5.
Dojechaliśmy do domu. Całą drogę byliśmy cicho i tak jest również teraz. Wyszliśmy z samochodu i od razu ruszyliśmy w stronę pokoju chłopaka. Zamknął za nami drzwi.
-Dobrze wiesz, że żądam wyjaśnień- powiedziałam obracając się w jego stronę i dopiero teraz ściągając swoje wysokie buty.
-Ten mężczyzna to Robert Mesa- westchnął- On był powodem mojego zniknięcia na trzy lata. Byłem wtedy w Brazylii, na jego usługach. Jak się pewnie domyślasz, nie sadziliśmy tam kwiatków czy po prostu zwiedzaliśmy. Rządziły nami nie legalne interesy. Byliśmy jakby... małym gangiem w innym gangu. Bardziej z nim współpracowaliśmy. Po "skończeniu mojej służby" i otrzymaniu zgody Roberta, wróciłem do domu i zacząłem się pakować. W ten sam czas od mojego domu wpadła policja, zaczęła przeszukiwać moje obecne wtedy mieszkanie. Nic nie znaleźli z wyjątkiem małego notesu, który nie był mój, nie wiem skąd wziął się w mojej kurtce. Był w nim napisany adres, numer i ogólnie dane osobowe Roberta. Kiedy wyjechałem, dowiedziałem się tylko tyle, że siedzi w więzieniu, nie wiem ile mu dali, ale jak widzę około pięć lat. Zostałem wrobiony, nie wiem przez kogo. Liczyłem, że już nigdy więcej Go nie zobaczę. Niestety zawsze musi się coś spieprzyć- opowiedział cały czas patrząc w ścianę na przeciwko siebie, opierając się o drzwi, podczas gdy ja siedziałam po turecku na wielkim łóżku- Pewnie się zastanawiasz skąd Lewis Go zna. Pewnie wywnioskowałaś to po jego zachowaniu. Też był w Brazylii, ale skończył rok przede mną. Był ich mechanikiem. Nie znam dokładnie jego historii, którą odbył w Rio de Janeiro. Znaliśmy się tylko z widzenia. Teraz wiem tylko tyle, że mam przejebane. Przeze mnie Wy macie przejebane. Przepraszam za to...
-Josh... to nie twoja wina. Ktoś podrzucił Ci ten notes. Nie obwiniaj się za to, damy radę...- powiedziałam, ale chłopak mi przerwał.
-Nie damy... to jest Mesa. Jest chory psychicznie. Totalny świr. Zabije kiedy będę chciał iść choćby po pierdolone mleko- warknął zaciskając pięści- Jedyne co sprawi, żeby odjechał to moja śmierć- powiedział po czym na mnie spojrzał.
Nie umiałam wytrzymać tego wzroku. Byłam zszokowana, przerażona. Łzy cisnęły mi się na oczy, próbowałam je powstrzymać ale bezskutecznie. Wiem, że teraz tylko pogarszam sprawę zalewając się łzami. Spuściłam wzrok patrząc na podłogę.
-Nikt Cię nie zabiję- warknęłam nagle, spojrzałam na Josh'a i powoli do niego podeszłam, dotknęłam dłonią jego policzka- Nie pozwolę na to, żeby jakiś chuj z pierdla mi Ciebie zabrał- powiedziałam patrząc mu w oczy, po czym energicznie stanęłam na palcach i wpiłam w usta ukochanego. Zareagował od razu, odpowiedział na pocałunek taką samą zawziętością co ja.
Zaplątałam palce w jego włosy i lekko ciągnęłam za końcówki. Na sekundę przerwałam i obdarowałam Go jeszcze jednym mocnym pocałunkiem.
-Muszę wracać do domu- powiedziałam oddalając się lekko od niego.
-Zostań- powiedział i mocno mnie przytulił.
-Obiecałam mamie, że dzisiaj wrócę- szepnęłam, ale wiedziałam, że chłopak i tak to usłyszał.
-No dobrze- cmoknął mnie w czoło.
-Przyjadę jutro- lekko się uśmiechnęłam i wyszłam z pokoju.
Zeszłam schodami na dół, ubrałam swoje trampki, które zawsze tu zostawiam, aby nie chodzić cały czas w butach na wysokim obcasie. Zajrzałam jeszcze do kuchni.
-Ooo...- przeciągnęłam kiedy zobaczyłam Eve całującą się z Lewis'em. Dziewczyna siedziała na blacie kuchennym, a chłopak stał pomiędzy jej nogami i obejmował ją w pasie, przyciągając bliżej siebie. Na usłyszenie mojego głosu, powoli się ode mnie oderwali i spojrzeli na mnie z uśmiechem- Dobra, ja już idę- uśmiechnęłam się.
