Rozdział VII.


– Kto tu jest? – spytała, trzymając przed sobą komórkę. Zadzwoń na policję. – Kto? – powtórzyła bardziej stanowczo i zaczęła przesuwać się w stronę wyjścia.

– Tylko ja – usłyszała odzew i dostrzegła odbłysk latarki na roboczych butach.

– Boże, panie Wiśniewski... – sapnęła z ulgą. – Chce pan, żebym padła tu trupem? Co się stało, dlaczego wysiadł prąd?

– Przeciążenie albo jakieś spięcie pani zrobiła. Zaraz sprawdzę szafkę z bezpiecznikami. Przyniosłem też przedłużacz do agregatu – wyjaśnił, podając jej latarkę. – Mówiłem, że się pani przyda. Niech pani mi tu poświeci – poprosił.

Bardzo szybko się uwinął. Dotarł tu praktycznie w kilka minut, najwyżej w dziesięć po zniknięciu zasilania. Zdążyła tylko schować do pudełek gotowe części, otworzyć komorę i sprawdzić twardość żywicy w formie, przyświecając sobie telefonem. Czyżby obserwował ją ze swojego domu?

– Nie mogę pracować w ciągłym hałasie, a ten generator działa podobnie jak kompresor, prawda? – spytała.

– Jest cichy, ale po to właśnie przyniosłem przedłużacz. Nie do pracy w garażu, tylko wciągnie go pani przez okno do mieszkania i podłączy cokolwiek. Ma stabilizator, to i telewizor czy komputer można oglądać.

– Będzie kopcił? – Zainteresowała się, bo bynajmniej nie miała zamiaru siedzieć w trujących oparach i pozwolić, żeby wszystko przesiąkło paliwem.

– Trochę, ale wyniosę go na zewnątrz pod daszek, co się pani tak boi? – Zaśmiał się. – Mój brat w wodociągach robił i do takich, to pompy podłączali, jak trzeba było komu wodę z piwnicy wyciągnąć albo jak mieszkanie zalało. Ten jest słabiutki, ma tylko trzy konie, ale chodzi jak żyleta i cztery godziny pracuje. Potem trzeba go wyłączyć, żeby kolejne pół sobie odsapnął. U siebie w warsztacie mam bydle, jedenaście i pół konia, a ten i tak tylko się marnował – wyjaśnił, po czym stęknął i kilka razy pociągnął za uchwyt, aż zaskoczył silnik.

Pracował równo i nie był zbyt głośny. Może rzeczywiście się przyda? W mieszkaniu nadal stały nierozpakowane kartony i teraz nawet nie wiedziała, do którego wpakowała świeczki, więc musiałaby siedzieć po ciemku.

– Chodźmy do domu, zobaczę bezpieczniki – zaproponował. Był pewny, że dziewczyna miała felerny sprzęt, który wywołał zwarcie, ale na początku, kiedy zobaczył z daleka, jak wszystko naraz zgasło, myślał też, że ktoś włamał się do garażu, więc od razu musiał to sprawdzić. Instalacja co prawda też była już starej daty, ale pierwszy raz zdarzyło się coś takiego. Skaranie boskie miał z pilnowaniem tej małej.

Sama też mogła je sprawdzić, ale z Wiśniewskim poczuła się raźniej.

