Rozdział XV.

Przebudziła się i od razu zorientowała, że była sama. Spocona i z lekkim bólem głowy wygrzebała się ze śpiwora w kierunku plecaka, by wziąć tabletki. Nie miała zamiaru się męczyć ani chwili, bo nie po to tu przyjechała. Popiła je resztką wody i dopiero wówczas dotarło do niej zamieszanie na zewnątrz. Ktoś głośno się śmiał i był całkiem blisko, a na bocznej ściance namiotu dostrzegła cień. Po głosie i wypowiadanych przekleństwach rozpoznała Emi. Wsunęła plecak pod materac, sprawdziła stan baterii w komórce, po czym podniosła się i po cichu rozsunęła zamek moskitiery. W przedsionku zauważyła dwa plecaki i dużą reklamówkę. Po chwili poczuła też zapach jedzenia i przełknęła, ale bynajmniej nie z głodu. Głos Sławka, do którego Emi zwracała się „Suki", podziałał na nią paraliżująco...

– ...i straszyliśmy te biedne dzieciaki, no mówię ci, jakie jaja były z tymi protezami. A potem, jak się staruszek dowiedział, to chyba nie trudno zgadnąć, kto pierwszy dostał wpierdol – trajkotała Emi.

– Mnie ani razu nie uderzył, a ona dostawała profilaktycznie, bo już od małego była wredną małpą – odparł w żartach Sławek.

– To mieliście wesoło – oznajmiła dziewczyna Sławka. – Jesteś pewna, że nie będzie problemu i pomieścimy się z wami?

– Jasne. Jak tylko zbudzi się księżniczka, to zrobimy przemeblowanie – odparła Emi.

Eliza cofnęła się w przedsionku, ale nie zdążyła wejść z powrotem, bo nagle wpadł rozpędzony Sławek i kucnął przy jednym z plecaków.

– O, hej – rzucił tylko, jakby nigdy nic, a potem wyjął jakąś książkę i ruszył z powrotem. – Właśnie się obudziła. – Usłyszała i teraz to już raczej nie miała wyjścia, musiała się przywitać.

– Cześć. – Spojrzała na dosyć ładną, długowłosą blondynkę przy kości z mocno umalowanymi oczami i w czarnej szerokiej sukni wiązanej na troczki.

– Cześć, jestem Dominika – przywitała się tamta.

Eliza usiadła na trawie obok Emi, starając się uspokoić, co wcale nie było łatwe przez obecność Sławka, który zamiast w książkę, gapił się na nią. Obok niego stało pudło z jakimś urządzeniem, wyposażonym w śmigła.

– Częstuj się, ja zjadłam pięć. – Emi podsunęła jej otłuszczoną torebkę z bratwurstami i drugą z podłużnymi bułeczkami.

– Nie dzięki, dopiero wstałam i pić mi się chce.

– W dużej, zielonej torbie stoi lodówka, możesz się poczęstować, ale ostrzegam, że mamy tylko wodę niegazowaną i colę, bo Sławek jest niepijący – wyjaśniła Dominika.

– Dzięki, może potem – odparła z uśmiechem.

Nie pił alkoholu i podobno nie jadał mięsa, tak przynajmniej opowiadała Emi, za to jego dziewczyna piła puszkowe piwo i śmiało przegryzała kiełbaską, aż chrupało. Niezła para. Sławek był krótko ostrzyżonym, szczupłym, ale wysportowanym brunetem. Był też wysoki, a z twarzy bardzo podobny do Emi. Przez chwilę próbowała wyobrazić sobie, czy byłby w stanie kogoś zabić, ale na darmo. Nijak nie potrafiła utożsamić go ze Svenem. Ciekawiło ją też, czy wiedział już coś o aresztowaniu ojca, a jeśli tak, to dlaczego ukrywał to przed siostrą?

– Elizka?

– Co?

– Znowu jesteś blada jak kościotrup – zauważyła Emi. – Mówię jej, żeby poszła do lekarza, bo może być w ciąży, ale ona...

