Rozdział VIII.

– Jeśli rzeczywiście Sven jest tym, kogo szukacie, to czy może chcieć zabić następną dziewczynę?

Martwiła się o bloga i lalki, bo nic więcej nie miała, a zwłaszcza po tym, co napisały jakieś kłamliwe gówniary, ale najbardziej przerażało ją to, że Sven mógł w końcu i na niej spełnić swoje groźby. Do tej pory był psychopatycznym prześladowcą, zboczeńcem, którego okradła, a nie mordercą i jakoś sobie z tym radziła, ale być celem potwora, który niemal poćwiartował nastolatkę, to kolosalna różnica.

– Bierzemy pod uwagę taką ewentualność. Wiemy, że kontaktował się z Jaworską, ale na razie nie mamy dowodów, że się z nią spotkał. Co do reszty użytkowników... – westchnął – zauważyłem, że to hermetyczna społeczność i trudno z kimkolwiek nawiązać kontakt. Jak dotąd nikt nie odpowiedział na zapytania o nękanie czy groźby. W każdym razie, na tę chwilę jest naszym głównym podejrzanym. Cholera, cały czas miałem nadzieję, że znasz go lepiej i będziemy mogli ustalić, skąd klika te świństwa, ale w tych okolicznościach słabo to widzę... – zamyślił się.

– Moim zdaniem jego imię to zmyłka i nawet nie pasuje do Rosjanina – mruknęła jakby sama do siebie.

– Właśnie, też wątpię, by był obcokrajowcem – wtrącił, po czym sięgnął po pustą butelkę, zakorkował ją i włożył do jednorazówki z Kauflanda. – Za dobrze pisze po polsku, ani razu się nie zdradził i jest z nami na bieżąco. Imion też może mieć wiele i nie zdziwiłbym się, gdyby pisał z różnych kont, a Svena znały tylko lalki – wyjaśnił.

– Masz dzieci? – spytała, zmieniając temat. Była ciekawa, bo praktycznie nic o nim nie wiedziała poza tym, że był śledczym. Wino przyjemnie rozluźniło i nie chciała dłużej rozmawiać o Svenie ani patrzeć na makabryczne zdjęcia. Podniosła się, szybko je pozbierała i położyła na parapecie.

– Mam syna. Niedługo skończy pięć lat. – Usłyszała i zaraz pożałowała pytania.

– Stary jesteś – zażartowała. – Ile masz? – Wróciła na miejsce i przyjrzała się delikatnym zmarszczkom wokół jasnych oczu, które od pierwszej chwili przyciągnęły jej uwagę. Jak mogłaś być tak głupia i myśleć, że był wolny?

– Wystarczająco – odparł, wykrzywiając usta.

– Dawałam ci góra trzydzieści.

– A ty?

– Przecież wiesz, to po co pytasz?

– Czy dodasz sobie rok. – Zmrużył powieki i znowu pociągnął ją za kucyk, wywołując napięcie. – Upewniam się, kim teraz jesteś – dodał z namysłem.

– Jest późno, powinieneś chyba już iść – bąknęła cicho. To było tylko badanie jego zamiarów, bo naprawdę chciała, żeby został, tylko niezręcznie jej było o to poprosić.

– Nie chcę – odparł i przesunął ręką po jej włosach.

– Nie prześpię się z tobą, zapomnij. – Opuściła wzrok i zagryzła wargę. Lubiła się droczyć i pociągała ją męska przewaga, ale to nieprzewidywalność, była w tym wszystkim najlepsza. Wiedziała też, że nie zrobiłby jej krzywdy.

– Ale chciałabyś, przyznaj się...

– Zabierz ręce – zachichotała, gdy zaczął łaskotać ją po karku.

– Chcesz tego, prawda? Wtedy...

– Właśnie dlatego, jak mnie wtedy potraktowałeś, nic z tego nie będzie – weszła mu w słowo, próbując się odsunąć. Za nic nie przyznałaby się, chyba że zrobiłby to pierwszy.

– Póki nie położę kasy na stół?

– Za kogo ty się uważasz? – fuknęła, ale długo nie utrzymała złości i w końcu roześmiała się, gdy pociągnął ją tym razem za policzek, a następnie za nos.

– Prowokujesz mnie, a ja tylko chciałem być miły i trochę pożartować. Mógłbym się rozmyślić i wpaść jutro z kolegami. Wierz mi, że jeden z nich nie byłby delikatny dla twoich zabawek.

