Rozdział V.
Czekam na wiatr, co rozgoni ciemne skłębione zasłony...
Maanam - Krakowski spleen.
Właściwie, to wpadł na ten trop, jak tylko zobaczył bloga Myrtus i lalki. Siedlisko wyalienowanych pasjonatów, do których trudno dotrzeć, a co dopiero móc z nimi porozmawiać i, jednocześnie idealna przystań dla zboczeńców. A wśród nich brylująca Marta Jaworska ze swoją odzianą w czerń „pokutnicą", z poranionym ciałem, które aż dziw brał, że można je było wyginać w takich pozycjach. Prowokatorka, niestroniącą od zaczepek i wulgarnych wypowiedzi. Starał się zrozumieć, co mogło popsuć tę dobrze zapowiadającą się licealistkę i dlaczego na wyrażenie swojego buntu wybrała akurat lalkę. Profile młodej Jaworskiej raziły zdjęciami, na których pozowała z wydętymi, czarnymi ustami i w koszulkach z napisami: „Daddy kiss me" albo „Daddy's little girl". A gdzie do cholery był w tym czasie jej prawdziwy daddy? Czy rodzice byli ślepi i nie widzieli, że z ich dzieckiem działo się coś złego? Dlaczego nie zwracali uwagi na jej internetowe wyczyny? Patolog wykluczył molestowanie i potwierdził, że nastolatka była dziewicą. Nadal tylko rozpuszczonym dzieckiem z krzyczącą lalką. Dziewczynką, ślepo podążającą za internetową modą, którą z jakiegoś powodu sprawca wybrał na swój cel, zamordował, a okaleczone zwłoki ukrył w studzience.
– Nie pasują mi te dwie studzienki, za cholerę... – zaczął na głos.
– Fakt. Za duży jesteś i do żadnej byś się pewnie nie zmieścił – zażartował Musiał.
– Nie widzisz, że coś tu nie gra? – warknął wkurzony.
– Od początku, ale nadal uważam, że mają ze sobą jakiś związek – odparł Musiał.
– Ja też – wtrącił się Szczygieł. – Tylko brak ręki i dziwne okaleczenia są dla mnie niejasne, bo reszta się zgadza. Miejsce porzucenia zwłok i imiona obu ofiar pasują, i nie wyglądają na przypadkowe.
Krzysiek czuł, że kręcą się w miejscu i coś im umyka. Wrócił na stronę bloga, na którym, jakby wszystko ucichło. Żadnych nowych aktywności. Eliza Gintowt. Obecnie Kowalska vel Myrtus, zastraszana przez jakiegoś zboczeńca o pseudonimie Sven. Użytkownik wpasowywał się w profil, a z jego komentarzy jasno wynikało, że sporo wiedział o lalkach i Elizie. Doskonale znajdował się w tej społeczności, więc łatwo mógł nawiązać kontakt z wieloma dziewczynami. Niestety na razie był tylko pustą ikoną i bez pomocy ofiary, nie można było gnoja namierzyć. Czy to jego obawiała się do tego stopnia, że zmieniała miejsca zamieszkania, a w niektórych pomieszkiwała sezonowo? Ostatnie wskazywało na pośpiech, więc możliwe, że znała go w realu...
– Kim może być ten cholerny Sven? – mruknął, tupiąc nerwowo pod biurkiem. Nie miał na razie żadnego pomysłu, a sprawdzenie wszystkich logów zajęłoby całą noc albo dłużej. Na dodatek brakowało hasła, bo cwaniara wpisywała je ręcznie, a oddanie tego chłopakom, z wiadomych względów na razie nie wchodziło w grę. Wciąż czuł do siebie niesmak po wczorajszym, choć w sumie nie powinien, bo w końcu była też dziwką i aż prosiła się, żeby ją sponiewierał. Jednak jej siostrę zamordowano w podobny sposób, dlatego nie można było wykluczyć, że i ją morderca mógł mieć na celu. Oby nie. Od godziny czekał na cynk od Mateusza i niecierpliwił się...
– Sven, Sven... Jakiś Skandynaw, co nie? – wtrącił po chwili Szczygieł.
