Rozdział 63
Od tamtego wydarzenia minęło wiele dni . Wszystko w Sundari miało się już ku końcowi. Wszystkie Mandaloriańskie klany prawie zakończyły już działania w swoich sektorach miasta i były gotowe do szturmu na pałac.
W tej chwili Ezra i Sabine byli na holo-konferencji z Bo, Amari, Ursą, Aldrichem, Namem, Avą i Tarlec, by omówić atak na pałac.
-Jesteśmy gotowi do szturmu na pałac do jutrzejszego popołudnia. Będziemy walczyć wszystkim, co mamy, wraz z dodatkowymi posiłkami z krążowników , które mają wysłać więcej artylerii. Atak odbędzie się z powietrza i z ziemi. Ja poprowadzę bitwę powietrzną wraz z Ursą, Tarlec i Avą. Walkę naziemną poprowadzi Ezra wraz z Sabine, Namem, Aldrichem i Amari. Nie popełnijcie błędu, nikt z Imperium nie przeżyje. Nikt nie będzie mógł uciec przed naszym gniewem. Czy to jasne? - wypowiedziała się Bo . Wszyscy przywódcy przytaknęli.
-Dobrze. Teraz musimy tylko... - Bo już miała wypowiedzieć kolejne zdanie , lecz we wszystkich holoprzekaźnikach zaczęły włączać się alarmy.
-Co się dzieje?! - Zareagowała Ursa.
-Tarlec! Jesteśmy atakowani! - w hologramie pojawił się żołnierz Tarleca i nagle zniknął. Następnie po nim zniknęła Ava.
-Imperium! Oni chyba zaatako...- Wtedy Amari i Bo wyparowali.
Bo!!!-krzyknęła Ursa, zanim ona i Aldrich również podziali się z hologramu
-Mamo! Tato! -Wykrzyknęła Sabine.
-Musimy im pomóc! Jazda! - Wybiegł Ezra. Gdy opuścili bazę dowodzenia, spotkali się z Fennec , Alexem, Jainą, Chelli i Sorenem.
-Ezra, co się dzieje? - zapytał Alex.
-Klany zostały atakowane przez siły Imperium na pełną skalę. Musimy ich wesprzeć. Przygotujcie wszystkich do wyjścia - rozkazał Ezra. Wszyscy przytaknęli i rozeszli się w różne strony.
Po zebraniu wszystkich sił spotkali się przed kryjówką.
-Szefie, musimy zrezygnować z czołgów. One tylko nas spowolnią - rzekła Fennec.
-Nie mamy czasu, niech dwa plutony zostaną z tyłu z czołgami. Reszta poleci do każdego sektora miasta, by pomóc klanom. Ruszamy! - odpaliła swojego jetpacka Sabine a reszta wystartowała za nią .
Pierwszy sektor, który był najbliżej, należał do klanów Rook i Elder i tam właśnie poleciał Klan Bridger. Zobaczyli dym i ogień blasterowy dochodzący z ziemi i ruszyli w dół, by udzielić wsparcia. Na ulicach zobaczyli liczne oddziały szturmowców i maszyn kroczących , które atakowały oba klany. Ezra, Fennec i Alex wzięli kilka oddziałów i wystrzelili rakiety w kierunku AT-AT . Ezra użył swoich mieczy świetlnych, by odciąć szyję pierwszej maszynie , a pozostałym kazał podłożyć bomby. Podczas gdy Ezra zajmował się maszynami kroczącymi i szturmowcami. Sabine, Jaina, Chelli i Soren poszli sprawdzić, co z Tarlecem i Avą, która była na pierwszej linii frontu i likwidowała szturmowców.
-Sabine! Jesteś tutaj! - krzyknęła z radością Ava.
-Przybyliśmy tak szybko, jak tylko mogliśmy. Musieliśmy zostawić większość naszych sił w tyle, bo czołgi by nas tylko spowolniły - wyjaśniła Sabine.
-Został nam tylko jeden czołg. Drugi został zniszczony w zasadzce. Próbowaliśmy się wycofać, ale oni zablokowali nam drogę ucieczki - odparł Tarlec.
-Teraz jesteśmy tutaj. Nie mamy czasu, żeby ich wszystkich wykończyć, więc postaramy się zrobić przejście, żebyśmy mogli uciec i pomóc innym klanom.
