Słoneczne dni.

Magnus obudził się, czując na sobie promienie wiosennego słońca i otworzył oczy. Uśmiechnął się lekko, widząc promienie przebijające się przez zasłony. Już wiedział, że ten dzień będzie jednym z udanych. Może dlatego, że była piękna pogoda, a może dlatego, że zaraz odwiedzi go Alec. Nie był do końca pewny. Oparł się o zagłówek, półleżąc na łóżku i wziął do ręki telefon, sprawdzając godzinę. Okazało się, że do przyjścia Nocnego Łowcę zostało dziesięć minut, więc szybko zerwał się z łoża i pobiegł dokładnie umyć zęby. Po wykonaniu tej porannej czynności, znów ułożył się na łóżku, przykrywając się kołdrą do pasa. Alec miał przyjść za kilka minut, a on musiał wyglądać wiarygodnie. Położył się tyłem do drzwi, zamykając oczy. Po chwili usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, a potem ciche kroki. Nie widział Nocnego Łowcy, ale wiedział, że ten widząc śpiącego czarownika, waha się przy wejściu do pokoju, by za chwilę oprzeć się o futrynę. Magnus otworzył oczy, przekręcając się na plecy i oparł o zagłówek, lekko podnosząc się do góry.

— O Alec, już jesteś.— Czarownik uśmiechnął się szeroko, patrząc na chłopaka stojącego dalej w tym samym miejscu.

—  Myślałem, że śpisz —  powiedział cicho, również się uśmiechając. Podszedł do łóżka i szybko usiadł czarownikowi na kolanach.

Objął go rękami za szyję, przybliżając swoje usta do warg kociookiego, ale zręcznie je wyminął i cmoknął go czule w policzek. Ten mruknął cicho, marszcząc brwi i złapał chłopaka w talii. Nocny Łowca położył tylko głowę na ramieniu mężczyzny, przejeżdżając nosem po jego szyi.

—  Co będziemy dzisiaj robić Mags? —  Cmoknął go w szyję.

— Myślałem, że moglibyśmy się przejść — powiedział. —  Jest przepiękna pogoda i szkoda siedzieć w domu.

Alec wyprostował się, siedząc na kociookim i uśmiechając się.

— Jestem za, możemy wziąć koc i iść do Central Parku.

Magnus kiwnął głową, uśmiechając się. Nocny Łowca położył ręce na nagich barkach czarownika i znów go pocałował. Ten przedłużył pocałunek, wplatając jedną rękę we włosy chłopaka. Kilka minut później Alec leżał pod Magnusem, bez koszulki, a obaj dyszeli ciężko. Nagle Podziemny odsunął się szybko.

— Jeśli znowu będziesz mnie kusił to nie wyjdziemy stąd do jutra Alexandrze — powiedział, zmierzając do swojej garderoby. — Daj mi pół godziny i idziemy.

— Jeśli będziesz tak długo się ubierał to do jutra stąd nie wyjdziemy. — Alec krzyknął za nim, śmiejąc się.

Po wejściu do pomieszczenia czarownik od razu znalazł strój odpowiedni na dzisiejszy dzień. Ubrał obcisłe, materiałowe spodnie o kolorze szarym, oraz granatowo-fioletową koszulę odpiętą prawie do pępka (którego nie posiadał), włożoną w spodnie. Na szyję nałożył jeszcze kilka naszyjników, a na ręce bransolety, oraz pierścienie. Nałożył szybko mocny makijaż, z kolorowymi cieniami i kreską podkreślającą jego kocie oczy. Włosy zaczesał na bok, farbując końcówki na różowo i był gotowy do wyjścia.

— Idziesz już? Spakowałem wszystko — krzyknął Alec.

— Już idę kochanie. — Magnus ruszył do wyjścia, uśmiechając się. W przedpokoju zobaczył Aleca, z torbą na ramieniu. Złapał jego wolną dłoń i razem wyszli na zatłoczoną ulicę Nowego Jorku.

*

Po wejściu do parku, do uszu czarownika doszły tylko wrzaski dzieci, oraz krzyczących na nich rodziców. Skrzywił się, posyłając pogardliwe spojrzenia rodzicom, uganiającym się za swoimi dziećmi. Jednak, gdy zobaczył szczęśliwe spojrzenie Aleca, szybko zmienił wyraz twarzy. Cieszył się, że chłopakowi nie przeszkadza hałas i uśmiechnął się, patrząc na niego z boku. Chłopak ciągnął go za rękę, prowadząc w nieznanym podziemnemu kierunku, na co ten zmarszczył brwi.

— Gdzie mnie prowadzisz Groszku? — szepnął mu do ucha, powodując gęsią skórkę na jego karku.

— Znam takie jedno ładne miejsce, zaufaj mi. —  Alec cmoknął go szybko w policzek, rumieniąc się. Był taki uroczy, kiedy jego policzki robiły się czerwone, wyglądał wtedy jak mały, niewinny chłopak.