– Na moje, to mógłby być każdy, pączusiu – oznajmił Paweł, po czym podszedł do Ziętego i położył mu na biurku dwadzieścia złotych, które wcześniej pożyczył, i przy okazji zapuścił żurawia. – To manekiny? – Pochylił się w stronę laptopa, tak, że Krzysiek poczuł jego wczorajszy oddech.
– Lalki.
– Lalki? – Zdziwił się. – Wyglądają jak mali ludzie i na pewno nie dałbym dziecku czegoś takiego do zabawy.
– To nie są lalki do zabawy, tylko kolekcjonerskie. Nasza ofiara zamówiła taką lalkę, a potem sama skończyła jak lalka – skwitował Krzysiek, dyskretnie chowając przed nim pendrive do kieszeni.
– Co masz na myśli? – zapytał Szczygieł.
– Te lalki mają ruchome stawy połączone gumką, przez co tak świetnie pozują i oddają realizm. Pasjonaci kształtują ich ciała, wymieniają części, tworzą hybrydy, a nawet pstrykają selfie i wyprowadzają na spacery do parku. To drogi sport, dlatego ruszyły prywatne produkcje, jak ta od Mytrus. Próbuję ustalić, z kim ofiara korespondowała i czy nie była zastraszana, bo szczątkowe dane z jej dysku, do niczego nie naprowadziły – wyjaśnił. – Jakiś spec-technik rozwalił go młotem i gówno mamy – dodał rozdrażniony.
– Jak to młotem? – prychnął Musiał.
– Wyczyścił przez nieuwagę, to na jedno wychodzi.
– Pokażcie... – Robert przyczłapał za Musiałem i rozdziawił usta. – Łoo... Ludzie to naprawdę mają dziwaczne i chore gusta. Żadna z nich nawet nie jest uśmiechnięta. A ta na dole, to wygląda jak karykatura dzieciaka, ale z takim biustem, to chyba jest już dorosła, co nie?
Musiał omal się nie usmarkał, ale na szczęście nie skomentował. Lalka, którą wskazał Robert, miała szeroką miednicę oraz nieproporcjonalne, krzywe nogi, co w porównaniu z talią osy, piersiami oraz dużą, dziecięcą głową, z której spozierały smutne oczy, stanowiło dosyć karykaturalną i przerażającą całość. Trudno określić, kim mogła być osoba o takich skrzywionych upodobaniach. Zastanawiał się, co czuła Myrtus, kiedy nadawała im taki dziwaczny kształt i czy sama była bardziej skrzywiona, niż tylko wyglądała. Nie mogła być jednak sprawcą. Nie dałaby rady. Absolutnie. Wykasowałaby też komentarze Marty, a jednak tego nie zrobiła. Za to zabójca mógł z powodzeniem naśladować jej fach... Właśnie.
– Rozumiecie, do czego zmierzam? – Krzysiek sięgnął do zdjęć i wyciągnął ze stosu to, przedstawiające zwłoki Marty. – Spójrzcie na jej stawy. Są nacięte, a skóra i mięśnie odsłonięte, tak, że dokładnie je widać. A teraz to... – Kliknął drugą zakładkę, by pokazać im surowy model lalki z kulowymi stawami.
– Więc, co? Morderca chciał zrobić z niej lalkę? – spytał Szczygieł.
– Na moje, to on nie lubi lalek – wtrącił Musiał. – Kto wyrzuca lalkę do studzienki?
Punkt dla Pawła, bo myślał podobnie, aczkolwiek uważał, że sprawca miał w tym jeszcze jakąś metodę i trudno było odgadnąć, co nim powodowało. Cięcia wcale nie wyglądały fachowo, jak napisano w raporcie. Nie trzeba być ekspertem w żadnej dziedzinie, by takie wykonać, bo każdy przecież wiedział, gdzie znajdują się stawy.
– Sądzę, że nasz facet podszywa się pod kogoś i wisi na tym samym blogu. Nawiązał kontakt z Jaworską, zwabił ją i zamordował. Możliwe też, że właśnie urabia następną fankę lalek – oznajmił Krzysiek.