– A ty byś był? – parsknęła, opędzając się od jego ręki.

– Chcesz się przekonać, co?

– Naprawdę, jesteś bardzo złym i przekupnym gliniarzem. – Ponownie się zaśmiała.

– Dobra, koniec żartów na dziś, ale pamiętaj, że dopóki nie doprowadzisz mnie do Svena, mam cię na oku, więc uważaj, mała – ostrzegł.

– Nie boję się ciebie – przyznała i raptem spoważniała, opadając bokiem na oparcie, tak, że teraz patrzyła wprost na niego.

– Wcale nie chcę, żebyś się mnie bała, tylko ze mną współpracowała. – Przysunął się jeszcze bliżej i jego dotyk stał się bardziej wymyślny, a wzrok przeszywający. Kreślił kółka w zagięciu szyi i było tak przyjemnie, że zamknęła oczy, a potem odchyliła głowę. – Nie chcę cię zmieniać i do niczego zmuszać. Podobasz mi się taka, jaka jesteś i nie oceniam cię, ale powinnaś przestać sobie szkodzić i bardziej się postarać...

Brzmiało szczerze, lecz i tak, trudno jej było uwierzyć. Podejrzewała, że znowu się z nią bawił i próbował do czegoś namówić.

– Postarać się? Jak to sobie wyobrażasz? – Opuściła głowę i spojrzała na niego zdziwiona.

– Bardzo poważnie traktuję kwestię ochrony źródeł swoich informacji i chciałem zaoszczędzić ci strachu przed policją, ale jak sama widzisz, sytuacja się zmieniła, a jeśli mi odmówisz, będę zmuszony podjąć pewne kroki. Nie interesuje mnie, co wcześniej nabroiłaś, rozumiesz? Pomyśl, ten psychol skądś wie, że jestem gliną i dlatego przypuszczam, że może być w mieście. Wie, gdzie teraz mieszkasz. Gra nam na nosie, ale dorwę go, nawet gdybym musiał cię przymknąć i zapewnić bezpieczne lokum, rozumiesz?

– Zrobiłbyś to? – Odsunęła się przestraszona.

– Nie chciałbym, to tylko ostateczność, dlatego tu dziś przyszedłem.

– Sama już nie wiem, po co przyszedłeś – odparła skołowana.

Mimo kilku kubeczków wypitego wina zaschło jej w ustach. Szumiało w głowie, a on znowu siedział zbyt blisko i patrzył na nią tak...

– Chcesz zostać na noc? – spytała cicho.

– Nie.

– Więc chyba nie rozumiem. Co miałeś na myśli, mówiąc, że muszę się bardziej postarać? – Rozszerzyła oczy i dostrzegł, że była już lekko zawiana. Znowu zaczęła przygryzać wargę i miał ochotę ją pocałować. Tak naprawdę, to nie pamiętał, kiedy ostatnio całował kobietę. Zawsze było to szybkie pieprzenie i nic poza tym. Chyba wino rozmiękczyło ci mózg, chłopie.

– Nie mogę przydzielić ci nikogo do ochrony, bo nie jesteś świadkiem. Zostanę tu przez kilka nocy, jeśli się zgodzisz. Mam rzeczy w aucie, a jutro zaprowadzę je na małe szarpanie do twojego czubka z parowozowni. – Przetarł twarz i poczuł, że robi się śpiący. – Sven dużo o nas wie, więc niech też wie, że tu jestem. Będzie próbował cię dalej zastraszać i zmusić do dalszej ucieczki, ale ty, nigdzie się już stąd nie ruszysz, rozumiesz?

Mniej więcej już wiedział, co tu było grane, ale nie miał pomysłu, gdzie mogły znajdować się nagrania i zdjęcia, którymi facet ją straszył i co w ogóle na nich było. Nie chciał już jej dzisiaj naciskać i liczył, że jutro sama do nich nawiąże i je pokaże. Czuł, że musiały być istotne i możliwe, że pomogłyby szybciej dorwać skurczybyka.

– Od kiedy policja działa w ten sposób? – spytała.

– To wznowione i tajne dochodzenie. Możemy więcej, niż ci się wydaje. Zrobimy jutro małe zebranie. Pomożesz nam namierzyć tę Warchoł i omówimy plan spotkania. Pamiętaj, że z nikim nie możesz o tym rozmawiać...