Nie udało się ustalić przyczyny awarii prądu. Wiśniewski przypuszczał, że zwarcie nastąpiło w jednej z puszek i obiecał, że jutro po pracy wpadnie i się tym zajmie, a maszyny zabierze do sprawdzenia na warsztat. Wolała nie ryzykować z laptopem i nie miała też telewizora, więc podłączyła tylko lampę w drugim pokoju, ponieważ generator był za słaby, żeby podgrzać wodę w bojlerze. Ustawiła ją w przejściu i pootwierała drzwi, by móc się swobodnie poruszać. Czuła się brudna i musiała się opłukać, bo bez tego nie zmrużyłaby oka. Tak samo, jak bez mycia zębów, czy z suchymi rękoma. Dlatego wzięła największy garnek, jaki miała oraz czajnik i podgrzała wodę na gazie. W pierwszym wynajętym lokum, na początku ucieczki przed Svenem, często tak robiła, kiedy wyłączali jej prąd za niepłacenie rachunków. Nie urodziła się ze srebrną łyżeczką i nie zawsze sobie radziła. Mimo że ojczym był bogaty, to ostatecznie nie doszła z nim do porozumienia, a właściwie, to z jego nową kobietą. Buntowała się, więc musieli się rozstać i nie miała już do kogo wracać. Dobrze pamiętała czasy, kiedy nie dojadała i ze ściśniętym żołądkiem marzyła o świeżym chlebie. Na krótką metę sprawdzały się czasami nocne wyprawy do całodobowych marketów, ale niczego stamtąd nie wynosiła. Bezpieczniej było wypracować kilka sztuczek i posilić się na miejscu. Najtrudniej żyło się jesienią oraz zimą, zwłaszcza gdy podłapała grypę. Leżała wtedy w zimnym mieszkaniu i walczyła z gorączką, faszerując się byle jakimi lekami bez recepty. Czasami spała też w pociągach, u przygodnych chłopaków i wracała po kilku dniach, ale bunt wcale nie mijał, a wręcz się nasilał z powodu braku gotówki i zaczęła prowokować los. Jeździła autostopem, ale nie zapuszczała się daleko. Raczej krążyła w swoich okolicach, aż trafiła do motelu z pierwszym klientem i tak poznała Igora. Zabrał ją do „Nieba", gdzie uświadomił, że w ten sposób mogła na siebie zarabiać. Była młoda, naiwna i potrzebowała opiekuna, wiec szybko dała się wprowadzić w nocne życie miasta. Nauczył ją dystansu i traktowania ciała jak towar. Sven nie atakował, póki się nie meldowała, ale w końcu i tak znalazł ją w sieci. Nie miała odwagi zgłosić się na policję ani się zabić, do czego początkowo ją namawiał, stosując różne, psychologiczne gierki, więc wybrała ucieczkę. Czasami czuła potrzebę, by komuś zaufać, wyrzucić to z siebie, ale nawet Igorowi bała się zwierzyć. W swoim krótkim i podłym dzieciństwie nie miała nikogo i nie czuła miłości przybranych rodziców ani siostry. Ta stała się bliska, dopiero gdy leżała już w grobie i jej nie zagrażała. Tak, z Martą było jej raźniej o wiele później i każdego dnia przepraszała ją za to, co się stało nawet w tej chwili, kuląc się w wannie. Była wtedy zbyt mała, żeby zdać sobie sprawę z własnej głupoty i czającego się niebezpieczeństwa. Tamtej nocy po prostu wywabiła Martę na ulicę i pech chciał, że zatrzasnęły się cholerne drzwi. Resztę pamiętała już jak przez mgłę albo pamiętać nie chciała. To miał być złośliwy, dziecięcy żart, a tymczasem doprowadził do tragedii. To ona chwyciła Martę za rękę i nacisnęła tę pieprzoną klamkę. To ona sprawiła, że wypełzło zło. Ciemny samochód, burza, ulewa i oślepiające pioruny, zagłuszające wszystko dookoła. Niczego nieświadomi rodzice twardo spali po upojnej imprezie i nikt nie był w stanie jej pomóc. Nie pamiętała krzyków Marty, jakby ta rozpłynęła się razem z odjeżdżającym autem. Bała się nawet zapukać do domu, a do dzwonka nie mogła jeszcze dosięgnąć. Nad ranem, trzęsącą się w gorączce, znalazł ją pod drzwiami ojczym, a potem nic już nie było jak dawniej.

Zaczerpnęła wody do dzbanka i spłukała pianę. Momentalnie zrobiło się zimno, a pośród plusku usłyszała, jak coś szurnęło w głębi mieszkania.

– Cześć, smyrku. Umyć ci plecki? – zapytał kpiący, chropowaty głos, a za nim wychyliła się głowa z roztrzepanymi włosami.

Nie zdążyła krzyknąć, bo ze strachu zacisnęło się gardło. Natychmiast chwyciła ręcznik, zarzuciła na siebie i pacnęła tyłkiem z powrotem do wanny. Podświadomie czuła, że wkrótce się znowu pojawi, ale nie sądziła, że zakradnie się jak włamywacz i będzie ją straszył.