— Zawsze kochanie — powiedział, dając prowadzić się w nieznane czarownikowi miejsce. Ufał mu w sprawie swojego życia, dlatego mógł dać się prowadzić nawet z zamkniętymi oczami. To chyba zaleta miłości. Ufa się tej osobie bezgranicznie i zawsze.

Kilkanaście minut później doszli już do starszej części parku, w której czarownik nigdy nie był. Mimo że mieszkał w Nowym Jorku tyle lat, nawet nie kojarzył tej części parku. Nagle Nocny Łowca wyrwał go z głębokich przemyśleń, ciągnąc w stronę małego lasku, zbaczając ze ścieżki.

— Zaczynam się trochę niepokoić Alexandrze.— Magnus zaśmiał się nerwowo, gdy chłopak prowadził go między drzewami.

— Wytrzymaj jeszcze chwilę, prawie jesteśmy. — Alec skutecznie go uciszył, przyśpieszając.

Za chwilę wyszli na niewielką polanę. Z każdej strony była zasłonięta drzewami, a przecinał ją mały strumyk. Wszędzie rosły różnokolorowe kwiaty, oraz krzewy.

— Podoba Ci się? Jeśli nie możemy wrócić...

— Jest cudowna.— Magnus oniemiał z zachwytu. — Śmieszy mnie to, że mieszkam tutaj już tyle lat, a jeszcze jej nie widziałem.

— Wreszcie udało mi się cię zachwycić. — Alec zaśmiał się.

— Codziennie mnie zachwycasz Alexandrze. — Magnus szybko przyciągnął do siebie Nocnego Łowcę, złączając razem ich wargi. Alec za chwilę skończył pocałunek. Czarownik przewrócił oczami, podążając już za oddalającym się chłopakiem.

*

Magnus uwielbiał takie dni. Uwielbiał spędzać czas z Aleciem, chodzić z nim na spacery, lub leżeć oglądając telewizję. Uwielbiał być blisko niego. Zauważył, że gdy chłopaka nie ma obok, posiłki nie smakują tak dobrze, a słońce nie świeci tak jasno. Uwielbiał Aleca.

— O czym tak myślisz? —  zapytał się Nocny Łowca, leżąc na klatce piersiowej mężczyzny i uważnie mu się przyglądając.

— O niczym szczególnym — zaśmiał się, patrząc na chłopaka spod przymrużonych powiek. — Tak naprawdę to o tobie.

— O mnie? Jestem nikim szczególnym? — Młodszy spochmurniał, spuszczając wzrok.

— Oj, Alec. Powiedziałem tak, bo cały czas myślę tylko o tobie, nie powinno cię to dziwić.— Magnus złapał podbródek nastolatka, unosząc go.

— Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? — zapytał speszony.

— O czym ty mówisz? — Magnus intensywnie myślał, nie wiedział o co chodziło chłopakowi.

— Po prostu myślałem, myślałem, że jesteśmy nawet czymś więcej. — Cicho powiedział Alec, rumieniąc się. — Wczoraj powiedziałeś, że dzielisz się tym — wskazał na swoje oczy robiąc dziwny ruch — że pokazujesz to tylko najbliższym przyjaciołom.

— O to ci chodziło? — Czarownik uśmiechnął się łagodnie, siadając, co zrobił również Nocny Łowca.

— Przepraszam to było głupie, nie powinienem, zapomnij...

Podziemny na słowa Aleca, ukazał mu swoje złote kocie oczy, na co ten wstrzymał oddech.

— Mogłeś poprosić, myślałem, że nie chcesz ich widzieć - powiedział, zastępując swoje kocie oczy, zwykłymi o brązowych tęczówkach.

— Są piękne, dlaczego je chowasz?

— To cześć mnie, która pokazuje, że w połowie nadal jestem demonem. —  Westchnął. — Poza tym, ludzie chyba dziwnie by się na mnie patrzyli, nie sądzisz?

— I tak patrzą. — Alec zaśmiał się cicho, a widząc pogardliwe spojrzenie mężczyzny, roześmiał się na dobre. Magnus zrobił tylko swoją groźną minę i wyciągnął ręce przed siebie, aby męczyć chłopaka łaskotkami. Ten położył się na plecach nie mogąc przestać się śmiać, a czarownik mimo jego protestów dalej go łaskotał.

— Właśnie to się nazywa gniew czarownika, mały Nocny Łowco, teraz będziesz cierpiał!

Do późnego wieczora śmiali się, całowali i rozmawiali, aby potem wrócić do domu, usypiając w swoich ramionach.

Hejka, hej! Podoba mi się ten rozdział, taki uroczy jest na swój sposób. ❤️ Powiem wam jeszcze, że na przyszły tydzień szykuję coś specjalnego, czekajcie cierpliwie bo serio się opłaca. 😊

PS. Pisanie tej niespodzianki może zająć mi więcej niż tydzień, więc w międzyczasie będą też bonusy!

DOBRA PO ZWIASTUNIE SHADOWHUNTERS I 'GET OUT' MAGNUSA UMIERAM, NO JAK ZYC

Do następnego
Misheve ✨

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top