6.
Obudziłam się dość późno, chyba około 10:30, ale w sumie, kto by się tym przejmował. Wstałam i ruszyłam pod prysznic. Szybko się umyłam, wysuszyłam włosy i ułożyłam, ubrałam się w wcześniej przygotowane ubrania: czarna bluzka na ramkach postrzępiona na dole z logiem The Rolling Stone, dżinsowe krótkie spodenki, założyłam jeszcze bransoletki od mamy i od Josh'a. Wyszłam z łazienki i pocwałowałam w dwóch innych skarpetkach do kuchni, specjalnie je tak dobieram, dzisiaj padło na niebieską i zieloną .
W kuchni był już Ross, a mama jak zawsze o tej godzinie była w pracy.
-Mam nadzieję, że lubisz naleśniki, bo zrobiłem też dla Ciebie- usiadłam przy wyspie kuchennej, a on przysunął mi talerz.
-Wręcz je kocham- uśmiechnęłam się- Dziękuję- powiedziałam i zaczęłam jeść- Pyszne- powiedziałam z pełnymi ustami, przez co chłopak się roześmiał. Gdy już się najadłam, poszłam umyć brudne naczynia- Co chcesz dzisiaj robić?- zapytałam.
-Co? Chcesz spędzić ze mną czas?- zapytał zdziwiony.
-No jasne, przecież jesteś moim bratem, chociaż po innym ojcu, ale jednak- powiedziałam i podałam talerz Ross'owi, aby go wytarł.
-Szczerze, to nie wiem, pierwszy raz jestem w Miami- powiedział- Zaplanuj coś dla nas
-Hmm... to może teraz pojedziemy do sklepu, bo są już prawie pustki w lodówce, potem możemy iść na plaże z moimi przyjaciółmi, w sumie na tej plaży jest dzisiaj impreza, ale niestety na wieczór mam coś bardzo ważnego do załatwienia. Może z Kieran'em byś tam poszedł? Wiem, że teraz jestem trochę nie fair, że najpierw coś proponuję, a potem jednak Cię zostawię...
-Nie... nic się nie stało, w sumie na wieczór też mam plany właśnie z Kieran'em, więc twój plan mi odpowiada- powiedział i skończyliśmy to czym się zajmowaliśmy.
Wzięłam portmonetkę, założyłam swoje trampki.
-No to idziemy- powiedziałam, kiedy i Ross założył swoje obuwie.
Wyszliśmy z domu, który oczywiście potem zakluczyłam. Wsiedliśmy do samochodu. Sklep, nie był wcale tak daleko, ale zamierzałam zrobić dość duże zakupy. Włączyłam się do ruchu drogowego.
-Dlaczego dopiero teraz postanowiłeś szukać mamę?- zapytałam, bo przyznam nurtowało mnie to pytanie- masz już 30 lat, czemu tak późno?
-W moim i taty życiu było sporo zamieszana i jakoś nie zastanawiałem się nad tym, gdzie Ona teraz jest. Nie miałem do tego głowy. Po śmierci ojca, postanowiłem ją odnaleźć. Trochę to dziwne i zagmatwane, ale inaczej tego wytłumaczyć nie mogę- powiedział szybko patrząc przez przednią szybę.
Ja tylko się uśmiechnęłam i prowadziłam dalej przy piosence Simply Falling- Iyeoka. Nie rozmawialiśmy już, raczej cicho śpiewaliśmy z wokalistką. Dojechaliśmy na miejsce, wysiedliśmy i ruszyliśmy w stronę wejścia. Ross zabrał duży metalowy koszyk i zaczął go prowadzić, a ja wrzucałam tam potrzebne rzeczy.
-Co chciałbyś na obiad? Mama wróci bardzo późno, w sumie nie wiem czy nawet wróci, czasami śpi w pracy jak jest za dużo roboty w biurze- powiedziałam wkładając do koszyka dwa kartony mleka.
-Mięsooo...- przeciągnął i lekko się uśmiechnął.
