco i postanowił ostrożnie odkręcić fiolkę. – Jak dla mnie, to balsam z rewizji.

- Całkiem, całkiem – powiedziała kasztanowłosa, a po chwili dodała – a teraz serio się stąd zmywajmy.

Schowali więc nagrodę i ruszyli dalej po ścieżce wiodącej w głąb lasu. Po chwili dostrzegli niewielką polankę.

- Malfoy, chodź tam. Usiądziemy na chwilę i zobaczymy, co tak właściwie dostaliśmy w tym woreczku, który dostaliśmy na początku i jakoś sobie to wszystko poukładamy.

Chłopak, nie mając już ochoty na kłótnie, ruszył za brązowooką. Szli z wyciągniętymi różdżkami, ale o dziwo nic ich nie zaatakowało. Na polance znaleźli za to skrzynię. Po upewnieniu się odpowiednimi zaklęciami, że nie ma na niej żadnego uroku, podeszli i uklęknęli obok niej. Na wieku był napis wyryty za pomocą run.

- Skrzynia ta kryje skarbów różnych wiele, by je jednak dostać, drodzy przyjaciele, wykazać się musicie mądrością i sprytem, inaczej te skarby zostaną niezdobyte – Hermiona sprawnie odczytała treść napisu. Runy nie był co prawda jej ulubionym przedmiotem, ale nigdy nie miała z nimi problemów. Gdy tylko skończyła mówić, wieko skrzyni otworzyło się.

- I już? – zapytał zdziwiony Ślizgon. Oboje spojrzeli do wnętrza pudełka. Jak się okazało, znajdowała się w nim kolejna skrzynia. Widniało na niej pytanie „ile lat temu został założony Hogwart?"

- Około tysiąca – Gryfonka zdziwiła się łatwością pytania. Tak samo jak poprzednio, skrzynia otworzyła się. W środku znajdowała się kolejna, a na niej leżał jeden kamyk. Blondyn wziął go i schował do woreczka, w którym były także pozostałe zdobyte już punkty. Spojrzeli na pokrywę kolejnej skrzyni w poszukiwaniu kolejnego zadania. Napis na skrzyni brzmiał „ Jaka jest piątka?". Malfoy spojrzał zdziwiony na swoją towarzyszkę.

- Zmienna i niepewna - z lekkim uśmiechem satysfakcji, że wie coś o czym Ślizgon nie ma pojęcia powiedziała kasztanowłosa, po czym dodała zwracając się do chłopaka – numerologia nie gryzie, Malfoy.

Gdy ponownie zajrzeli do skrzyni, zobaczyli tam tym razem dwa kamyki i niewielki teleskop. Wyjęli to wszystko, by odczytać kolejne pytanie, które brzmiało „jaki kolor powinien mieć eliksir wyostrzający poczucie humoru?"

- Żółty – tym razem to Draco bez wahania podał odpowiedź. Ponownie zajrzeli na dno skrzyni. Nie było już kolejnego pudełka, znaleźli za to aż pięć kamyków. Zadowoleni z siebie usiedli na trawie. Dziewczyna postanowiła rzucić kilka zaklęć ochronnych w razie nieproszonych gości.

- Przydałoby się sprawdzić co mamy – powiedziała Hermiona – wyciągnij wszystko co jest w woreczkach.

Kiedy na trawie znalazły się wszystkie przedmioty okazało się, że jest tego całkiem sporo. Dotychczas zdobyli 13 kamyków, balsam z rewizji i teleskop. Do tego w woreczkach, które dostali przed wyruszeniem do lasu było trochę pustych fiolek, dwa kawałeczki bezoaru, pudełko z jedzeniem, a w nim kilka ciastek i trochę soku dyniowego. Była też spora płachta materiału, zapewne w razie ewentualnego deszczu. Kasztanowłosa rzuciła zarówno na swój woreczek, jak i na woreczek Malfoya zaklęcia, dzięki któremu mimo niewielkich rozmiarów mogli włożyć do nich dużo więcej rzeczy, niż wcześniej. Postanowiła także wziąć najmniejsze pudełko ze skrzyni. Rozmnożyła jedzenie i włożyła część właśnie do tego pudełka.

