Prologue
Okładka jest tymczasowa i proszę, przeczytajcie informacje na dole :)
----
Wszystko działo się w ekspresyjnym tempie. Usłyszałem znajomy trzask drzwi, za którym wygramoliłem się z łóżka i ściągnąłem z siebie puchatą piżamę razem z bokserkami. Dopadłem do pierwszej komody, otworzyłem ją za złamany uchwyt, wyrzuciłem na podłogę kilka szpargałów – nici z tego. Przeszukałem szafę na ubrania – nic. Wbiegłem z poślizgiem pod łóżko, macając rękoma znajomy, butelkowy obiekt, którego (za cholerę) nie potrafiłem znaleźć. Mój penis podskakiwał, kiedy zbiegałem po schodach, depcząc łapę Lorda Christophera, mojego kota.
- Przepraszam – burknąłem pokornie, kiedy jego futro zjeżyło się na czubku głowy, a puszysty ogon stanął dęba.
- Pierdol się. - Jeżeli miałby umiejętność mowy, to zapewne by powiedział. Moja męska intuicja, co do jego kociej była całkiem podobna (względnie).
Kiedy zimny podmuch wiatru owiał mój nagi tyłek, pisnąłem. Mróz w połączeniu z erekcyjnym penisem równa się natychmiastowej śmierci. Dobrze pamiętam, kiedy Niall, mój dobry przyjaciel, podczas jednej z zimowych domówek, wyskoczył nago z domu, wywrócił się i wpadł kroczem w śnieg; jego twarz w tamtym momencie była jak konający żołnierz z raną postrzałową – ból równy sobie.
Wpadłem do salonu jak burza. Ojciec najprawdopodobniej musiał uprowadzić moją „rzecz" na własne korzyści. Cóż, wprawdzie to nie była m o j a rzecz, chociaż lubiłem jej używać. Zerknąłem na etażerkę i paczkę chusteczek, w połowie zużytych. Bingo! Mój skarb był w tym pokoju. Ojciec robił to na kanapie, najpewniej oglądając Seksowne Pokojówki i Ich Namiętne Sekrety. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego wolał Karen od Isabelle; przecież to Ona uratowała Joahima (bogatego biznesmena) przed bombą atomową, poza tym, ma seksowne pośladki.
Z zamachem wyrzuciłem poduszki z kanapy i ukazał mi się ... On. Stał tam pełen swojej zawartości, jak moje błogosławieństwo – lubrykant. Rozejrzałem się, czy aby nikt mnie nie obserwuje. Lord Christopher lizał się pod ogonem, a rybki udawały niedorozwinięte, więc czmychnąłem na górę, tym razem nie stając na kota, który tylko patrzył na mnie wścibsko. Nie dziwię mu się. Gdybym urodził się rudy, też byłbym suką dla wszystkich wokół.
- Ach! - jęknąłem, w końcu lądując na łóżku. - Mhm, kotku, robisz to tak dobrze. - Rozprowadziłem zimny płyn po penisie i zacząłem pompować.
Czułem się odrobinę żałośnie, krzycząc w poduszkę i samemu chwaląc siebie. Brzmiało narcystycznie, ale natura boska takim mnie stworzyła. Przejechałem po swoim napletku i skurczyłem palce u nóg, zaciskając mocno dłoń. Mój penis u góry poczerwieniał, więc przejechałem po czubku kciukiem, a erekcyjna wydzielina napłynęła mi na palce. Otarłem się biodrami o materac, zapewniając sobie tarcie i stęknąłem głośno.
- Harry. - Ktoś wszedł do pokoju, kiedy ja spokojnie się onanizowałem. Coś bardziej żenującego? - Synu. - Oczywiście, przecież to musiał być mój ojciec.
Puściłem mojego twardego penisa i wytarłem śliską substancję w turkusową kołdrę; nie pasowała do mojego męskiego stylu życia. Z drgawkami odwróciłem się w stronę drzwi i spuściłem wzrok, leżąc. Mój tata stał, jakby nigdy nic, wpatrując się we mnie ze złudnym przekonaniem, że może to tylko abstrakcja. Jego szesnastoletni syn, butelka lubrykantu, erekcja i turkusowa, pedalska pościel. Może gdyby nie ona, sytuacja potoczyłaby się inaczej. Wtedy mój tata podszedłby do mnie, uścisnął dłoń i pogratulował wkroczenia w dorosłość? Pieprzona, turkusowa pościel.
- T-tato, ja – zacząłem niepewnie, zakrywając swojego członka dwoma rękami (z pewnością, jedna by wystarczyła). - To nie tak, jak myślisz.
Ojciec, oparty wolno o framugę drzwi z plakatem gorącego Leonardo DiCaprio, patrzył na mnie t y m wzrokiem. T e n wzrok, określenie to zostało wymyślone przez Liam'a – emo dzieciaka grającego w Spuszczę Łomot Waszej Matce zespole (tak, to była ich oficjalna nazwa, choć ciągle ją zmieniali). Mianowicie „ten wzrok" oznaczał spojrzenie ojca, który karci Cię, jak robi to w stosunku do swoich piłkarzy. Ciężko było mi żyć z kapitanem stanowej drużyny pod jednym dachem, szczególnie kiedy od dziecka, wyśmiewał się, że nie potrafię kopnąć piłki do bramki.
- Harry. - Uśmiechnął się do mnie, jakby serdecznie. - Mam dla Ciebie wiadomość.
Ot co. Najlepiej odkryć syna na jękliwej i agresywnej masturbacji, aby powiedzieć mu o względnie dobrych wiadomościach.
- Słucham. - Ciekawość nie przejawiała się na mojej twarzy.
- Myślę, że dobrze Ci zrobi parę treningów z Seniorami.
Seniorzy, czyli profesjonalni zawodnicy kadry stanowej w piłce nożnej. Tak, to brzmiało zbyt ekstrawagancko, aby było prawdziwe. Niall od roku molestował mnie, abym zabrał go na spotkanie drużynowe i dał zmacać tyłek rozgrywającego, szczerze, miał jędrne pośladki i sam chciałbym to zrobić.
- Woah, tato to ... wspaniałe. - Podniosłem się lekko na łokciach, kiedy on natychmiastowo łypnął na mnie łbem. Znowu się zarumieniłem.
- Pamiętaj o kolacji z Gwen, naprawdę pragnie Cię poznać. - Z tymi słowami opuścił mój pokój.
Gwen, czyli kolejna dziewczyna mojego taty, z przyszłościowym widzeniem, mogłem wydedukować, że będzie jeszcze więcej po niej. Moja erekcja już opadła, a ja sam nawet nie miałem siły jej pobudzać. Wsunąłem rękę pod kołdrę (turkusową!) i namacałem swoją komórkę. Wykręciłem numer do własnego telefonu zaufania.
- Niall?
---
Jeżeli zawieszę to FF, albo udam, że o nim zapomniałem, proszę żebyście przyjechali do mojego domu i mnie zabili ;)
Uwaga! To opowiadanie będzie zawierać miłość i stosunek męsko - męski.
Współprowadzę je z wiczi99 <3
Rozdziały chciałbym dodawać dwa razy w tygodniu, ale możliwe, że będą dodawane raz w tygodniu. Aktualnie mam ferie, a że skończyliśmy pisać orgie, teraz zajmiemy się tym.
Kocham was <3 Dziękuję.
Tak właściwie w tym prologu nie dzieję się nic fajnego :")
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top