10. Deszcz krwi

— To było dziwne — skomentował Patryk, gdy drzwi zatrzasnęły się z hukiem.

—  Dobrze, że chociaż się wyniósł —  warknął Julek, wciąż zirytowany niespodziewaną wizytą Soneckiego. Wszyscy w milczeniu przyznali mu rację, a Michał położył dłoń na ramieniu czarnowłosego, starając się go uspokoić.

— Czego właściwie chciał od tutora? Skoro jest takim wielkim panem —  białowłosy narysował cudzysłów palcami — Powinien znać wszystkie pikantne ploteczki o nauczycielach i znać wszystkie tajemnice.

— A kto go tam wie? — Michał wzruszył ramionami — Może chce go opieprzyć za jakąś pierdołę. To już byłoby do niego podobne, wnioskując z moich poprzednich interakcji.

Rozmowę przerwały im głosy dochodzące z korytarza, wyraźnie wskazujące na prowadzoną przez kilka osób kłótnię. Nie dało się rozróżnić poszczególnych słów, ale podniesione głosy nakładające się na siebie dawał wyraźny znak, że sprzeczka coraz bardziej zyskiwała na intensywności. Cała czwórka zaczęła uważnie nasłuchiwać.

Aida, z natury rzeczy ciekawskie ziele, lekko uchyliła drzwi i jednym okiem wyjrzała na korytarz. Pod oknem stał wyraźnie poirytowany Mikołaj, a naprzeciwko znajdowała się jego siostra, która z całej siły starała się powstrzymać od wybuchu. Była właśnie połowie tłumaczenia czegoś blondynowi, gdy ten gwałtownie jej przerwał i zaczął krzyczeć:

— Ja pierdolę, czy ty nie rozumiesz, że masz to zrobić? Jesteś ich mentorką, to każ im go znaleźć!

— Mikołaj, przestań — Julia warknęła przez zaciśnięte zęby, robiąc kilka kroków w tył — Niczego nie każę im zrobić tylko dlatego, że jesteś zbyt leniwy i zbyt dumny, żeby poszukać pieprzonego mentora twojej grupy!

— Właśnie, że każesz — chłopak wysyczał, przybliżając się do siostry. Wyglądał tym momencie jak atakujący drapieżnik, który powoli zapędza ofiarę w kozi róg, dając sobie samemu czas na nasycenie się strachem osaczonej. Blondynka nie cofała się, była widocznie wściekła.

— A wiesz, czemu to zrobisz? —  Sonecki wypowiedział te słowa tak cicho, że Aida musiała naprawdę się skoncentrować, aby je dosłyszeć –— Bo jak odmówisz, rodzice dowiedzą się o całej sprawie z tą dziewczyną. Jak ona miała? Maja?

— Małgosia — Julia odwarknęła w bezsilnej wściekłości.

— No właśnie, Małgosia — Mikołaj złośliwie się uśmiechnął —  Manring półkrwi, nieczysta szmata...

— Nie mów tak o niej —  Sonecka kilkoma szybkimi krokami zbliżyła się do brata, chwytając go za przód koszuli. Ten jedynie roześmiał się parszywie, patrząc na Julię z uniesionymi brwiami.

— Zrobię to — uległa mentorka, obnażając zęby w tłumionej złości.

— I cieszę się — blondyn odwrócił się na pięcie, zostawiając dziewczynę na środku korytarza. Ta chwilę stała w miejscu, w którym znajdowała się rozmawiając z Mikołajem, po czym skierowała się w stronę pokoju kieszonkowców. Aida widząc to szybko zamknęła drzwi i z powrotem zajęła swoje miejsce obok Patryka.

— O co chodziło? — zapytał Julian, ale gdy tylko ruda otworzyła usta, aby udzielić mu odpowiedzi, do pomieszczenia weszła Sonecka i oficjalnym tonem zarządziła:

— Macie znaleźć Nakielskiego i skierować go do mnie.

Aida zdziwiła się. Na twarzy blondynki nie umiała dostrzec najmniejszych śladów niedawnej wściekłości, ani żadnego przejawu niechęci do zakomenderowania tego podopiecznym. Albo naprawdę nie przejęła się kłótnią z bratem, albo tak świetnie potrafiła maskować wszelkie emocje w obliczu chłodnego formalizmu.

Cała czwórka niechętnie wstała z miejsc i ruszyła w stronę drzwi. Najpierw wyszli Michał i Julian, za nim Patryk, a Aida została na sam koniec. Ja Julia na chwilę przytrzymała.

— Przepraszam — podrapała się po karku —  To...

— Wiem — ucięła Aida, lekko się uśmiechając — Spoko.

W odpowiedzi blondynka jedynie uśmiechnęła się z niewypowiedzianą ulgą. Aida szybko wyszła z pokoju i dołączyła do chłopaków, którzy zaczęli omawiać swoistą strategię odnalezienia mentora. Ustalili już miejsca, w których ewentualnie mógłby się znajdować i dochodzili do porozumienia w sprawie grup, w jakich mieli chłopaka szukać.