– Prze...pra...szam. – wydusił między kilkoma beknięciami.

– Jak tu wszedłeś i... Po co? – Szczęknęła zębami.

– Jestem tu – zastanowił się przez moment. – Od jakiegoś czasu, misiu polny, a dokładnie, od małego spięcia. Twój czubek zostawił cię bez prądu? – Cmoknął, kręcąc głową z rozczarowaniem.

– Nie nauczono cię, że się puka? Czego znowu chcesz? – spytała niezbyt grzecznie. Nadal kpił i wyglądało, że maczał w tym palce. Musiał wejść oknem, bo drzwi dokładnie zamknęła, więc nie miał innego sposobu.

– Jestem wściekły i niedopity – odparł ponuro. – Pozwolisz, że się napiję? – W ręku trzymał butelkę wina, takiego, jakie ostatnio u niej zostawił i którego nawet nie otworzyła. Grzebał w lodówce, czy przyniósł drugie?

– Zabierz je sobie i wyjdź – powiedziała stanowczo, choć wiedziała też, że upierdliwy gliniarz i tak zrobi, co będzie chciał.

– Nie tym razem, mała. – Pokiwał na nią palcem. – Wyskakuj z myjni i pogadajmy. Albo nie. Poczekaj, aż włączę prąd – dodał i zniknął za drzwiami.

Miała przesrane, wiedziała. Wyszła z wanny, wytarła się, a potem szybko ubrała bieliznę, naciągnęła koszulkę i spodnie od pidżamy. Następnie opłukała wannę i wtedy zapaliło się górne światło.

– Gotowe! Jestem w salonie Ikei i czekam! – krzyknął.

Żartowniś.

https://youtu.be/BcBWHpQUjeA

Wypłukała usta, nasmarowała ręce kremem i wyszła. Na stoliku stała już otwarta butelka i dwa kubeczki, natomiast na samym brzegu po stronie gliniarza, leżał portfel oraz broń w krótkiej, czarnej kaburze ze skóry. Dopiero kiedy powędrowała wzrokiem na środek pokoju, dostrzegła leżące na podłodze zdjęcia. Z daleka rozpoznała zarys sinego, martwego ciała i ścierpła jej skóra. To było cienkie zagranie, ale wystarczyło, by maksymalnie podkręcić jej niepokój. Powietrze z każdym oddechem gęstniało od napięcia, ale starała się zachować spokój.

– Zadbałem o klimat i dla ciebie złamałem zasady, bo nie powinienem ci tego pokazywać, ale pieprzyć je. – Uśmiechnął się jak cwaniak. – Taki trochę gotycki, prawda?

– Jesteś chory – wydusiła, podchodząc do okręgu ze zdjęć. Domyślała się, co chciał osiągnąć, ale patrząc na nie, oprócz czystej ciekawości, nic więcej nie czuła. Nie znała dziewczyny. Wiedziała tylko, że dzięki bogatym rodzicom, którzy byli zapracowani i wiecznie w rozjazdach, miała, co chciała i robiła wiele głupich rzeczy. Była rozpuszczona zupełnie jak jej przyrodnia siostra. Czasami zastanawiała się, po co ktoś taki w ogóle żył...

– Usiądź, musimy sobie wiele wyjaśnić – rozkazał, po czym rozlał po trochę wina. Miał na sobie tę samą, granatową, skórzaną kurtkę, a pod nią biały podkoszulek z motywem mężczyzny w uprzęży, wspinającego się na górę. Wymowne. Wyglądał świetnie jak zwykle, ale kiedy wsunął ręce do kieszeni i ponaglił ją wzrokiem, przez ciało przetoczył się kolejny dreszcz. Nic nie mogła poradzić na niekontrolowany wybuch fantazji. Może zaraz ją skuje albo rozłoży na podłodze i przystawi lufę do skroni? Pewnie nawet by się nie broniła, a najgorsze, że mogłoby jej się to spodobać. Podoba ci się. Wierzyć się nie chciało, że przyszedł tu tylko po to, żeby znowu ją maglować.

