9.
Lewis odwiózł mnie pod sam dom. Szybko wyszłam z samochodu mocno trzaskając drzwiami. Wręcz pobiegłam w stronę drzwi, szybko od kluczyłam, weszłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi zamykając je na górny zamek. Zasłoniłam dłonią usta, a z oczu zaczęły spływać gorące łzy, których nie umiałam powstrzymać i w sumie nie wiem czy chciałam. Zjechałam plecami po drewnianych drzwiach i zaczęłam jęczeć i krztusić się z powodu wielkiej rozpaczy jaka mnie ogarnęła.
-Znowu mnie zostawił- jęknęłam przez łzy i głośno krzyknęłam, nie zważając na to czy sąsiedzi usłyszą.
Dostałam wiadomość SMS:
Mama: Isla, nie wrócę dzisiaj do domu, zbyt dużo pracy. Kocham Cię <3
Nie odpisałam, nie widziałam w tym sensu. W sumie... w niczym już Go nie widzę, bo mój sens odjechał nie wiadomo gdzie.
-Dlaczego to tak bardzo boli?!- zapytałam sama siebie i złapałam za miejsce gdzie znajduje się serce próbując unormować oddech.
Oddychałam za szybko i zbyt panicznie. Cała się trzęsłam i nie umiałam zapanować nad emocjami. Powoli się podniosłam i chwiejnym krokiem poszłam w kierunku salonu i położyłam się na kanapie nie chcąc powstrzymywać łez, jak chcą to niech lecą.
***
Po około godzinie zalewania się łzami, bezczynnego leżenia i gapienia się w sufit, usłyszałam pukanie do drzwi. Nie miałam ochoty wstawać i nadal leżałam licząc, że osoba za drzwiami w końcu sobie pójdzie, po prostu odpuści, ale pukanie nie ustawało.
Wstałam nie dbając o to, że mam rozmazany od łez makijaż i wyglądam jak straszydło. Podeszłam do drzwi.
-Kto tam?- powiedziałam dość słabym głosem, przez zamknięte drzwi, położyłam obie dłonie na ich powłoce.
-Kieran, Ross się trochę napił i musiałem Go przywieść- wytłumaczył i jakby przypomniałam sobie o tym, że przecież mój przyrodni brat jeszcze nie wrócił. Szybko otworzyłam drzwi i wpuściłam Kieran'a, który starał się utrzymać Ross'a w pionie- Chodź za mną- powiedziałam i zaprowadziłam mężczyznę do sypialni brata.
Kieran położył Ross'a na łóżku, a ten od razu wtulił się w poduszkę. Poczekałam, aż mężczyzna w tatuażach wyjdzie z pokoju i zamknęłam drzwi.
-Dziękuję, że Go przyprowadziłeś- powiedziałam i spojrzałam na chłopaka.
-Płakałaś- stwierdził i zmrużył oczy.
-Powinieneś już iść- powiedziałam schodząc ze schodów, a chłopak szedł za mną.
-Szczerze to myślałem, że Josh wygra- powiedział i wyjął z kieszeni paczkę papierosów wychodząc z mojego domu. Szybko wyszłam za nim.
-Skąd wiesz jak ma na imię?- powiedziałam szybko, będąc trochę podejrzliwa.
-Przy zapisywaniu powiedziałaś to imię, a poza tym Ross to mój najlepszy przyjaciel, powiedział mi kogo poznał na South Beach- wyjął z paczki jednego papierosa i włożył go między wargi chowając paczkę- Wiem, że uciekł, skręcił w sprzeczną uliczkę z wyznaczoną trasą, na początku myślałem, że to jakiś skrót, ale jak dojechałem na metę jako pierwszy, wiedziałem, że zwiał, a twoja mina, kiedy odjeżdżałaś tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Nie wiem dlaczego, ale wiem, że to On jest powodem twoich łez. Uwierz mi, żaden mężczyzna nie jest wart kobiecych łez, kobiecego cierpienia- powiedział, wyciągnął zapalniczkę i podpalił używkę.
