2.
Michael
07:30
Jadąc po Manuela, zastanawiałem się, gdzie mogę zaprosić Stefana. Chciałem żeby to było jakieś fajne, kameralne miejsce, ale też żeby dać mu do zrozumienia, że może to potraktować jako randkę.
Nie miałem kompletnie żadnego pomysłu. Rzadko chodziłem na randki. Nie miałem na to po prostu czasu, więc nie znałem takich miejsc.
Ale liczyłem na pomoc przyjaciela.
Wjechałem na podjazd jego domu i zatrąbiłem. Po chwili z domu wyszedł brunet i wsiadł do mojego auta.
— Prawko masz w schowku — rzuciłem i wyjechałem z jego posesji.
— Dzięki, stary — wziął swoje dokumenty.
— Potrzebuję twojej pomocy — oznajmiłem. Nie lubiłem prosić o pomoc. Wolałem radzić sobie sam.
— Słucham.
— Zaprosiłem pewną osobę na kawę...
— Ooo... Mój chłopiec idzie na randkę —położył sobie prawą dłoń na sercu. — Moje serce się raduje.
— Zamknij się i daj mi skończyć — zerknąłem na niego.
— Sztywniak — westchnął.
— O 10 idziemy na kawę... Znasz jakieś fajne miejsce? Wiesz takie kameralne żeby nie było tam tłumów, ale żeby dać znać, że może to potraktować jak randkę? — zatrzymałem się na światłach.
— Kawiarnia.
— No to mi pomogłeś — zironizowałem. — Nie wiem jak ja mogłem żyć bez twojej rady. Odmieniła moje życie.
— No a co ja mam ci powiedzieć?!
— A gdzie zabierasz żonę?! — podniosłem głos.
— My zawsze chodzimy do tej niedaleko naszego domu. Maya ją uwielbia... I wiesz... Mamy dziecko, więc nie wychodzimy sami za często — mówił, a ja ruszyłem, bo zapaliło się zielone światło.
— I fajna ta kawiarnia?
— To taka kawiarnia i bar, bo drinka też tam kupisz... Wiesz jaki gust ma Maya. Raczej podobny do twojego, więc tobie się tam spodoba... A ten chłopak? — zapytał. — Długo się znacie?
— Zatrzymałem go wczoraj... Jechał ponad setką w zabudowanym.
— Co?! Przecież my nie powinniśmy, to robota drogówki — zaśmiał się.
— Nie pytaj. Nie wiem czemu go zatrzymałem — westchnąłem i wjechałem na parking.
— O której się z nim widzisz? — spytał, gdy wysiedliśmy.
— O 10. Podasz mi adres tej kawiarni? — poprosiłem.
— Jasne.
Weszliśmy do swojego biura, a Manu zapisał mi adres kawiarni na karteczce, więc od razu wysłałem SMSa do Stefana.
Ja: AIDA Café Konditorei, Opernring 7
Ja: Nie wiem czy znasz tą kawiarnię, ale mój znajomy ją bardzo poleca
Przez chwilę zastanawiałem się, czy dodać jeszcze emotkę, ale nie wiedziałem jaką. Poza tym nigdy nie używam emotek i może lepiej niech tak zostanie.
Stefan: Kojarzę ją tylko z zewnątrz, nigdy w niej nie byłem. Rzadko chodzę do takich miejsc 😄
Ja: Ja też raczej nie bywam w kawiarniach
Odpisałem mu i odłożyłem telefon. Sięgnąłem, aby włączyć komputer, gdy min smartfon znowu zawibrował.
Stefan: Coś czuję, że z tego samego powodu co ja... Brak czasu?
Ja: Dokładnie tak... Inaczej wyobrażałem sobie tą pracę...
Ja: Muszę iść na odprawę. Do zobaczenia o 10?
Stefan: Tak, do zobaczenia 😄
— Chodź Romeo, bo będą na nas krzyczeć — zaśmiał się.
— A Romeo nie był brunetem? — zapytałem, a Manu się zaśmiał. Podszedłem do niego i wyszliśmy.