– Niczego ponad to, co już wiesz, ode mnie nie wyciągniesz – powiedziała, przysiadając na brzegu kanapy. Powinna poczuć się spięta i nabrać wreszcie dystansu albo po prostu go wyprosić, ale nie była w stanie zrobić żadnej z tych rzeczy.

– Zastanów się dobrze, zanim zaczniesz wciskać mi kolejne kłamstwa. Jak już mówiłem, nie chcę ci szkodzić i wierz mi na słowo, że rozmowa ze mną wypadnie dla ciebie korzystniej, niż bałagan, jaki możesz tu mieć po nalocie naszej ekipy i wkurwionego prokuratora. – Westchnął, podając jej kubek.

Miał rację, czas skończyć z kłamstwami. Chcesz mu zaufać? Ostatnie, czego jej tylko brakowało do kompletu, to narażanie się policji. Domyśliła się, że gdyby chciał, dawno by ją zgarnął, ale z jakiegoś powodu szedł jej na rękę.

– Nigdy nie spotkałam się osobiście z tą dziewczyną – zaczęła niepewnie, wskazując na podłogę. – Kontaktowałyśmy się wyłącznie przez Internet. Wiem, co sobie możesz myśleć, ale prawda jest taka, że nie sympatyzuję z klientami ani z użytkownikami. Nie jestem zdesperowana i nie biorę każdego zamówienia w ciemno. Czasami, jeśli mam podejrzenia do płatności, śledzę ich aktywność i zachowanie na innych portalach. Większości z nich, prawdopodobnie nawet bym nie polubiła, a jej z pewnością – wyjaśniła.

– Rozumiem, ale nie chcę rozmawiać o Jaworskiej, tylko o Svenie. Muszę wiedzieć wszystko, rozumiemy się? Gdzie mieszkał, czym się zajmował i jakim samochodem jeździł. Ile ma lat, jak go poznałaś i dlaczego grozi ci śmiercią. Lecisz.

– Wiesz? – Spłoszyła się i z nerwów natychmiast opróżniła kubeczek. – Skąd w ogóle pewność, że to Sven ją zamordował?

– Wyczytałem to między jego brudnymi „wierszami" i że tak powiem, daję za to głowę. Wierz mi, wiem, co to strach i dziwię się, że tyle czasu to znosisz. – Spojrzał na nią wymownie.

– Nie mam wyjścia.

– Gówno prawda – warknął. – Musisz zrozumieć, że jeśli nie powiesz mi wszystkiego, to będzie jeszcze gorzej. Facet się rozsmakował, wymknie się i jest prawdopodobne, że znowu zabije. A mówiąc wszystkiego, mam na myśli, że muszę wiedzieć o tobie to samo co on. Więc zacznijmy od początku, słucham.

Nie chciała do tego wracać, ale smak marketowego wina, zdjęcia i strach, dość szybko przypomniały jej stare czasy i ucieczkę.

– Nie odpowiem na pytania o Svenie, bo sama nie znam odpowiedzi. Trafiłam na niego, kiedy uczyłam się w liceum i byłam w fazie buntu. Ojczym poszedł ze mną do psychologa i wtedy się przestraszyłam, myślałam...

– Że skończysz jak macocha i ciebie też zamknie?

– Tak, coś w tym stylu albo że w inny sposób mnie ograniczy – odparła cicho, obserwując, jak dolewa wina. – Chcesz mnie upić?

– Nie upijemy się jedną butelką, przestań – uśmiechnął się, po czym podał jej kubeczek i sięgnął po swój. – Zdrowie.

Naczynia brzęknęły i przyjrzała się jego dłoni. Miał zaczerwieniania na kostkach, jakby uderzył w coś z całej siły pięścią...

– Kontynuuj – poprosił i wypił do dna.

– Któregoś wieczoru nie było ojca w domu. Miałam szlaban, ale przyszła koleżanka i wyciągnęła mnie na imprezę.

– Dokąd? I podawaj nazwiska, jeśli pamiętasz – wtrącił szybko.