- Dzięki temu każde z nas będzie miało swój prowiant – wyjaśniła Ślizgonowi obserwującemu w milczeniu jej poczynania. Następnie włożyła po jednym z pudełek do ich worków. Do każdego z nich dołożyła także jeden kawałek bezoaru i po dwie puste fiolki. Problem miała z balsamem, teleskopem i płachtą, ponieważ było tylko po jednym egzemplarzu. Ostatecznie postanowiła wziąć balsam i teleskop do swojego woreczka, a płachtę przekazała chłopakowi, który przyjrzał się jej uważnie, a potem schował ją do swojego. Przed ruszeniem w dalszą drogę postanowili jeszcze zjeść po jednym ciastku i wypić odrobinę soku. Potem zabrali swoje rzeczy i wrócili na ścieżkę.

Szli ostrożnie, z wyciągniętymi różdżkami. Przez cały czas uważnie rozglądali się dookoła. Przeszli zaledwie kilkaset metrów, gdy im oczom ukazał się dość ciekawy widok. Wśród drzew grasowała cała chmara chochlików kornwalijskich. Małe stworzonka zrywały liście z drzew, huśtały się na gałęziach i wymyślały sobie wiele innych zajęć. Hermiona i Draco podeszli bliżej i schowali się za drzewem, tak by chochliki ich nie dostrzegły.

- Malfoy, patrz – Gryfonka pociągnęła swojego towarzysza za rękaw – jeden z nich ma jakiś pergamin! O, a tam jest drugi, który ma woreczek, zapewne z kamieniami!

Zdenerwowana dziewczyna wyskoczyła zza drzewa pomiędzy chochliki.

- Immobulus ! – powiedziała unosząc różdżkę w górę. Stworzonka zamarły.

- Brawo Granger, teraz tylko wymyśl jak ściągnąć je na ziemię – blondyn spojrzał na zmrożone chochliki znajdujące się kilka metrów nad jego głową. Dziewczyna również spojrzała w górę. Chochlik z pergaminem znajdował się jakieś pięć metrów nad ziemią. Nie daliby rady go wziąć, nawet gdyby stanęli jeden na drugim.

- Accio pergamin – kasztanowo włosa podjęła próbę wykorzystania prostego zaklęcia. Nie dało to jednak żadnego efektu.

- Granger... - zaczął niepewnie Ślizgon.

- Hmm?

- Ufasz mi chociaż trochę?

- Że co proszę? Od kilku lat mnie wyzywasz, obrażasz mnie na każdym kroku, a teraz pytasz czy ci ufam? - Gryfonka była bardzo zdenerwowana.

- No...w sumie to racja – chłopak trochę się zmieszał – ale dziś będziesz chyba musiała mi choć trochę zaufać, bo właśnie wymyśliłem jak złapać chochliki mające rzeczy, których potrzebujemy.

- Zamieniam się w słuch.

- Stań mniej więcej tak, żeby chochlika z woreczkiem mieć nad głową...ok..., zaraz podniosę cię za pomocą zaklęcia, więc się nie wystrasz – Ślizgon skierował swoją różdżkę w stronę dziewczyny – Mobilicorpus!

Hermiona uniosła się nad ziemię, najpierw zaledwie kilkanaście centymetrów, potem coraz wyżej i wyżej. Kiedy znalazła się między wiszącymi w powietrzu stworzonkami, próbowała wyciągnąć rękę w stronę tego, który miał woreczek. Na próżno.

- Trochę w lewo Malfoy, bo nie dosięgam!

- Robi się – blondyn delikatnie przesunął unoszącą się w powietrzu dziewczynę we wskazanym przez nią kierunku.

- Mam! Teraz mocno w prawo, bo tam jest chochlik z karteczką.

Draco spełnił prośbę dziewczyny, która znów wyciągała się, by sięgnąć po pergamin. Nagle przychyliła się zbyt mocno i zaczęła tracić równowagę. Niewiele brakowało, aby wylądowała na ziemii, ponieważ Ślizgon zdziwiony tym co się stało stracił na chwilę niezbędną koncentrację. Na szczęście w porę się zorientował co się dzieje i zdążył złapać spadającą kasztanowłosą. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, oszołomieni tak bliskim kontaktem.

- Mam karteczkę i woreczek z siedmioma kamykami – powiedziała Hermiona przerywając ciszę.

- Rozwiń – polecił Malfoy Junior. Gryfonka palcami drżącymi jeszcze od nadmiaru emocji rozwinęła pergamin.

- Pod jednorożcem rośnie wielkie drzewno, stuknij w nie różdżką trzy razy, a ukaże swą zawartość.

- Tu jest pełno wielkich drzew? I o co, na Salazara chodzi z tym jednorożcem? Żadnego jednorożca tu nie widzę, a to głównie za sprawą tego, że zrobiło się jakoś ciemo.

