9.

Michael
19:14

Moja pierwsza akcja po powrocie do antyterrorystów. Pierwsza jako dowódcy. Byłem tym wszystkim bardzo podekscytowany. Nie mogłem się doczekać aż wyjedziemy i wykonamy swoje zadanie.

Generalnie praca w AT miała jeden ogromny minus. Nie mogłem nikomu nic powiedzieć o tym co robię w pracy. Wszystko było tajne. Więc wiem, że Stefan jest na mnie wściekły i zapewne wydzwania i wypisuje, ale niestety nawet nie mam przy sobie telefonu, bo został w biurze, uznałem, że podczas pakowania i przygotowywania sprzętu nie będzie mi potrzebny.

Przeglądałem papiery i sprawdzałem nasze zaopatrzenie na wyjazd. Wszystko musiało być przygotowane. Nic nie mogło nas zaskoczyć. Musieliśmy być przygotowani na każdą okoliczność.

Kilka minut przed 21 wyjechaliśmy. Akcja nie miała być trudna. Zgarnięcie kilku typków, którzy bawili się w nielegalny handel samochodami i paliwem. Miał być tam dziś ich szef i to on był głównym celem. Jego musieliśmy dostać żywego, na innych nie musieliśmy uważać.

Nasze auta po dojechaniu na miejsce nie zbliżyły się za bardzo. Chcieliśmy jak najdłużej zachować element zaskoczenia.

Szedłem z bronią jako pierwszy, a za mną czterech kolejnych. Druga piątka miała zajść magazyn z drugiej strony.

Na razie wszystko szło według mojego planu.

Pod drzwiami do magazynu zatrzymałem się. Czy się stresowałem? Jak cholera. Myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi. Waliło jak oszalałe. Adrenalina też robiła swoje.

Dałem znać chłopakom, że wchodzimy. Jeden z nich otworzył drzwi i z całym impetem weszliśmy do środka. Reszta zespołu weszła od tyłu, więc daliśmy radę ich otoczyć.

Nie wiem, kto pierwszy strzelił, czy jeden z moich, czy ktoś od nich. Ale wiedziałem jedno. Zaczęło się.

— Pamiętajcie, Miller ma być żywy — przypomniałem chłopakom.

Strzelanina trwała w najlepsze, gdy dostrzegłem, że jeden z chłopaków zaszedł Millera od tyłu i poddusił go, przez co ten stracił przytomność. Gdy jego ludzie, a raczej ci którzy przeżyli, zobaczyli co się stało opuścili broń.

— Zakuć ich wszystkich — oznajmiłem.

Myślałem, że już będzie z górki, co prawda coś mi mówiło żebym nie tracił czujności, ale wiedziałem, że już po wszystkim. Podszedłem do Millera i sprawdziłem jego puls. Żył i miał się dobrze, a przytomność pewnie odzyska lada chwila. Odwróciłem się do chłopaków, aby sprawdzić czy wykonali moje polecenie, gdy usłyszałem huk wystrzału i poczułem odrzut do tyłu, a po chwili ból na wysokości lewego obojczyka, akurat tam, gdzie nie sięgała kamizelka. Upadłem na kolano i spojrzałem na strzelca, a następnie na chłopaka, który miał go skuć.

— To był prosty rozkaz matole — warknąłem i położyłem dłoń na ramieniu, po czym upadłem na plecy i chyba urwał mi się film.

Stefan
21:01

Zdajecie sobie sprawę jak straszne jest odebranie telefonu od przyjaciela swojego partnera?

Żeby to były jakieś plotki czy po prostu rozmowa, jednak Manuel nie dzwoni z takiej potrzeby, przynajmniej do mnie. Kiedy tylko zobaczyłem na wyświetlaczu jego imię, wiedziałem, że coś się dzieję. Chociaż osobiście liczyłem na opcję “Ej Stefciu, poszliśmy się napić i Michi trochę przesadził, wpadłbyś po chłopaczynę?”, to niestety rzeczywistość okazała się o wiele gorsza. Gdy tylko usłyszałem, że ten mój James Bond wylądował w szpitalu, od razu wstałem i ruszyłem do szpitala. Na szczęście Manuel również powiedział mi gdzie ten pracoholik wylądował.

Wiedziałem na co się piszę, ale to wcale nie jest przyjemne uczucie. Jadąc tam, nie wiedziałem czy Michael jeszcze żyje, co było okropne. Czułem się strasznie, bo targały mną bardzo silne emocje. Złość, przerażenie i strach były owiane przyjemnym wietrzykiem troski o tego blond anioła.

Że też zgodziłem się na tych jego antyterrorystów!

WIEDZIAŁEM, że tak to się skończy! Ale nie! Kraft debilu musiałeś wyjechać z tym “Będę cię wspierał”.
Może i to nie było kłamstwem, jednak w tamtej chwili bardzo żałowałem tej decyzji. Było to maksymalnie egoistyczne, ale czy egoizm sprowadza się do tego, aby mieć żywego partnera? Przecież oprócz tego, że byłby blisko, to nie byłby tak narażony na utratę swojego życia.

Co ja gadam?

Michael ma prawo zarządzać własnym życiem. Tylko dlaczego jego wybory tak bardzo mają oddziaływanie na moje życie?