– Nazywała się Justyna Warchoł. Starsza ode mnie, bo powtarzała dwie klasy. Poszłyśmy na szkolną potańcówkę w sali gimnastycznej. Przyszło mało osób i ogólnie była drętwa atmosfera, więc pojechałyśmy autobusem do klubu. Lokal nazywał się Hades i znajdował się w podziemiach pod pizzerią. Justyna często tam chodziła, a ja pierwszy raz w ogóle gdzieś się wyrwałam. Wcześniej już trochę wypiłyśmy i dała mi jakiegoś kwasa, a potem straciłam hamulce... – zamilkła, czując, że nie chce jej to przejść przez gardło. – Poszłyśmy na górę... Justyna mówiła, że jest głodna i chciała zamówić pizzę...

– Spokojnie. – Przybliżył się, założył ramię na oparciu kanapy i dotknął jej ramienia. Zadrżała, ale się nie odsunęła.

– Jestem spokojna – skłamała. Serce zaczęło galopować i poczuła, jakby znowu się tam przeniosła. – Usiadłyśmy zaraz przy wejściu i wtedy pokazała mi samochód stojący na ulicy, a potem dwóch mężczyzn, siedzących pod oknem. Ten, który siedział przodem, miał być jej ojcem. Mówiła, że jego kolega często wozi ze sobą dużo kasy... Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że popełnię największy błąd w swoim życiu i że mnie okłamała...

– W jakim sensie?

– To nie był jej ojciec, tylko jakiś znajomy facet, do którego zwracała się „tatko", a ten drugi siedział tyłem, więc nie widziałam twarzy. Wiem tylko, że mógł być Rosjaninem. Potem, Justyna kazała mi zostać na miejscu i... Poszła się z nimi przywitać. Kiedy wróciła, okazało się, że zwinęła temu drugiemu kluczyki. Początkowo chciałam uciec, ale byłam już na adrenalinie i haju. Za dużo nie myślałam, jedynie o tym, że facet w każdej chwili mógł chcieć wyjść, zorientować się o kradzieży i zadzwonić na policję. Czułam smak zwycięstwa, bunt pchał mnie do działania i kiedy Justyna poszła zamówić pizzę, a potem do toalety, po prostu... Zrobiłam to bez niej... – Głośno nabrała powietrza, aż zakręciło jej się w głowie. – Nie wierzę, że byłam taka głupia i porwałam się na coś takiego. Wcześniej, kilka razy chciałam uciec z domu przez kłopoty z nową babą Tomasza, ale wtedy... To był po prostu impuls. Miałam kasę i nic mnie już tam nie trzymało... Ja... – urwała i ścisnęła kubeczek, aż pobielały jej kostki. – Zawsze bałam się ruskich i...

– Skąd wiesz, że był Rosjaninem i ile mu zwinęłaś? – wtrącił się.

– Nie miałam pewności, ale w walizce znalazłam wydrukowane papiery w tym języku i trzynaście tysięcy złotych. Bałam się wrócić do domu i uciekłam pierwszym pociągiem z miasta. Przez pół roku nawet nie tknęłam skradzionej gotówki, tylko przechowywałam wszystko w bezpiecznej kryjówce. Wolałam kombinować, niż się do tego dobrać. Wiedziałam, że zrobiłam źle, ale stało się i na powrót było za późno.

– A szkoła? Nie byłaś jeszcze pełnoletnia więc co? Czy to nie dziwne, że ojczym stracił jedną córkę i nie szukał drugiej? Nie powiadomił policji o twoim zniknięciu? A ten gangus, nie zgłosił kradzieży?

– Brakowało mi kilku dni do osiemnastki. Poza tym Tomasz planował już ślub z Eweliną i ciągle dawał mi do zrozumienia, że przypominam mu... No, chyba już wiesz, co... – zacięła się. – A Sven... Nie wiem, dlaczego tego nie zgłosił i mój ojczym też o niczym nie wiedział.

– Rozumiem. Więc chciał się ciebie pozbyć, a gdzie mieszkałaś, z kim się kontaktowałaś i jak w ogóle cię znalazł ten rusek?

– Byłam napaloną idiotką, nagrzałam się i nie pomyślałam o kamerach. Namierzył mnie i Justyna pewnie też mu o mnie powiedziała.