Nic nie powiedziałam tylko usiadłam na schodach przed swoim domem i oparłam się o białą drewnianą barierkę, zginając nogi i obejmując je rękoma. Spojrzałam na chłopaka, który właśnie zaciągał się. Dopiero teraz zobaczyłam pewne podobieństwa między nim, a Josh'em, a mianowicie: oboje mają włosy koloru ciemnego blondu, oczy niebieskie, oboje są tego samego wzrostu.
-Kiedy się urodziłeś?- zapytałam chcąc się w pewien sposób dowiedzieć ile lat ma mężczyzna, który własnie usiadł obok mnie na schodach.
-4. Grudnia 1990 rok- powiedział, nie rozumiejąc czemu zadałam to pytanie, co mogłam zauważyć po jego zmarszczonych brwiach, ale nie pytał o to.
Josh jest w jego wieku i oboje są z Grudnia.
Wiem, że to czysty przypadek, ale wręcz zadziwiające.
Westchnęłam cicho, czując się bezradna w stosunku do wydarzeń, które mnie otaczają.
-Mam pytanie, a mianowicie: Dlaczego Go nie powstrzymałaś, skoro, Go tak bardzo kochasz?- zapytał i spojrzał w moją stronę- Pytam z czystej ciekawości- dodał.
-Dowiedziałam się dopiero po starcie, a dokładniej to sobie to uświadomiłam- powiedziałam i wstałam- Idź już- powiedziałam cicho i ruszyłam w stronę drzwi.
-Dobranoc Isla- wstał i obrócił się w moją stronę i patrzył wprost na mnie.
-Dobranoc- powiedziałam i zamknęłam delikatnie drzwi, spojrzałam jeszcze przez "oko Judasza" i widziałam jak mężczyzna spuszcza głowę, po czym ją podnosi, obraca się i odchodzi paląc swojego papierosa.
Zakluczyłam znowu drzwi na górny zamek, ale dla pewności zamknęłam też dolny. Zdjęłam buty, których wcześniej nie miałam okazji zrzucić ze stóp, ruszyłam do góry, do swojego pokoju, zabrałam swoją piżamę składającą się z dolnej części bielizny i bluzki Josh'a, którą w sumie mu ukradłam, ale i tak jej nie nosił. Poszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic, chciałam w jakiś sposób zmyć z siebie ten dzisiejszy rozgardiasz, ale wiem, że jest to niemożliwe. Wytarłam się szarym ręcznikiem, przetarłam jeszcze włosy, nie susząc ich. Ubrałam się w swoją piżamę i wróciłam do swojego pokoju.
Zamknęłam się w swoich czerwonych ścianach, chociaż jedna ściana była czarna, od góry do dołu była zajęta ramkami do zdjęć, ale były jeszcze wolne miejsca. Okno było duże, duży parapet, na którym można usiąść i w sumie czasami służy mi za pewnego rodzaju fotel. W prawym kącie stoi moje łóżko z czarną pościelą w czerwone wzory. To jest mój azyl od świata i złych członków społeczeństwa.
Położyłam się i przykryłam kołdrą. W tle grała dla mnie cisza przerywana czasami wiatrem. Nigdy nie przejmowałam się takimi rzeczami, nie myślałam o nich.
Chcę, aby mój ukochany wrócił. Przytulił mnie i powiedział, że już mnie nie opuści, że zostanie za mną aż do końca, jakoś sobie poradzimy. Tak bardzo Go kocham, ze to aż boli.
Boże... proszę, niech on do mnie wróci w jednym kawałku, żeby nic mu się nie stało, żebyśmy pewnego dnia razem znaleźli się na plaży w Grecji, abyśmy mogli znowu cieszyć się otaczającym nas światem. Proszę.. tak bardzo proszę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top