6. Żeby nie rozwalić nikomu facjaty
– Pobudka! Strzyga, ruda, Aida, młoda, wstawaj, są informacje o testach!
Z bladym świtem bladowłosa wywaliła z łóżka bladą z niewyspania Fiedczak. Julia już zdążyła się ubrać, uczesać i obudzić do końca, a teraz niemal wzięła młodszą koleżankę na ręce, by pokazać jej ogłoszenie na wielkiej tablicy przy wejściu do części mieszkalnej zamku.
– Skąd ty masz tyle energii? – jęknęła ruda spinając swoisty bałagan na głowie różową frotką. Sama najchętniej zawinęłaby się w kołdrę i spała jeszcze co najmniej pół godziny. Za niehumanitarne uważała budzenie kogokolwiek o (tu pomogła sobie wiszącym na jednej ze ścian zegarem) siódmej trzydzieści.
– Magia. A teraz pośpiesz się i zakładaj mundurek. – Sonecka popchnęła ją w stronę łazienki, zza których Aida wyszła ubrana suknię, trzymając w ręku wstążkę.
– Pomóż mi z tym cholerstwem – mruknęła. Kilka razy siłowała się z czerwonym paskiem materiału, który jak na złość albo się zsuwał, albo kokarda wychodziła krzywo, albo wszystko się chrzaniło. Julia zachichotała i w kilku szybkich ruchach zawiązała problem.
– Kiedyś się tego nauczysz, ja doszłam do wprawy po pół roku – blondynka uśmiechnęła się pocieszająco, gdy ciągnęła Aidę w stronę tablicy. W międzyczasie zrobiony na szybko kok rudowłosej zupełnie się zdezorganizował, więc zanim przeczytała którąkolwiek informację na wielkiej kartce schyliła się, żeby związać ognistą burzę. Gdy uniosła głowę, jej wzrok powędował na samą górę ogłoszenia. Półgłosem zaczęła czytać, marszcząc czoło.
– Zdejmowanie Zaklęć dla osób spoza środowiska magicznego odbywa się codziennie w gabinecie numer dwadzieścia trzy... Jakie zdejmowanie zaklęć?– Aida uniosła głowę, patrząc pytająco na towarzyszkę.
– A, zapomniałam Ci powiedzieć! – Julia pacnęła się w czoło – Na każdą osobę spoza środowiska magicznego i jej rodziców jest rzucane zaklęcie, żeby taki Manring mógł się udać do Akademii. W praktyce wygląda to tak, że ty stajesz się bardzo temperamentna, naiwna, lekkomyślna et cetera, a twoi rodzice robią się na Ciebie bardziej cięci. Ich zaklęcie zostanie zdjęte w tym samym momencie, co twoje, i dostaną list wyjaśniający wszystko – Sonecka przerwała słowotok, by zaczerpnąć oddechu. Aida potrzebowała chwili, żeby przetrawić wszystkie informacje, po czym upewniła się niepewnie.
– Czyli jestem pod wpływem zaklęcia? Kto je na mnie rzucił i kiedy?
– Mogę się założyć, że podano Ci zaklęcie butelkowane... W jakiejś herbacie, cieście, czymkolwiek – wzruszyła ramionami blondynka. – Dostaniesz inne, wypijesz i po sprawie.
Postanowiła, że jeszcze dziś uda się na Zdejmowanie Zaklęć, bo mówiąc szczerze – miała już dość swoich niekontrolowanych wybuchów. Nie potrafiła właściwie wytłumaczyć większość z nich, a wręcz było jej wstyd.