-Odwiozę Cię i bez dyskusji- powiedział Lewis odchodząc od Evelyn, zabierając kluczyki z haczyka- Nie będziesz się włóczyć o tej godzinie- zaśmiał się i wyszedł z domu.
-No dobrzeee... tak się cieszę, że jesteście razem- prawie pisnęłam ze szczęścia.
-Ehh.. Isla... idź już, bo Lewis będzie na Ciebie czekał- powiedziała dziewczyna, przytuliła mnie na pożegnanie, po czym poszła do swojego pokoju na górze.
Wyszłam z domu przyjaciół i ruszyłam w stronę Audi. Wsiadłam, a chłopak od razu ruszył w stronę mojego domu.
Od razu tłumaczę: mam jakby dwa domy. Z przyjaciółmi i z mamą. Nie chcę by mieszkała sama w tak dużym domu, więc, czasami śpię tu, a czasami tam. Bardzo ją kocham i zawsze jest przy mnie kiedy ją potrzebuję.
Wiem, że mamy przed sobą kilka sekretów, ale dobrze nam z tą niewiedzą. Czasami dobrze jest nie wiedzieć o niektórych sprawach.
Jechaliśmy w ciszy przerywaną przez piosenkę Sii- Helium. Zamknęłam oczy wsłuchując się w dźwięki piosenki. Bardzo ją lubiłam, pozwalała mi oddychać, od tego zatłoczonego świata.
Dojechaliśmy do mojego domu, podziękowałam Lewis'owi za podwózkę i ruszyłam małą ścieżką w stronę drzwi. Weszłam i od razu zaatakowała mnie mama.
-Dobrze, że już jesteś- przytuliła mnie, kiedy zamknęłam drzwi- Jest coś bardzo istotnego, czego Ci nie powiedziałam.
-Zamieniam się w słuch- powiedziałam i zdjęłam trampki.
Mama była piękną, dojrzałą kobietą, o ciemnej karnacji i ciemnych wręcz czarnych farbowanych włosach. Miała piękne zielone oczy, nie była za wysoka.
-Masz tak jakby... brata?- powiedziała bawiąc się i wyginając palce.
-Co?!- powiedziałam zszokowana- Jak to?!
-To było zanim poznałam twojego ojca. Miałam chłopaka, byłam bardzo młoda i stało się. Ja byłam w trakcie wyprowadzki z Nowego Jorku, a dziecko nie mogło jechać ze mną. Chłopak został z jego ojcem, a ja wyjechałam- powiedziała i spojrzała na mnie.
-Ymm... no dobrze? Ale czemu mówisz mi to teraz?- zapytałam mrużąc oczy.
-Hamish, zmarł na raka płuc. Miał ogromne uzależnienie od papierosów. Twój brat postanowił mnie odszukać i... tak się składa, że siedzi ze swoim przyjacielem w naszym salonie- powiedziała- Jest od Ciebie pięć lat starszy, ale zostanie u nas dopóki nie uporządkuje sobie życia.
-Oh... dobrze- ominęłam mamę i ruszyłam pewnym krokiem do salonu- Dobra, który to mój brat?- zapytałam stając naprzeciwko nich.
-Cześć, to ja, jestem Ross Tovar- przedstawił się i wstał.
Przyjrzałam mu się: szczupły, owalna twarz, około 175 cm, ciemnobrązowe włosy, kolczyki w obu uszach.
-Isla James- powiedziałam- Pewnie domyślasz się, że jestem zdezorientowana tą sytuacją- powiedziałam pewnym siebie głosem- A ty to?- spojrzałam na towarzysza Ross'a.
Chłopak nie wyglądał na osobę łagodnie nastawioną, patrzył na mnie nieokreślonym wzrokiem. Miał mocne rysy twarzy, już stąd mogłam zobaczyć jego niebieskie oczy, które się we mnie wpatrywały, włosy miał ciemny blond. Miał na sobie szarą bluzę, która pewnie miała ukryć jego tatuaże, ale niestety wyszło to nieudolnie, bo widać, że ma ich dużo. Chłopak wstał i już wiedziałam, że jest wzrostu Josh'a.
-Kieran Rosado, młodszy przyjaciel Ross'a- powiedział obojętnie- Czuję się jak na przesłuchaniu w więzieniu- wymruczał.
-Witaj w rodzinie Ross- zignorowałam słowa Kieran'a i lekko uśmiechnęłam się do brata.
-Ja już pójdę, czekają na mnie- powiedział Kieran i wyszeptał coś na ucho Ross'a, po czym wyszedł.
-Chodź pokażę Ci pokój- powiedziałam i oprowadziłam brata po całym domu, oczywiście, nie wchodziliśmy do mojego ani mamy pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top