– Przestań, nie jestem w żadnej ciąży – obruszyła się, na co usłyszała prychnięcie Sławka.

– No co? Różnie to może być. Suki, a ty, z czego się rżysz? – ofukała brata.

– Nie, nic... Lubisz po prostu wkurwiać ludzi, co nie? – odparł wesoło.

– Nie wkurwiam, jestem tylko bezpośrednią realistką. Masz z tym jakiś problem?

– Absolutnie. – Otworzył książkę, a wtedy wyraz jego twarzy się zmienił...

„Czego pragną Drony?" – Eliza przeczytała na okładce i natychmiast domyśliła się, co znajdowało się w pudle.

– Kto idzie ze mną do kibelka? Mika, idziesz? – spytała Emi.

Po co się wygłupiała i pytała, skoro chciała iść z Dominiką? Eliza poczuła się pominięta, ale od samego początku Emi dawała jej do wiwatu.

– Właśnie miałam zapytać, ale gdy sobie pomyślę, jak daleko trzeba do niego zapieprzać, to masakra jakaś – jęknęła tamta, podnosząc się na nogi. – Zaraz wracam – rzuciła do Sławka, który tylko skinął głową, nie odrywając wzroku od lektury.

Mimo że wokół kręcili się biwakowicze, Eliza natychmiast spięta się, gdy została z nim sama. Naprzeciwko opalał się Oz bez koszulki i ze słuchawkami w uszach, ale nie obawiała się go nawet w połowie, tak, jak Smolińskiego. Postanowiła wrócić do namiotu, żeby uporządkować rzeczy i zrobić im miejsce. Musiała zająć się czymś, by nie snuć dalej teorii spiskowych, ale słowa same wcisnęły się na usta...

– Nie wiedziałam, że... – urwała.

– Co ciekawego...? – urwał. – Ty pierwsza. – Machnął ręką.

– Nie, mów, co chciałeś powiedzieć – nalegała.

– Chciałem zapytać, co ciekawego do tej pory robiłyście.

– Emi nie opowiadała? – zdziwiła się.

– Pytam ciebie, nie jej. – Uniósł wzrok znad książki.

Dziwnie się czuła, bo do tej pory nigdy ze sobą nie rozmawiali.

– Szczerze?

– A to jakaś tajemnica? – Zmrużył powieki.

– No właśnie, nie wiem.

– To, co się działo?

– Rozbiłyśmy się... – zaczęła z namysłem. – Z pomocą oczywiście, a potem Emi stukała się z dwoma facetami, upaliła się, a dalej, to już chyba wiesz – dokończyła.

– Tu, w tym namiocie? – Skrzywił się.

– Nie, naprzeciwko z tym brodatym gościem za tobą i jego bratem.

Sławek zerknął przez ramię i wyglądał na wyraźnie zniesmaczonego.

– Z takim gorylem?

Zdziwiło ją, że nie wyraził sprzeciwu na temat wyczynów siostry, tylko miał obiekcje do wyglądu.

– A co za różnica? Chciała, to z nimi poszła. Teraz przynajmniej nie musi im mówić cześć – skwitowała i ruszyła do namiotu.

– Co taka dziewczyna jak ty robi z moją postrzeloną siostrą? Jak w ogóle z nią wytrzymujesz, co? – Usłyszała.

– Kwestia przyzwyczajenia. Powinieneś to chyba wiedzieć – odparła na odchodnym.

Po tym, jak otrzymał wiadomość od Elizy, że Sławek i jego dziewczyna, będą nocowali w tym samym namiocie, próbował do niej zadzwonić, ale zaraz wysłała kolejną, informując, że musi oszczędzać baterię, wiec oddzwoni, jak coś będzie nie tak. I było coś nie tak, bo nie chciało mu się wierzyć w ten pozorny spokój. Miał zamiar poinformować ją również o problemie z domem, Wiśniewskiego, ale ostatecznie zrezygnował. Zamiast tego, zadzwonił na posterunek w Hildesheim, żeby sprawdzić, czy oficer, z którym ostatnio się kontaktował był tego dnia na miejscu. Jak się okazało, nad festiwalem czuwało wystarczająco jednostek i jak do tej pory nie odnotowali niczego podejrzanego. Sam nigdy nie był na czymś takim, ale widział relacje z innych festiwali oraz prywatne filmiki. Nie wszystkie incydenty były zgłaszane...