Teraz, gdy wreszcie poznała powód, przez który tak często kłóciła się z rodzicami, odetchnęła z ulgą. Naprawdę ich kochała i tęskniła za czasami, w których wszystko było okej, nie darli kotów co drugi dzień, a ona nie odrabiała szlabanów dwadzieścia cztery godziny na dobę. Na samo wspomnienie ich ostatniej kłótni przed wyjazdem do Akademii poczuła, że pieką ją policzki. O świadectwo, o błahostkę... Nie zaprzeczała temu, że była temperamentna bo owszem – sporadycznie zdarzały się jej wybuchy, ale kiedy Julia powiedziała o zaklęciu zrozumiała, że to nie ta cecha charakteru skłóciła ją z rodzicami, tylko jakaś siła wyższa w postaci dyrektorki. Poczuła wzbierający gniew. To przez nią ostatni rok spędziła na wrzeszczeniu na rodziców i słuchaniu ich ciągłych pretensji? To ona sprawiła, że praktycznie wszystkie zdjęcia z nimi, które wisiały w jej pokoju zostały podmienione na te z koleżankami w Delfach? To przez nią zaczęła pić, palić, sporadycznie nawet brać narkotyki, drzeć się na małolatów z pobliskiej podstawówki za najmniejszą błahostkę, bić się z każdym, kto wszedł jej w drogę, dostawać ciągłe szlabany, w każdy weekend budzić się z kacem? To ona wrzuciła do słownika dziewczyny wszystkie przekleństwa, wyzwiska? Aida gwałtownie zapragnęła udać do gabinetu tej szmaty, żeby wpierdolić jej za zniszczone relacje z rodzicami i dawnymi przyjaciółmi. Ręce mimowolnie zacisnęła w pięści, ale cała złość momentalne z niej wyparowała, gdy Julia położyła dłoń na jej ramieniu.
– Spokojnie, to wciąż jest zaklęcie. Lepiej idź je już zdejmij, bo ja zaczynam się Ciebie bać.
Rudowłosa odetchnęła głęboko. Towarzyszka miała rację. Postanowiła wytrzymać tą krótką chwilę przejścia to tajemniczego gabinetu numer dwadzieścia trzy bez obijania facjat przypadkowo napotkanym uczniom.
Fiedczak głęboko odetchnęła, po czym powróciła do czytania. Dowiedziała się, że pierwsze zajęcia odbędą się pierwszego września, a rozpoczęcie roku – trzydziestego pierwszego sierpnia. W ogłoszeniu było też napisane o opiekunach klas pierwszych, Julii Soneckiej dla dziewcząt i Aleksandra Nakielskiego dla chłopców. Najważniejsza informacja, Testy Manring, umieszczona została na samym końcu. Umieszczono tam rozpiskę informującą, kto jest sprawdzany kiedy. Fiedczak przydzielono na czwartek, nie podając konkretnej daty.
– To się ciągnie dwa miesiące? – zapytała marszcząc brwi.
– Przyjeżdżacie całe dwa miesiące – roześmiała się dziewczyna. – Wysyłamy bilety dopiero, gdy rodzice zgłoszą ucznia do szkoły. Czasem to jest na samym początku wakacji, tak jak w twoim przypadku, czasem dwa dni przed rozpoczęciem roku. Nie da się przydzielić daty do osoby.
Aida uznała, że to dość logiczne rozumowanie.
– Witaj! – z rozmyślania wyrwał ją głos Julii. W korytarzu pojawiła się nowa uczennica, która chyba dopiero przyjechała. Gdy na pytanie starszej uczennicy, czy sama trafi do swojego pokoju nie odparła twierdząco, Sonecka oddaliła się z nią ( najpierw przepraszając rudą), a Aida ruszyła w kierunku szkoły.
Korytarze budynku były różne – od wysokich, szerokich, nowoczesnych, przez takie wielkości normalnych holi szkolnych aż do takich, przez które rudowłosa musiała się niemal przeciskać. Przez pierwszy kwadrans z ciekawością rozglądała się dookoła podziwiając placówkę. Potem spoglądała jedynie na numery sal, jednak dwudziestki trójki znaleźć nie mogła. Na samym dole widziała numery od jeden do dziesięć, sekretariat, dyrekcję (którą ze względu na swój niedawny wybuch wolała profilaktycznie ominąć) i kantorek sprzątaczek.
