4.
Wszyscy siedzieliśmy w salonie. Roześmiani słuchaliśmy opowiadań Lewisa o tym jak to było w Korei, tak samo jak o mało nie zgubił swojego bagażu na lotnisku.
-Dzisiaj się ścigam- powiedział.
-Że co?!- prawie krzyknęłam- Wiesz, że bardzo Cię kochamy, ale po twoim ostatnim wypadku ciężko jest mi widzieć Ciebie na linii startu, bo boję się, że znowu nie dotrzesz na metę- powiedziałam szybko.
-Isla, wszystko będzie dobrze, wiesz, że wtedy nie dopatrzyłem i ktoś przeciął mi hamulce- westchnął- ale teraz będę uważać, przyjadę od razu na start. Evelyn mnie zapisze, od razu będę na linii startu. Dobrze wiesz, że do samochodu na starcie, nie może się nikt zbliżać z wyjątkiem kierowcy.
-Tak wiem- powiedziałam niezadowolona- No dobrze- westchnęłam.
Nie potrzebował mojej zgody i na pewno zrobił by to bez niej, ale bardzo chciał abyśmy byli obecni na jego wyścigu. Chłopak uśmiechnął się na moje słowa, klasnął w dłonie patrząc na zegarek.
-To zbierajmy się, za godzinkę się zacznie- przytaknęliśmy.
Ja i Eve wstałyśmy aby się przygotować.
Wzięłam szybki prysznic, po czym wysuszyłam włosy. Szczerze wolałam dzisiejszy dzień spędzić w domu, ale i tak on już dobiega końca. Przyszykowałam się: wysokie szpilki na platformie, czarne spodnie i obcisła biała bluzeczka na zamek odsłaniająca pępek, na to czarna skórzana kurtka Josh'a, którą nadal mam i nadal jest mi za duża. Po chwili do pokoju w którym przebywałam weszła Evelyn, od razu wzięła pędzelki w dłoń i kazała usiąść na krzesełku, minęło kilka minut i miałam makijaż zrobiony. Przyjrzałam się jej: czarna skórzana sukienka zapinana od góry do dołu zamkiem, wysokie czarne wiązane buty, jej włosy jak zawsze rozpuszczone, a na twarzy makijaż, jak zawsze wygląda sexy. Nie dziwię się, że podoba się mężczyzną. Nie jeden się do niej przystawia, ale zawsze obok jest Lewis. Zaśmiałam się na wspomnienie ich pierwszego spotkania...
-Chyba jednak za dużo wypiłem- zaśmiał się. Spojrzałam na niego wzrokiem "A nie mówiłam"- Bo chyba przed chwilą zobaczyłem anioła- dokończył, a mi prawie butelka białego rumu wypadła z dłoni- Ma kogoś?
Od kiedy ją poznałam, zawsze zbywała mężczyzn, uznając, że nie szuka teraz chłopaka, woli zająć się pracą i zarabianiem na swoją przyszłość. Trochę żal zrobiło mi się chłopaka, bo wiedziałam, że nie ma szans na związek z dziewczyną, którą nazwał aniołem, ale nic mu nie powiedziałam tylko lekko się uśmiechnęłam.
-Czyli ma?- spojrzał w stronę ciemnowłosej dziewczyny.
-Nie, tak... znaczy, Evelyn teraz nikogo nie szuka, woli zająć się pracą i przyszłością- powiedziałam i skończyłam robić Pina Colade.
-No cóż... jestem cierpliwy- powiedział- Bardzo
Pamiętam tę sytuację do dziś. Lewis przepędza każdego chłopaka, który zbliży się do Eve. Ona tego oczywiście nie rozumie. Dlaczego często kobiety są takie ślepe i nie zauważają uczyć drugiej osoby? To często denerwujące, nawet jak jesteś obserwatorem.
-No to gotowa?- zapytałam Evelyn, na co ta przytaknęła.
Zeszłyśmy na dół i spotkałyśmy już czekających na nas chłopaków. Lewis dawno nie widział Eve... co dało się zobaczyć w jego oczach, kiedy spojrzał na nią kiedy schodziła ze schodów. Ja podbiegłam do Josh'a i dałam mu buziaka w policzek.
Oboje z Josh'em wiedzieliśmy co Koreańczyk czuje do Evelyn. Dobrze się na nich patrzyło, ale przeszkadzała ta niewiedza ze strony dziewczyny.