– Trzeba w takim razie załatwić nakaz, przeszukać e-maile tej Myrtus i skontaktować się z resztą użytkowników, może coś wiedzą – rzucił Szczygieł.
– Myrtus będzie współpracowała i mam pewien pomysł, ale jeśli chcesz, to możesz zająć się resztą. Sprawdź, czy na innych stronach z lalkami też pałęta się Sven. Jakieś naprowadzające komentarze z użytkownikami, może któraś będzie bardziej kontaktowa i coś chlapnie. – polecił Szczygłowi.
– Ja mogę złożyć jej wizytę i trochę pościemniać – zaproponował Paweł. – Skąd ona w ogóle jest? Mamy jej adres?
– Już się tym zająłem. – Zerknął na Musiała. Nie miał wyjścia i na tym etapie należało ich poinformować, ale na razie bez ujawniania danych.
– Czyli, co? Facet może być wszędzie i nigdzie? Nie damy rady wszystkich sprawdzić. Polegniemy jak tamci... – marudził Szczygieł.
– A znalazłeś coś ciekawego w szkole tej gówniary?
– Niewiele – sapnął grubasek. – Niby pół liceum się do niej przyznaje, ale mało o niej wiedzieli, a dotarcie do każdego zajęłoby...
– Rozumiem – przerwał mu, bo miał już dość słuchania wykrętów. – W takim razie, jak przelecisz bloga, możesz poszukać czegoś na burdel przy dworcu PKP. Sprawdź, na kogo wisi i czy mamy coś na gościa imieniem Igor oraz tamtejszą burdelmamę, Wierę. Burdel na...
– Prywatne niebo – dokończył za niego Musiał.
– Znasz to miejsce?
– Znam.
– Ja nie znam – wtrącił Szczygieł.
– Dlaczego mnie to nie dziwi? – zakpił Paweł.
– To ty prześwietl burdel, skoro jesteś obeznany – polecił Musiałowi.
– Jasne, a ty?
– Jadę skosić trawę – odparł w żartach, Krzysiek.
https://youtu.be/JTTwlAT_AwU
Nie mógł dłużej czekać, bo liczył się czas, a Mateusz jak na złość miał awarię gdzieś w administracji i wysłał SMS z informacją, że skontaktuje się dopiero jutro albo późnym wieczorem. Sam do końca nie wiedział, dlaczego znowu tu był. Patrzył na domek dla lalek jak na chatkę z zatrutego piernika i czuł, jakby zatrzymywał się czas. Bynajmniej nie miał zamiaru jej przepraszać, bo leciała sobie w przysłowiowe kulki i zamiast ułatwiać, wszystko utrudniała. Tracił przy niej kontrolę, złościła go, ale jednocześnie w jakiś sposób podziwiał ten spryt. Wykluczając ucieczki, w jej metodzie była też jakaś wolność, za którą często tęsknił. Szaleństwo. I przy okazji lubił się z nią droczyć, i lubił te oczy. A teraz doszła obawa o jej bezpieczeństwo. Myślał jak on i czuł, że miał rację. Musiał jednak się skupić, stłumić niepożądane emocje, nawiązywać do sprawy i na tym koniec. „Żadnego seksu" – upomniał się, zanim wysiadł z auta. A wino?
Mimo że znała już jego samochód to i tak przezornie zostawił pojazd tam, gdzie zwykle, a dalej poszedł piechotą. Gdy dotarł na miejsce, przez chwilę stał jak słup, bo na trawniku przed domkiem ujrzał elektryczną kosiarkę. „Idę skosić trawnik" – przypomniał sobie ostatnie słowa w biurze i było po sprawie. Tyle wystarczyło, by uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie pracującą laleczkę, biegającą na boso po trawie. Na schodku stało wiaderko z mopem, a drzwi były uchylone. Nie przejmując się pukaniem ani dzwonieniem, śmiało wszedł jak do siebie. Jednak po dwóch krokach zatrzymał się, niespodziewanie słysząc głos jakiegoś faceta...
– Chyba ma pani gościa. Pójdę już, a jak będzie jeszcze coś szwankowało, to niech pani da znać.