Dziewczyna zajęta dotychczas pergaminem rozejrzała się dookoła.

- Rzeczywiście jakoś ciemno...Malfoy, spójrz w górę, to jest to! Nie chodzi o żywego jednorożca, tylko o gwiazdozbiór ! - podekscytowana dziewczyna zaczęła szybko przeszukiwać swój worek w poszukiwaniu teleskopu. Gdy już go znalazła, powiększyła go zaklęciem i przy jego pomocy zaczęła badać niebo.

- Znalazłam! Chodź zobaczyć – zawołała po kilku minutach do stojącego kilka metrów dalej Ślizgona. Chłopak kiwnął głową i ruszył w jej kierunku. Gdy znalazł się już przy stojącej obok teleskopu dziewczyny, odwróciła się w jego stronę. Znów stali zdecydowanie zbyt blisko siebie. Gryfonka poczuła jak przechodzi ją dreszcz więc pospiesznie się wycofała wskazując blondynowi kierunek, w którym powinien patrzeć.

- No, no całkiem fajne te gwiazdki Granger, to teraz jeszcze znajdź to drzewo – powiedział odsuwając oko od teleskopu i rozglądając się dookoła, ale Gryfonki, która minutę temu stała tuż obok już tam nie było – Granger?

- Tutaj! Chyba znalazłam to drzewo, zaraz zrobię test – Hermiona podeszła do wielkiego dębu i trzykrotnie dotknęła swoją różdżką pnia. Korzenie drzewa wystające nad ziemię rozsunęły się ukazując coś na kształt tunelu. – Rusz się, Malfoy!

Blondyn, który dotychczas bez słowa obserwował poczynania dziewczyny podbiegł teraz do miejsca, w którym stała.

- Kto pierwszy? – zapytał spoglądając odrobinę niepewnie na wejście do tunelu.

- Gdyby miało tam czekać coś niebezpiecznego, to ciebie będzie mniej szkoda – powiedziała kasztanowo włosa z zadziornym uśmiechem.

- Ja ci dam mniej szkoda... - blondyn również się uśmiechnął, po czym nie zastanawiając się nad tym co robi podniósł dziewczynę i posadził przed niewielkim otworem – no to hop!

Delikatnie popchnął Gryfonkę tak, aby zjechała w dół, po czym sam wskoczył za nią. Przez chwilę zjeżdżali w dół, po czym wypadli z tej zjeżdżalni na twardą kamienną podłogę.

- Auuu ...

- Zgadzam się, Malfoy. Au – Hermiona uniosła brwi i spojrzała na Ślizgona, który wylądował na niej – ty przynajmniej miałeś miękkie lądowanie...

- Od razu miękkie, taka chudzina jak ty nie jest najlepsza do amortyzacji. Spójrz tylko na siebie, sama skóra i kości – mówiąc to zaczął delikatnie podszczypywać brzuch swojej towarzyszki.

- Przestań, to łaskocze!

- Taak? – chłopak przestał ją szczypać, zamiast tego zaczął natomiast łaskotać ciało dziewczyny.

- Malfoy!

- No dobrze już, dobrze - blondyn ze śmiechem skapitulował i opadł powrotem na leżącą pod nim dziewczynę. Leżeli tak chwilę próbując złapać oddech.

- Malfoy?

- Hmm?

- Wstajemy?

- Zabij mnie Granger, ale nie wstanę. Nie mam siły.

- W takim razie będziemy musieli tak zostać, bo jestem zbyt zmęczona, żeby cię zabić – Hermiona w duchu podziękowała Merlinowi za to, że nikt ich nie widzi.

Po kilku minutach najmłodszy potomek rodziny Malfoyów powoli podniósł się na nogi. Potem wyciągnął rękę do dziewczyny, by pomóc jej wstać. Kiedy oboje otrzepali się już z kurzu i rozprostowali obolałe kości, zaczęli dokładnie rozglądać się po pomieszczeniu. Na środku stał niewielki stolik, a na nim kociołek oraz pojemniki ze składnikami. Obok nich leżała także kartka z napisem „eliksir spokoju".

- Mogło być gorzej – powiedział Malfoy podwijając rękawy – trochę to zajmie, ale eliksir nie jest jakoś bardzo skomplikowany.

Gryfonka ze zdziwieniem obserwowała jak jej towarzysz krząta się dookoła stolika mrucząc coś pod nosem. Postanowiła jednak się nie wtrącać. W końcu chłopak z eliksirów nie był gorszy od niej, więc skoro chce pracować, to ona nie będzie mu tego uniemożliwiała.