-Nadchodzą! - krzyknęła Jaina. Obejrzeli się i zobaczyli trzy zbliżające się w ich stronę AT-AT.
Zanim zdążyły wystrzelić z swoich ciał , rakiety wypełniły niebo lecąc w stronę AT-AT trafiając je . Wtedy ujrzeli Ezrę i innych żołnierzy lądujących przy ich grupie.
-Idźcie! Będziemy osłaniać waszą ucieczkę i spotkamy się po drodze, by pomóc klanowi Wren - krzyknął Ezra, blokując mieczem świetlnym strzały z blastera.
-Musimy trzymać się razem, żeby to wygrać - odparła Sabine.
-Jeśli wszyscy tu zostaniemy , będą nadchodzić i nie pomożemy im! Po prostu idź! - Ezra poleciał w stronę szturmowców przecinając ich jeden po drugim.
-My też zostaniemy! - postanowiła Jaina wraz z Sorenem i Chelli.
-Nie! Idźcie z Sabine! Będą potrzebowali waszej pomocy! Damy sobie radę! - Rozkazała Fennec strzelając do szturmowców . Po chwili wraz z Alexem użyli jetpacków i polecieli w stronę Ezry.
-Niech będzie . Ruszamy . Nie ma czasu do stracenia - ruszyła Sabine, prowadząc połowę swojego klanu wraz z klanami Eldar i Rook, by pomóc klanowi Wren.
Klany Bridger, Rook i Eldar leciały w powietrzu w kierunku następnego sektora miasta, gdzie znajdował się Klan Wren. W oddali widzieli dym i eksplozje dochodzące z okolicy. Zanim jednak zdążyli się zbliżyć, wpadli w zasadzkę imperialnych superkomandosów. Udało im się zlikwidować większość z nich i przelecieć obok, ale reszta podążyła tuż za nimi. Wkrótce dotarli do siedziby klanu Wren i przyłączyli się do szturmu. Wylądowali przed klanem i otworzyli ogień do nadciągających szturmowców. Imperialni wystrzelili w powietrze wiele rakiet, które wylądowały przed nimi , powalając niektórych na ziemię.
Odwrót!-krzyknęła głośno Sabine, gdy ona, Jaina, Soren, Chelli, Ava i Tarlec wraz z kilkoma innymi żołnierzami próbowali osłaniać rannych próbujących uciec. Wkrótce i oni musieli się wycofać i zeszli do dużego budynku gdzie znajdowały się pozostałe siły . Sabine weszła do środka w poszukiwaniu rodziców i brata, po czym zobaczyła ich siedzących na schodach.
-Mamo! Tato! Tristan! - zawołała Sabine, podbiegając do nich. Ursa spojrzała w górę, zobaczyła swoją córkę i wstała. Gdy tylko zbliżyły się do siebie, Sabine mocno przytuliła matkę. - Nic ci nie jest? - zapytała troskliwie.
-Żyje . Ledwo. Pojawili się znikąd i zaatakowali nas. Musieliśmy się tu wycofać. - odpowiedziała Ursa , podchodząc z Sabine do Aldricha i Tristana. Młoda Wren uściskała ojca, a potem zobaczyła brata z bandażem na ramieniu i głowie.
-Tristan - zaniepokoiła się Sabine , przyklękając przy nim.
-Nic mi nie jest, Siostra. Pocisk eksplodował obok mnie . Będę żył - pocieszył ją Tristan . Sabine uśmiechnęła się lekko pod hełmem.
-Gdzie jest Ezra? - zapytał Aldrich.
-Został w tyle z częścią naszych sił, aby dać nam czas na ucieczkę. Powiedział, że spotka się z nami w drodze tutaj, ale na razie nie dotarł - westchnęła Sabine.
-Uwaga!!!- Eksplozja uderzyła w budynek, w którym się znajdowali i rozrzuciła kilka cegieł na wszystkie strony. Jaina, Soren i Chelli podeszli do swojej przywódczyni .
-Nie możemy tego tak dłużej ciągnąć. Imperium nas otoczyło i zablokowało nam możliwość ucieczki z sektora - poinformował Soren.
-Jesteśmy uwięzieni, a większość naszych żołnierzy jest ranna. Co mamy robić? - zapytała Jaina będąc przerażona.
-Zabierzcie rannych i weźcie każdego, kto potrafi trzymać blaster, a następnie ochraniajcie to miejsce bez względu na wszystko. Musimy przetrwać lub znaleźć sposób na ucieczkę z tego miejsca - rozkazała Sabine.