Znowu pili alkohol i mieli już za sobą trzy obejrzane występy znanych zespołów. Wszystko wydawało się wracać do normy; minęły spięcia i trwała zabawa. Emi szalała z Dominiką, a potem obie zaciągnęły Elizę pod scenę. W tym czasie Sławek robił im zdjęcia i nagrywał filmy. Nic nie wskazywało na to, że on i prześladujący ją Sven, to ta sama osoba. „Nikt przecież nie może aż tak dobrze grać". Emi była szczera do bólu i gdyby coś na ten temat wiedziała, na pewno by się wygadała, a zwłaszcza po alkoholu.

– Je zu... Padam z nóg – sapała. – Te jebane koturny zaraz mnie wykończą. – Wracam do namiotu, a wy? – Emi spojrzała po wszystkich.

– Ja jeszcze zostanę... Sławek, zostaniemy, nie? – spytała Dominika.

– Spoko, jeszcze młoda godzina – odparł.

– Dobra, to ja spadam.

– Czekaj, a ja? – Eliza dogoniła Emi i złapała za ramię.

– A, to ty... – zachichotała. – Myślałam, że sobie poszłaś.

– Nawalona jesteś, czy znowu chcesz mnie wkurzyć? – warknęła Eliza.

– Je zu, ale ty się drętwa zrobiłaś się... W ogóle na żartach się nie znasz, nooo... – jęknęła nieskładnie.

– Stój, idziesz w przeciwną stronę! – Złapała ją i pociągnęła w przeciwną. – Tam są namioty.

– Kurwa, ciemno jak w dupie u ojca dyrektora... – marudziła, z trudem stawiając plączące się nogi na wysokich koturnach. – Myślisz, że dosypują czegoś do tego piwa, żeby wszyscy byli ślepi? – parsknęła.

– Dziewczyno, mamy jeszcze kawał do przejścia, nie wydurniaj się, bo nie mam siły się z tobą mocować...

– Oj, ojej... – Wyszczerzyła się głupkowato. – Pomocowałabym się z kimś, tak na serioo.

Eliza ledwo dawała radę ją holować, ale jakimś cudem wreszcie dotarły do namiotu.

Poczuła coś chłodnego i cienkiego na szyi jak łańcuszek. Zaciskał się coraz mocniej, a gdy wyciągnęła rękę spod kołdry, żeby go poprawić, ktoś nagle przylgnął do jej pleców...

– Szszsz... Nie ruszaj się laleczko i ani piśnij, bo jeden mój ruch i będzie po twojej pięknej szyjce... Leż spokojnie i nie ruszaj się... No... Poudawaj trochę śpiącą królewnę... – mruczał, a ona traciła oddech i nie mogła nawet krzyknąć. – Już? Będziesz grzeczna?

– Nmghhh... – wycharczała, ledwo mogąc skinąć głową.

– Świetnie... To teraz włóż rączkę do majtek i pobaw się nią jak wtedy przed kamerą... Prędzej albo wrzucę ten filmik do sieci i wszyscy zobaczą, co robiła Mytrus... Brudna, zepsuta, sukaaa...

– Aaaa! – Zerwała się z okrzykiem i skołowana rozejrzała po namiocie.

– Do cholery, dajcie spać, nooo – jęknął Sławek.

Emi leżała na brzuchu i nawet się nie przebudziła, a Dominika, nawet na nią nie spojrzała, tylko wtuliła się w bok swojego chłopaka.

– To tylko sen... – wydyszała pod nosem i sięgnęła po telefon.