Mężczyzna w granatowych ogrodniczkach minął się z nim w korytarzu i, naciągając daszek białoniebieskiej bejsbolówki, rzucił tylko krótkie „dobry", po czym śmignął po wilgotnej podłodze, zostawiając za sobą zapach smaru oraz browaru. Niższy o głowę, ale mięśniak. Na oko prosty chłop, jak ocenił po jego „dobry" i płochliwym zachowaniu.
– Cześć, jest ktoś dorosły w domu? – zażartował, wchodząc do kuchni.
Dziewczyna nie odpowiedziała i zachowywała się, jakby w ogóle go tu nie było. Wypinała tyłek i grzebała w szafce pod zlewem, a przez czarne, cienkie legginsy prześwitywały majtki. Mięśniak z pewnością widział wcześniej to samo a może nawet coś więcej.
– Kto to był? – odezwał się ponownie.
– Brat właściciela tego domu. – Usłyszał wreszcie odzew, stłumiony przez szafkę. – Czubek. – Stęknęła, wyraźnie się z czymś mocując. – Przychodzi tu czasami jak na kontrolę i zawraca dupę. Ma warsztat samochodowy w starej parowozowni i mieszka na końcu ulicy. Co tym razem pana tu sprowadza?
Pana? Zdziwiła go ta zmiana, za to jej opryskliwy ton nie wiedzieć czemu, poprawił humor. Wyjął z torebki butelkę półwytrawnego, czerwonego wina i przycisnął do piersi.
– Przyszedłem zepsuć lalki.
– Co takiego?
– Wyjaśnię ci, tylko wyjdź już z tej szafki, zanim sama coś zepsujesz i będziesz musiała ponownie wzywać czubka.
– Muszę kupić klucz do rur. Czy mógłby pan zrobić to za mnie? Dam panu pieniądze, a przy kolejnej wizycie mógłby mi pan go podrzucić...
„Czy mógłby?" – było strzałem w dziesiątkę i brzmiało zupełnie inaczej niż: „kupi mi pan?", wypowiedziane z maślanymi oczami. Docierało od razu i trafiało w męski punkt, bo który facet otwarcie by się przyznał przy kobiecie, że nie mógł? Dziewczyna była cwana i umiała dbać o swoje, ale dziś miała pecha, bo trafiła na niewłaściwego faceta.
– A czy ty, byłabyś tak miła i zrobiła to, o co proszę?
– Nie. Nie mam teraz czasu... – Ponownie stęknęła.
No właśnie, tak to było z kobietami.
– W takim razie siedź sobie tam i stękaj, a ja się sam trochę rozejrzę...
– Stój! – Wyskoczyła z szafki i usiadła na podłodze. Włosy miała związane na czubku w koński ogon, a twarz umorusaną i czerwoną, jakby zawstydzoną. – Dostałeś, co chciałeś – wydyszała – nie możesz tu przychodzić, kiedy masz ochotę i węszyć po moim mieszkaniu. Myślisz, że kim ty do cholery jesteś? – Skrzywiła się, marszcząc połączone brudem brwi.
Stłumił parsknięcie, ale gardło i żuchwa były już gotowe i o mało się nie opluł.
– Powinnaś... Powtórz to do lustra... – Roześmiał się. – Przyszedłem, jak wcześniej zapowiedziałem, bo chyba nie myślałaś, że z tobą skończyłem? – wyjaśnił nieco poważniej.
– Czego chcesz? – Podniosła się na nogi i wygładziła szarą koszulkę z opadającym ramieniem, ledwo zakrywającą pępek. Śliczny.
– Daj mi Svena – wypalił, machając do niej butelką. – Po dobroci albo pod wpływem, wybieraj. – Wprawiła go w dobry nastrój i nawet nie wspomniała o pendrivie. Chrzanić zasady.
– Oszalałeś. – Zgromiła go tym samym wzrokiem i znowu wzięło go na śmiech.
– Możliwe. A wiesz, jak to jest naprawdę z wariatami? Są nieobliczalni, a mimo to, wiele uchodzi im na sucho – wyjaśnił, pewny siebie.