– Jakiego spotkania?

Cholera. Niepotrzebnie się wygadał.

– To nie jest rozmowa na teraz, ale byłaś bardzo dzielna i naprawdę dałaś mi wiele cennych wskazówek. Jutro... – urwał, kiedy poczuł drżenie komórki w kieszeni. – Przepraszam, muszę odebrać. – Podniósł się z kanapy i podszedł do okna.

To ja. Kiedy masz zamiar przyjechać?

– Wiesz, która jest godzina? Przecież napisałem, że na razie nie mogę. Pracuję, ale na dniach dopnę sprawę i wracam.

– Tytus zdemolował swój pokój i Karol ledwo go uspokoił. Nie zdążyłam nawet posprzątać, a ta wredna baba znowu przyszła i groziła, że kogoś wyśle do ciebie na komendę, bo nie odbierasz telefonu...

– Nie mogę ciągle wisieć na telefonie. Zresztą i tak przeważnie korzystam ze służbowego – odparł i wtedy do niego dotarło. Teresa też się bała, że mogła stracić wnuka. Oboje mogli go stracić. – Dobra, postaram się załatwić dzień wolnego i przyjechać. Może w czwartek wieczorem, to złapię ją jeszcze przed weekendem, ale niczego nie obiecuję. Masz na nią namiary?

– Tak, numer telefonu i nazwisko.

– To wyślij mi w wiadomości.

Jeśli to zrobię, to nie przyjedziesz, znam cię.

– Dobra, to nie wysyłaj. Będę w czwartek. Ucałuj małego. Dobranoc.

Rozłączył się, odwrócił i od razu dostrzegł brak broni na stoliku.

– Myślisz, że to zabawka albo rekwizyt dla lalek? – Podszedł do kanapy i stanął przed dziewczyną. Zdenerwował go telefon, był śpiący i... Cholera. Czy musiała tak na niego patrzeć?

– Schowałam pod... Pod poduszkę, bo okna nie są zasłonięte – wyjaśniła spłoszona.

Kurwa. Po cienkim winie robił się przewrażliwiony. Za mało wypił, żeby poczuć rozluźnienie, a nawet przeciwnie, więc jak miał się teraz położyć i spokojnie zasnąć? Patrzyła na niego tymi ładnymi oczami i zastanawiał się, co działo się w jej główce.

– Idę po torbę, zaraz wracam. – Sięgnął pod poduszkę, zabrał broń, a potem zgarnął portfel i ruszył do wyjścia.

– A gdzie zostawiłeś samochód?

– Kawałek dalej, przed skrzyżowaniem.

– Zamknę okna, a drzwi na klucz. – Usłyszał i od razu go to rozbawiło, bo zabrzmiało jak słaba groźba, wycelowana w niego, z typową dla niej złośliwością.

– I bardzo dobrze, niech ci to wejdzie w nawyk – odparł, siląc się na wesołość. – A mną się nie przejmuj, mam własny. – Wyjął z kieszeni breloczek i prowokacyjnie zadzwonił kluczem. Obserwował przez chwilę, jak w jej oczach pojawiają się iskry. Musiał przyznać, że ze złością było jej wyjątkowo do twarzy i właśnie taka, zaczynała mu się podobać. Jednak nie miał czasu na żarty. Dał sobie najwyżej trzy dni na rozpieprzenie Svena w drobny mak, a potem miał zamiar wrócić do swojego życia i wreszcie odpocząć. Wyjechać z tego dusznego miasta, zabrać Tytusa na wycieczkę i spróbować dojść z nim do porozumienia. Podejrzewał, że dziewczyna zrobi to samo. Przestanie uciekać, a może nawet znajdzie jakąś normalną pracę. Bardzo chciał, żeby tak było.