Dochodziła druga trzydzieści. Śpiąca królewna... Nagle namiot stał się dla niej zbyt ciasny i wypełzła na czworakach do przedsionka, a potem rozpięła zamek i wypadła na trawę... Już wiedziała, kim mógł być Sven i jednocześnie zabójca. Miała nadzieję, że tym razem nie był to ślepy trop.


https://youtu.be/GmE8go5PXGA

Sen miał czujny, mimo że od wyjścia ze szpitala nie przespał spokojnie żadnej z nocy. Dlatego od razu otworzył oczy na dźwięk komórki...

Krzysiu? Przepraszam, że cię zbudziłam...

– Nie szkodzi. I tak tylko drzemałem, a sen mam od dawna do dupy. O co chodzi, coś się dzieje? – Podniósł się i usiadł. Nie dziwiła go specjalnie pora, bo jak się domyślał, na takich imprezach zabawa z pewnością trwała do rana. Zdziwił go za to jej głos i wyczuł w nim ten sam strach, co ostatnio.

Wiem, kim może być Sven i zabójca.

– Co? Piłaś coś albo ćpałaś? – Zerwał się i usiadł na brzegu.

– Wcześniej trochę piłam i dla twojej wiadomości, to nie ćpam, ale właśnie się obudziłam. To mi się śniło, on, rozumiesz?

– Spokojnie, powoli. – Sięgnął do lampy i zapalił światło. – Jak to ci się śnił? Mówiłaś, że go nie widziałaś, więc skąd...?

– Bo nie widziałam, ale on mnie widział...

Mówiła tak cicho, że ledwo ją słyszał.

– Kiedy?

– Posłuchaj. Nie o wszystkim ci mówiłam i będziesz zły... Ja jestem zła... – rozpłakała się.

– Eliza, spokojnie. Jestem tu i słucham cię. Nie będę zły, obiecuję. Powiedz mi, o co chodzi, bo chcę pomóc...

W domu... Nie, w garażu są wiadra po żywicy poliuretanowej. Stoją na regale pod oknem. Trzymam w nich niedoróbki i porzucone rzeczy. W jednym z nich są skrawki materiałów po ubraniach dla lalek... Na dnie znajdziesz też lalkę. Surowy prototyp, bez oczu i makijażu. Boże... – Pociągnęła nosem. – Nie wierzę, że ci o tym mówię... – wyjęczała.

– Zaufałem ci, wiec zrób to samo. Pomogę ci, wiesz, że mogę, prawda?

– Tak.

– Więc, co z tą lalką? – Niecierpliwił się i czuł, jak po czole zaczyna mu spływać pot. Jeszcze tego nie usłyszał, a już miał przeczucie...

– W środku... W niej znajdziesz pendrive Cruzer Blade. Tę lalkę zamówił jeden z klientów, ale nie odebrał jej, mimo że wpłacił zaliczkę, więc jej nie skończyłam. Nie wiem, dlaczego się rozmyślił... To miała być jego wizja śpiącej królewny... Jak ją zobaczysz, to sam się domyślisz... W pamięci zapisane są informacje. Każda moja transakcja i kilka filmów, których wolałabym, żebyś nie oglądał, ale... Chyba nie mam wyjścia... – pisnęła przejęta. – Szukaj folderu pod tą nazwą. Jeśli macie moje e-maile, to możesz sprawdzić, czy któryś z klientów albo gości na blogu ma taką nazwę jak użytkownik strony, którą tam znajdziesz. Miałam go cały czas i nawet nie wiedziałam... Chciałam o tym zapomnieć, bo... Będziesz o mnie źle myślał, ale trudno... Jeśli to pomoże w jego złapaniu, to nie dbam już o nic... Tylko to jest ważne...

– Rozumiem. Nie martw się, a mną też się nie przejmuj. Nie podchodzę do tego osobiście – skłamał.

– Przejmuję się...

