11.

Zeszłam na dół po tym jak dostałam wiadomość od Evelyn o treści "Nie, żadnych wieści, przykro mi". Tak, jest mi też jest przykro. 
Szczerze to naprawdę nie wiem czemu odjechał. Przecież Robert jeszcze nie zaczął nam nawet grozić, bądź cokolwiek. Może po prostu wiedział co nam grozi? Sama już nie wiem co o tym sądzić. 
Chłopcy siedzieli w salonie i prawdopodobnie grali na konsoli. Poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody, po czym weszłam do salonu i usiadłam na kanapie obok Kieran'a, bo Ross rozsiadł się na podłodze. Przyglądałam się ich grze i graczom. Spojrzałam na swojego brata, który z językiem na wierzchu i lekko przygryzionym przez zęby siedział z oczami wlepionymi w ekran, łokcie trzymał przy swoich bokach, a szyje miał lekko wyciągniętą, do tego siedział po turecku, wyglądał trochę jak małe dziecko. Mój wzrok pokierował się teraz na mężczyznę obok mnie, siedział spokojnie, był skupiony na grze, ale nie było widać, że przywiązywał do tego jakąś wagę, tak jak to robił Ross. 

-Cholera! Znowu...- jęknął Ross i przetarł dłońmi twarz. Spojrzałam na telewizor i zobaczyłam wynik. 

-Kiedyś wygrasz... ale nie ze mną- powiedział Kieran trącając przyjaciela kolanem w ramię, które były praktycznie obok siebie. 

-Fajnie wiedzieć- powiedział i obrócił się w jego stronę, dopiero teraz mnie zauważył- Już lepiej się czujesz?- zapytał Ross. 

-Tak, tak, po prostu... przypomniałam sobie coś- lekko się uśmiechnęłam. 

-Nie kupuję tego, ale dobra...  zagrasz ze mną?- zapytał z nadzieją w oczach. 

-A jesteś gotowy na porażkę?- zapytałam unosząc brwi do góry. 

-Może i jestem gorszy od Pana Wytatuowanego, ale nie będę gorszy od kobiety, która pewnie nigdy w dłoni broni nie miała- powiedział, a ja miałam ochotę się śmiać. Zabrałam dżojstik Kieran'owi i odpaliłam grę w której trzeba było zabić drugiego gracza. Wcześniej usiadłam tak, aby być idealnie naprzeciwko ekranu, oparłam się i gra się zaczęła. 

Ross może zabił mnie z dwa razy... ale ja i tak wygrałam, zabijając jego postać z 8 razy. Chłopak położył dżojstik na stoliku i z naburmuszoną miną poszedł do kuchni, co było dość zabawne, w końcu on ma 30 lat. Pokręciłam zrezygnowana głową z lekkim uśmiechem na twarzy. 

-Taa... czasami zachowuje się jak dziecko- powiedział Kieran. 

-Pan Wytatuowany- zaśmiałam się o spojrzałam na niego. 

-Przestań- przewrócił oczami. 

-Fajne przezwisko- wyciągnęłam ręce do góry w celu przeciągnięcia się, w wyniku czego usłyszałam swoje "strzykające" kości.

-A jakie ty masz?- zapytał. 

-Nie mam... Josh nazywał mnie Is, skrót od imienia, ale przezwiska nigdy nie miałam- wzruszyłam ramionami i upiłam łyka swojej wody. 

-Nie mów o nim, nie wspominaj jego imienia, bo nigdy nie pozbędziesz się tego uczucia i będziesz wiecznie rozpaczać- powiedział i wstał- Ja już pójdę- spojrzał na zegarek. 

-Dobrze- westchnęłam i również wstałam. Chłopak ruszył w stronę drzwi, założył buty i wyszedł mówiąc "Do Zobaczenia". A ja weszłam do kuchni. 

-Podobasz mu się- powiedział Ross, mrużąc oczy- I nie wiem dlaczego

-Chyba nie rozumiem- spojrzałam na niego zdezorientowana. 

-No wiesz, Kieran'owi podobają się silne, umiejące sobie poradzić kobiety, a ty coraz częściej pokazujesz, że taka nie jesteś i to wszystko przez wyjazd Josh'a?- zapytał. 

-Skąd wiesz o jego wyjeździe?- zapytałam, bo o ile wiem to nie mówiłam mu nic o tym. 

-Ściany mają uszy- odpowiedział krótko i ruszył do swojego pokoju.  

Czy tylko mi się tak wydaje czy tu zaczyna się robić coraz bardziej dziwnie? 