-Dobra, to ja pojadę z Lewis'em. A ty i Eve jedźcie Go zapisać- powiedziałam do swojego mężczyzny, a ten tylko przytaknął i razem z ciemnowłosą opuścił dom. Od razu odwróciłam się w stronę chłopaka- No to kiedy zamierzasz jej powiedzieć?- zapytałam stając naprzeciwko jego osoby i zakładając ręce pod piersiami.
-Is... to nie jest takie łatwe, ale powiem jej to dzisiaj, albo jutro. Po wyścigu, jeśli Go wygram- powiedział szybko i miotając się w swoich myślach.
-Wszystko będzie dobrze- przytuliłam Go- I nie waż mi się wypaść z toru- westchnęłam.
-Nie wypadnę- objął mnie.
Poczekaliśmy jeszcze kilka minut, po czym wyszliśmy z domu, zamknęliśmy go i wsieliśmy do podrasowanej Mazdy RX-7. Podczas jazdy wyjęłam telefon i napisałam do mamy krótką wiadomość, o treści: "Mamo wybacz mi, ale złamię zasady dzisiejszej nocy". Dlaczego to napisałam? Zawsze tak robię, jeśli wiem, że popełnię jakieś przestępstwo. Po dosłownie chwili byliśmy już na miejscu, wjechaliśmy wgłąb bawiących się ludzi. Lewis zaparkował na starcie, wyszliśmy oboje i dużo osób ucichło jak Go zobaczyło, przez co ja się lekko uśmiechnęłam.
-Widzisz... dawno Cię nie było- podeszłam do przyjaciela.
-Widocznie bardzo tęsknili- stwierdził i oparł się o maskę samochodu- Jeszcze około pięć minut, lepiej idź do Josh'a
-Nie mów mi co mam robić- zaśmiałam się- Pójdę wtedy kiedy będę musiała- oparłam się obok niego.
-Cieszę się, że wtedy przyszłem do Ball & Chain i poznałem jedne z najważniejszych kobiet w moim życiu- uśmiechnął się.
-Też się cieszę, że tam przyszłeś, bądź ostrożny ale zostaw ich z tyłu- powiedziałam do niego kiedy dostałam znak, że muszę już iść.
Odepchnęłam się od samochodu, kurtka spadła mi z jednego ramienia, poszłam w kierunku Josh'a, który czekał na mnie przy filarze. Akurat wtedy z głośników skrytych w bagażniku, jednego z organizatorów, leciało "Bitch Better Have My Money" Rihanny. I jakby niezwykłym zbiegiem okoliczności, zobaczyłam dziewczynę, która jest mi winna dwa tysiące. Spojrzałam na Eve, która przed chwilą pojawiła się obok mnie. Nic nie musiałam mówić przyjaciółka już wiedziała o co chodzi. Poczekałyśmy do startu, dzisiaj była kolej Evelyn, aby wejść na środek i wypuścić samochody. Podeszła do Lewis'a i zdjęła z jego nadgarstka czerwoną bandanę i z lekkim uśmiechem ustawiła się na wyznaczonym miejscu. Mocno złapała materiał, podniosła ręce do góry, a silniki zabrzmiały. Przyjrzała się wszystkim zawodnikom po czym jednym zdecydowanym ruchem upuściła ręce, a samochody ruszyły, a wiatr rozwiał jej włosy, podczas gdy szybko obróciła się, żeby zobaczyć szary dym.
Zawiązała bandanę chłopaka na swoim nadgarstku i podeszła do mnie.
-Idziemy- powiedziałam, wiedząc, że wyścig będzie trwał jakieś dwadzieścia minut, a meta jest tam gdzie start.
-Gdzie idziecie?- zapytał nas Josh.
-Tina tu jest- zmrużyłam oczy i przyciągnęłam Go do namiętnego pocałunku- Zaraz wrócimy, wypatruj Lewis'a- powiedziałam gdy oderwałam się od ukochanego, obróciłam się i poszłam razem z Evelyn w stronę dziewczyny z różowymi włosami. Gdy tak szłyśmy, za nami zebrało się jeszcze parę innych dziewczyn.
Nie zrozumcie mnie źle, w końcu mówiłam, że w naszej paczce jest tylko nasza czwórka i to jest prawda, ale oczywiście mamy swoich sprzymierzeńców i znajomych, praktycznie większość ludzi na takich imprezach nimi jest.