-Dobrze. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby przetrwać do czasu, aż będziemy mogli uciec - przytaknęła Chelli, po czym ona, Jaina i Soren wyszli na zewnątrz budynku.
-Czy potraficie walczyć? - zapytała Sabine pozostałych żołnierzy . Wszyscy kiwnęli głowami - to łapcie za blastery i ruszamy!
Gdy Sabine wybiegła na zewnątrz, powietrze wypełnił ogień z blasterów. Schowała się obok Jainy, Chelli i Sorena, a także Ursy, Aldircha i Tristana.
-Utrzymać pozycję! Musimy ich załatwić i wynieść się stąd! - rozkazała Sabine. Nadal strzelali do nadciągających szturmowców, wystrzeliwując rakiety w kierunku maszyny kroczących, ale to nie wystarczy . Siły Imperium otoczyły ich, nie pozostawiając im żadnej możliwości ucieczki. Wielu Mandalorian było rannych i musieli uciekać . Coraz więcej szturmowców bez końca ostrzeliwały klany. Nagle w niebo wzbiły się pociski z Imperialnej artylerii lecące by zgładzić ruch oporu.
W jednej chwili na niebie rozległy się strzały, które błyskawicznie zniszczyły pociski . Za szturmowcami rozległy się okrzyki bojowe. Odwrócili się i zobaczyli Mandalorian w czarnych i czerwonych zbrojach oraz stojących przed nimi Nam.
-POCZUJECIE MOC KLANU AWAUD!!!!! - krzyknął i ruszyli do boju.
-Wsparcie przybyło! Kontynuujcie atak - rozkazała Sabine. Wszyscy poderwali się z osłon i zaatakowali Imperialnych, wykorzystując wszystko, co mieli. Wtedy przybyły kolejne posiłki Mandalorian w postaci Klanu Kryze i Vizsli.
-OTWORZYĆ OGIEŃ!!!!!! - wykrzyknęła Bo, a jej klan i klan Amari rozpoczęli ostrzał w stronę wroga. Obok Sabine i innych osób , poszukali osłony i uklękły przy nich.
-Dziękuję za pomoc - podziękowała.
-Na szczęście uratował nas Nam i jego klan, dzięki czemu udało nam się dotrzeć do was. Gdzie jest reszta twojego klanu? - zapytała Bo.
-Ezra i kilku innych zostało z tyłu, aby dać nam czas na ucieczkę. Nie wiem, kiedy tu będzie.
-Nie możemy tu zostać. Im dłużej tu zostaniemy, tym więcej Imperialnych się pojawi. - wtrącił się Amari . Wtedy usłyszeli dziwny dźwięk przecinający powietrze, który sprawił, że ogień z blasterów ucichł. Wszyscy spojrzeli w górę i zobaczyli na niebie wiele bombowców TIE, które nurkowały w ich stronę.
-KRYĆ SIĘ!!!!!! - krzyknęła Sabine, przygotowując się na to, co się wydarzy.
Wtedy w olbrzymiej kopule miasta rozległ się grzmot. Wszyscy spojrzeli w górę i nie widzieli nic poza bombowcami, ale wciąż słyszeli potężne huknięce i zauważyli kilka iskier w powietrzu. W mgnieniu oka żółte światło wystrzeliło w powietrze i uderzyło w każdy imperialny bombowiec, wysadzając je w powietrze wraz ze znajdującymi się pod nimi AT-AT. Gdy chaos się uspokoił, nie było już widać ognia z blasterów, a wszystkie bombowce na niebie zostały zniszczone. Mandalorianie wyszli z ukrycia, zdezorientowani tym, co się stało
-Cieszę się, że dotarliśmy tu w samą porę. Macie szczęście - rzekł ktoś. Wszyscy spojrzeli na Ezrę, który stał na szczycie zniszczonej maszyny kroczącej, a za nim Fennec i Alex.
-Ezra! Nic ci nie jest - zauważyła Sabine będąc szczęśliwa.
-Tak. Udało nam się zlikwidować resztę sił Imperium, które nas atakowały - oznajmił Ezra, podchodząc do nich wraz z innymi.
-Szkoda, że nie byliśmy na to przygotowani - dodała Ursa.
