14.
Evelyn POV.
Nigdy nie lubiłam szpitali, ale jestem tu z jednego powodu... Lewis. Leży ciągle na łóżku, jest przytomny, ale zabraniam mu się ruszać z powodu złamanego żebra. Minęły dopiero cztery dni, a do prawidłowego zrośnięcia żebra potrzeba kilka tygodni. Obecnie jestem w kawiarni obok szpitala po kawę, bo w tym sterylnym budynku to nie kawa tylko jakieś siki. Wzięłam dwie mocne kawy i wróciłam do szpitala. Cały czas jestem na kawach, w ogóle nie śpię. Mimo iż jest przytomny i normalnie kontaktuje to boję się go zostawić. Przecież Ci ludzie mogą tu przyjść, a lekarze, recepcjonistka, czy pielęgniarki i tak tego nie zauważą. Weszłam do pokoju w którym przebywał mój chłopak.
-Hej, przyniosłam kawę, ale nie mów pielęgniarką, wiem, że zabiłbyś za dobrą kawę- zaśmiałam się lekko i podałam chłopakowi papierowy kubeczek.
-Dzięki- odwzajemnił uśmiech i zabrał ode mnie przedmiot z gorącym trunkiem, od razu wziął łyka- Boże dzięki...- westchnął zadowolony.
-Wystarczy Evelyn skarbie- usiadłam na krzesełku obok łóżka.
-Już się tak nie przechwalaj- chłopak przewrócił oczami i wziął kolejnego łyka- Wiem, że pisałaś do Josh'a- powiedział.
-Jak wczoraj wychodziłaś po kawę zapomniałaś wziąć telefonu, przyszła do ciebie wiadomość, myślałem, że to Isla, więc wziąłem... Josh wraca, odpisałem mu- podsumował swoją wypowiedź- Czemu mi nie powiedziałaś, że James zniknęła?- zapytał.
-Nie chciałam Cię martwić- westchnęłam- Wszystko dzieje się nie tak jak powinno...
-Niezbadane są cele jakie da nam Bóg- powiedział i dopił kawę do końca, a ja swoją odstawiłam na szafkę nocną- Chodź tu do mnie- przesunął się na łóżku, a ja położyłam się obok niego- Wszystko się ułoży, nie od razu, ale kiedyś na pewno.
Josh POV.
Evelyn: Przyjedź do szpitala, Eve mnie nie opuszcza od kiedy miałem ten "wypadek"~ Lewis
Odczytałem kiedy, znalazłem się na stacji benzynowej. Zatankowałem do pełna, zostały mi około dwie godziny jazdy, bez korków godzina szybką jazdą.
Nie mogę się doczekać kiedy przytulę Evelyn i Lewis'a i oczywiście muszę odnaleźć Isla'e. Jeśli ten drań coś jej zrobił... nie chcę nawet o tym myśleć.
Wsiadłem do samochodu, odpaliłem i ruszyłem w dalszą drogę. Przypomniało mi się to jak Is zareagowała na mój powrót z Brazylii:
Kiedy tylko wjechałem do Miami poczułem się jak w domu, mimo iż pochodzę z Kalifornii to naprawdę na Florydzie jest mój dom. Ciężko mi było bez mojej miłości przy moim boku, ale jednocześnie bardzo cieszyłem się, że nie jechała ze mną. Tylko bym naraził ją na niebezpieczeństwo.
Pojechałem do najbliższej kwiaciarni i kupiłem bukiet, nie lubi za bardzo takich rzeczy ale co mi szkodzi.
Podjechałem do swojego domu, gdzie zauważyłem Yamahę Isla'y. Zaparkowałem i wyszedłem z samochodu razem z bukietem krwisto czerwonych róż, otworzyłem drzwi i zobaczyłem dziewczynę w krótkich dżinsowych spodenkach, jasno różowej bluzeczce z koronki przez którą prześwitywał jej biały stanik, na uszach miała różowe słuchawki nauszne i tańczyła razem z odkurzaczem. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
-Isla- powiedziałem ale dziewczyna mnie nie słyszała, przez głośno puszczoną muzykę.
Oparłem się ramieniem o ścianę i przypatrywałem się temu jak moja kobieta tańczy i raczej nie byłbym mężczyzną gdybym nie zawiesił oka na tych pośladkach.
Po chwili dziewczyna wyłączyła muzykę, obróciła się i jej oczy zetknęły się z moimi. Zasłoniła usta dłonią, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
-Dlaczego płaczesz kochana?- zapytałem i podszedłem do niej i otarłem słone łzy.
-Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś, to jest sen- powiedziała zszokowana.
-Jestem tu Is, to nie sen. Przestań płakać- mocno ją przytuliłem.
-To łzy szczęścia. Tak bardzo się cieszę. Kocham Cię tak mocno- westchnęła.
Na chwilę zamknąłem oczy i mocniej przycisnąłem kobietę do siebie.
-Postaram się już nie wyjeżdżać nigdzie bez Ciebie...
***
Nie wiem nawet kiedy dojechałem do Miami. Od razu skierowałem się do szpitala. Pielęgniarka od razu podała mi numer pokoju, bo tamta dwójka zapomniała mi go napisać. Wszedłem do pokoju, gdzie obok Lewis'a leżała Evelyn. Lekko się uśmiechnąłem na ten widok. Podszedłem do łóżka i zauważyłem, że oboje śpią. Znając życie dziewczyna nie spała od kiedy jej ukochany trafił do szpitala, a On musi wypoczywać.
Ehh... nie mogę się doczekać kiedy przytulę, pocałuje moją Is, która jak zawsze będzie pachniała Dior Poison*.
Wziąłem kartkę z torebki Evelyn, zawsze miała ze sobą zeszyt jak i długopis. Napisałem krótką notkę o tym, że jadę do Pani James, mamy mojej dziewczyny.
Wiem, że może nie powinienem tego jej mówić, ale zasługuje na to, w końcu to jej matka.
Doskonale wiem, że Isla jest w rękach Robert'a. Nie daruje mu tego.
Wyszedłem ze szpitala, znowu wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę domu Is.
_______
* Dior Poison ~ perfum ~ śliwka zanurzona w kotle różanej słodyczy, miodu i wanilii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top