– A powiedz mi, co z tymi dokumentami, które zwinęłaś Smolińskiemu? Mówiłaś, że jakieś sobie zostawiłaś.

Nie, nic już nie mam. Pozbyłam się ich, ale... Co w takim razie stanie się ze Smolińskim? Został zatrzymany i znaleźliście rzeczy tamtej...

– Wcale nie musiał działać w pojedynkę. Jeśli to nie jego syn ani córka, to możliwe, że miał kontakt z jakimś innym zboczeńcem. Brałem pod uwagę taką ewentualność.

– Muszę kończyć... Zaraz mi się bateria rozładuje. Daj znać, jak coś znajdziesz. I... Dobranoc.

– Dobranoc i... Bądź ostrożna.

Przez chwilę patrzył na wyświetlacz, nie wierząc, że się rozłączyła. Nie miał zamiaru czekać do jutra, nie było mowy. Zresztą i tak by już nie zasnął. Spakował laptop do plecaka, ubrał się i zamówił taksówkę. Zaczął współczuć dziewczynie, bo jeśli miała rację, to morderca od tej chwili nie miał już twarzy ani tożsamości. Mógł być każdym... Zagadką było też to, dlaczego tak zależało dziewczynie, żeby nie widział jej w złym świetle i zaczął się spodziewać, że znajdzie u niej niezłe gówno. W głowie miał już jej własny obraz, który czasami nawet idealizował, patrząc na nią przez pryzmat artystki, na którą się wykreowała. Oglądając jej zdjęcia w gotyckich kreacjach i stylizacjach, nie widział albo nie chciał już widzieć brudu, w jakim czasami się tarzała... 

Tak ją wykończyła i jednocześnie przeraziła ta rozmowa, że ugięła się na nogach i z powrotem przysiadła na trawie. Czuła, jakby cofnęła się w czasie i wróciła do tamtego pokoju, do tamtej koszmarnej nocy. Zanim zaczęła swoją działalność, poznawała w sieci wielu mężczyzn, ale po czasie trudno było ich wszystkich spamiętać. Ten sen przypomniał jej o tym, czego wstydziła się najbardziej i czym On mógł ją zniszczyć, gdyby tylko chciał. Wyparła to z pamięci tak skutecznie, że w ogóle nie brała pod uwagę tamtej osoby.    

Żeby dostać się do warsztatu, musiał najpierw wejść do domu, a potem wygrzebać klucz do garażu z dużej, wzorzystej skarpety „Mikołaja", wiszącej na wieszaku w korytarzu. Rzucił okiem na mieszkanie, w którym panował lekki bałagan i widać było, że Eliza opuszczała je w pośpiechu. W garażu czuć było chemią, więc uchylił lekko okno i zaczął przeglądać wiadra poniżej. To był naprawdę drogi sport, bo jedno wiadro takiej żywicy do odlewów, jak kiedyś sprawdzał w sieci, kosztowało ponad pół tysiąca złotych, a czasem i więcej. Podziwiał, że tymi drobnymi rękami, potrafiła robić takie cuda i znała się na odlewach. Kreatury z sennych koszmarów.

Zanim dobrał się do wiader, rozejrzał się po blacie roboczym, na którym stała duża i jak się okazało, podświetlana lupa, a nad nią dodatkowa lampa ledowa. Z tyłu, ustawione w rzędzie pudełka, a w jednym z przeźroczystych, chronione przed kurzem pędzelki różnej grubości. Wszystkie były miniaturowe i miały po kilka włosków. Dalej, wisiały aerografy na specjalnych stojakach, obok w równiutkim rzędzie stały buteleczki z rozpuszczalnikami, farbkami, a nawet kosmetyki i lakiery do paznokci. Stos notatników, bloków rysowniczych, a w szklankach ołówki, cienkopisy i inne pisadła. Natomiast w szufladzie pod blatem, różnego rodzaju specjalistyczne narzędzia typu: pęsety, przecinaki, pilniczki i polerki. Dużo wszystkiego i więcej, ale nie chciał grzebać dalej i robić jej bałaganu. Ktoś taki, z pewnością utrzymywał swój własny „porządek".