-To był planowany atak. Nikt by się tego nie spodziewał. - odparł Amari.
-Później będziemy o tym rozmawiać . Na razie musimy zebrać naszych rannych i poległych żołnierzy . A potem zebrać wszystkie pozostałe siły na naradę. Czy to jasne? - rzekła Bo. Wszyscy przytaknęli i zebrali swoje siły , by ruszyć dalej.
Po zasadzce wszystkie klany zrobiły porządek i zebrały swoich rannych i poległych żołnierzy, grupa po grupie. W sumie 3000 Mandalorian zostało rannych, a 19000 zginęło podczas zasadzki. Ich siły zostały uszczuplone i nie mogli otrzymać żadnych posiłków aż do jutrzejszej finałowej bitwy. Reszta klanów nie chciała kontynuować wojny ze względu na liczbę utraconych żołnierzy, ale nie odważyła się zdezerterować ze względu na swój kodeks, co jednak nie sprawiło, że myśli te zniknęły.
Wszystkie klany zebrały się w innej części miasta na naradę dotyczącą ich dalszych planów. Niektórzy ludzie w tłumie zaczęli rozmawiać o tym, co będzie dalej. Niektórzy dyskutowali o tym, czy się wycofać, czy też iść dalej. Niektórzy spierali się o to, czy powinni kontynuować działania po tym, jak wielu już stracili. Na czele tłumu Fennec , Alex, Chelli, Tristan i Soren przysłuchiwali się rozmowom.
-Niektórzy ludzie naprawdę myślą o tym, że chcieliby wycofać się z wojny tylko po to, żeby przeżyć - rozpoczął pogawędkę Alex.
-Nie dziwię się im. Większość z nich widziała, jak ich przyjaciele giną w zasadzce lub zanim jeszcze dotarliśmy do miasta. I większość z nich nie może znieść faktu, że ta wojna ciągnie się tak długo. -odparła Chelli.
-Ale nie mogą tak po prostu opuścić bitwy. Po prostu nie mogą. Byliby idiotami - prychnął Soren.
-To niesprawiedliwe - wtrąciła się Jaina, a oni zwrócili się do niej - Po całej ciężkiej pracy, jaką włożyliśmy w tą wojnę , nie możemy tak po prostu uciec. Musimy pomścić naszych poległych, a nie zhańbić ich, wycofując się. Oni na to nie zasługują!
Fennec położyła obie dłonie na jej ramieniu.
-Jaina , spokojnie. Oddamy cześć poległym. Obiecuję ci to. Co z tego, że niektórzy odejdą, nie znaczy, że nie będziemy wystarczająco silni, by walczyć za nich. Będziemy się zmagać z naszym wrogiem i wyjdziemy z tego zwycięsko - uspokoiła ją Fennec i spojrzała na nią, przytakując.
Potem wszyscy przywódcy klanów: Bo, Amari, Ursa, Aldrich, Ezra, Sabine, Ava, Nam i Tarlec wyszli na prowizoryczną scenę, na którą wszyscy mogli spojrzeć . Wszystkie Klany spojrzały w górę, by zobaczyć swoich przywódców, gdy Bo wystąpiła do przodu.
-Ludu Mandalory . Wiem, że wszyscy zastanawiacie się, co teraz zrobić. Po kilku rozmowach ja i inni przywódcy doszliśmy do porozumienia.... Jutro kontynuujemy ostateczną bitwę - wypowiedziała się Bo. Wielu Mandalorian zamilkło, a inni zaczęli rozmawiać między sobą. Niektórzy mówili: "Dlaczego wciąż walczymy po tym, co się stało?
-Wiem, co wszyscy myślicie . Wiem, że po tym, co się stało, niektórzy z was nie chcą kontynuować walki przez , śmierć , która odebrała wam najbliższe osoby. Ale nie możemy pozwolić, aby ten strach przejął nad nami kontrolę. Nie możemy uciekać po jednej wpadce w całej tej wojnie. Musimy kontynuować dla ludzi, których straciliśmy - dodała Kryze, ale niektórzy nadal nie byli przekonani do kontynuowania działań. Bo nie wiedziała, co teraz zrobić. Miała nadzieję, że jej posłuchają, ale oni wciąż patrzyli w dół, jakby już przegrali.