https://youtu.be/QuF3W1huraA

Dorobienie klucza było z jego strony wyjątkowo bezczelną zagrywką i nawet nie kombinowała, kiedy mógł to zrobić, ale kilka nocy z facetem? To rozjuszy Svena maksymalnie i już czuła, że wyniknie z tego niezłe spięcie na łączach. Miała tylko jedną kołdrę, poduszkę i koc. Co za pech, zważywszy, że inne rzeczy kupowała często podwójnie. Zostawiła sobie kołdrę, a do salonu Ikei, jak nazwał nieurządzony pokój, zaniosła koc i poduszkę. Sprzątnęła kubeczki, wyniosła pustą butelkę, ale ręcznika mu nie dała. Podejrzewała, że zabrał ze sobą swój i przybory toaletowe również. Myśl, że w domu razem z nią będzie mieszkał mężczyzna, korzystał z tej samej kuchni, łazienki, a nawet toalety, nie napawała ją zbytnim entuzjazmem. Już widziała bałagan, jakiego narobi, ale nie było innego wyjścia. Oczywiście nie miała zamiaru pozwolić mu ustawiać się po kątach. To tylko facet. Jak każdy posiadał słabe punkty. Ma syna. W dodatku wychodziło, że był żonaty, ale podczas rozmowy nie wyczuła od niego ciepła. Wręcz przeciwnie, był chłodny i szybko zakończył rozmowę. Zresztą, nie zachowywał się, jakby miał żonę, przecież wtedy... Rozwodnik? Rozmasowała pulsujące skronie, czując nadchodzący ból głowy. Jakkolwiek wyobrażał sobie tę współpracę, nie była głupia i dobrze wiedziała, ile od niej zależało. Tyle razy wyobrażała sobie, że Sven nagle poważnie zachoruje i o niej zapomni albo będzie miał jakiś wypadek. Nadal zastanawiała się, ile mógł mieć teraz lat i jak w ogóle wyglądał. Jeśli było tak, jak mówił gliniarz i mógł być w mieście, to być może nawet minęli się na ulicy, w markecie albo... 

– Nie, to niemożliwe. – Wsunęła się pod kołdrę, zakryła po samą głowę i opatuliła się jak poczwarka. 

Nie czekała na niego. Kiedy wrócił, już spała, zagrzebana w swoim łóżku, co oznaczało, że wreszcie zaczęła mu trochę ufać. Albo się poddała. Nawet nie zareagowała, gdy zsunął kołdrę i oświetlił jej twarz latarką. Miała rozchylone usta i lekki oddech. Na śpiąco wyglądała zupełnie inaczej. Młodziej, prawie jak nastolatka. Kącik sypialny w pokoju dla lalek, w którym przyjęła go pierwszego dnia, odgrodziła wysokim parawanem, a po sposobie malowania domyślił się, że najprawdopodobniej sama go wykonała. Musiał przyznać, że jej artyzm był dosyć specyficzny, pomijając nawet lalki. Wystarczyło spojrzeć na ten dziwny zegar w kwiatki-kościotrupki albo parawan. Na białym, ochlapanym czerwoną farbą tle, które stanowił gruby impregnowany papier, namalowane były czarne róże. Wyglądał dość upiornie jakby wyjęty ze sceny zbrodni. Niby tak bardzo bała się śmierci i uciekała przed Svenem, że każda, normalna dziewczyna na jej miejscu, powinna stronić od takich klimatów, a ona wręcz nimi żyła...

– Wyjdź...Ikea...daj mi...spać – jęknęła, przewracając się na bok, plecami do niego.

Spojrzał na opuszczone rolety, sprawdził, czy okna były zamknięte, a potem zdjął buty i położył się na samym brzegu jej łóżka. 

Wstała wcześnie jak zwykle. Wstawiła wodę na kawę, a potem zajrzała do drugiego pokoju, ale tam go nie było. W ogóle. Koc i poduszka wyglądały na nietknięte, tak, jak je wczoraj zostawiła. Za to pod kanapą na podłodze stała duża, czarna torba, a obok leżały spodnie i wczorajsza podkoszulka. Podniosła ją i powąchała. Dziwnie się z tym czuła, ale od pierwszej chwili podobał się jej ten zapach. Nie sądziła, że będzie gdzieś paradował w samej bieliźnie, więc zajrzała do łazienki, przeszła się po mieszkaniu, ale go nie znalazła. W końcu zalała wrzątkiem dwa kubki z kawą i sprawdziła telefon. Żadnych wiadomości od gliniarza, tylko dwie z bloga i kilka reklam. Z pracą mogła się na jakiś czas pożegnać, zanim nie naprawi swojego sprzętu, więc pozostało jej zacząć liczyć pieniądze, bo jak tak dalej pójdzie, będzie musiała znowu coś sprzedać. 

