10 ~ Brzmisz jak idiotka
~~Melody~~
- Mówię ci, doceń to - powiedział Maciek, a sekundę później w pomieszczeniu pojawił się temat naszej rozmowy, którym był Kuba.
- Maciek, chodź na chwilę. Musimy przegadać pewną sprawę - blondyn zwrócił się do brata. - Przyszła tu Ami? - tym razem zwrócił się do mnie.
- Poszła do bathroom (tł. łazienki), a co? Something happened? (tł. coś się stało)
- Idź do niej, proszę - powiedział i razem Maćkiem zniknął za drzwiami pokoju.
Zgodnie z jego prośbą udałam się w stronę łazienki. Zdziwiłam się, kiedy usłyszałam zza drzwi cichutki płacz. Zapukałam, ale nie dostałam odpowiedzi.
- Ami... Wiem, że tam jesteś. Otwórz to pogadamy - mówiłam spokojnie, lecz chyba nie byłam zbyt przekonująca, bo odpowiedziała mi cisza. - Ami... I'll help you somehow (tł. pomogę ci jakoś) tylko otwórz.
- Nie da się na to pomóc... - odpowiedziała zza drzwi.
- A skąd wiesz? Może będę mogła chociaż poprawić ci humor.
- Wątpię.
- We'll see (tł. zobaczymy). Otworzysz? Czy będziemy gadać przez drzwi like the lasts (tł. jak ostatnie) idiotki? - zaśmiałam się.
- Ty w sumie brzmisz jak idiotka - zaśmiała się cichutko.
- Thanks. Daj mi czas, to się nauczę waszego fucking języka - powiedziałam poważnie, a Amelka znów cicho się zaśmiała. - To jak? Pogadamy? - usłyszałam, jak się przemieszcza, a po chwili, razem z dźwiękiem przekręcanego klucza, drzwi się otworzyły.
Weszłam do pomieszczenia i zamknąwszy za sobą drzwi, spojrzałam na Amelkę. Miała rozmazany tusz, a czarne smugi zostawiły ślady na jej policzkach. Jej oczy były czerwone od płaczu. Nie wiele myśląc, przytuliłam ją. Przez chwilę jakby zastygła i przestała wykonywać wszelkie ruchy, jednak w końcu odwzajemniła mój gest.
- Opowiesz co się stało? - zapytałam spokojnie.
- Ja... Nie wiem od czego zacząć...
- Najlepiej from the beginning (tł. od początku).
- Krzysiu zabrał mnie do zoo. Było świetnie.
- Ty i Krzysiu? Yourselves? (tł. sami) Kręcicie ze sobą? - przerwałam jej.
- Nie wiem... Bardzo go lubię. Jest opiekuńczy, miły, ma przecudowne poczucie humoru i jest przystojny, jeszcze te mięśnie...
- Oj... chyba ktoś tu wpadł po uszy - uśmiechnęłam się.
- Powiedziała! Ty kręcisz z moim bratem!
- I? With him? (tł. ja? z nim?) Chyba nie w tym życiu - odpowiedziałam szybko, ale po zastanowieniu się, to trochę skłamałam.
- Przecież widzę, jak na ciebie patrzy i za tobą lata.
- Wydaje ci się - pchnęłam. - Pewnie za wieloma się tak ugania - dodałam.
- Żeby jakieś były... - odpowiedziała, smutniejąc. - Przeważnie to na jedną noc albo jako ozdoba.
- Może ja jestem na dwie noce?
- Nie kurwa, na trzy... Kobieto! On się o ciebie stara, zrozum to.
- Oh I don't know... (tł. oj nie wiem) Ale mniejsza o to. Mów dalej co się stało.
- Kiedy staliśmy już przy wyjściu, Krzysiek chciał mnie pocałować. Ja... ja nie mogłam. Mam traumę i boje się męskiego dotyku - po jej policzku spłynęła samotna łza.
- Traumę?
- Mój były był bardzo specyficznym człowiekiem... - rzuciła, wycierając dłonią łzę. - Nie chce o tym mówić.
- Okey I understand (tł. rozumiem) - uśmiechnęłam się. - Było, nie ma. Nic ci się nie stanie z nami, a Krzychu jest porządnym materiałem na faceta. Poza tym, weź się jakoś ogarnij laska! Wyglądasz jak koreańska podróbka pandy! - zaśmiałyśmy się obie.
~~Kuba~~
- Czyli pogadamy sobie z delikwentem w domu? - zapytał Maciek.
- Tak, a teraz zbierz resztę i powiedz, że jedziemy. Ja pójdę po dziewczyny - powiedziałem, a brat jedynie kiwnął głową.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Udałem się do pokoju, w którym była Amelka i Melody. Kiedy wszedłem do pokoju, usłyszałem jakieś głosy dobiegające z łazienki. Uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc śmiech siostry i wiedząc, że Mel udało się poprawić jej humor. Zapukałem w drzwi łazienki, a wszelkie głosy ustały.