— Ja nie chcę iść ze Strzygą, bo znowu jej czyś wpieprzę! — ostro protestował Patryk, zakładając ręce.

— Ja z Tobą mogę iść! — zaoferował się Michał, ale Julek szybko mu przerwał.

— Nie, bo jeszcze Tobie coś zrobi. Ja pójdę z Patrykiem, a ty idź z Aidą.

Wspólnie uznali, że taka opcja rzeczywiście wyglądała najpeiej i w rozdzielonych już grupach dali się na poszukiwania.

— No to... — spróbował zacząć rozmowę Michał — Jak ci się podoba szkoła i współlokatorzy?

— Jak na razie jest nieźle — wzruszyła ramionami ruda — Ale Wiktorii to ja się boję.

Chłopak roześmiał się cicho. W ogóle nie był zbyt jaskrawym typem osoby, stwierdziła Aida. Pasowałby jej bardziej do ciepłych beżowych i brązowych, stonowanych i dopasowujących się do każdego koloru, nieśmiało stojących w cieniu neonowych barw. Nie wyróżniał się jakoś szczególnie, ale dziewczyna mimo krótkiego okresu znajomości z nim zdążyła go polubić.

— To macie z Patrykiem coś wspólnego — brunet spojrzał na Aidę przelotni, uśmiechając się lekko —  On chyba drży na samą myśl o tym, że będą musieli przebywać w jednym pomieszczeniu.

Tym razem to rudowłosa parsknęła śmiechem. Po chwili namysłu uświadomiła sobie, że Wiktoria nie była aż tak przerażająca. Nie spowodowała białowłosemu żadnego większego urazu, bo jedyne na co można było mieć nadzieję to siniak na nadgarstku. Fiedczak była jednak pewna, że nowa współlokatorka była przeszkolona w jakiejś dziedzinie sztuk walki, bo zareagowała szybko i dość... Instynktownie? Może ćwiczyła taekwondo? Karate? Jakieś inne Kurojutsuji?

Aida nawet nie zauważyła, gdy znaleźli się w korytarzu prowadzącym do klasy, w której podawano jej antidotum. Przyglądając się mijanym po drodze drzwiom zaczęła się zastanawiać, czy wiele osób, podobnie do niej kopało wszystkie po kolei w bezsilnej wściekłości, aby na samym końcu trafić na te właściwe. Patrząc z obecnego punktu widzenia, własne zachowanie wydało jej się tak absurdalne i niedorzeczne, że gdyby ktoś ją kiedyś o to zapytał prawdopodobnie umarłaby ze wstydu.

– Dostałaś już to zaklęcie butelkowane? – rozmyślania przerwał dziewczynie jej towarzysz. W milczeniu pokiwała głową, po czym odparła:

— A ty?

—  Ja też.

Reszta drogi upłynęła im w przyjaznym milczeniu. Michał nie lubił dużo mówić, jak zauważyła rudowłosa. Wolał słuchać. Pasował do swoich współlokatorów, pomyślała Aida, a lekki uśmiech wykwitł na jej ustach.

Gdy weszli do klasy, ujrzeli nauczycielkę stojącą nad niewielkim kociołkiem i mieszającą jakąś ciecz. Równocześnie do ich nozdrzy dobiegł przyjemny, cytrusowy zapach, który wyraźnie zdawał się pochodzić od gotującej się substancji. Zabiegana kobiecina nawet nie zauważyła ich przybycia, co chwilę dorzucając do mieszanki nowe składniki – ususzone liście i jakieś tajemnice proszki. Co jakiś czas machała też niewielką drewnianą chochlą o rączce pokrytej runami, a niewielkie święcące symbole wnikały w roztwór. Aida nieśmiało podeszła bliżej, patrząc do kociołka. Wywar miał kolor jasnozielony, który powoli zaczynał przechodzić w żółty.

— Proszę pani? — zaczęła niepewnie, nie chcąc przeszkadzać kobiecie w pracy. Ta, wystraszona lekko podskoczyła, po czym zsunęła okulary ochronne i życzliwie uśmiechnęła się do rudej.

— O co chodzi kochanie?

Aida pokrótce przedstawiła nauczycielce całą sytuację, ale na pytanie o Nakielskiego odpowiedziała przecząco.

— Nie widziałam go tu, przykro mi — wsypała do kociołka kilka pięknych, żółtych kwiatów których Fiedczak nie rozpoznała —  Ale może poszukaj na strychu? Lubi tam siedzieć, bardzo dużo czyta.

Dwuosobowy zespół uznał sugestię kobiety za całkiem pomocną, więc dopytawszy o drogę i podziękowawszy za radę ruszyli w stronę wskazaną im przez nauczycielkę. Najpierw szli obszernym, nowoczesnym korytarzem z białą podłogą i wielkimi oknami, przez które wpadało jasne światło. Drzwi do klas, starannie opisane również były białe.