- Granger, weź mi to mieszaj, bo muszę znaleźć syrop z ciemiernika, a mam tylko dwie ręce – głos blondyna wyrwał ją z zamyślenia.

- Co? A tak, już – podeszła do kociołka i wzięła od Ślizgona mieszadło. Przez przypadek ich dłonie lekko się zetknęły. Kasztanowłosa szybko przesunęła swoją rękę tak, by nie dotykała chłopaka, który także szybko się odsunął i zajął przeszukiwaniem słoiczków i pudełeczek. Mimo tego co działo się wcześniej, wciąż nie byli przyzwyczajeni do wzajemnej bliskości.

Dwie godziny później eliksir był gotowy. Hermiona przelała odrobinę do jednej z pustych fiolek, które miała w swoim woreczku. Chwilę później substancja w kociołku zniknęła, a zamiast niej pojawiło się aż 15 kamyków – punktów.

- Dobra robota, Malfoy – dziewczyna zerknęła na swojego towarzysza i lekko się uśmiechnęła. Blondyn ukłonił się jak aktor po skończonym spektaklu.

- Zbierajmy się, za przyjemnie to tu nie jest – powiedział po chwili.

- Tylko jak, po tej zjeżdżalni to się chyba wdrapywać nie będziemy...musi być jakieś inne wyjście. Chociaż na razie nie mam siły wychodzić jakimkolwiek wyjściem – odpowiedziała Gryfonka zdając sobie nagle sprawę z tego, jak bardzo zmęczona i obolała jest. Skrzywiła się, dotykając swoich pleców.

- Co jest, Granger? – chłopak podszedł bliżej i spojrzał na nią z niepokojem.

- Ten upadek nie należał do najprzyjemniejszych. Będę miała całą masę siniaków, a na chwilę obecną ledwie mogę się ruszać. Wcześniej zajęta byłam przygotowywaniem eliksiru, ale teraz dotarło do mnie jak mocno się poobijałam – spojrzała w stronę Ślizgona i uśmiechnęła się z wysiłkiem.

- Może jednak powinniśmy tu jakiś czas zostać? Odpoczniemy porządnie i dopiero potem ruszymy. Ledwo żywi nie mamy zbyt wielkich szans i stanowimy łatwy cel dla różnych dziwnych stworzeń, które tu żyją – mówiąc to schylił się, by podnieść z ziemi kamień. Kilka machnięć różdżką i zamiast kamienia, w ręce trzymał gruby koc.

- Potrzymaj chwilę – podał go dziewczynie, a sam zajął się rzucaniem zaklęć ochronnych. Po chwili wrócił do zdezorientowanej Hermiony, wziął od niej koc. Potem usiadł pod ścianą i zaczął rozwijać, go, by się przykryć.

- Będziesz tak stała czy przyjdziesz tu i też usiądziesz? – zapytał.

Gryfonka otrząsnęła się z zamyślenia i zaraz usiadła obok blondyna. Chciała oprzeć się o ścianę, ale gdy tylko to zrobiła, na jej twarzy pojawił się grymas bólu.

- Odwróć się i pokaż te plecy – powiedział Draco, sam zaskoczony łagodnością swojego tonu – no już.

Brązowooka chwilę się wahała, ale ostatecznie usiadła plecami do Ślizgona. Ten delikatnie złapał koniec bluzki dziewczyny i podniósł go, aby zobaczyć obrażenia, jakich doznała.

- Daj ten balsam z rewizji, to ci posmaruję, powinno trochę pomóc - zaproponował. Hermiona sięgnęła do swojego woreczka i wyjęła z niego fiolkę z balsamem. Chłopak odkorkował ją i wziął na palce odrobinę specyfiku. Następnie delikatnie dotknął pleców dziewczyny i powoli rozsmarował substancję w miejscach gdzie zaczęły pojawiać się siniaki. Gryfonka zadrżała lekko pod wpływem dotyku blondyna. Plecy nie bolały już tak mocno, nie wiedziała jednak czy pomógł właśnie balsam z rewizji...

- Gotowe – głos Ślizgona wyrwał ją z zadumy. Chłopak wręczył jej częściowo opróżnioną fiolkę. Hermiona schowała ją do swojego worka, po czym oparła się górną częścią pleców, która była najmniej obolała o ścianę i zamknęła oczy. Nawet się nie zorientowała, kiedy zasnęła.