Tina nie jest lubiana przez częste kłamstwa finansowe. Mi była winna tysiąc, ale pieniądze wzrosły, za każdy kolejny dzień, kiedy mi ich nie oddała. Za mną i Evelyn szło jakieś sześć dziewczyn. Znalazłam się przed różową wywłoką. I razem z Rihanną powiedziałam
-Bitch better have my money- ona spojrzała na mnie przerażona i zaczęła grzebać w swojej torebce, dała mi mały rulonik pieniędzy. Rozwiązałam go powoli i dokładnie liczyć- Skarbie... tu jest tylko tysiąc, przecież mówiłam, że za każdy dzień zwlekania z zwrotem ilość będzie rosła- westchnęłam i podałam tysiąc Evelyn- Jeszcze tysiąc- spojrzałam na nią pewna siebie.
-Ale... mam tylko tysiąc- szepnęła, a jej torebka lekko się przechyliła i wypadł z niej kolejny rulonik pieniędzy. Ukucnęłam i podniosłam go i pomachałam jej przed twarzą, a ta jeszcze bardziej się przeraziła- Te są dla kogoś innego...- powiedziała panicznie.
-Tina... nie obchodzi mnie to, nie trzeba było się zadłużać, a tu jest dokładnie tysiąc- powiedziałam po kolejnym przeliczeniu- Chciałaś mnie oszukać?!- prawie krzyknęłam, a dziewczyna spuściła wzrok na ziemię. Podałam pieniądze Eve, odwróciłam się i ruszyłam na swoje poprzednie miejsce.
W takich miejscach trzeba być twardym. To ty ustawiasz wszystkich po kątach, a nie oni Ciebie. To jest ten świat.
Stanęłam z Evelyn obok Josh'a.
-Załatwione?- zapytał.
-No jasne- zaśmiałam się i cmoknęłam Go w policzek.
Wypatrywałam Mazdy z daleka, aż w końcu zobaczyłam jak wyjechała z ostrego zakrętu, a za nim pędził inny samochód, nie obchodzi mnie teraz marka. Obchodzi mnie tylko to żeby Lewis wyhamował. Przez chwilę wszystko było jakby w zwolnionym tempie: krzyczący tłum, muzyka grająca w tle, mój wzrok skierowany na niebieską Mazde.
Wyhamował. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam całego i szczęśliwego Lewis'a wychodzącego z samochodu. Lekko się uśmiechnęłam.
-Idę do niego. Idziesz ze mną?- zapytała Eve.
-Nie, nie... z Josh'em poczekamy tutaj, za dużo tam teraz ludzi- uśmiechnęłam się do niej, a ona od razu czmychnęła w tłum ludzi.
Nagle zauważyłam jakiegoś mężczyznę w kapturze stojącego za wszystkimi samochodami. Przypatrywał się mnie i Josh'owi, który obecnie obejmował mnie od tyłu.
-Josh- powiedziałam nie odrywając wzroku od tajemniczej postaci- Ktoś się nam przypatruje.. znasz tego mężczyznę?- chłopak spojrzał tam, gdzie ja i na moment jego pięść zacisnęła się ja kurtce którą miałam na sobie- Znasz Go- stwierdziłam.
-Jedźmy stąd...- powiedział i poszliśmy w tłum do Lewis'a i Evelyn.
Josh powiedział coś Koreańczykowi na ucho, a ten spojrzał na niego zszokowany. Nie wiedziałam o co chodzi. Lewis wziął Evelyn za rękę i zaprowadził do swojego samochodu, po czym wsiedli i odjechali.
-O co chodzi?- pytam nie rozumiejąc zachowania ukochanego.
-Musimy stąd jechać- pociągnął mnie z daleka od tłumu ludzi i poszliśmy do samochodu chłopaka.
Gdy już mieliśmy wsiadać usłyszałam męski głos.
-Josh, Josh, Josh... jak zawsze uciekasz? wycofujesz się?- powiedziała mężczyzna, którego widziałam wcześniej.
-Nigdy nie uciekałem, pozwoliłeś mi odejść, nie ja to zrobiłem!- prawie krzyknął Josh.
-Każdy trop prowadzi do Ciebie, więc miej się na baczności, bo wróciłem- prawie wykrzyknęła tajemnicza postać, odwróciła się i znikła w ciemności.
Spojrzałam na Josh'a, który nic nie mówiąc po prostu wsiadł do samochodu, zrobiłam to samo co On, po czym odjechaliśmy w stronę domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top