1. Nie zabij się o walizki i spadaj!

Aida ponownie zanurkowała pod łóżko, przeklinając pod nosem. Nie rozumiała, dlaczego akurat w piątek rano, w dzień zakończenia roku jedna z jej skarpet w kaczuszki musiała wpaść w jakiś zakamarek jej pokoju i zniknąć. Kilka minut temu, gdy przyjaciółka telefonicznie zapytała się, czy muszą być akurat te, dziewczyna niemal przeszła przez eter aby zamordować ją wzrokiem i odpowiedzieć, że akurat te jedne, szczęśliwe skarpety mają dać jej promocję do następnej klasy.

Po wyrzuceniu spod łóżka kilku pluszaków, zgubionego kilka tygodni przedtem zeszytu od chemii, swetra w paski, „Pana Tadeusza", zdjęcia z przyjaciółką i pękniętego kabla od ładowarki dziewczyna dokopała się do swojej zguby. Zadowolona wciągnęła ją na nogę, po czym spojrzała na zegar. Widząc, że za kilka minut zaczyna się uroczystość w szkole złapała w biegu torebkę i telefon, po czym w panice wybiegła z dom trzaskając drzwiami.

Do budynku szkoły dziewczyna wbiegła minutę po dziewiątej, dysząc głośno. Panie woźne dezaprobującym spojrzeniem odprowadziły ją w stronę sali gimnastycznej. Przedtem były z Aidą niemal w przyjacielskich stosunkach, ale gdy złapały ją z papierosem w ręce, gdy za szkołą przypatrywała się swojemu koledze smarującemu grafitti na budynku, stosunki między nimi mocno się oziębiły.

Gdy Aida wbiegła, na hali sportowej już zaczęła przemawiać szanowna pani dyrektor. Była ona niską, krępą kobietą po czterdziestce, niezwykle przywiązaną do tradycyjnych metod nauczania – co za tym idzie, w szkole nie używano nawet dziennika elektronicznego. Aida była za to okropnie wdzięczna, bo gdyby jej rodzice mieli bieżący wgląd w oceny z ostatniego półrocza... Cóż, jej życie wyglądałoby znacznie mniej kolorowo i nawet szczęśliwe skarpetki by jej nie pomogły.

— Po następnym roku nauczania w naszej placówce...

Dziewczyna wyłączyła się już po pierwszych słowach, podziwiając piękno piłki do siatkówki, która kiedyś utknęła między lampami na suficie. Mimo, że konserwatorzy mieli ją zdjąć jeszcze tego samego dnia, piłka od kilku lat wisiała nad głową uczniów na lekcjach wychowania fizycznego niczym widmo. Pogrążona w myślach, nie zwracała uwagi na „kujonów", idących odbierać świadectwa z paskiem, a dopiero znaczące szturchnięcie koleżanki siedzącej z lewej uświadomiło ją, że pani Helena już oddelegowała uczniów do klas.

Po wejściu do klasy, gdy wszyscy zajęli miejsca a nauczycielka otrzymała kwiaty, uczniowie dobre słowo na drogę a nieliczni rodzice zaproszenie na koniec sali, kilka osób zaczęło nerwowo stukać palcami o ławki, czekając na otrzymanie swoich świadectw. Gdy wychowawczyni zaczęła rozdawać je uczniom, którzy nie załapali się na wyróżnienie, Aida siedziała jak na szpilkach modląc się, żeby zdać. Nie miała pojęcia, czy nieco ekscentryczna nauczycielka religii uznała jej starania poparte projektem edukacyjnym i poprawiła widniejącą w dzienniku jedynkę na dwójkę, a od tego zależała jej promocja do następnej klasy.

— Fiedczak! — Gdy usłyszała głos wychowawczyni, omal nie zeszła na zawał. Wstała, opierając się o ławkę i na drżących nogach podeszła do biurka. Trzęsąc się ze strachu wyciągnęła rękę po dokument, ale nauczycielka postanowiła jeszcze chwilę przedłużyć jej cierpienie zmierzyła ją od stóp do głów, zatrzymując wzrok na granatowych skarpetkach w kaczki.

— Nie wydaje mi się, jakoby miałby to być odpowiedni dodatek do stroju galowego, ale uznam to za jakiś talizman. Ledwo, moja panno.

Mówiąc te słowa, kobieta podała Aidzie kartkę, na której w szale euforii po słowach nauczycielki dziewczyna ledwo dojrzała słowa "otrzymała promocję". Skacząc wysoko dziewczyna wydała z siebie niekontrolowany okrzyk radości, po czym poleciała do ławki jak na skrzydłach. Tak jak przed otrzymaniem swojego świadectwa nie umiała skupić się z nerwów, tak teraz nie zwracała uwagi na świat dookoła siebie wciąż od nowa czytając ratujące ją przed powtórką słowa.