— Zawsze możesz być Julią — zauważył.
— Znowu paliłeś coś przed służbą? — zapytałem.
— Jakie znowu?! — krzyknął i wszyscy na nas spojrzeli. — No co?! Zajmijcie się sobą!
Wszyscy odwrócili wzrok, a ja się zaśmiałem. Cały Manuel.
— Odkąd jestem w policji nie zapaliłem zioła ani razu — szepnął. — To co było na studiach zostaje na studiach. Jasne, panie komisarzu?
— Oczywiście, panie komisarzu — zaśmiałem się.
— Już niedługo będę nadkomisarzem... Nie mogę się doczekać aż to ja będę dowódcą w naszym duecie — oparł się o ścianę i czekaliśmy na inspektora.
— Naprawdę sądzisz, że coś się zmieni? — uniosłem brwi.
— Nie — westchnął, a ja się zaśmiałem.
Na inspektora nie czekaliśmy długo. Zjawił się po kilku minutach. Odprawa przebiegła jak zwykle sprawnie, a potem wróciliśmy do swoich zajęć. Ja poprawiałem raport ze wczoraj, bo zrobiłem błąd w nazwisku sprawczyni, a Manu...
— Co robisz? — zapytałem, podnosząc głowę.
— Sprawdzam tego twojego Stefana.
— A skąd masz jego dane? — zdziwiłem się i podszedłem do niego.
— Z twojego notesu - wskazał na obiekt, który leżał na jego biurku. — Zobacz... Zaliczył kilka mandatów — zaśmiał się. — Ma ciężką nogę chłopak.
— Tego się domyślałem - zabrałem mój notes. — Nie potrzebnie go sprawdzałeś - wróciłem na swoje miejsce.
— Sam chciałeś to zrobić?
— Tak... Nie! Nie sprawdzałbym go. Nie jest kryminalistą... Oddam odznakę, że pracuje w korporacji.
— Mogę się dowiedzieć, jak chcesz.
— Nie chcę. Sam go zapytam — odparłem.
Manuel pokiwał głową i wróciliśmy do pracy. Nie było jej dziś dużo, dzień był luźniejszy, więc bez problemu mogłem się wyrwać przed 10 na spotkanie ze Stefanem. Przy okazji podwiozłem Manu do domu.
Obaj wysiedliśmy pod kawiarnią, brunet stwierdził, że ma niedaleko, więc się przejdzie.
Gdy wysiedliśmy z samochodu, złapał mnie za łokieć, zatrzymując w miejscu.
— Tylko nie wdaj się w romans z gangusem. Nie byłbyś ładną dziewczyną gangstera — oznajmił poważnie. Roześmiałem się głośno i odepchnąłem go od siebie.
— Ale ty jesteś beznadziejny — śmiałem się. Zabrałem mu rękę i wszedłem do kawiarni. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie dostrzegłem Stefana. Zająłem miejsce przy oknie, ale tak, że miałem widok na wejście.
Nie czekałem na Stefana długo. Wszedł do kawiarni kilka minut później. Nasz wzrok się spotkał, a ja posłałem mu uśmiech. Chłopak także się do mnie delikatnie uśmiechnął i chyba lekko zarumienił. Podszedł do mnie i zajął miejsce na przeciw mnie.
— Cześć — posłałem mu kolejny uśmiech.
— Hej — odpowiedział cicho.
Zanim zdążyłem się odezwać przy naszym stoliku pojawiła się kelnerka, która dała nam karty i odeszła.
— Mam nadzieję, że nie przekraczałeś dziś prędkości? — rzuciłem.
— Jechałem przepisowo, dlatego się spóźniłem — odparł, a ja się lekko zaśmiałem.
— Tak, to czasem problematyczne — zauważyłem.
— Czyli przyznajesz mi rację? Że czasem można przekroczyć prędkość? — uśmiechnął się delikatnie.
— Czasem nawet trzeba... Ale nie za bardzo... Następnym razem możesz nie uniknąć mandatu.