Zadzwonił telefon, poszłam w jego kierunku i podniosłam słuchawkę. 

-Isla James- powiedziałam, co miałam w zwyczaju. 

-Cześć skarbie, za jakieś 10 minut będę w domu, otwórz mi bramę- usłyszałam mamę. 

-Tak, jasne- powiedziałam i odłożyłam słuchawkę. 

Wyszłam z domu i otworzyłam bramę od ulicy, widząc na drugiej stronie ulicy Evelyn, która po chwili do mnie podbiegła. 

-Nie mówiłaś, że przyjdziesz- powiedziałam i razem z nią udałam się do środka. 

-Nie miałam takiego zamiaru- powiedziała poważnie.

-Przejdź do rzeczy- po jej wyrazie twarzy wiedziałam, że nie przyszła tu bez powodu. 

-Mamy zlecenie na kradzież- zagryzła dolną wargę- Mamy to zrobić jutro.

-Nie mam teraz do tego głowy- westchnęłam- Ale dobra... mów

-Jutro w nocy, czarna Yamaha z parkingu obok plaży. Jej właściciel będzie na South Beach, na imprezie. 

-Dobra... ty zagadujesz i bierzesz do tańca, będzie tłum ludzi, więc pewnie nie zdziwi się jak, ktoś na niego wpadnie, zabiorę mu kluczyki kiedy będziesz z nim tańczyć. Potem Lewis zrobi szum, że jesteś jego dziewczyną i tak dalej, wtedy ja ukradnę Yamahe. Trzeba ją dowieść tam gdzie zawsze?- dziewczyna przytaknęła.

-Isla... nie znienawidź mnie za to co teraz powiem, ale musisz wiedzieć, że bardzo możliwe jest to, że Josh może już nie wrócić- powiedziała. 

-Nawet tak nie mów...- Eve mi przerwała.

-Zrozum, jeśli Robert za nim pojechał, to jest Josh przeciwko całemu gangowi- wytłumaczyła- A Robertowi zależy na jego śmierci, a potem prawdopodobnie będzie się żywił naszym cierpieniem, albo nas zabije- powiedziała po czym wstała, lekko mnie przytuliła i wyszła z domu. 

Zagryzłam mocno swoją wargę, aż do krwi, która powoli rozlewała się w mojej jamie ustnej. Drzwi znowu się otworzyły i usłyszałam buty na obcasie, co znaczy, że mama wróciła. Chwilę z nią porozmawiałam i powiedziałam, że Josh musiał wyjechać w sprawach rodzinnych, aby czasami się nie pytała "Gdzie jest Josh?", co miała w zwyczaju jak nie widziała Go dłuższy czas. W jej oczach byliśmy nierozłączni i idealnie do siebie dopasowani. Co w sumie chyba jest prawdą... chyba. Teraz to już sama nie wiem. Dałam jej naleśniki, które zostawiłam specjalnie dla niej. 

-Pójdę do pokoju, dawno tam nie sprzątałam- uśmiechnęłam się lekko i szybkim krokiem znalazłam się na schodach, a potem w swoim pokoju na końcu korytarza. Zakluczyłam się, aby nikt mi nie przeszkadzał. Starłam wszystkie kurze i poukładałam nowe zdjęcia w tym jedno z Ross'em, które zrobiłam na plaży. Nim spostrzegłam było już ciemno na dworze, otworzyłam okno, aby przewietrzyć pokój od zapachu detergentów. Od kluczyłam drzwi i poszłam wziąć szybki prysznic biorąc ze sobą swoją prowizoryczną piżamę, dzisiaj nigdzie nie jadę, nie mam ochoty. Umyłam się, wytarłam włosy ręcznikiem i brałam na siebie bluzkę Josh'a. Powolnym ruchem przeszłam obok pokoju mamy, zajrzałam do środka, śpi jak zabita, zawsze miała mocny sen. Zeszłam na dół, do kuchni, wypiłam szklankę wody, minęłam na schodach Ross'a, który gdzieś wychodził, słyszałam jeszcze tylko jak zakluczył drzwi wejściowe, tak jak Go prosiłam. Weszłam do pokoju i od razu ruszyłam zamknąć okno, ale na parapecie, który bardzo starannie wyczyściłam i specjalnie zostawiłam trochę mokry, aby wysechł w naturalny sposób zobaczyłam odcisk podeszwy buta. 

-Co do...- nie skończyłam, bo ktoś zasłonił mi usta dłonią i popchnął na ścianę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top