2. Nie ma to jak wywrócić sobie życie do góry nogami!

Gdy rano z łóżka wyrzucił ją budzik, była już dziewiąta trzydzieści.

Przerażona zerwała się z łóżka, niemal zabijając się o kołdrę, po czym prędko podbiegła do szafy, w mgnieniu oka wydobywając z niej najmniej pogniecione ubranie. Gdy skończyła zapasy z nogawkami od spodni i wciągnęła bluzkę, udała się do sypialni rodziców, którzy nieświadomi goniącego ich czasu smacznie spali, zawinięci w koce ( na kołdry było im za ciepło). Po gwałtownej pobudce z rąk Aidy, zmoczeni i oszołomieni poszli w ślady córki ubierając się, podczas gdy sama dziewczyna pakowała do podręcznej torby jedzenie kupione zawczasu, czyli poprzedniego dnia wieczorem – nastolatka dopiero po dwudziestej pierwszej uświadomiła sobie swoją nieustanną potrzebę do konsumpcji, więc na łeb, na szyję biegła do najbliższej Żabki.

Punkt dziewiąta czterdzieści pięć rodzinka wyszła z domu, taszcząc trzy wielkie walizy do czerwonej Toyoty Verso. Pan Julian zapalił silnik po czym z piskiem opon wpadł w korek za rogiem, przyprawiając matkę Aidy o zawał, siebie o nerwicę, a swoją córkę o napad nadziei, że wyjazd przełoży się choć o jeden dzień. Niestety, marzenie to szybko zostało rozwiane przez zielone światło i dziką, samochodową szarżę w stronę dworca.

Czerwone auto zaparkowało przed masywnym budynkiem dworca za trzy dziesiąta. Pan Fiedczak wyskoczył z niego, po czym w ekspresowym tempie zaczął wyciągać z bagażnika walizki. Jego twarz po tym wysiłku miała kolor jego samochodu, ale nie przejmując się tym zaczął ciągnąć bagaże w stronę drzwi wejściowych. Aida (zmuszona przez matkę) pobiegła przodem, zajmując miejsce w wyznaczonym przedziale w czasie, gdy obydwoje rodziców zaciągnęło walizki do odpowiedniego miejsca. Gdy ocierając pot z czół stanęli na peronie, wybiła dziesiąta i pociąg zaczął powoli sapać, aby już po chwili zniknąć za zakrętem.

Wśród miarowego stukotu szyn, gdy machający rodzice zniknęli z jej pola widzenia dziewczyna wreszcie miała chwilę, żeby odsapnąć. Wpatrzyła się w niebieskie siedzenie przed sobą, zastanawiając się nad wszystkim, co zdarzyło się od rana i w ciągu kilku ostatnich dni. W dłoni trzymała list, który w dzikim, porannym pędzie złapała wybiegając z pokoju. Na okrągło czytała ostatni akapit, starając się zapamiętać dwa zdania mające być jej hasłem dla delegatki, jednak nie umiała ich zapamiętać zastanawiając się, po co jej ta cała mistyfikacja? Nie umiała tego zrozumieć, rozważając w kółko i w kółko różne opcje, jednak nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.

Nie zauważyła nawet, że pociąg zaczął zwalniać. Uświadomiła to sobie dopiero, gdy delikatne szarpnięcie zasygnalizowało zatrzymanie się wagonów, a zniekształcony głos z głośników podał nazwę stacji. Szybko przeleciała wzrokiem list, upewniając się, że to na tej stacji pozna delegatkę. Niecierpliwie patrzyła za okno zastanawiając się, która z osób wsiadających nią jest. Starsza pani w różowym płaszczyku? Gotka z czarną szminką? Błagam, tylko nie ona, pomyślała Aida, boję się gotów.

Gdy wszyscy ludzie zniknęli z peronu, dziewczyna w napięciu patrzyła na drzwi swojego przedziału. Na razie była w nim całkiem sama, więc nie spodziewała się nikogo poza tajemniczą dziewczyną. Gdy już miała sprawdzić w liście, czy to na pewno na drugiej stacji miała spotkać się z delegatką, wejście otworzyło się i stanęła w nich ciemnoskóra dziewczyna z burzą drobniutkich loków na głowie. Była ubrana w białą bluzkę i takie same krótkie spodenki, a z ramienia prawie spadła jej czarna torba. Gdy odgarnęła z twarzy kilka kosmyków, zapytała :

— Wolne? — po chwili, gdy Aida skinęła głową, ta usiadła — Słyszałaś, że katastrofy lotnicze zdarzają się dwa razy częściej, niż kolejowe?