Wrócił do wiaderek i szybko odnalazł właściwe, ale nie chciał sprawdzać go w warsztacie. Zamknął okno, pogasił światła i wrócił do domu. Łapał się na tym, że celowo odwlekał dobranie się do jej tajemnic. Momentami i jego oblewał strach, a może to było zupełnie co innego? Zrobił sobie kawę i zaniósł kubek do jej „biura", a potem wrócił po laptop oraz wiadro. Opuścił rolety i pozapalał światła. Nie miał pojęcia, gdzie podział się jej Mac, ale na jej miejscu też nie zostawiałby sprzętu w obcym domu na czas wyjazdu. Przesunął parawan, a potem zdjął buty i ulokował się z laptopem na jej łóżku, które przed odjazdem starannie zakryła pikowaną, bordową kapą. Z lekką obawą podłączył pendrive, spodziewając się dosłownie wszystkiego. Wirusów, złośliwego oprogramowania albo nawet czegoś gorszego i nielegalnego. Pamięć nośnika była zapełniona do połowy, ale nic się nie działo. Jego system bez problemu go zainstalował i chwila moment, a już buszował w jej sekretach. W pierwszej kolejności od razu zaczął od katalogu „Śpiąca królewna", jak mu poradziła i tam natknął się na zdjęcie. Krew od razu uderzyła do głowy...

Dziewczyna leżała w dosyć popularnej pozie, spotykanej w Internecie, a mianowicie na łóżku w płatkach róż i z rozrzuconymi dookoła głowy włosami. Wyglądała jakby spała albo była martwa, ponieważ z kącika ust wypływała krew. Ciało miała blade i idealnie gładkie, usta rozchylone, a jedna z rąk tkwiła głęboko w koronkowych, czerwonych majtkach, co sugerowało, jakby zastygła podczas masturbacji. Na jej widok sam poczuł się jak zboczeniec, bo nie mógł oderwać wzroku i wyraźnie przyspieszyło mu serce oraz oddech. Była piękna i seksowna, jeśli odjąć nienaturalnie powiększony biust. Każdemu zdrowemu facetowi, siedzącemu na jego miejscu stanąłby na bank. Odchrząknął i zmienił pozycję. Zdjęcie od razu wydało mu się ostro przerobione, gdyż Eliza w rzeczywistości nie miała takich dużych piersi ani tak długich nóg. Kliknął właściwości i nie mylił się, ale niestety nie znalazł istotnych szczegółów. Zero daty wykonania ani modelu aparatu. Natomiast podana w nazwie zdjęcia strona internetowa, miała źle wpisany adres albo już nie istniała, gdyż po wpisaniu w wyszukiwarkę, wyskakiwał mu error. W folderze znalazł też nagrania video i dopiero wówczas zorientował się, że zdjęcie, które wcześniej oglądał, było kadrem jednego z filmów. Będziesz o mnie źle myślał, ale trudno. Właśnie, trudno. Palec sam pokierował kursorem na touchpadzie i kliknął: Otwórz...

Rano przebudził ją chłód, mimo że w namiocie było duszno. Postanowiła iść sama do toalety i umyć zęby, kiedy wszyscy jeszcze spali. Zerkała nerwowo na komórkę, czekając na jakiś znak od Krzysztofa, ale tak samo, jak Emi była realistką i zbyt wiele sobie nie obiecywała. Nawet nie wiedziała, kiedy tak naprawdę zaczęło jej zależeć, ale teraz i tak to było już bez znaczenia. Zawsze mogła uciekać dalej, zmienić pseudonim, a może nawet i wygląd. Nikt by jej nie rozpoznał, bo czego jak czego, ale wyobraźni nigdy jej nie brakowało. Jako kobieta, od zawsze wiedziała, że była źle „skonstruowana", jakby poskładana z różnych części. Na swojej drodze spotykała wielu ludzi, przed którymi nie czuła kompletnie wstydu i za pieniądze mogła zrobić prawie wszystko. W każdym razie wszystko, co było przeznaczone dla dorosłych. Nie interesowało ją, co taki ktoś myślał, płacąc jej za usługi. Liczył się pieniądz, dzięki któremu mogła przetrwać i robić to, co kochała. A teraz, sama nie wiedziała, kto i co bardziej kochał. Marta w jej głowie nadal siedziała cicho i zdała sobie sprawę, że nawet zapomniała, jak jej przyrodnia siostra wyglądała. Pamiętała jedynie jasne loki i gładką, umalowaną twarz. Taką, jaką miała każda stworzona przez nią lalka. Nieskazitelna, zimna skóra, pod którą skrywała się utracona niewinność. 