— Wszystkich tak straszysz mandatem? — patrzył mi w oczy. — Czy tylko tych wyjątkowych, panie komisarzu?
— Zdecydowanie tylko tych wyjątkowych — pochyliłem się lekko w jego stronę. Chłopak zarumienił się delikatnie i odwrócił wzrok. — Wiesz... Nie powinienem cię wczoraj zatrzymywać... Nawet nie mogłem ci dać mandatu tak naprawdę... To nie mój obowiązek.
— Więc dlaczego mnie zatrzymałeś? — znowu spojrzał mi w oczy.
— Nie mam pojęcia. To był impuls... A rzadko działam nieprzemyślanie... Ta propozycja kawy też była impulsowa... Ale niczego nie żałuję.
— Czyli... - przerwał, bo podeszła do nas kelnerka. Zamówiłem espresso i sernik, od którego byłem uzależniony, a Stefan herbatę z cytryną i jakieś ciastko z różą. — Czyli... Jesteś tym typem, który zawsze wszystko planuje, ma zanotowane w kalendarzu i nigdy nie działasz spontanicznie?
— Czasem działam spontanicznie... Ale rzadko... A ty? Jakim typem jesteś?
— Hmm... Jaki mogę być? Pracuję w korpo —rzucił.
— Ale nie wydajesz się nudny.
— Jestem zbyt ambitny... Chcę osiągnąć jak najwięcej i jak najszybciej... Jestem perfekcjonistą, a bywam... Roztrzepany... Nie należę do osób z ogromem znajomych. Tak naprawdę mam jednego przyjaciela i jego laskę i tylko z nimi się trzymam.
— Ale nie masz problemu żeby o tym mówić — zauważyłem. Kelnerka przyniosła nasze zamówienie i życzyła smacznego.
— Więc... - zaczął i zagryzł dolną wargę. - Nie spotykasz się z nikim?
— Sądzisz, że gdybym był w związku to bym się z tobą umówił? Nie jestem taki — uśmiechnąłem się do niego, a on odwrócił wzrok. Peszyłem go.
Cholera... Jest piekielnie uroczy.
— Jesteś porządnym facetem, który nie wykorzystuje innych?
— Staram się taki być — napiłem się mojej kawy.
— Dlaczego jesteś singlem? Na pewno mnóstwo osób chce się z tobą umówić.
— Ale ja nie z każdym chcę, Stefan — oznajmiłem, patrząc mu głęboko w oczy.
Stefan
10:20
Gdyby ktokolwiek powiedział mi, że przez jeden głupi, niedokonany mandat, będę siedział z przystojnym policjantem w jednej z lepszych kawiarni w mieście, wyśmiałbym osobę, która powiedziała takową herezję. Jednak teraz to była rzeczywistość, która bardzo mi się podobała. Niespecjalnie umawiam się z kimkolwiek, ale to jest spowodowane świadomością o własnym charakterze.
Jestem nerwusem, okej? Wiem o tym bardzo dobrze. Jedyna osoba jaka kiedykolwiek ze mną wytrzymała to był Gregor, który teraz nagle nawrócił się na wiarę heteroseksualizmu i jest szczęśliwym mężem i ojcem. Codziennie dziwię się, że Aga nie ma nic przeciwko naszych spotkań, a nawet często do nich dołącza.
Jednak wróćmy do Jamesa Bonda w blondzie.
Siedzę od ponad dwudziestu minut z tym facetem na kawie i czuję, że z każdą chwilą te oczy próbują zdominować mój świat. Najchętniej oddałbym mu się już teraz na tym stole, ale coś w głębi mnie mówi, że lepiej zachować jakiekolwiek pozory i poczekać do drugiej randki. Chyba powracają mi ludzkie odruchy, po prawie dziesięcioletniej niewoli w korporacji z ogromnym i złym strażnikiem, zwanym potocznie szefową. Mówiąc, że powracając mam na myśli te jebane rumieńce, które ciągle się pojawiają ilekroć Michael pochyli się nad stołem i spojrzy mi głęboko w oczy.
Rano obawiałem się tego spotkania jak cholera. Co jeśli to jakiś gwałciciel i oszust?