Dziewczynę wmurowało. To miała być jej delegatka? Roztrzepana Afroamerykanka? Spodziewała się bardziej blondynki w miniówie i garniturku, która miałaby aktówkę, ale... Ta wersja chyba bardziej jej odpowiadała.

— Nie, wydaje mi się, że jest odwrotnie —  zająknęła się Aida, a nowo przybyła odetchnęła z ulgą.

— Bogu dzięki, to ty, na początku weszłam do przedziału obok i jakaś blondyna zaczęła mnie zasypywać statystykami —  roześmiała się — Malwina Kujawa.

— Aida Fiedczak — przedstawiła się nastolatka.

Dziewczyna zamknęła drzwi od przedziału. Po tym pochyliła się w stronę swojej towarzyszki:

—  Ile wiesz?

Aidę ponownie zamurowało. Westchnęła i odparła:

—  Jadę do szkoły dla ułomów, w której mają mnie naprostować bo zawaliłam ostatnie półrocze, ale nie zawaliłam go specjalnie tylko wiedza nie chciała wchodzić mi do głowy a moich rodziców coś pieprznęło i mnie tam wysyłają i... —  dziewczyna przerwała swój słowotok widząc wzrok Malwiny.

— Coś czuję, że mam dość sporo do tłumaczenia...

Afroamerykanka pstryknęła palcami, po czym zapytała:

— Jakie miałaś oceny wcześniej? W sensie, zanim spadłaś,

W tamtym momencie już kompletnie zbita z tropu Aida odparła :

— Piątki, czwórki...Tróje z polskiego, bo pani jędzowata.

— I teraz miałaś same jedynki chyba, że ściągałaś, zgadza się? Tak, jakby wiedza nie chciała wchodzić Ci do głowy? — skonfundowana Fiedczak pokiwała głową, a Malwina ciągnęła swój monolog — Tak samo z zachowaniem, prawda? Jakby wcięło wszystkie twoje blokady moralne?

— Tak, ale co to ma do rzeczy?

Malwina wzięła głęboki oddech, po czym powiedziała :

— Jesteś Manring, Aida. Masz magiczne moce. To wszystko stało się dlatego, że ktoś tego chciał. Nasza pani dyrektor tego chciała, rada Magicznych tego chciała. Miałaś trafić do naszej szkoły. Powiedziałaś, że wiedza nie wchodziła Ci do głowy? To zaklęcie, urok! Tak samo jak z zachowaniem, Twoim i twoich rodziców...

— Stop. To nie może być prawda, tak? Wkręcasz mnie, żebym się nie stresowała przed nową szkołą. Ewentualnie sobie ze mnie drwisz. Gdzie są ukryte kamery?

Żeby powiedzieć, że Aida była w szoku, to jakby nie powiedzieć nic. Nie miała pojęcia, co się dzieje. Z jednej strony to brzmiało nierealnie, dziwnie i nie chciała w to wierzyć a z drugiej strony... Coś, jakiś głos z tyłu głowy mówił jej, że Malwina ma rację.

— Nie ma ich. Mam Ci udowodnić, że mówię prawdę?

Po tych słowach, nie czekając na odpowiedź Malwina podniosła jedną z rąk, i wykonując nią dziwny gest – coś jak obrócenie z jednoczesnym zaciśnięciem dłoni w pięść – mruknęła :

— Sach.

Nagle list, który Aida wciąż trzymała w zaciśniętej dłoni wyrwał się z niej i poszybował w kierunku towarzyszki, która złapała go z szerokim uśmiechem . Aida otworzyła szerzej oczy, po czym wyjąkała:

— Nie, to jest namagnesowane czy coś, a ty to przyciągasz bo masz magnes w tym, zegarku! To musi mieć logiczne wytłumaczenie!

— To też? — zapytała Malwina, po czym wyciągnęła otwartą dłoń przed siebie.

— Germ — powiedziała, a na jej dłoni rozbłysnął maleńki płomień — Ofis.

Gdy wypowiedziała drugie słowo, ognik został zalany maleńkim tsunami, które Malwina ukształtowała w kulę delikatnym ruchem palców.

— Tranus — z wody wystrzeliły zielone pędy, które złączyły się w jedną łodygę, z której wyrósł kwiat. Został zmieniony w proch przez miniaturowe tornado, które pojawiło się na ręce ciemnoskórej, gdy ta wypowiedziała „maur". Afroamerykanka uśmiechnęła się, widząc całkowite zdumienie na twarzy swojej towarzyszki. Zamknęła dłoń mówiąc coś, co brzmiało jak „sin", a tornado zniknęło.