— Aida? — głos Michała wyrwał dziewczynę z zawieszenia — Miałaś krwotok z nosa?

— Co? — zdziwiła się dziewczyna, marszcząc brwi – Dlaczego?

Brunet w milczeniu pokazał jej niewielką plamę krwi na podłodze. Serce dziewczyny gwałtownie przyśpieszyło, gdy uklęknęła i dotknęła substancji palcem. Delikatnie lepka, gęsta ciecz rozmazała się na białych kafelkach.

— To nie moja — wydukała z przerażeniem Fiedczak, podnosząc się z kolan. Michał lekko zbladł, ale złapał ją za ramię uśmiechając się krzepiąco.

— Spokojnie, pewnie ktoś się skaleczył i szedł do łazienki —  brunet wskazał na najbliższe drzwi, rzeczywiście opatrzone takim napisem.

Aida naprawdę chciała się uspokoić. Nie miała najmniejszej ochoty na psucie sobie dnia, a nawet tygodnia jakąś bójką, w którą najprawdopodobniej ktoś na korytarzu się wdał. Ze wszystkich sił starała się uwierzyć w wersję Michała, jednak on sam nie wydawał się do niej do końca przekonany, a to wcale nie pomagało. Aida stłumiła narastający niepokój i zaczęła iść przed siebie korytarzem, starając się nie pokazywać towarzyszowi roztrzęsienia. Nie wiedziała właściwie, czego się boi, bo co złego mogło się stać w takiej szkole? To pewnie tylko podświadomość podsuwała jej niestworzone obrazy krwawych napaści na środku holu, bójek kończących się rozbitymi nosami innych takich.

Ledwo zdążyli zrobić kilka kroków, skręcić za róg, nieco się uspokoić i już otwierali usta, by ponownie zacząć rozmowę, gdy Aida zauważyła następną czerwoną plamę, tym razem znacznie większą od poprzedniej. Przerażona spojrzała w oczy chłopakowi, który wydawał się równie roztrzęsiony. Oboje przykucnęli obok substancji, z przerażeniem patrząc na wielkość kałuży, która rozlewała się pod ich stopami. Trudno było ocenić pierwotne rozmiary, bo osoba, do której krew należała najwidoczniej przewróciła się i rozmazała ciecz na połowie długości korytarza.

Spojrzenia obydwojga wyrażały jedno i to samo przerażenie.

— To... To chyba jednak nie było skaleczenie – wykrztusił w końcu Michał, a zatrwożona Aida w milczeniu przytaknęła. Czujnym wzrokiem podążyła za pozostawionym przez krew śladem. Zraniona osoba chyba przeczołgała się za róg, zostawiając za sobą oczywisty czerwony ślad.

Chłopak siedzący obok Fiedczak wolno podniósł się z kolan i zrobił kilka kroków w stronę, w którą podążył ranny. Aida, wciąż w szoku nie ruszała się z miejsca, maniakalnie rozmazując krew palcem. Dopiero głośny krzyk bruneta dobiegający zza rogu wyrwał ją z transu.

— Michał! — wrzasnęła przerażona, wbiegając w odnogę korytarza. Spodziewała się jakiejś bójki, czegokolwiek, ale to, co zobaczyła, kompletnie zbiło ją z nóg.

Na podłodze leżał półprzytomny, jasnowłosy chłopak. Białą koszulkę miał zupełnie rozerwaną, a na brzuchu kurczowo trzymał rękę, spod której wypływała czerwona, gęsta krew. Oddychał bardzo ciężko, co chwila zaciskając i otwierając oczy, a nieprzytomnym wzrokiem błądził po twarzach Aidy i Michała.

Pierwszy zareagował brunet. Najdelikatniej jak umiał wsunął ręce pod plecy rannego i oparł jego głowę na swoich kolanach, po czym zdjął koszulkę, zwijając ją i mocno przycisnął ją do rany chłopaka. Ten jedynie chicho syknął z bólu.

— Aida? — towarzysz dziewczyny zwrócił głowę w jej stronę — Pomóż mi, przyciskaj to tak mocno jak się da.

Dziewczyna, cały czas w lekkim szoku wypełniła prośbę Michała i spojrzała na wykrzywioną bólem twarz mentora. Na jego czole perliły się kropelki potu, a z uchylonych ust co jakiś czas wydobywał się cichy jęk. Brunet odgarnął mokre kosmyki z czoła starszego chłopaka po czym uspokajająco wyszeptał:

— Spokojnie, spokojnie, już Ci pomagamy, nikt Cię już nie zrani... —  po tych słowach ponownie odwrócił głowę w stronę rudowłosej i skupiony powiedział przez zaciśnięte zęby — Aida, leć, znajdź kogokolwiek szybko.

Dziewczyna oddała chłopakowi prowizoryczny opatrunek, po czym chwyciła sukienkę i pobiegła korytarzem.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top