Podrobił legitymację policyjną i odstawia takie numery, a z drugiej strony co jeśli to najprawdziwszy policjant, który sprawdza czy chce go przekupić?
Miałem tyle obaw, że nawet moja szefowa tyle zmarszczek nie ma na twarzy. Nawet w nocy nie mogłem zasnąć, co trochę wpłynęło na mój wygląd. Opłakany i do kitu, ale od czego jest puder, który zostawiła Aga? W tamtej chwili cieszyłem się jak głupi, że żoneczka mojego byłego, często zapominała o kosmetykach, kiedy to dostawała telefon, że jej córusi stała się krzywda w przedszkolu.
To nie tak, że ja na tym coś zyskałem! O nie! Ta dziewczynka była mi bardzo bliska, wręcz jak własna, dlatego też gdy działo się coś przykrego, sam zawoziłem Agę do przedszkola. Jednak wróćmy do tego pudru. Pewnie nie raz macie takie dni, że wyglądacie koszmarnie i trzeba to poprawić, więc i ja musiałem wykorzystać taką możliwość… W ostateczności.
— Nie jestem pewien, że jestem kimś wyjątkowym. Dziwny ze mnie osobnik — podniosłem wzrok, zupełnie zawstydzony faktem, że takie ciacho patrzy na mnie takim wzrokiem. Wspominałem już, że Gregor to był mój pierwszy, poważny związek, przez co nie mam większego doświadczenia w sprawach związków? Nie? No to teraz mówię.
— Lubię wyzwania — uśmiechnął się promiennie, niespodziewanie kładąc dłoń na tą moją, która swobodnie leżała sobie na stole. To był gest, który nie mógł pozostać obojętny. Niepewnie spojrzałem na jego dłoń i trochę się zestresowałem. W takich momentach chciałbym robić to co myślę, jednak chyba nie jestem w stanie. Uśmiechnąłem się tylko lekko, nie chcąc go od siebie odstraszyć. Miał takie czułe dłonie.
— Chyba potrzebuję komisarza, bo jesteś dla mnie niemałą zagadką — powiedziałem, nie myśląc nawet, że właśnie zacząłem go podrywać. Dopiero kiedy zrozumiałem swoje słowa, wiedziałem by zachować twarz muszę to ciągnąć dalej.
— Tak? A co jest we mnie takie tajemnicze? — dopytał z wyraźną pewnością siebie, która malowała się na jego twarzy. Przez te dwadzieścia minut nasze podejście do siebie kompletnie się zmieniło. Na początku atmosfera była bardzo gęsta, jednak z czasem czułem się w jego towarzystwie coraz bardziej komfortowo, a taką samą zmianę zauważyłem u Michaela.
— Nie każdy policjant zatrzymałby pirata drogowego, chociaż to nie jest jego praca, do tego zaprosić go na kawę — tym razem to ja poczułem się trochę odważniej, patrząc mu w oczy z lekkim śmiechem, który miał chować mój stres.
— Powiedzieć ci sekret? Opłacało się. — pochylił się nad stolikiem i już czułem jak ten chciał zrobić coś jeszcze, przyszła do nas kelnerka z rachunkiem. Blondyn się wyprostował i od razu zaproponował, że zapłaci. Próbowałem trochę stawiać oporu, bo w końcu ja też jestem facetem i mam pieniądze, ale skubany przyłożył swoją kartę do terminala. Szybki jest skubany.
— Jak tak bardzo chcesz się zrekompensować to pozwól się porwać na spacer — oparł się łokciami o stół i spojrzał uważnie w moje oczy.
Jak miałem mu odmówić? Powiedzcie mi jak?
Oczywiście zgodziłem się od razu na prośbę przystojnego niczym Brad Pitt blondyna. Zebraliśmy się i wyszliśmy, kiedy niespodziewanie Michael złapał mnie za rękę i pokierował się do parku obok. Czułem się jak kolor róż przenika ukradkiem na moje policzki, jednak postanowiłem o nich nie myśleć. Mój towarzysz zaś jakoś nie przejmował się tym, że cały się stresowałem, ale jakby próbował cieszyć się tym czasem ze mną, a przecież tak krótko się znaliśmy.