- Zbieramy się - powiedziałem i ruszyłem do swojego pokoju po rzeczy.
Po niespełna dziesięciu minutach do pokoju weszła Mel cała w skowronkach. Nie miała praktycznie żadnego makijażu, bo go nie potrzebowała. Ubrana była tak jak zwykle na czarno, oprócz butów, które zawsze miały jakiś fikuśny kolor, w tym wypadku był to żółty. Czarna koszulka z jakimś nadrukiem rockowego zespołu i krótkie czarne spodenki. Na jej ręku widniała bransoletka z jakimś błękitnym kamieniem, z którą nigdy się nie rozstawała. Znaczy, zawsze jak ją widziałem, to miała ją na sobie. Tak samo było ze srebrnym naszyjnikiem z nutką, który chyba był przyspawany do jej szyi. Muszę kiedyś ją o to zapytać. Podsumowując, wyglądała przepięknie.
- Hey - powiedziała radośnie.
- Hej - odpowiedziałem, lustrując jej zajebiste nogi, na co na jej policzkach pojawił się lekki róż. - Dziękuję, że pocieszyłaś jakoś Ami... - powiedziałem, wstając z łóżka, na którym wcześniej siedziałem.
- Not at all (tł. nie ma za co) - uśmiechnęła się lekko. Stanąłem naprzeciwko niej i odgarnąłem z jej czoła kosmyk włosów, który przełożyłem za ucho. Nie wiem, co się działo ze mną przy niej, bo nigdy się tak nie czułem. Wiem jedynie, że miałem cholerną ochotę ją pocałować... Ponownie posmakować tych malinowych ust, które nie wymagały żadnej szminki, gdyż były idealne i w pięknym różowym kolorze. Mój wzrok skrzyżował się z przenikliwym błękitem jej oczu. Jest cholernie piękna...
- Moim zdaniem jest za co - z łobuzerskim uśmiechem patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany. Moja ręka powędrowała na jej policzek. Lekko się pochyliłem, a nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Na dosłownie parę sekund przeniosłem wzrok na jej usta, następnie znów zatapiając się w błękicie jej oczu.
- Ej wy się pieprzycie czy idziecie? Chcemy już rusz... - niespodziewanie do naszego pokoju wparował Maciek, przerywając swoją wypowiedź na widok sytuacji, jaką przerwał. Mel przestraszona odskoczyła ode mnie. Kurwa, kolejny na liście do zabicia... Niedługo nie będę miał znajomych i rodziny. - Okej, czyli chyba ta pierwsza opcja... - wyszedł równie szybko, jak przyszedł, a ja się zaśmiałem.
- Muszę go kiedyś zabić... - westchnąłem, przypominając sobie, że gdyby nie on, sprawy mogłyby się potoczyć inaczej. Albo byłbym spoliczkowany, albo bym się całował z tą piękną istotką. Mel zaśmiała się cicho i zasłoniła twarz włosami, chcąc ukryć przede mną kolor swoich policzków. Zabrała szybko swój plecak i wybiegła z pokoju.
Zamknąłem pokój kluczem, który potem oddałem w recepcji. Skierowałem się na parking, gdzie obok Forda i mojej bestii stała cała ekipa, łącznie z Melody.
- To co? Zwijamy się? - zapytał Moyes, który chyba jak najszybciej chciał wrócić do domu i swojej dziewczyny.
- Jasne - powiedziałem i włożyłem swój plecak do bagażnika. Przy okazji zgromiłem Maćka morderczym spojrzeniem. - Mel jedziesz ze mną? Dalej mam jeszcze jedno miejsce - uśmiechnąłem się szeroko, mając cichą nadzieję na to, że sytuacja, którą nam przerwano, dojdzie do skutku.
- I don't know.... (tł. no nie wiem) Nie chce zostawiać Ami samej z nimi... - szukała wymówki.
- Spokojna głowa młoda! Zajmę się siorą - powiedział Maciek, przytulając siostrę. Już mam trochę mniejszą ochotę zabić go. - Weź go jakoś udobruchaj, bo chcę jeszcze trochę pożyć - szepnął do stojącej obok Melody, jednak zrobił to na tyle głośno, że to usłyszałem.
- Niech ci będzie asshole (tł. dupku) - zwróciła się do mnie i zabierając swój plecak, okrążyła moją bestię. Szczerze? Lubie, kiedy tak na mnie mówi.
~~~
Ktoś jeszcze chce zabić Maćka?
Rozdziały są pisane (chociaż opornie idzie) to może kilka wpadnie w ciągu tych kilku dni wolności :)
~Alex ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top