— Okej, teraz Ci wierzę — Aida zaczęła otrząsać się z szoku — Co dalej?

— Jesteś Manring. Zakładam, że nie wiesz, co to znaczy? — dziewczyna pokiwała głową —  Od czego zacząć... Światem magii rządzą runy. Te wszystkie słowa to były właśnie runy, a manring jest runą magii, więc jej imieniem określamy też magów.

— Imieniem? — Aida zmarszczyła brwi.

— Tak, runy mają imiona. Każda z nich ma znak, imię i użycie, niektóre mają też litery. Ale zresztą, dowiesz się tego na pierwszym TZ.

Dziewczyna uniosła brwi przypominając towarzyszce, że nie ma pojęcia, czym jest TZ.

— Teoria Zaklęć — Malwina pośpieszyła z wyjaśnieniami — Będziecie mieć dużo przedmiotów.

— A jak będziemy uczyć się normalnych przedmiotów? Wiesz, polski, matma?

— Magicznym sposobem wejdą wam do głowy — roześmiała się ciemnoskóra, a Aida od razu się przyłączyła.

Po chwili, gdy dziewczyny ochłonęły, Malwina pokazała nastolatce plan szkoły. Zdawało się, że pojawił się on między jej dłońmi, jak hologram, a starsza wyjaśniła, że to zaklęcie obrazujące.

Placówka miała dość nietypowy kształt – na część do nauki i administracji składały się trzy piętra w kształcie prostokątu, na każdym z poziomów znajdował się długi korytarz i osiem pomieszczeń. Częścią mieszkalną dla uczniów była pięciopiętrowa, pięciokątna wieża. Każde z pięter podzielono na dwie części, męską i żeńską, a na każdym z pięter spał inny rocznik. Wieża zwężała się ku górze – pierwszy poziom był najszerszy, drugi i trzeci nieco mniejsze, a czwarty i piąty stanowiły zaledwie połowę powierzchni pierwszego.

Gdy Aida zapytała się, dlaczego tak jest, Malwina zamknęła hologram w dłoni i odparła:

— Manringów dzielimy na trzy klasy : Ryf Manring, Wyf Manring i Wyr Manring – nastolatka już otworzyła usta, aby zapytać, ale ciemnoskóra uprzedziła ją z odpowiedzią — Przedrostki to imiona run. Ryf to runa wielkości, Wyr to runa małości, a Wyf stanowi połączenie ich dwóch.

— To znaczy, że ten z przedrostkiem wielkości ...? — zawiesiła głos Aida.

— Ma największą moc, zwykle jest dzieckiem dwójki czarodziejów. Takie osoby zostają w akademii na pięć lat, bo mogą zrobić mocą najwięcej. Te średniaki zostają na trzy lata, a tacy z zupełnie ograniczoymi mocami na rok, mają się nauczyć tylko tyle, żeby potrafić obronić się w razie czego i nie wydać swojej mocy przypadkiem.

— A skąd mam wiedzieć, kim jestem? – zdębiała nastolatka, a Malwina uspokajająco poklepała ją po ramieniu.

— Od razu po przyjeździe robią Ci badania, spokojnie.

Reszta podróży minęła dziewczynom dość spokojnie. Aida dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy o Akademii Manring, jak nazwała szkołę starsza , oraz o samej towarzyszce – na przykład, że skończyła ją po pięciu latach nauki pod koniec tego roku, że jej rodzice byli czarodziejami i poznali się właśnie w tej szkole.

Gdy pociąg gwizdnął, Malwina klasnęła w dłonie.

— Jesteśmy!

Po wytaszczeniu walizek dziewczyny wsiadły do zatłoczonego autobusu miejskiego, po czym wysiadły po kilku przystankach . Afroamerykanka przeprowadziła Aidę przez zarośniętą bluszczem bramę, a potem przez wielkie, dębowe drzwi. Dziewczyna zauważyła na nich ten sam symbol, co na liście. We wrota wprawiony był ogromny diament z grawerami, znacznie większy niż na kartce – teraz przeczytała, że napisy głoszą „Magicae, Amicitia, Salutem", a na środku wyrysowany był symbol – coś podobnego do bransolety, jednak z dwoma kołami na końcach.

Gdy przekroczyły bramę, a skrzydła zamknęły się za nimi, znalazły się w ciemnawym korytarzu, w którym jedynym źródłem światła były refleksy przebijające przez ornament na drzwiach. Malwina odwróciła się, i z uśmiechem powiedziała:

— Witaj w Akademii Manring, Aido.

Witam, teraz już oficjalnie w nowym opowiadaniu. Dajcie znać, co sądzicie i co mogę poprawić. Buźka :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top