W tym miejscu mógłbym powiedzieć, że rozmawialiśmy długo i tematy te dotyczyły naszego życia, ale to nie jest tak ciekawe jak to co działo się później. Ale dla formalności. Wyobrażacie sobie faceta, który jest wręcz ideałem? Mądry, przystojny, opiekuńczy i do tego dorosły. Cud, miód to właśnie Michael, a przynajmniej ja tak go zrozumiałem. Opowiedział mi pokrótce o swojej pracy, rodzinie i znajomych, a ja odpłaciłem się tym samym. No, ale teraz coś o wiele ciekawszego.
Jako iż nasze spotkanie dobiegło końca, bo niestety smok zbudził się ze snu i potrzebuje ofiar, nakazano mi powrót do pracy, jednak i Michael musiał coś załatwić, dlatego też skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Dlaczego mojego?
Bo jak idziesz z istnym wzorem rycerza, to eskorta do domu jest nieodłącznym elementem.
Jakoś nie narzekałem z tego powodu. Wręcz przeciwnie. Cieszyłem się jak głupi, że poznałem Hayboecka, który tak zawrócił mi w głowie jak Larze Croft nietknięty grobowiec jakiegoś starożytnego króla.
— To niesamowite, że ktoś z wyglądem bobra, zwrócił twoją uwagę na tyle, że zaprosiłeś go na spotkanie — pomyślałem na głos, uważnie patrząc na reakcję mężczyzny jednak on tylko się uśmiechnął.
— W takim razie jestem zoofilem — zaśmiał się z własnego żartu, po czym zatrzymał się dokładnie pod moją klatką, jakby wiedział dokładnie gdzie iść. Zaskoczony również się zatrzymałem. — Mam nadzieję, że zadzwonisz.
Nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, ten podszedł do mnie bliżej. Trochę niepewnie objął mnie w pasie i spojrzał tymi piekielnie, cudownymi oczami. Zauroczony nagłą bliskością, ułożyłem dłonie na jego torsie, którą swoją drogą musiał ćwiczyć zacięcie.
Żeby sześciopak czuć było przez ubrania?
— Myślę, że zadzwonię i to prędko. — powiedziałem trochę ciszej, w końcu stał bardzo blisko mnie, więc nie musiałem zbytnio używać głosu. Wcale nie dlatego, że trochę się denerwowałem…W końcu od dawna nie spotykałem się z nikim.
Michael jednak nic nie odpowiedział. Pochylił się i w jednej chwili tak jak niepewnie mnie objął, tak z ogromną pewnością siebie wbił się w moje usta, które już od samej obecności tych jego otworzyły się z niedowierzaniem.
Nie dowierzałem w to co się działo. Jakiś przystojniak marnuje na mnie czas, a teraz całuje mnie? Wiecie życie w korpo to straszna nuda, więc taka sytuacja była jak książkowy romans. Gdy tylko czułem jak ten odsuwa się ode mnie, bo oczywiście mistrz podrywu Kraft był w zbyt wielkim szoku by odwzajemnić ten pocałunek, wiedziałem że muszę coś zrobić. Opamiętałem się i w chwili, gdy jego wargi ostatni raz dotknęły moich, tym razem to ja rzuciłem się w jego usta. Wiedziałem że to poprawi sytuację, w szczególności, że Michael nie próżnował. Niestety był mały problem. Tlen, a raczej jego brak, spowodowały, że musiałem odsunąć się od tych cudownych ust. Gdy tylko spojrzałem w jego oczy, uśmiechnąłem się pogodnie.
— Teraz to już na pewno zadzwonię — dodałem, po czym ostatni raz skosztowaliśmy wspólnego nieba. Co było potem? Powrót do szarej rzeczywistości, którego spokój łamała odskocznia w postaci SMS do przystojnego blondyna.
— Chyba wpadłeś Kraft i to mocno. — powiedziałem do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top