– Wiesz, że to wcale nie jest takie proste? Musiałby mieć dostęp do jakiejś bazy danych personalnych, a często nawet policja ma problem z namierzeniem kogoś, tym bardziej, gdy taka osoba nie pracuje, nie jest nigdzie zameldowana i ciągle ucieka... Więc?

– Nie mam pojęcia, ale stało się to zaraz po tym, jak wynajęłam pierwszą kawalerkę w tym mieście i wykupiłam abonament na Internet. Napisał do mnie jako Sven i przysłał zrzuty z kamer naprzeciwko Hadesu. Może znalazł mnie tak samo, jak ty?

– Co sugerujesz?

– Nie wiem, ale jakimś cudem mnie odnajduje.

– Dziwne. – Zmarszczył brwi i dolał wina, tym razem więcej. – Pamiętasz w ogóle twarz tego pierwszego faceta? Rejestrację samochodu, jakieś szczegóły jak nazwa firmy na dokumentach albo cokolwiek?

– Nic. Byłam nagrzana i pamiętam jedynie, że obaj mieli ciemne włosy, samochód też był ciemny, a papiery normalne jak z drukarki, tylko zapisane po rosyjsku. Od razu się ich pozbyłam razem z walizką. Była brązowa, taka z szyfrem i dziwiło mnie, tak mógł zostawić ją otwartą z taką kasą...

– Nom, bo to się normalnie kupy nie trzyma – parsknął. – Facet musiał być kompletnym idiotą, a ty miałaś niebywałego farta – dodał naprędce.

– Przysięgam, że tak było.

– Wierzę ci, a wiesz, co to jest podpucha?

– Co?

– Dobra, nieważne. Czyli Sven skądś wiedział, więc opowiedz, co robiłaś po ucieczce i jak trafiłaś do „Nieba", i lalek.

– Jeździłam autostopem i poznałam Igora. Przez jakiś czas wynajmował mi pokój. Potrzebowałam kogoś, kto by mnie przechował i komu mogłabym choć trochę zaufać. Byłam najmłodsza z dziewczyn, ale nigdy do niczego mnie nie zmuszał ani nie działa mi się krzywda. Odkąd pamiętam, żyłam z syndromem odrzucenia, a on zapewnił mi bezpieczny kąt. Wtedy też postanowiłam zmienić nazwisko na normalne i stałam się kimś innym, a przynajmniej tak mi się wydawało. Potem na jednej z imprez u pewnego klienta, poznałam dziewczynę, Emilię. Zaprzyjaźniłyśmy się i pojechałam z nią na wakacje do Niemiec. Była gotką i miała kupę kasy. Jeździłyśmy na koncerty, festiwale, spałyśmy pod namiotem i bardzo mi się tam podobało. Poznałam ludzi takich jak ona, zachłysnęłam się ich kulturą i przez jakiś czas jeszcze byliśmy w kontakcie.

– Stąd pomysł na te gotyckie kreacje i lalki?

– Tak, ale najpierw założyłam profil na „VampireFreaks", gdzie jeszcze bardziej wciągnęłam się w zwyczaje, modę, jeździłam na zloty i różne imprezy. Zaproponowano mi krótką sesję zdjęciową w strojach dla pewnego butiku, ale odmówiłam, bo bałam się, że wtedy od razu mnie znajdzie, że wyda mnie, po prostu komuś powie, co zrobiłam. A potem zaczęłam na poważnie interesować się lalkami i postanowiłam założyć własnego bloga pod pseudonimem Myrtus. Lalki zawsze kojarzyły mi się z Martą i całą tą historią. Czasami wyraźnie czuję jej obecność, słyszę śmiech i płacz, jakbym zakodowała ją w dzieciństwie. Możesz uważać mnie za wariatkę, ale z nią jest mi łatwiej, a bez niej... – Westchnęła i zamilkła.

– Dokończmy butelkę – zaproponował i ponownie dolał wina. Pili po równo i dostrzegła, że jego twarz nabrała więcej kolorów. – Wcale nie uważam cię za wariatkę. Śmiało, opowiadaj dalej – zachęcał.