– Nie boli cię dziś czasami głowa? – spytała z ironią.
– Nie, ale nie przejmuj się, wziąłem ze sobą pierwszą pomoc. – Poklepał się po kieszeni.
Cwaniak, jakich mało. Coraz trudniej było uwierzyć, że miał cokolwiek wspólnego z bogatą rodziną Marty. Od pierwszego spotkania czuła, że facet coś ukrywał. W dodatku zwinął jej pedrive i tylko czekała, kiedy i jak zacznie się z tego tłumaczyć. Co by nie mówić, widząc go ponownie, ubranego na luzie i w dobrym humorze, jej także zaczęło być trochę weselej.
– Załatw mi klucz, to pogadamy, a wino możesz wstawić do lodówki, bo lubię dobrze schłodzone – zażądała po namyśle.
„To nie obsesja, chłopie, tylko chwilowo ci dziś odbiło" – tak się przed sobą tłumaczył, ale kiedy zobaczył ją ponownie w domowych okolicznościach, nie wiedzieć czemu zapomniał o wszystkim i zapragnął być częstszym gościem w domku dla lalek. Postanowił zdobyć więcej jej zaufania i też być pomocny. Wszystko mogło się przecież zdarzyć. Na przykład: nagle padnie jej laptop i co? Zadzwoni do serwisu Apple'a? Spojrzał na klucz, zważył go w dłoni i odłożył na ladę.
– Za duży i zbyt ciężki dla kobiety – stwierdził. – Poproszę ten średni. – Wskazał na regał po lewej obok sprzedawcy.
– Dla kobiety? – Mężczyzna zerknął przez ramię z kpiącym uśmieszkiem.
– Tak, to dla sąsiadki – wytłumaczył naprędce. – A orientuje się pan, gdzie mógłbym dorobić klucze do drzwi?
– W tym samym budynku. Tuż przy wejściu znajduje się mały warsztat – odparł sprzedawca, podając mu właściwe narzędzie. – Trzeba zadzwonić przy okienku, jakby nikogo nie było – dodał dla wyjaśnienia.
– Dziękuję. – Uśmiechnął się i ruszył do kasy.
Paweł przeczuwał, że Zięty coś kombinował na boku i miał nadzieję, że wydana kasa na taryfę nie poszła w błoto. Zastanawiał się, dlaczego Krzysiek wszędzie łaził z buta i dawał im takie dupne polecenia, a sam kręcił się koło jakiejś dziewczyny. Coś mu tu śmierdziało. Facet mieszkał z teściami i synem. Z tego, co się dowiedział, Zięty był młodym wdowcem, a teraz co? Szukał sobie nowego gniazdka i dupy do grzania? Gdyby stary dowiedział się, że balował w burdelu, na pewno nie byłby zachwycony, a możliwe też, że odsunąłby Ziętego od sprawy. Jedno wydawało się oczywiste w przypadku desperata. Ludzie tacy jak on zawsze popełniali te same błędy. Czekał na to, ale bynajmniej nie miał zamiaru lecieć z tym od razu do starego. Tym razem sam się tym zajmie i nie da się kolejny raz odstawić jak jakiś frajer-stażysta.
https://youtu.be/wuYfj0KoHAw
Zdążyła ogarnąć jako tako bałagan w kuchni, opłukać się na stojąco w wannie i przebrać, zanim odgłos kroków zaalarmował o powrocie cwaniaka.
– Powinien być dobry. – Zademonstrował klucz i położył na kredensie.
– Dzięki – mruknęła. – I na co tak się patrzysz? Wiesz, gdzie stoi laptop. – Wskazała sąsiednie drzwi. – Zostawiłam otwartą pocztę na wiadomościach od Svena, więc możesz przeczytać, co tam potrzebujesz i spływaj.
Zostań.
– Bo?
– Jestem zajęta, a mój czas kosztuje – wypaliła.
– Chcesz, żebym znowu ci zapłacił? – spytał z niedowierzaniem.
Naprawdę mącił jej w głowie i zaczynał poważnie irytować. Musiała się uspokoić, a było to możliwe tylko podczas pracy, jednak jak miała pracować, kiedy ktoś taki wisiał jej nad głową?