Teraz tylko pozostało pokazać oceny rodzicom.

***

— Kuźwa, Aida! — ojciec dziewczyny chodził po pokoju nerwowo drapiąc się po łysinie — Ledwo zdałaś! Przecież pół roku temu miałaś średnią powyżej cztery!

— No wiem... — dziewczyna spuściła głowę. Właściwie to sama nie wiedziała, co się stało. Tak jak jeszcze wspomniane pół roku wcześniej wystarczyło jej jednorazowe przeczytanie tematu, by dostać cztery z odpowiedzi, tak teraz czterdziestokrotne nic nie dawało. Nie pomagały też żadne notatki, żadne korepetycje i zajęcia dodatkowe, więc dziewczyna całkiem słusznie stwierdziła, że nie chce tracić czasu na coś, co i tak nie przyniesie skutku. Czas, który miała spędzić nad nauką wolała przeznaczyć na wyjścia ze znajomymi „do Delf", czyli do jednego ze skwerków w miejskim parku, który wiecznie pozostawał ukryty za zasłoną dymu papierosowego – uczniowie przebywający tam tkwili w chmurze przypominającej opary wulkaniczne, co w skojarzeniu z Pytią przechrzciło skwer marszałka Józefa Piłsudskiego na Delfy.

Wielokrotnie próbowała wyrzucać ściągi przed lekcją lecz efekt niezmiennie pozostawał taki sam – oddanie pustej pracy i wielka, czerwona jedynka zupełnie, jakby cała jej wiedza nagle gdzieś wyparowała. Podobnie było zresztą w przypadku niezapowiedzianych kartkówek, wezwań do odpowiedzi albo „nalotów", w trakcie gdy Aida była w trakcie spisywania właściwej odpowiedzi z podręcznika leżącego pod ławką.

— Marsz do pokoju, a telefon zostaje tutaj. Przeczytaj sobie coś —  mruknął wściekle pan Fiedczak, po czym odprowadził ją spojrzeniem. Gdy tylko dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, ten wyszedł z domu uprzednio kładąc komórkę Aidy na najwyższym regale – w ten sposób miał pewność, że jego niziutka córka nie znajdzie go w trakcie tej krótkiej nieobecności.

Gdy wyciągnął z kieszeni kluczyki od samochodu i już miał otwierać drzwi, zauważył za jedną z wycieraczek ulotkę. Głośno sapnął ze zdenerwowania, już miał zgnieść ją i wyrzucić do stojącego obok śmietnika zauważył napis na samej górze informujący o działającej cuda szkole, która nawet największych szkolnych łobuzów stawiała do pionu. Ciekawie spojrzał na drugą stronę kartki. Gdy prześledził wzrokiem tekst, na samym dole ujrzał pogrubiony numer telefonu.

— Halo, dzień dobry? Z tej strony Julian Fiedczak. Chciałbym wstępnie zarezerwować miejsce dla córki.

***

— Że co?! — wrzasnęła Aida, patrząc po kolei na mamę i tatę — Jak to przenosicie mnie kurwa do jakiejś szkoły dla ułomnych?!

— Niepotrzebny przecinek — przerwała jej matka, patrząc na nią karcąco.

— Ledwo zdałaś, a ta szkoła ma cię wbić do pionu.

— Ale tu mam wszystkich przyjaciół i znajomych! Nie możecie mnie tak po prostu przenieść na jakieś zadupie sto dwadzieścia kilometrów stąd!

— Możemy i już to zrobiliśmy — mruknął gniewnie ojciec dziewczyny. Tam zobaczą, ile czasu potrzebujesz u nich spędzić i wtedy my dostaniemy informację.

Aida bezsilnie opuściła ręce, czując, jak łzy spływają jej po twarzy. Przecież to nie była jej wina, że nie umiała zapamiętać niczego z książek ani z lekcji! Nie chciała opuszczać domu, swojej szkoły, przyjaciółek, Delf, zniszczonej Biedronki obok szkoły... A tym bardziej nie miała ochoty się przenosić do jakiegoś ośrodka, w którym Bóg wie co będą z nią robić. Nie potrafiła sobie wyobrazić czegoś takiego- ona, czwórkowo – piątkowa uczennica ma iść do jakiejś specjalnej szkoły dla ułomów, bo zawaliła ostatnie półrocze. Wściekła złapała pierwszą rzecz, jaka wpadła jej w ręce i cisnęła ją o ścianę, tak że ( jak po chwili się okazało) wazon rozprysnął się w drobne, niebieskie kawałeczki pozostawiając po sobie wgłębienie w ścianie i huk tłuczonego szkła.

