10.
To już ostatni rozdział 😁
Michael
11:16
— Kochanie — zacząłem wchodząc do kuchni i poprawiając rękę na temblaku.
— Nie — oznajmił Stefan nawet na mnie nie patrząc.
— Nie zdążyłem jeszcze powiedzieć o co mi chodzi — usiadłem przy stole naprzeciw niego.
— Lekarz zabronił ci wyjazdów przynajmniej dopóki nie zdejmą ci temblaka i dopóki obojczyk się nie zrośnie dobrze. A potem czeka cię rehabilitacja, więc…— mówił, nie odrywając wzroku od laptopa.
— Nie chciałem rozmawiać o mojej pracy — odparłem urażony.
— No dobrze — Stefan spojrzał na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami, przez które niczego nie umiałem mu odmówić.
— Wychodzimy wieczorem. Na kolację — oznajmiłem, a Stef spojrzał na mnie zaskoczony. — Co? — zaśmiałem się.
— Nie, nic — uśmiechnął się szeroko. Niesamowicie kocham jego uśmiech. — O której?
— O której sobie życzysz, nie musimy robić rezerwacji— wstałem z krzesła. — Chodź — wyciągnąłem do niego zdrową rękę.
— Gdzie? — chwycił moją dłoń i wstał. Objąłem jego barki ramieniem i przyciągnąłem do siebie.
— Pod prysznic — pocałowałem go w czoło.
— Michi… Przypominam ci, że ciągle masz usztywniony bark — objął mnie w pasie, przytulając się.
— Rano ci to nie przeszkadzało — rzuciłem i obserwowałem, jak Stefi się rumieni. Uwielbiałem go zawstydzać.
— Uważaliśmy przecież — powiedział cicho, a ja się zaśmiałem. — Poza tym to ty mnie namówiłeś.
— Skarbie, to że mam złamany obojczyk... - otworzyłem drzwi od łazienki i wpuściłem go przodem. — Nie znaczy, że nie mogę uprawiać seksu — zauważyłem, zamykając za nami drzwi. — A jak sam powiedziałeś, musimy wykorzystać te dwa tygodnie, które wziąłeś wolne — przyciągnąłem go bliżej i oparłem czoło o jego.
— Ale to nie znaczy, że mamy nie wychodzić z łóżka — zaśmiał się.
— Nie spędzamy tego czasu tylko w łóżku — szepnąłem. — Kanapa, dywan i prysznic też przecież… — nie dokończyłem, bo Stefan ze śmiechem uderzył mnie w głowę.
— Ej! Jestem ranny!
— Jakoś jak chodzi o seks to nie jesteś — Kraft ułożył ręce na biodrach.
— Widzisz? Masz działanie uzdrawiające — oznajmiłem poważnie.
— Głupek — roześmiał się głośno. — Mój głupek — stanął na palcach i pocałował mnie lekko.
— Tylko i wyłącznie twój — szepnąłem w jego usta. — Nawet jeśli nie mam dla ciebie czasu to pamiętaj, że cię kocham.
— Wiem, wiem, Michi — uśmiechnął się szeroko. — Ja też cię bardzo kocham… I uprzedzam… Jeśli znowu odstawisz taki numer — wskazał na mój bark. — To nie zabiją cię jakieś bandziory, ale ja, łapiesz?
— Tak, zdecydowanie — odparłem, a moja dłoń zsunęła się na jego pośladek. — Łapię — zacisnąłem palce.
A później nie rozmawialiśmy, ale zajmowaliśmy się swoim ciałami. Miałem nieco utrudnione zadanie poprzez unieruchomioną lewą rękę, ale nie było to wielką przeszkodą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top