Kiedy się obudziła, początkowo nie wiedziała gdzie się znajduje. Przypomnienie sobie, gdzie jest i dlaczego zajęło jej dobre pół minuty. Kolejne kilka sekund zabrało jej dojście do wniosku, że leży na czymś miękkim i ciepłym. Minęło dobre kilkanaście sekund, zanim zorientowała się,, że tym czymś jest...

- Malfoy! – zaskoczona swoim odkryciem dziewczyna podniosła się gwałtownie.

- Jak się spało, Granger?

- Jak się spało? Ty mi lepiej wyjaśnij, dlaczego, na Godryka spałam na tobie!

- To bardzo proste – powiedział przecierając oczy – Siedziałaś oparta o ścianę. Po chwili zasnęłaś i osunęłaś się na mnie. Uznałem, że nie będę cię budził, więc tylko lekko cię przesunąłem tak, żebym i ja mógł się położyć.

- Nie bałeś się, że ubrudzisz się szlamem?

- Granger ... ja... - chłopak trochę się zmieszał – bo widzisz, przez te wszystkie lata ja...

Jego wypowiedź została przerwana przez głośny trzask. Ściany jaskini zatrzęsły i spadło z nich trochę kamyków.

- Potem będziesz się tłumaczył, teraz zbieraj rzeczy, różdżka do ręki i wiejemy!

Pospiesznie chwycili swoje worki i ruszyli pędem ku wyjściu. Napotkali jednak pewien problem – wejście, którym dostali się do środka była zjeżdżalnia i nie dało się po niej wspiąć.

- No to mamy mały problem – powiedział Ślizgon stając przed dziurą prowadzącą do wyjścia.

- Ugh, odsuń się - tym razem to kasztanowłosa stanęła na miejscu Draco i wykonała kilka machnięć różdżką rzucając zaklęcie przylepca. Potem podjęła bezowocną próbę dostania się do środka zjeżdżalni. Napotkała niestety problem natury technicznej – była za niska. Westchnęła z irytacją.

- Pomóc ci, Granger?

- Byłoby miło. Chyba, że wolisz tu zginąć!

Mimo powagi sytuacji, blondyn nie potrafił powstrzyma uśmiechu, który cisnął mu się na twarz na widok zirytowanej Gryfonki. Szybko otrząsnął się jednak z myśli o tym, jak urocza potrafi być wkurzona dziewczyna i podszedł do swojej towarzyszki. Złączył swoje dłonie tak, by Hermiona mogła postawić na nich swoją stopę.

- Na trzy – powiedział – raz...dwa...i trzy!

Kiedy brązowooka była już na górze, chłopak podciągnął się na rękach i już po chwili dołączył do dziewczyny. Po chwili rozpoczęli pospieszną wspinaczkę. Zjeżdżalnia zdawała się nie mieć końca, a wszystko trzęsło się coraz mocniej, ale po jakimś czasie ujrzeli światełko na końcu tunelu. Zebrali w sobie wszystkie siły, które im pozostały i niecałe dwie minuty później znaleźli się na zewnątrz. Zaczęli rozglądać się za źródłem wstrząsów.

- Eee, Granger, co to do licha jest?

-Graup! – Hermiona wyraźnie się ożywiła.

- Że co proszę? – blondyn nie krył swojego zdziwienia, ale dziewczyna już go nie słyszała. Pobiegła bowiem w stronę olbrzyma.

- Graup! – zawołała stając tuż obok tupiącego brata Hagrida – Graup, spokój! Spokój!

- Herma?

- Tak Graup, to ja. A teraz uspokój się i przestań tupać!

Olbrzym zrezygnowany westchnął i usiadł na ziemi. Nagle na ziemię upadło coś niebieskiego. To był jeden z kamieni-punktów. Hermiona doszła do wniosku, że musiał mieć je w którejś z kieszeni.

- Graup, pokaż co masz w kieszeniach – poprosiła. Posłusznie zrobił, co kazała. A w jego kieszeniach było dosłownie wszystko – kawałki metalu, sznurki, patyki i wiele innych przedmiotów. Wśród nich także woreczek z kamieniami.

- Graupku popatrz, tam stoi Malfoy. Idź go przytulić – wydała kolejne polecenie, które ku rozpaczy Ślizgona olbrzym znów posłusznie wypełnił. Dziewczyna w tym czasie ukradkiem zabrała woreczek i wszystkie kamyki, które z niego wypadły. Kiedy skończyła, podeszła do stojących kilka metrów dalej brata Hagrida i swojego partnera (choć właściwie, to blondyn wisiał ściskany przez olbrzyma, ale to już szczegół).