Bo poczuła rękę na ramieniu. Spojrzała na Ezrę, który skinął jej głową
-Pozwolisz? - zapytał . Bo kiwnęła głową i odsunęła się na bok . Ezra stanął na środku tej sceny -Co się z wami dzieje, do cholery?! -Krzyknął, sprawiając, że wszyscy odwrócili się do niego w szoku.
-Nie tak powinni zachowywać się Mandalorianie, jesteśmy silniejsi niż jakakolwiek inna siła w galaktyce, nie liczbą czy ilością posiadanej broni, ale naszą wolą, by nigdy się nie poddawać. Nasi ludzie, którzy zginęli, nie poddali się, więc dlaczego my mielibyśmy się poddać! Nawet jeśli będziecie chcieli uciec, Imperium wam na to nie pozwoli. Dopadną nas i oddadzą nam wszystko, co mają. Ale nie poradzą sobie z nami wszystkimi razem. Wycofujemy się teraz, nie będziemy mieli drugiej szansy. Bez Mandalory nie ma i nigdy nie będzie dla nas przyszłości. Możemy więc albo poddać się teraz, albo nigdy nie dostać szansy pokazania naszym ludziom, że potrafimy walczyć o naszą i ich sprawę. - Przemówienie Ezry zrobiło na wszystkich wrażenie. Wszyscy spojrzeli na siebie i wznieśli blastery w powietrze, krzycząc i wykrzykując okrzyki bojowe, wiwatując na cześć Wolności Mandalory. Bo-katan uśmiechnęła się i odeszła do Ezry.
-Dziękuje Ezra. - podziękowała kładąc rękę na jego ramieniu.
-W każdej chwili. Czasami ludzie potrzebują dodatkowej motywacji. - rzekł Ezra wywołując uśmiech u przywódczyni Mandalorian.
Po spotkaniu Ezra, Sabine, Fennec , Alex, Jaina, Chelli i Soren byli w innej części budynku i rozmawiali ze sobą o jutrzejszej bitwie.
-Słuchajcie. Chcę tylko powiedzieć, że jestem dumny z tego wszystkiego co zrobiliście od czasu przybycia na Mandalore. Nie wiem, co może się jutro wydarzyć, więc chcę to powiedzieć teraz, póki mam szansę. Jesteście najlepszymi z najlepszych. - powiedział Ezra.
-On ma rację. Oboje wiele was nauczyliśmy i jesteśmy dumni, że udało wam się zajść tak daleko .- dodała Sabine.
-To właśnie dzięki temu, czego nas nauczyliście, jesteśmy tutaj - odparła Chelli
-Przyjęliście do swojego klanu grupę obcych ludzi i dzięki wam mamy dom, rodzinę i przyjaciół. Poza tym miło było awansować po jakimś czasie spędzonym w Klanie - posłał uśmiech w stronę przywódców Soren.
-Tak. Byłam zwykłym żołnierzem, który dopiero co wstąpił do Klanu, a w ciągu kilku tygodni stałem się lepsza w walce, strzelaniu i udało mi się spełnić wasze oczekiwania. Cieszę się, że mogłam dołączyć do tego Klanu - wypowiedziała się dalej Jaina.
-Tak. Przez te wszystkie lata udało nam się wiele osiągnąć, prawda Alex? - zwróciła się Fennec, ale on milczał, patrząc w ziemię.
-Alex? Co się stało? - zmartwiła się Chelli.
-Chcę coś zrobić tu i teraz, przed jutrem - odpowiedział Alex.
-O co chodzi? - spytała Sabine domagając się więcej informacji. Alex wziął głęboki oddech i odwrócił się do Fennec, chwytając obie jej dłonie w swoje.
-Fennec . Weźmy ślub tu i teraz.
Fennec szeroko otworzyła oczy.
-Co?- Zamilkła.
-Mówię poważnie. Chcę, żebyśmy pobrali się teraz, przed jutrem - powiedział głośnio Alex.
-Skąd taki pomysł przyszedł ci do głowy?