Matka dziewczyny zacisnęła wargi w zimnej wściekłości, po czym wycedziła przez zęby patrząc na Aidę zimnym, najbardziej nieustępliwym ze swoich spojrzeń:

— A za twoją nieuzasadnioną wściekłość pojedziesz tam już pojutrze.

— A-ale obóz... — dziewczyna spojrzała na matkę niedowierzającym wzrokiem.

— Zamiast Ciebie pojedzie Julka z piętra niżej. Bardzo chciała, ale zabrakło miejsc.

Aida wrzasnęła bezsilnie, uderzając w ścianę. Miała stracić całe wakacje w szkole dla ułomnych, do której rodzice wysłali ją bez jej zgody. Nie miała pojechać na obóz sportowy, na który czekała od ponad roku i na którym miała spotkać swoją internetową przyjaciółkę. Z jej oczu bezwiednie zaczęły lecieć łzy, a ona sama odwróciła się na pięcie i wbiegła do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi tak, że zadrżały szyby w całym domu. Gdy rzuciła się na łóżko i zaczęła wypłakiwać się w poduszkę, usłyszała jedynie jak któreś z rodziców otwiera drzwi i wrzuca do środka walizkę. Nie chciała na nią patrzeć, więc odwróciła się twarzą do ściany i dopiero po kilkunastu minutach, po chłodnym ponagleniu matki wysunęła się spod kołdry drżącymi rękami zaczęła przygotowywać sobie ubrania. Gdy na dywanie znalazła się całkiem spora ilość wszelkiego rodzaju spodni, spódnic, bluz i bluzek do pokoju weszła rodzicielka Aidy.

– Nie wysilaj się za bardzo, bo wybierasz się do szkoły mundurkowej.

Aida, słysząc ostry ton matki podniosła głowę. Jej rodzice nigdy by się tak nie zachowali, to było do nich niepodobne! Szczególnie zresztą mama, która gniewała się mocno, ale krótko, więc zwykle już po kilkunastu minutach od zajścia dwie Fiedczakowe wybierały się na pojednawczą pizzę albo kebaba. Nawet po tym, co stało się w salonie obie były sobie w stanie wybaczyć w podobnym czasie co do potyczki o ostatni karton mleka, więc zachowanie jej było takie... Nienaturalne. Zresztą, w tym momencie to nie dziwne zachowanie rodziców było jej największym problemem, a zmiana mająca nastąpić za kilka dni. Z cichym westchnięciem dziewczyna wyselekcjonowała pięć ulubionych par dżinsów, kilkanaście bluzek i drugie tyle bluz oraz kilka innych rzeczy, w jej mniemaniu niezbędnych. Po spakowaniu ubrań, kosmetyczki i całej masy różnych różności, dziewczyna zawołała tatę do pomocy.

— Tato, przeniósłbyś tą walizkę do przedpokoju?

Ojciec dziewczyny podniósł głowę znad gazety. Niechętnie zwlókł się z kanapy, po czym podniósł spakowany dobytek swojej córki i stękając cicho z wysiłku przeniósł ją przed drzwi. Aida spojrzała smutno na ściany swojego pokoju, z których ściągnęła wszystkie zdjęcia z przyjaciółkami zrobione w Delfach, na wycieczkach szkolnych i w szkole. Czekały w walizce, aby ozdobić ściany jej nowego pokoju, gdy już do niego dotrze, ale bez tych fotografii jej pokój nie był już JEJ pokojem. Wściekła, nagle rzuciła poduszką w stronę ostatniego zdjęcia, które zostało - oprawionego w ręcznie zrobioną ramkę jej zdjęcia z rodzicami. Uderzona poduszką fotografia spadła ze ściany i roztrzaskała się na podłodze, rozpryskując wszędzie dookoła kawałki szkła. Aida odruchowo podbiegła do niej, szybko chwytając w dłonie pozostałości ozdobionej dziecięcymi rączkami ramki. Z boków sterczały gdzieniegdzie szklane szpikulce, otaczając trzy uśmiechnięte twarze. Mama, tata i malutka Aida. Wszyscy trzej przytuleni do siebie, roześmiani, leżący w stosie jesiennych liści. W pełnej harmonii, bez złości i żalu, o którym przypominała ramka z rozbitego szkła dookoła. Wtedy nagle się rozpłakała.