- I jak Malfoy, fajnie ci tak?

- Bardzo śmieszne, powiedz mu lepiej, żeby mnie puścił!

- Rozważę twoją prośbę...

- Granger, nie wydurniaj się!

- No dobrze już, dobrze – powiedziała nie kryjąc rozbawienia – Graup, odstaw go proszę na ziemię, bo musimy już iść.

Gdy tylko stopy Ślizgona dotknęły podłoża, oboje pospiesznie się oddalili.

- Porąbało cię? Co ty sobie nie myślisz? – zapytał Draco zirytowany sytuacją, która miała miejsce chwilę wcześniej.

- Nie marudź, tylko lepiej spójrz na to, co mam – dziewczyna wciągnęła woreczek z kamykami. Wysypali wszystkie na dłonie, aby zobaczyć, ile ich jest.

- Dwadzieścia kamyków – powiedział blondyn ze zdumieniem.

- Jestem tylko ciekawa, czy w jego kieszeni znalazły się celowo, czy cwaniak sobie je przywłaszczył.

- Faktycznie ciekawe...Ale to bez znaczenia. Grunt, że teraz są nasze. Jeśli dobrze liczę, to jeszcze tylko czterdzieści pięć punktów i możemy wracać.

- No to do roboty!

Ruszyli ścieżką przez las nie zastanawiając się za bardzo, gdzie tak właściwie powinni iść. Przeszli może niecały kilometr, kiedy nagle stracili grunt pod nogami. Wpadli w zamaskowaną pułapkę. Kiedy wylądowali, natychmiast poczuli, że coś zaczyna ich oplatać.

- No nie, powtórka z pierwszego roku – mruknęła Hermiona – Lumos!

Oplatające ich więzy rozluźniły się, a oni ponownie zaczęli spadać. Razem z nimi spadł też woreczek, w którym znaleźli następne pięć kamyków.

- Powtórka z pierwszego roku? – zapytał zdziwiony Ślizgon. Brązowooka roześmiała się i w czasie wędrówki długim korytarzem, opowiedziała mu historię ratowania kamienia filozoficznego. Kiedy skończyła, spostrzegli, że przed nimi znajduje się wejście do jakiegoś pomieszczenia. Niepewnie podeszli do drzwi i wycelowali w nie różdżki.

- Alochomora!-blondyn postanowił wykorzystać najprostszy sposób. Drzwi jednak ani drgnęły.

- Lumos maxima– Hermiona postanowiła lepiej przyjrzeć się drzwiom – tu jest coś napisane, Malfoy.

Skierowała strumień światła na fragment drzwi tuż nad klamką. Widniały tam starożytne runy.

- Aby tam wejść musimy dać coś od siebie. Kawałek każdego z nas. – Oznajmiła dziewczyna z lekkim przerażeniem.

- Nasze rzeczy się nadają? Czy to musi być dosłownie część nas?

- Nie wiem Malfoy, spróbujemy z rzeczami – powiedziała Gryfonka i zdjęła z nadgarstka jedną z bransoletek, które tego dnia założyła. Chłopak natomiast na klamce powiesił swój krawat. Nie przyniosło to jednak oczekiwanego rezultatu.

- Chyba to jednak tak nie działa i musimy wymyśleć coś innego – powiedział rozczarowany Ślizgon.

- Najpopularniejszą ofiarą jest krew, ale wątpię, żeby kazali nam ją dać, to byłaby już chyba lekka przesada – dziewczyna zaczęła gorączkowo myśleć – Włosy!

- Co?

- Powinien wystarczyć kosmyk włosów każdego z nas. To w końcu część naszego ciała, więc powinna się nadać, a nie będziemy musieli się kaleczyć – powiedziała dziewczyna i zaczęła transmutować bransoletkę w nożyczki. Kiedy już jej się to udało, ucięła niewielki kosmyk swoich włosów. Potem podeszła do blondyna.

- Czy nie ma innej opcji? – zapytał.

- Malfoy, nie marudź, to tylko włosy.

- Przy twojej szopie nie ma różnicy, czy będzie kilka włosów więcej czy mniej, ale w moim przypadku...

- Na Godryka, nie mam ochoty stać tu i przez trzy godziny się z tobą kłócić. Chcesz zdać egzamin i wrócić do szkoły, czy nie??