-Po prostu: .... Kocham cię ze wszystkich sił i nic tego nie zmieni. Oboje byliśmy zbyt blisko siebie i zawsze się boję, że nie będę mógł cię już przytulić. Te myśli krążyły mi po głowie, odkąd wlecieliśmy do miasta. Kilka razy nie obchodziło mnie ratowanie miasta, myślałem tylko o tym, że chcę to zrobić z Tobą. Wiem, że brzmię teraz trochę samolubnie, ale nie mogę się powstrzymać. Będę przy Tobie w każdej sytuacji i zawsze będę się o Ciebie troszczyć. Po prostu zostawiam to bez obaw, że stracę cię przed naszym ślubem, dlatego chcę to zrobić teraz - wyjaśnił jej Alex. W pokoju zapadła martwa cisza. Fennec nie wiedziała, co powiedzieć. Oczywiście chciała powiedzieć "tak", ale nie wiedziała, jak. Spojrzała w stronę Ezry, szukając jakiejkolwiek odpowiedzi. Ezra uśmiechnął się do niej i skinął głową z aprobatą. Fennec wzięla oddech i zwróciła się do Alexandra.
-Człowieku, jesteś taki tandetny. Ja też cię kocham. Więc tak, pobierzmy się teraz - podała swoją odpowiedź.
Alex uśmiechnął się szeroko i przytulił ją.
-Chwila? A co z obrączkami? - zapytała Jaina, wywołując śmiech u obojga.
-Nie martw się. Zrobiliśmy je dla nas na zamówienie i nosiliśmy je przez cały czas - odpowiedziała Fennec , wyciągając obrączki z kieszeni paska.
-Nie jestem zwolennikiem formalności, więc śmiało, załóżcie obrączki i powiedzcie sobie przysięgę - odparł Ezra stojąc przed nimi.
Ja już wypowiedziałem swoją , teraz twoja kolej - zwrócił się Alex do Fennec.
-Alex, byłeś przy mnie od pierwszego dnia znajomości. Byłeś dla mnie kimś, z kim zawsze mogę się uśmiechać i śmiać. U Twojego boku będę teraz i na zawsze. Mój pierwszy najlepszy przyjaciel. Moje pierwsze zauroczenie. Moja pierwsza miłość . Mój pierwszy pocałunek . A teraz mój pierwszy mąż.- wypowiedziała swoją przysięgę Fennec , gdy oboje wkładali sobie obrączki na palce.
- Jako przywódca Klanu ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować - zakończył Ezra. Fennec pochyliła się do przodu i pocałowała Alexa . Gdy się rozstali, Jaina i Chelli złapały Fennec w grupowy uścisk, a Soren objął Alexa za szyję, śmiejąc się przy tym.
Później.
Ezra i Sabine znajdowali się na dachu budynku, spoglądając na miasto.
-Jesteś gotowi na jutro? - zapytała Sabine przerywając ciszę.
-Tak, niech ta ostatnia walka będzie udana - odparł Ezra.
-Hej, Ez, mam dla ciebie niespodziankę. Zamknij oczy. - poprosiła Sabine. Ezra odwrócił się do niej i zamknął oczy. Sabine chwyciła coś z paska i trzymała w rękach.- A teraz otwórz
Ezra otworzył oczy i zobaczył, że jego żona trzyma w rękach bransoletkę wykonaną z beskaru. Wewnątrz bransoletki był napis: "Dla Ezry Bridgera. Kocham Cię z całego serca".
-Wszystkiego najlepszego z okazji naszej rocznicy Ezra - powiedziała Sabine. Ezra miał zszokowany a zarazem szczęśliwy wyraz twarzy, ale potem zmienił się on w smutny wygląd.- Zapomniałeś o naszej rocznicy?
N-nie. Nigdy! Ja tylko .... zostawiłem mój prezent dla ciebie z Mirą. Chciałam, żeby go dla mnie przechowała, żeby był bezpieczny. Miałam zamiar dać go po wojnie i myślałam, że już z tym skończymy. Przepraszam, Sabine. - wyjaśnił szybko Ezra.
-Nie ma sprawy, naprawdę, Chciałam, żeby to było dzisiaj, więc pomyślałam, że dam ci go teraz, zanim przygotujemy się na jutro. Wiem, że to nie jest dużo, po prostu mieliśmy masę rzeczy do zrobienia, więc poprosiłam Alexa, żeby pomógł mi to szybko przygotować.
-Żartujesz. Liczy się myśl. Włożyłaś w to dużo pracy i wygląda to naprawdę ładnie. Dzięki, kotku. -podziękował Ezra . Sabine uśmiechnęła się szeroko. Założyła bransoletkę na nadgarstku Ezry i przytuliła się do niego, a następnie pocałowała go. Gdy się rozstali, wrócili do środka, aby omówić plan na jutrzejszą bitwę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top