Odkąd oficjalnie jesteśmy razem spotkaliśmy się raptem 5 razy, natomiast dla porównania przed tym wieczorem, spędzonym w moim pokoju, było tego zdecydowanie więcej.

Jaki z tego wniosek?

Związki są cholernie trudne i specyficzne, albo po prostu mam pecha.

Michael tak zasłonił mi myśli, że nie zauważyłem jak w terenie zabudowanym osiągnąłem prędkość 80 km\h.

Oczywiście to nie mogło uniknąć konsekwencji, przez co już od skrzyżowania widziałem cudowny radiowóz na sygnale. Dostrzegłem go dopiero pod szpitalem, ale niezbyt się nim przejąłem. Wybiegłem z samochodu czym prędzej i wbiegłem do środka. Oczywiście funkcjonariusze mnie nie zostawili, więc miałem motywację do szybszego znalezienia Michaela.

Wiedziałem, że tym razem, nie będę mieć szczęścia jak wtedy, więc chciałem jak najdłużej zachować moje kochane prawo jazdy.

— Szybko, przygotujcie operacyjną! — krzyknął jakiś lekarz do pielęgniarek, na co uważnie spojrzałem w ich kierunku.

Dlaczego przeczuwałem, że to Michael? Bo tak nagłe wypadki nie zdarzają się pewnie tak często.

Na korytarzu był wielki gwar. Z jednej strony tłum biegających lekarzy i pielęgniarek oraz ratowników medycznych, a z drugiej funkcjonariusze policji, którzy chyba ciągle mnie szukali. W tym wszystkim ja postanowiłem się ukryć, jednak przy takim tłumie było to prawie niemożliwe. Zresztą sam wyszedłem z kryjówki, gdy usłyszałem jak kogoś przenoszą.

— Michael! —  krzyknąłem, gdy tylko zobaczyłem jego twarz, pogrążoną w śnie. Leżał na noszach, a krew sączyła się z jego ramienia. Ubrany był w mundur, co oznaczało jedno — misja.

Przerażony podbiegłem do niego, jednak od razu zablokowano mi miejsce obok niego. Ratownicy skutecznie utrudniali mi podejście do niego, jednak wcale nie byłem przez to zdenerwowany.

To była ich praca, tak samo jak praca Michaela, przez którą trafił do tego przeklętego szpitala. W tamtym momencie nie mogłem się opanować. Gdyby tylko praca byłaby człowiekiem, zabiłbym na miejscu. Obwiniałem tych jebanych antyterrorystów o wszystko co złe spotkało Michaela, chociaż nie znałem szczegółów. Nie musiałem. Sam domyśliłem co się stało. Postrzelono go na, jebanej, misji.

Moje ręce drżały niebezpiecznie, jednak to było nic z tym co czułem. Martwiłem się o niego cholernie. Choć znamy się tak krótko, pokochałem go całym sercem i możliwość stracenia go w tym momencie równałaby się z moim końcem świata.

Przecież na kogoś musiałbym się denerwować. Niestety mój mózg potrzebował tylko jednego procenta na takie zakończenie tej relacji, a zaczął myśleć o najgorszym. Wtedy to nawet nie blokowałem łez.

Nagle ktoś pociągnął mnie do tyłu, przez co odwróciłem się w szoku.
Oczywiście policja. Spojrzałem na nich spod łba, jednak doskonale wiedziałem po co przyszli. Nawet nie miałem siły się z nimi użerać, nie teraz gdy być może Michael walczy o życie.

— Czy pan zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji? —  zapytał jeden policjant wyraźnie zziajany.

— Tak, tak… Proszę dać mandat i zabrać prawo jazdy… Byle szybko — szepnąłem wyjmując z kieszeni dokumenty. Doskonale wiedziałem co się powinno wtedy zrobić, ponieważ nie raz znalazłem się w takiej sytuacji. Kiedy tylko jeden z funkcjonariuszy zabrał moje prawo jazdy i dowód, drugi spojrzał na mnie chłodno.

— Musimy sprawdzić auto, pozwoli pan — odezwał się w końcu. Jednak ja nie mogłem odejść, nie teraz.

— Proszę wziąć kluczyki, sprawdźcie co chcecie tylko proszę, pozwólcie mi tu zostać — wyszeptałem z nadzieją, że mają jakieś ludzkie odruchy.

Widziałem po minie jednego i drugiego, że raczej nikt nie daje im kluczyków od tak. Byli zaskoczeni, a wręcz zdumieni moim zachowaniem. Nie dziwota, jednak musiałem zostać. W końcu ich miny się zmieniły na takie jakby posiadające zrozumienie. Po chwili oddalili się oddając mi moje rzeczy.

Szkoda tylko, że cała ta akcja poszła na marne, bo później okazało się, że Michael wcale nie ucierpiał mocno, a tylko dostał w ramię. Nawet nie wyobrażacie sobie jak wściekły byłem na Michaela, jego pracę i trochę na Manuela, jednak wszystko skumulowało się na blondynie, który przez moją osobę musiał wziąć urlop.

— Nie pójdziesz na żadną misję po całej tej akcji. Siedzisz tu ze mną, może w końcu spędzimy czas razem — fuknąłem nerwowo, patrząc na słaby uśmiech Michaela, leżącego na swoim łóżku, tydzień “po całej tragedii”.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top