Z tego, co wskazywał iPhone, przebiegł dystans około ośmiu kilometrów. Nieźle jak na obecne warunki. Powietrze z rana było rześkie i jeszcze w miarę czyste. Czuł się dobrze i nawet nie bolała go głowa, aczkolwiek spanie w łóżku z kobietą, która co chwilę jęczała i przewracała się, jeszcze bardziej podkręciło jego libido. W dodatku miała dziwne maniery, jak na przykład: skręcanie rogu pościeli czy wkładanie ręki do majtek. Kiedy to zobaczył, sam musiał odwrócić się plecami, by na to nie patrzyć. Nie mógł. Musiał skupić się na pracy i dorwać mordercę, a potem zając się synem. Koniec z żartami.

– Gdzie byłeś? Wcześnie wstałeś...

– Biegałem, czytaj: zapoznawałem się z okolicą – odpowiedział, po czym wyplątał się ze słuchawek i razem z telefonem położył na kredensie. – I dzień dobry. Jak się spało? – dodał szybko i łyknął kawy.

– Nie mam problemu ze snem, ale ty najwyraźniej tak.

– Przeciwnie. Spałem jak niemowlak. Zaraz muszę jechać do pracy.

Zauważyła, że bluzę od dresu założył na gołe ciało i przeszły ją ciarki.

– I co potem?

– Będziemy w kontakcie. Prawdopodobnie wpadnę tu po południu z kolegą, jak tylko dogadam z szefem, co i jak. Ktoś musi mnie zastąpić na jeden dzień – wyjaśnił.

– Kolegą? Mówiłeś, że...

– Bez obaw, nie musisz się niczym martwić. Działamy zespołowo, więc wspólnie ustalamy szczegóły. Podejrzewam, że urobienie twojego cienia potrwa dwa, góra trzy dni. Bądź aktywna w sieci i zachowuj się jak do tej pory.

– Jeszcze nie powiedziałeś mi, o co chodzi z tym spotkaniem.

Spojrzał na nią ponuro i odstawił kubek.

– Będziesz przynętą.

– Co?

– Właśnie, to. – Rozpiął bluzę i dostrzegła ciemną, wilgotną ścieżkę, biegnącą przez środek ciała. – Dlatego trzeba wszystko dokładnie zaplanować.

– Ja... Nie, nie zgadzam się, nie dam rady – wydusiła.

– Dasz. Chodzi o to, żeby połknął haczyk i wyszedł z nory. Będziesz pod obserwacją i zadbam, żeby nie doszło do fizycznego kontaktu. Musisz... Po prostu mi zaufaj, dobrze?

Mowy nie ma. Bała się kontaktować z tym świrem i nawet nie reagowała na e-maile, a co tu dopiero myśleć o spotkaniu.

– Dobrze? – zapytał ponownie.

– Może uważasz mnie za nic niewartą dziwkę, ale tym kijem już mnie nie uderzysz. Znajdź sobie inną idiotkę na przynętę. Jedyne, co mogę zrobić, to pożyczyć jej swoje ciuchy – wypaliła i ruszyła do łazienki.

– Kurwa... – syknął, spoglądając na zegar.

– Jest, przyszedł e-mail! – krzyknął Szczygieł.

– Tylko nic nie klikaj i zabierz paluchy. – Krzysiek podszedł do monitora i czekał. Wszyscy czekali, aż Eliza pierwsza przeczyta wiadomość.

– Na serio, to jakieś gówno, nie do zmycia. Gość gra z nami jak mu się, kurwa, podoba – mruknął Paweł.

– I dobrze, niech lepiej cały czas tak myśli. Nie spieprzymy tego, nie tym razem – odparł Krzysiek.

– No i ciul, niepotrzebnie straciłem pół dnia, na bieganie po szpitalach – dodał wkurzony.

– A co masz? – zainteresował się Zięty.

– Położną i matkę biologiczną dziewczyny. Niestety w papierach jest wpisane, że ojciec nieznany.

– Co z matką, żyje?

– Położna ją zapamiętała, bo kobieta spodziewała się bliźniaków, ale wykryto u niej zespół zanikającego bliźniaka i po porodzie matka zostawiła małą w szpitalu. Teraz mieszka w jakiejś wiosce w kujawsko-pomorskim.

– Zanikającego bliźniaka? Straszne... A co to w ogóle znaczy? – zapytał Szczygieł.

– Jeden płód wchłania drugi albo robi to matka, czy jakoś tak. Masz laptop, to poczytaj sobie. Może też kogoś wchłonąłeś... – zażartował Paweł.

– Cicho, uspokójcie się do cholery! – wtrącił się Krzysiek.