-Dzień bez mięsa to dzień stracony- przytaknęłam i wpakowałam do koszyka parę zamrożonych piersi z kurczaka, brokuły, kalafior, siedem marchewek i tak dalej.
W głośnikach zaczął lecieć MIKA- Grace Kelly.
-Ooo.. lubię tę piosenkę!- powiedział głośno mój towarzysz i razem z wokalistą zaczął śpiewać refren- I could be brown- puścił koszyk- I could be blue- wskazał na swoją dżinsową kurtkę- I could be violet sky- rozstawił ręce na boki- I could be hurtful- obrócił się dookoła własnej osi- I could be purple- złapał za swoją kurtkę i zaczął udawać, że ją zdejmuje śmiesznie się przy tym poruszając- I could be anything you like- skończył kiedy zobaczył, że dość dużo osób zebrało się wokół nas, znowu chwycił koszyk i jakby nigdy nic, cały wyszczerzony, zaczął kontynuować zakupy.
-Masz świetny głos- powiedziałam biorąc w rękę sok pomarańczowy.
-Dziękuję, dziękuję... ty również- już chciałam powiedzieć, że przecież nigdy mnie nie słyszał, ale nie pozwolił mi- śpiewałaś w samochodzie dzisiaj, to mi wystarczy, żeby wiedzieć, że umiesz śpiewać- powiedział szybko i wzruszył ramionami.
-Dzięki...- powiedziałam dość cicho- Aaa... i jeszcze jedno pytanie: Po co jest tu Kieran?
-Kieran? To mój przyjaciel. Jest... groźny, ale jesteśmy najlepsze kumple od dzieciństwa. Tylko, że on w pewnym momencie zszedł za złą ścieżkę. Kiedy zginęli jego rodzice miał 12 lat, przygarnęliśmy Go pod nasz dach i teraz zawsze jest ze mną-wytłumaczył uśmiechając się lekko.
Szybko uwinęliśmy się z zakupami: staliśmy w kolejce, potem zapłaciliśmy i kilka minut zajęło nam pakowanie wszystkich zakupów tak, aby nie walały się po całym samochodzie. Po chwili znowu parkowałam pod domem. Wysiedliśmy i zaczęliśmy wszystko wypakowywać. Gdy każda torba była już w środku, wręcz odetchnęliśmy z ulgą.
-Nie mogę się doczekać tej plaży- westchnęłam rozmarzona, w głowie już miałam plaże i wodę.
-W sumie ja też... więc, poznam twoich znajomych?- zapytał.
-Tak, tak... ale Evelyn jest zajęta, nawet nie próbuj ją podrywać- zagroziłam teatralnie palcem.
-Czekaj... jesteś lesbijką?!- prawie pisnął chłopak.
-Co?! Nie! Eve jest od wczoraj z Lewis'em, ja mam chłopaka Josh'a- powiedziałam trochę oburzona i rozbawiona. Po usłyszeniu tego zdania, chłopak trochę jakby się zawiesił- Ross? Wszystko dobrze?- za pstrykałam mu parę razy przed twarzą.
-Tak, wszystko dobrze, wiesz co? Ty już poinformuj swoich znajomych, a ja rozpakuje te torby- powiedział i od razu wziął się do roboty.
-Ymm.. no dobrze?- zmarszczyłam brwi i wzięłam telefon wybierając numer Josh'a, chwilę poczekałam, po czym odebrał.
-Witaj piękna- przywitał się.
-No cześć przystojniaku- uśmiechnęłam się- Za jakąś około godzinkę idę z bratem na plażę i macie dołączyć- wręcz rozkazałam.
-No jasne, przekażę, ale... Is... ty masz brata?!- zapytał lekko podnosząc głos zdziwiony.
-Wczoraj się dowiedziałam, więc dla mnie to też jest nowe- westchnęłam- widzimy się na plaży- powiedziałam i po krótkim pożegnaniu, rozłączyliśmy się.
Poinformowałam brata o godzinie, o której wychodzimy. Pomogłam mu jeszcze poukładać wszystko w szafkach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top