– Nie. Pokaż paragon, oddam ci pieniądze, a potem zrób, co masz zrobić i chcę, żebyś wyszedł – odparła. – Tylko nie zapomnij o moim pendrivie – dodała ciszej.
– No tak, przepraszam. – Skrzywił się. – Pożyczyłem do skopiowania wiadomości – wytłumaczył, po czym wygrzebał urządzenie z kieszeni i położył obok klucza. – Oddaję.
– Coś jeszcze? – spytała niecierpliwie.
– Chciałbym zobaczyć, jak pracujesz.
Czytał jej w myślach, czy co?
– To absolutnie niemożliwe.
– Dlaczego? – oparł się o framugę i tym samym zagrodził jej wyjście.
– Pracuję w nocy, już to wyjaśniałam – skłamała i opuściła wzrok.
– Nawet mnie nie oprowadzisz?
– Powiedziałeś, że nie chcesz mi szkodzić, bo nie taki masz cel, a robisz dokładnie coś przeciwnego. Nie rozumiesz, że nie chcę, żebyś tu był i węszył?
– Czy nie wyraziłem się ostatnio wystarczająco jasno? Zrobię wszystko, żeby znaleźć mordercę mojej krewnej.
– I dzisiaj obrałeś sobie na cel nasz warsztat, tak? Myślisz, że tam się ukrywa zabójca? A może myślisz, że wsadziłam go do formy i oblałam żywicą, żeby puścić w handel? – ironizowała.
– Myślę, że ty jako ty, możesz mało wiedzieć – oznajmił z namysłem, pochylając się w jej stronę. – To śpiąca królewna tu rządzi, mam rację?
Znała inną wersję tej bajki, a na samo wspomnienie, zabrakło w płucach powietrza. Ciemno zrobiło się przed oczami i musiała stąd wyjść...
– Co jest? Dobrze się czujesz? – Pochylił się jeszcze niżej, by zajrzeć jej w twarz.
– Odsuń się i daj mi wyjść... Przepuść mnie do cholery! – Odepchnęła go i wybiegła z domu.
Dał ciała. Znowu. Z Agnieszką zawsze było tak samo, bo miała jeden, poważny problem, wokół którego wszyscy i wszytko się kręciło na czele z nim. Sama też była jedna. Poznał jej strach i próbował zrozumieć, natomiast nie wiedział, jak rozmawiać i obchodzić się z kobietą o rozdwojonej osobowości. Dlatego próbował ustalić, co uciszało jedną, a prowokowało drugą. Musiał być jakiś impuls, który nimi sterował. Z dwoma jednocześnie przecież nie dałaby rady funkcjonować i dawno wylądowałaby u czubków. Nie zagłębiał się w to zbytnio, ale tak to brał na swój rozum. Istniała też możliwość, że grała w jakąś grę i tylko udawała albo...
– Co takiego zrobiłem, co powiedziałem? To ja? Czego się przestraszyłaś? – zarzucił ją pytaniami, wypadając za nią na trawnik.
– Czuję dym... – wydusiła.
Rozejrzał się. Nie było żadnego dymu.
– Wracajmy do środka i pogadajmy na spokojnie.
– Nie powinieneś tu przychodzić. On...
Bingo.
– Jaki on?
– Będzie wiedział i znowu zrobi mi piekło. Nie mogę... Nie stać mnie, by dłużej uciekać. Wydałam wszystkie pieniądze na wynajem tego domu i remont garażu. Zabierając mój czas, pozbawiasz mnie środków, a mam zamówienia, które muszę dokończyć w tym miesiącu. Jedna z klientek jeszcze nie zapłaciła i jestem kilka tysięcy do tyłu, rozumiesz teraz? – Powoli odwróciła się do niego i dostrzegł, że płakała. – Znasz mój adres mailowy, więc jeśli będziesz miał jakieś pytania, możesz napisać, a nie wciąż mnie nachodzić – dodała i uklękła na trawie, z trudem łapiąc oddech.