– Jesteś pewien, że ganiamy za właściwym gościem? – spytał Musiał.

– Jestem.

– Na moje to wmawiasz sobie. Ta mała sprzed dwudziestu lat, nie była potraktowana jak lalka.

Krzysiek oderwał wzrok od monitora i spojrzał na Musiała, nie wierząc własnym uszom. Jeszcze nie tak dawno Paweł wykłócał się, że to ten sam facet i nawet chciał zrobić z niego seryjnego, a teraz co? Zmienił zdanie?

– Gadałeś z Domino? – Przyjrzał się uważnie koledze.

– Wczoraj, a co? Zastanówcie się, no... Czy tylko ja nie widzę związku?

– Właśnie, a wiesz dlaczego? – spytał Krzysiek.

– No, oświeć mnie. Czytałem e-maile i nasz sprawca musiałby mieć teraz przynajmniej dobrze po czterdziestce albo około pięćdziesiątki, a na moje, to pisze je ktoś o wiele młodszy. Poważny facet nie używa takiego słownictwa...

– To psychopata – wtrącił Krzysiek. – Może być, kim chce, nawet udawać nastolatka. Chodzi o to, że Myrtus w tym czasie jeszcze nie działała. Miała niecałe sześć czy nawet pięć lat, dlatego pierwsze zwłoki były nienaruszone. Myślę, że zaczął ją obserwować dużo później i ma na jej punkcie jakąś obsesję.

– A jak w takim razie wytłumaczyć tę przypadkową kradzież? Przecież sam się jej nie podstawił, co nie? – spytał Robert.

– Według mnie, to została wrobiona, przez tę Warchoł albo kogoś z kim tamta współpracowała. Czekam na cynk, żeby ją namierzyć, bo nie mamy jej w bazie. Chcecie wiedzieć, co myślę?

– Dawaj, bo czas leci, a musimy się streszczać, jeśli chcesz jeszcze jechać do dziewczyny na herbatkę – odparł Musiał.

– Po pierwsze. – Wyciągnął kciuk i zaczął wyliczać. Okradziony Facet nie zgłosił kradzieży, bo to prawdopodobnie rosyjski gangus i forsa była brudna. Po drugie: uważam, że Sven, który szantażuje i zastrasza Myrtus, to zupełnie inna osoba, ale wie o kradzieży i być może nawet zna okradzionego. Po trzecie: Na pewno wszystkich zna Justyna Warchoł. Jeśli do niej dotrzemy, znajdziemy nie tylko Svena, ale całą resztę – wyjaśnił Krzysiek.

– To ma sens – przyznał Musiał.

– A ten jej ojczym? Wyjechał do Szwecji i tak po prostu zostawił ją i żonę? – Zdziwił się Szczygieł.

– Nie ma związku – odparł Paweł. – Gintowt jest czysty. Zaraz po tym, jak ponownie się ożenił, wyjechał i nie było go w kraju, już to sprawdziłem.

– Nie, nie. Nasz psychol jest tu, w tym mieście... Dajcie mi pomyśleć...

Czuł, że są blisko i bardzo nie chciał wciągać do tego Elizy, ale nie miał wyjścia. W dodatku Domino zaczął, knuć za jego plecami i ustawiać Musiała.

– A ten Wiśniewski, który wynajął jej dom? Czy to przypadkiem nie jest kolejny, dziwny zbieg okoliczności? – Ponownie wtrącił się Szczygieł.

– Nie pączku, to zbyt oczywiste. Poza tym to jakiś robol i zwolnili go z pracy za chlanie. Obecnie kopie rowy na terenie Niemiec – wyjaśnił Paweł.

– Jaka to była firma? Ta, z której go wyrzucili? – spytał Krzysiek.

– Cięty i uparty, wrzuć na luz, jedziemy do lali – zakpił Paweł.

– Nigdzie nie jedziemy, póki nie otworzy e-maila. Co to za firma, masz coś na jej temat?

– Tak, ale... Cholera, nie pomyślałem o tym i wyleciało mi z głowy. – Musiał wyraźnie zbladł i ruszył do swojego biurka, po czym zaczął grzebać w papierach. – Mam. Firma zajmuje się wywózką szkodliwych odpadów, takich jak azbest i inne gówno. Czyszczą studzienki kanalizacyjne, wypompowują wodę, wycinają gałęzie przy drogach i terenach pod zabudowę. Zgadnijcie, gdzie mają drugą filię?