Gdy weszła na pierwsze piętro, zaczęły się schody. Zamiast numerów na drzwiach widniały napisy, takie jak „Gabinet Praktyki Zaklęć", „Pracownia Substancji Magicznych", „Sala Demonologiczna" i tak dalej. Zagubiona dziewczyna pukała do każdych, mając nadzieję na odnalezienie tych właściwych. Po piętnastu klasach zaczęła ją boleć ręka, więc przerzuciła się na kopanie, które z każdym kolejnym puknięciem stawało się coraz bardziej agresywne. Cy ta szkoła naprawdę musiała być tak kurewsko skomplikowana? Mimo, że naprawdę starała się nie zirytować, zaklęcie robiło swoje, i już po kilku minutach Aida chodziła po korytarzu i sprzedawała potężnego kopniaka każdemu kolejnemu wejściu do klasy. Wszystkie drzwi wykonano z porządnego, dębowego drewna, więc z każdą kolejną próbą coraz bardziej bolała ją noga. Gdy dotarła do ostatniej na tym piętrze, przyzwyczajona do porażek z całej siły zamachnęła się nogą. Jakież było jej zdziwienie, gdy pomieszczenie się otworzyło, a zza drzwi spojrzała na nią wysoka, pomaszczona kobieta o siwych włosach i przyjaznej twarzy.
– Chodź kochanieńka, bo zaraz będziesz musiała drzwi wymieniać. – Gestem ręki zaprosiła ją do środka. Zdumiona rudowłosa niepewnie weszła, a kobieta podążyła za nią, wcześniej zamykając klasę.
– Usiądź tu kochanieńka, a ja zaraz przygotuję Ci twoje zaklęcie butelkowane – powiedziała, po czym znikła na zapleczu. Aida ciekawie rozejrzała się po klasie. Na półkach, znajdujących się po bokach stały różne butelki (posegregowane według wielkości i koloru), a każda była jakoś opisana. Na ścianie obok tablicy, nad podwyższeniem z katedrą wisiały chochle, rondle, siatki z pustymi butelkami, torby, pęki ziół, których Aida nie rozpoznawała i różnie przyrządy. Z tyłu klasy znajdowały się trzy wielkie szafy, a wszędzie stały stanowiska składające się z krzesła, ławki i wielkiego garnka z małą torbą w środku pod ławką. Gdy dziewczyna schyliła się, żeby przyjrzeć się jednemu z takich zestawów, pojawiła się owa siwa kobieta.
– Wypij to kochana, i jesteś wolna. – uśmiechnęła się przyjaźnie, po czym podała rudowłosej niewielką butelkę z błękitnym napojem. Ta, nie namyślając się wiele odkorkowała ją, po czym wypiła całą zawartość duszkiem. Smakowało... Dziwnie. Trochę jak miętówki, ale zanim dziewczyna zdążyła zastanowić się nad smakiem poczuła, jakby coś z niej spływało... Jakby była pokrywa wodą, która nagle cała ściekła w dół, ale gdy spojrzała na swoje ręce niczego takiego nie zobaczyła. Nie była mokra, a przecież wyraźnie czuła, że jest!
– Przez chwilę możesz czuć się dziwnie, jakby ktoś oblał Cię wodą, ale to zaraz minie – uprzedziła jej pytanie kobieta uśmiechając się lekko.
– Dziękuję pani... – zacięła się rudowłosa.
– Profesor Żylicka – pośpieszyła na pomoc kobieta. – Uczę Substancji Magicznych. A ty jesteś...?
– Aida Fiedczak.
Gdy zaczęły rozmawiać Aida dowiedziała się co nieco o tym, do czego służą wszystkie podziwiane przez nią wcześniej przedmioty, a gdy przeszły na temat substancji znajdujących się w buteleczkach, do drzwi rozległo się dość głośnie pukanie.
– Następny – westchnęła nauczycielka – Pogadamy na lekcji kochanieńka.
W drzwiach rudowłosa minęła się z nową uczennicą, a za drzwiami spotkała Julię, która prawdopodobnie przyprowadziła koleżankę.
– I jak, po wszystkim? – uśmiechnęła się szeroko, poprawiając włosy.
– Po wszystkim – przytaknęła Aida, strzepując z siebie resztki wyimaginowanej wody.
– Ale klasy szukałam dobre czterdzieści minut.
Julia roześmiała się głośno.
– Kiedyś się tego nauczysz. Jak chcesz, to idź do pokoju, bo ja muszę poczekać na Tatianę. Wiesz, żeby nie rozwaliła nikomu facjaty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top