To nie było sprawiedliwe, że nie mogła nawet pojechać na obóz. Czym zawiniła? Zaprotestowała przeciwko zmianie szkoły, to wszystko! Miała tam spotkać przyjaciół sprzed roku, miała wreszcie zobaczyć swoją internetową przyjaciółkę, miała pojechać! Wszystko było już zapisane i opłacone, więc czemu rodzice tak nagle zmienili zdanie? Nie zachowywali się jak ci, których znała!

Nie chciała też zmieniać szkoły, w tej było jej zupełnie dobrze! Owszem, polonistka ucząca jej klasę mogłaby być nieco mniej... jędzowata, ale potrafiła wyklarować im wszystkie błędy w rozprawce jak nikt inny. Nie chciała zostawiać nauczycielki matematyki, którą wszyscy uczniowie darzyli sympatią i szacunkiem, przez którą większość uczniów miała na świadectwach oceny pozytywne. Nie chciała wyjeżdżać.

Ostrożnie zaczęła wyjmować z ramki obrazek, uważając, aby się nie pokaleczyć ostrymi odłamkami. Nie chciała zabrudzić fotografii, potrzebowała jej. Gdy wreszcie trzymała stare, zżółkłe z tyłu zdjęcie, uśmiechnęła się przez łzy, po czym włożyła je do torby podręcznej. Chciała zabrać je ze sobą.

Gdy skończyła się pakować we wszystkie torby, usłyszała naglący głos matki wołający ją do pokoju. Uważając, by nie zabić się o żadną z toreb wyszła na korytarz, a potem do przedpokoju. Matka trzymała w rękach plik kopert, a gdy Aida podeszła do niej, kobieta podała jej jedną z nich – białą, na której napisano tylko adres oraz imię i nazwisko dziewczyny. Swoją drogą, to jak go napisano zasługiwało na ogromną pochwałę – turkusowym atramentem, lekko pochyłym pismem z subtelnymi zawijasami. Chyba zachowam tę kopertę tylko dla pisma, pomyślała Aida.

— Idź to przeczytać do siebie, próbuję obiad robić — mruknęła kobieta, a jej córka odwróciła się na pięcie i poszła do swojego pokoju.

Siadając na łóżku, dziewczyna zaczęła delikatnie podważać paznokciem zamknięcie koperty. Bardzo uważała, aby nie podrzeć przy tym wykaligrafowanego napisu ze swoim imieniem i nazwiskiem. Gdy stwierdziła, że w ten sposób nie da rady, i pomogła sobie nożyczkami, wyjęła białą kartkę z wydrukowanym tekstem. W lewym górnym rogu widniał jakiś znak – kształtem przypominał diament, ale w środku miał jakiś rysunek i kilka napisów po bokach. Aida nie była w stanie ich dostrzec. Zaczęła czytać:

— Szanowna Pani Aido Fiedczak, z radością przyjęliśmy wiadomość o zapisaniu pani do naszej placówki. Zostaliśmy również powiadomieni o pani wcześniejszym przyjeździe w celu zaklimatyzowania się w szkole. Mamy dla pani kilka informacji. Podręczniki, mundurek jak i wszystkie inne rzeczy potrzebne do lekcji otrzyma pani w szkole. Zostanie pani przydzielony również pokój.

Wszystkie potrzebne rzeczy? Przecież oprócz podręczników i tego zasranego mundurka niczego nie potrzebowała...

— W celu dostania się do szkoły, pani pojedzie pociągiem odjeżdżającym z dworca obok pani dotychczasowej szkoły o godzinie 10.00 dnia trzydzietego czerwca bieżącego roku. Na drugim przystanku dołączy do pani nasza delegatka. Pozna ona panią, a gdy do pani podejdzie powie „ Słyszałaś, że katastrofy lotnicze zdarzają się dwa razy więcej niż kolejowe?". Odpowie pani „Nie, wydaje mi się, że jest odwrotnie". Delegatka wszystko wytłumaczy pani w trakcie przejazdu.

Po cholerę taki szyfr? Nie może po prostu powiedzieć „No, jestem z tej szkoły dla ułomów do której masz niesłusznie pójść, chodźmy!"

— Do listu załączony jest bilet.

Rzeczywiście. W kopercie, na samym dnie dziewczyna dojrzała świstek papieru z wydrukowaną datą, godziną i numerem pociągu.

Niżej znajdował się już tylko podpis wicedyrektorki. Aida spojrzała na kalendarz. Dziś był dwudziesty dziewiąty. Poszła powiedzieć mamie, na którą jutro musi stawić się na dworcu, po czym zgasiła światło i położyła się do łóżka. Pogrążyła się we śnie niemal od razu, nie zwracając uwagi na wszystko, co miało się zmienić następnego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top