– Kto to jest? – Podszedł do niej i ukucnął. – Nie pomogę ci, jeśli mi nie powiesz. To ten Sven? Jeśli tak, to mógł to samo robić z Martą...
– A kto powiedział, że chcę twojej pomocy?
Fakt. To on bardziej potrzebował jej, ale nie mógł teraz odejść. Nie, kiedy widział w jej oczach przerażenie i otwarcie przyznała, że ktoś ją prześladował. Był gliną i czuł się w obowiązku złapać skurwysyna, kimkolwiek był. Sprawić, żeby pluł krwią i zębami.
– Jesteś głodna? – Próbował zmienić temat, żeby uspokoić dziewczynę i tym samym przeciągnąć wizytę. Miał nadzieję, że dziś mu wszystko wyśpiewa. Silne przeczucie, bo nigdy, aż tak by się nie pomylił.
Skinęła głową.
– Skoczę po coś do jedzenia i niedługo wrócę. Proszę, to bardzo ważne. Musisz mi zaufać, w porządku? – Chwycił ją lekko za ramiona.
Ponownie skinęła, więc pomógł jej się podnieść, a potem poczekał, aż wejdzie z powrotem do domu.
„Jak się bawisz laleczko? Nie wiedziałem, że zaczęłaś dawać gliniarzom. Dobry jest, smakuje ci pała? Połykasz, czy nadal się brzydzisz? Co powiesz na to, jak trochę się z nim zabawię i wyślę mu jedno nagranie?". Zdechniesz ze strachu, zwiejesz, czy trafisz do celi? Pomyślmy...
Do końca miała nadzieję, że nie wywoła już wilka z lasu, a jednak. Była przerażona i jednocześnie wściekła, że facet, podający się za krewnego Marty ją okłamał. Najprawdopodobniej już grzebał w jej przeszłości i policja wszystko wiedziała, więc na co czekali? Skasowała e-mail od Svena i wyczyściła rejestr. Nie powinna go otwierać, ale kiedy ostatnim razem go zignorowała i nie dostał powiadomienia... Czuła, jak grunt usuwał jej się spod nóg. Nie miała już dokąd uciec i zastanawiała się, jak długo jeszcze to wytrzyma. Dla własnego dobra i bezpieczeństwa powinna zgłosić się na policję, ale wtedy również trafiłaby za kratki, więc jak mogła zaufać gliniarzowi? Jak mogła nie domyślić się, kim był? Nie cierpiała tego paskudnego uczucia braku kontroli. Zawsze tak było, jak ktoś się koło niej kręcił. Wówczas jak cień pojawiał się on, nie wiadomo skąd, jakby miał na nią nastawiony jakiś radar. Tym razem, stało się to zbyt szybko. To wszystko twoja wina. To ty kazałaś mi to zrobić! Kiedyś, mogła obwiniać ją, ale teraz, sama sobie była winna.
Najpierw klucz. Firmowy, żeby służył dłużej, a teraz kurczak w pikantnej panierce, młode ziemniaki w ziołach i sałatka z kiełkami oraz pysznym sosem winegret plus wino, które chyba już wystarczająco długo marnowało się w jej lodówce. A co będzie następne?
Wbiegł po schodach i nacisnął klamkę. Zamknięte? Nacisnął dzwonek i dodatkowo zapukał. Nic.
– To ja, otwórz! Jedzenie wystygnie! – Zapukał ponownie, ale nadal nie było odzewu.
Zatkała uszy i przyciśnięta do ściany, czekała aż sobie pójdzie. Nie mogła wpuścić gliniarza i zjeść z nim kolacji jakby nigdy nic. Za dużo o niej wiedział, a tamten ją obserwował. Zajmie się nim.
– Jesteś tam, śpiąca królewno?
Niech sobie idzie.
– Nie chcesz, to nie otwieraj, ale jedzenie zostawię na progu...
Siedziała tak, dopóki całkiem się nie ściemniło. Potem zaczaiła się pod drzwiami, uchyliła je i zwinęła torbę z jedzeniem. Było zimne, ale smakowało jak nigdy albo nigdy nie była tak głodna i przerażona jednocześnie.
Cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top