– Hej, gwiazda, gdzie byłaś beze mnie? – Emi zaczęła marudzić, jak tylko ją zobaczyła.

Sama nie wiedziała, co robi. Upuściła torbę, a potem podeszła do Emi i ją przytuliła.

– Ej, co jest... Elizka, cała się trzęsiesz... – Pomasowała ją po plecach. – Czemu płaczesz, coś się stało?

– Nie... Tylko... Jestem zmęczona – wydusiła.

– Ekhmm... – Z namiotu wyszedł Sławek z butelką wody i szczoteczką do zębów, po czym rzucił im zdziwione spojrzenie.

– A co to właściwie było w nocy, te krzyki? – zagaił.

– Jakie krzyki? – Emi odsunęła się i obrzuciła ją zmartwionym wzrokiem. – Mów, jaki chuj ci zalazł za skórę, to zrobimy z nim porządek. Tamten fagas?

– Jaki fagas? Ten naprzeciwko, z którym się pieprzyłaś? – wtrącił się ponownie Sławek.

– Powiedziałaś mu?

– Przepraszam, pytał. Zresztą, co to za tajemnica? – Pociągnęła nosem.

– Kurwa, nieważne. Łeb mi pęka od wczorajszego – jęknęła Emi. – Suki, masz jakieś apap-y albo cokolwiek przeciwbólowego?

– Zapytaj Dominiki.

– To, co się dzieje? – Naciskała Emi. – Wyglądasz jak białe gówno – skwitowała.

– Na moje oko, to ona ma anemię – rzucił Sławek i zabrał się za mycie zębów.

– Nie mam żadnej anemii – burknęła.

– Każdy anemik tak mówi – parsknął Sławek i opluł się pianą.

– Dzień dobry. – Wynurzyła się Dominika. – Kto ma anemię?

– Je zu, idę się położyć – zakomunikowała Eliza i ruszyła do namiotu.

– Tak, to najlepsze dla anemika, kiedy rano nie może ciągnąć nogami. – Usłyszała kpinę Sławka.

– Kiedy jest odprawa Domino?

– Pojutrze. Na razie użera się z tym detektywem, co go straszy pismakami – wyjaśnił Musiał.

– Musimy z tym zdążyć do tego czasu.

– Co chcesz zrobić? Wparujesz tam i co?

– Zobaczysz. Tym się nie musisz przejmować. Namierz tego gościa i tym razem postaraj się o dokładne personalia oraz adres, bo bez tego skurwiel nam się wywinie. Jak dasz radę, to przeleć się też po stronach porno, a zwłaszcza tych, gdzie dupy wiszą na kamerkach i poszukaj gnoja po pseudonimie. Może tych dziewczyn jest więcej i nie tylko ją straszy.

– Mam oglądać pornosy?

– A w czym problem? Dorosły jesteś, nie? – zakpił Krzysiek.

– Wiesz jakie gówno tam można podłapać. Już dwa razy, zblokowało mi komputer...

– A, widzisz, czyli masz doświadczenie. Chcesz pomóc, czy nie?

– Jasne. Dam znać grubemu, bo w ciul tego jest. Niech chłop też ma coś od życia – zażartował Musiał. 


Cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top