Była zmuszona zawiesić na jakiś czas działalność. Masakra. Wątpiła, by Wiśniewski naprawił maszyny, a na kupno nowego sprzętu nie miała na razie pieniędzy. Denerwowała się i nie mogła znaleźć zajęcia, więc po prostu zaczęła sprzątać, przy okazji wypatrując przyjazdu gliniarzy. Przed obiadem zadzwoniła do Wiśniewskiego z informacją, że będzie miała gości i sama sobie poradziła z awarią, czym wprawiła go w niemałe zaskoczenie. Łapała się na tym, że zbyt często zerkała na drzwi do drugiego pokoju, w którym znajdowały się rzeczy gliniarza. Wreszcie nie wytrzymała i weszła do środka. Na stoliku leżała tylko otwarta paczka chusteczek i zauważyła też ślady po wczorajszym winie. Zrzuciła paczkę na podłogę i spryskała środkiem blat, po czym przetarła go papierowym ręcznikiem do sucha. Torba była otwarta... Kucnęła i rozchyliła ją, żeby zajrzeć do środka. Kilka koszulek, bielizna i skarpetki w woreczku. Dres, przybory toaletowe i gruby notatnik. Wyjęła go i zauważyła za okładką plik dwustuzłotowych i stuzłotowych banknotów. Jak na gliniarza, nie był zbyt ostrożny. Znalazła też stary bilet z koncertu Metalica. Sentymentalny. Zaczęła przerzucać puste kartki i wówczas na podłogę wypadły dwa zdjęcia. Na jednym widniał mały chłopiec. Wyglądał jakoś dziwnie i w ogóle się nie uśmiechał. Może był chory? Za to miał te same, jasne oczy, co gliniarz. Na drugim była kobieta. Ona też się nie uśmiechała, a właściwie, mimo że była bardzo ładna, to od patrzenia na nią przechodził ją dreszcz. Szybko schowała je z powrotem i wrzuciła notatnik do torby. Wtedy usłyszała dźwięk nadejścia nowego e-maila w swojej komórce.

Gdzie nowe lalki, leniwa cipo? Dlaczego nie ma nowych zdjęć? Jesteś chora i potrzebujesz doktora? Ginekologa, puszczalska suko?

– Żebyś zdechł... – Wstrząsnęło nią i podreptała do swojego pokoju.

Gruby gliniarz był spokojny i nieco śmieszny, ale ten drugi jeszcze gorszy od Ziętego. Paweł Musiał, co chwilę wtrącał coś, co irytowało resztę i w dodatku miał zboczone skojarzenia. Momentami mdliło ją, ale wolała nie wdawać się z nim w rozmowę, kiedy nie była pytana.

– Skończyłaś?

– Tak. – Spojrzała na Ziętego.

– Bardzo ładnie, jak lalka – skwitował Musiał, zerkając jej przez ramię. – Skoro dostał już, co chciał, to pomyślmy nad miejscem spotkania.

– Może najpierw coś zjemy? – zapytał Szczygieł.

– To leć na miasto i coś kup – rzucił Paweł.

– Mam makaron, mogę przygotować spaghetti, jeśli... Jeśli jesteście głodni – zaproponowała niepewnie.

– Może być. Pomogę ci. – Krzysiek ruszył pierwszy do kuchni.

– Proszę, żebyście nie dotykali lalek ani części, bo to kruchy materiał – powiedziała, wstając od biurka.

– Co dodamy do makaronu? Pomidory w puszce, papryka...? – spytał Zięty.

– W lodówce jest mięso mielone. Zaraz podsmażę i doprawię, a ty możesz wstawić makaron – poleciła. Cały czas myślała o bilecie w jego notatniku i w głowie miała już swój plan. Nie wiedziała tylko, czy Zięty wyrazi na to zgodę. – Mówicie sobie o wszystkim?

– To znaczy? – mruknął i nalał do wody kapkę oliwy.

– Olej dodaje się przed wrzuceniem makaronu. – Zauważyła.

– To nic. W żołądku i tak się wszystko wymiesza – skwitował.

Faceci.

– Mam pomysł na spotkanie i jak wyciągnąć Svena z kryjówki.

– Słucham.

Odwróciła się i zobaczyła stojących w drzwiach kolegów Ziętego.

– Słuchamy – powtórzył Musiał.


Cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top