– Byłam naiwna, pewna, że on sobie odpuści i sama się oszukiwałam. Żyłam w przeświadczeniu, że dawna ja umarła i cała sprawa też się przedawni. Chciałam, żeby tak było i dobrze mi szło, dopóki się nie zjawiłeś i znowu się zaczęło...

– Prawdę mówiąc, za bardzo mu się nie dziwię. – Cmoknął i się zamyślił. – Z poczwarki przeobraziłaś się w pięknego motyla i to dzięki jego kasie, ale nie sądzę, że chce cię zabić, tylko cię obserwuje. Chce...

– Raczej prześladuje – przerwała mu. – Nie znasz jego zdolności. Potrafi sprawić na odległość, że czuję się brudna i mam ochotę zapaść się ze strachu i obrzydzenia pod ziemię.

– Nie muszę go znać. Wystarczy, że czytałem jego wiadomości i zarwałem przy tym całą noc – westchnął.

– C...co? Wszystkie? Jak? – wybełkotała i poczuła zażenowanie.

– Wszystkie, a te wybitnie świńskie, nawet po kilka razy – odparł ponuro. – Myślę, że gdyby chciał cię zabić albo zrobić jakąś krzywdę, już dawno byłoby po tobie. Zastrasza cię, snuje mroczne historie i popędza, żebyś nie przestała. Obserwuje i podziwia. Podoba mu się to, co robisz, a może nawet istnieje taka możliwość, że się w tobie zakochał.

– Nie, nie wierzę, że to byłoby możliwe... – Opuściła wzrok.

– Nie wierzysz, że to poczuł, czy w to, że można się w tobie zakochać?

– Przestań.

– To silne uczucie i bywa tak samo chore, jak ludzie. Wierz mi, wiem coś o tym.

Wiedział też, że dziewczyna była nieświadoma i nie zdawała sobie sprawy z działania grup przestępczych. Żaden rosyjski gangus nie bawiłby się z nią w kotka i myszkę, a za kradzież takiej gotówki, kazałby ją od razu odpalić albo połamać. Miał silne przeczucie, że Sven wcale nie był tym gościem, którego okradła. Jeśli mówiła prawdę, to z jej relacji wynikało, że Sven sam zaaranżował tę kradzież i posłużył się koleżanką, którą z kolei ona uprzedziła, i zwiała. A to oznaczało, że zetknął się z gorszym gównem, niż się spodziewał. Wolał ścigać gangsterów niż użerać się z psychopatami. Pół biedy, że miał nazwisko drugiej dziewczyny. Teraz musiał ją tylko wyłowić, o ile jeszcze żyła, a następnie wyciągnąć od Elizy filmy, którymi psychol ją szantażował i obmyślić plan na randkę „w ciemno". 


Pociągnął ją za kosmyk, a potem poczuła ciepłe palce na karku.

– Chyba ci odbiło. – Ponownie uniosła wzrok. – Jest wściekły i zastrasza mnie. Czy ktoś zakochany robiłby coś podobnego i wypisywał takie świństwa?

– To zrozumiałe, bo taką stratę raczej trudno darować, a jeszcze trudniej zapomnieć, co nie zmienia faktu, że zaczął też czerpać z tego przyjemność. Możliwe, że w pewnym sensie uważa cię za swoje dzieło i kocha nie ciebie, a osobę, jaką się dzięki niemu stałaś. Wie, że nie pójdziesz na policję, dba o twój strach, żebyś ciągle uciekała. To prawie jak zabawa w kotka i myszkę – podsumował.

– Jesteś jakimś psychologiem, czy coś?

– Miałem do czynienia z różnymi ludźmi i to tylko przypuszczenia, ale pomagają myśleć inaczej. Zdziwiłabyś się, jak wiele przestępstw opiera się na tej zabawie.

Co mogła jeszcze dodać? Wiedział już wszystko, przeczytał wiadomości i w pewnym stopniu poczuła ulgę, że to z siebie wyrzuciła, ale wstyd i niepokój pozostały. Domyśliła się, że policja teraz próbowała namierzyć Svena, ale co będzie dalej? Co z nami?


Cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top