Ostatecznie chłopak skapitulował i pochylił się, aby umożliwić niewysokiej Gryfonce dostęp do swoich włosów. Hermiona podeszła do niego i niepewnie wzięła kosmyk platynowych włosów w palce. Były bardzo miękkie. Przemknęło jej przez myśl, że mogła by siedzieć godzinami i się nimi bawić. Zaraz jednak się opamiętała i ucięła kilka włosów. Następnie razem ze swoimi włożyła do wnęki w klamce. Poskutkowało. Drzwi się otworzyły. Weszli ostrożnie do środka.

- Nie wierzę! Naprawdę będziemy sadzić mandragory? – zapytał Draco widząc stanowisko do przesadzania roślin.

- Na to wygląda –westchnęła Gryfonka – no to do roboty.

Kwadrans później wszystko było gotowe, a oni mieli kolejne dziesięć punktów. Ruszyli dalej. Po kilku minutach zobaczyli kolejne drzwi. Te na szczęście dało się otworzyć zaklęciem. Po wejściu do środka zobaczyli stół z masą poruszających się figurek na nim.

- A to co?

- Nie wiem Malfoy, ale wygląda nieco niepokojąco – powiedziała brązowooka gdy podeszli nieco bliżej. Gryfonka podniosła leżący obok dziwnej makiety pergamin i zaczęła czytać na głos.

- Waszym zadaniem jest wygranie bitwy olbrzymów. Waszymi podwładnymi są wszystkie stworzenia mające niebieskie opaski. Pozostałe z nich, to wrogowie. Do boju!

- Ale czad – Draco zaczął przyglądać się postaciom – to działa chyba trochę jak szach czarodziejów. Ej ty z maczugą, atakuj tego po swojej prawej!

Olbrzym posłusznie wykonał polecenie i rzucił się na swego przeciwnika. Zaczęli zaciekle walczyć. W końcu ku uciesze Ślizgona jego olbrzym wygrał starcie. Ciało (o ile tak to można nazwać) pokonanego zniknęło, a zamiast niego pojawił się kamyk-punkt.

-Bardzo brutalne – skrzywiła się.

- To tylko figurki, Granger. Zostaw to mnie. Zaraz się z nimi rozprawię – powiedział blondyn i rzucił się w wir wydawania kolejnych poleceń. Kasztanowowłosa postanowiła nie patrzeć na walki, więc usiadła z boku i zaczęła jeść. Z fascynacją przyglądała się blondynowi, który ze skupieniem kierował starciem olbrzymów. Po mniej więcej pół godzinie chłopak wydał z siebie radosny okrzyk. Był tak zajęty bitwą, że zupełnie zapomniał o obecności Hermiony.

- Wygraliśmy! – zawołał z wyrazem tryumfu na twarzy, kiedy zauważył swoją towarzyszkę.

-Brawo Malfoy. To teraz policz kamienie i ruszamy po ostatnie brakujące punkty.

Zebrali więc wszystkie wygrane kamyki i zajęli się liczeniem.

- Mamy już dziewięćdziesiąt trzy. Jeszcze tylko siedem i wracamy – dziewczyna uśmiechnęła się szeroko na tę myśl.

- To wstawaj i idziemy! – Ślizgon odwzajemnił uśmiech i podał dziewczynie rękę, by pomóc jej wstać. Jeszcze niedawno taki gest był dla nich nie do pomyślenia, a teraz wydał się bardzo naturalny. Wyszli z pokoju i ruszyli dalej korytarzem.

- Na pierwszym roku był kamień filozoficzny, a na drugim? – zagadnął blondyn.

-Komnata tajemnic, nie pamiętasz? Było przecież niezłe zamieszanie i masa spetryfikowanych uczniów...- Hermiona zaczęła swoją opowieść. Doszła właśnie do odkrycia co znajduje się w komnacie, kiedy wdepnęli w kałużę. Rozejrzeli się dookoła, ale nic nie zauważyli. Wyciągnęli więc różdżki i ruszyli dalej. Dopiero po przejściu kolejnych pięciuset metrów zobaczyli coś na kształt jeziora. Z boku stała przymocowana łódka. Podeszli bliżej. Dziewczyna nachyliła się nad wodą, by ją odwiązać. Już prawie jej się to udało, kiedy nagle straciła równowagę i wpadła do wody. Natychmiast podpłynęło do niej dziwne stworzenie przypominające nieco kałamarnicę i zaczęło ją ciągnąć w stronę środka jeziora.

-Malfoy! – zdążyła krzyknąć zanim istota wciągnęła ją pod wodę. Ślizgon nie zastanawiał się długo. Rzucił na siebie zaklęcie bąblogłowy i wskoczył do wody. Gdy tylko oświetlił sobie różdżką drogę, zobaczył oddalającą się postać dziewczyny. Wykorzystując odpowiednie zaklęcia udało mu się dość szybko podpłynąć do partnerki. Kiedy był już na tyle blisko, by móc rzucić zaklęcie, zdał sobie sprawę z tego, że jeśli to zrobi, może trafić swoją towarzyszkę zamiast wodnego stworzenia.

- Immobulus! – zawołał i uśmiechnął się pod nosem – Zaklęcie spowalniające zawsze dobre.

Podpłynął jeszcze bliżej kasztanowowłosej i kiedy miał już pewność, że nie spudłuje rzucił na dziwne stworzenie zaklęcie galaretowatych nóg (o ile macko podobne coś można było nazwać nogami). Efekt był natychmiastowy. Chłopak objął w pasie sparaliżowaną strachem Gryfonkę.

- Ascendio! – niewidzialna siła pociągnęła ich w górę i już po chwili znajdowali się na powierzchni wody. Hermiona zaczęła kaszleć i łapczywie nabierać powietrza.

- Żyjesz?

- Yhy – potwierdziła wciąż kaszląc.

- To trzymaj się, bo płyniemy do brzegu – powiedział. Gdy już wydostali się z wody Hermiona była nieco spokojniejsza, a atak kaszlu praktycznie minął. Spojrzała na swojego wybawcę.

- Dziękuję – powiedziała podchodząc do chłopaka i przytulając go.

- Nie dziękuj Granger, po prostu nie chciałem tłumaczyć, dlaczego wróciłem sam. Jeszcze by pomyśleli, że sam cię wykończyłem i miałbym kłopoty – odparł uśmiechając się szelmowsko. Wyciągnął rękę i delikatnie odgarnął mokre kosmyki, które przykleiły się do policzka Gryfonki. Brązowooka zadrżała pod wpływem jego dotyku i przysunęła się jeszcze bliżej, niż już stała. Blondyn delikatnie się pochylił i już po chwili ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku.

- Trzeba ruszać dalej. Ale tym razem to ja zajmę się łodzią – powiedział, kiedy się od siebie odsunęli. Stali jeszcze chwilę w bezruchu, po czym ruszyli w stronę łódki. Tym razem udało się ją odwiązać bez większych problemów. Wsiedli więc i popłynęli na drugi brzeg, gdzie czekało na nich ostatnie zadanie. Gdy wysiedli z łódki zobaczyli miotłę i latające kamyki. Od razu domyślili się, że muszą po prostu je złapać.

- Daj mi trzy minuty – powiedział Ślizgon i ruszył w kierunku miotły. Dziewczyna usiadła i oparta plecami o ścianę obserwowała jego poczynania i wspominając niedawny pocałunek. A widok Draco na miotle mógł niejednej zawrócić w głowie. Gryfonce nie dane było jednak długo mu się przyglądać, bo lata gry na pozycji szukającego sprawiły, że wykonanie zadania zajęło mu dosłownie chwilkę. Kiedy wszystkie kamienie znalazły się już w jego rękach, podleciał do niczego niespodziewającej się brązowookiej i łapiąc ją w talii posadził przed sobą na miotle. Zaskoczona dziewczyna pisnęła.

- Malfoy...ja się boję latać...

- Gryfonka i się czegoś boi? A myślałem, że to wy jesteście ci odważni – zakpił, ale widząc przerażenie na twarzy swojej towarzyszki cmoknął ją w policzek i dodał – nic się nie bój, trzymam cię.

Chwilę później zobaczyli światło na końcu korytarza, a jakąś minutę później znaleźli się na zewnątrz.

- Patrz, tam jest już wyjście z lasu! – zawołała uradowana Hermiona. I rzeczywiście w ciągu kilku sekund udało im się wylecieć z lasu. Widok tej pary lecącej razem na miotle, w dodatku obejmującej się, sprawił, że stojący tam profesor McGonagall i profesor Snape mało nie zeszli na zawał. Draco i Hermiona nie specjalnie się tym jednak przejęli. Tak samo jak nagrodą za zdobycie stu punktów. Dla nich liczyło się tylko to, że dzięki dziwnym pomysłom Dumbledore'a, teraz mogą być razem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top