Problemy Aleca. 1/2

Alec przemierzał zalane ulice Nowego Jorku, czując złość i obrzydzenie samym sobą. Przyśpieszył kroku, chcąc uciec od deszczu dudniącego o jego ciało. Jego myśli wciąż skupione były na tym co zrobił, nie ważne jak bardzo chciałby o tym zapomnieć. Jocelyn z wyrwanym sercem i załamana twarz Clary, przypominały mu cały czas o tym co zrobił. Nie mógł patrzeć teraz jej w oczy, ani nikomu innemu w Instytucie. Wszyscy pewnie uważali go za mordercę, który wpuścił demona. Potrząsnął głową w roztargnieniu, odganiając czarne myśli. Zaczął biec, widząc w oddali budynek, w którym mieszka jedyna osoba do której mógłby się teraz udać. Ostatni dystans do apartamentu Magnusa, Alec pokonał niemal w kilka sekund. Wbiegł po schodach poślizgując się i prawie wywracając. Zdyszany z mokrymi włosami i przeciekającą kurtką, stanął przed drzwiami czarownika. Nagle ogarnęły go wątpliwości. Co jeśli Magnus nie chce go widzieć? Może zajmuje się jakimiś czarodziejskimi rzeczami i Alec zwyczajnie by mu przeszkadzał? Po chwili wahania, ogarnięty dziwną chęcią zobaczenia kociookiego, zapukał do drzwi. Nie zdążył nawet doliczyć do trzech, a już usłyszał kroki czarownika. Po pięciu sekundach był już mierzony przenikliwym wzrokiem Magnusa. Gdy ten go zobaczył, zrobił tylko zmartwioną minę i otworzył szerzej drzwi.

— Alexandrze... Co się stało?— Alec poczuł, że węzeł w jego brzuchu rozwiązuje się, poczuł ulgę, że Magnus nie jest na niego zły.
— Ja, ja nie mogę być w Instytucie — powiedział cicho.— Nie wiem, czy teraz ktokolwiek mi wybaczy, po tym co zrobiłem.— Nocny Łowca spuścił wzrok na podłogę i poczuł cisnące się do jego oczu łzy.
— Och Alec, wejdź — powiedział łagodnie kociooki, aby nie spłoszyć chłopaka.

Nocny Łowca wszedł do przedpokoju, ściągnął buty i mokrą kurtkę. Cały czas czarownik lustrował go wzrokiem i ani to, ani niezręczna cisza panująca w pomieszczeniu nie dodawała mu odwagi.

— Jesteś cały mokry, zaraz przyniosę ci coś do przebrania.— Po długiej ciszy w końcu odezwał się Bane.
— Um, ja... Dobrze.

Czarownik posłał mu ten jego piękny uśmiech i zniknął w swojej sypialni. Tymczasem Alec pomaszerował do salonu i postanowił rozejrzeć się po pokoju. Całe pomieszczenie, jak i mieszkanie było dzisiaj urządzone w stylu wiktoriańskim. Ciemne tapety, bordowe kanapy oraz mroczne dodatki nadawały pomieszczeniu klimatu. Mokra koszulka sprawiała, że chłopakowi powoli zaczynało być zimno, więc bez zastanowienia ściągnął ją przez głowę. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł czarownik, a Nocny Łowca zauważył jak w panującym półmroku na zaledwie ułamek sekundy, zaświeciły się złote, kocie oczy.

— Uwielbiam jak tak robisz Alexandrze.— Magnus uśmiechnął się zawadiacko i zaczął podchodzić do chłopaka nie spuszczając wzroku z jego torsu.
— Ja...- Zaczął się plątać, co wywołało lekki śmiech starszego. — Cieszę się — powiedział w końcu Alec i uśmiechnął się nieśmiało. Czarownik przyglądał mu się jeszcze kilka sekund, po czym wyciągnął rękę, w której trzymał błękitną koszulkę.
— Weź, pasuje do twoich oczu.— Alec przyjął ją, rumieniąc się na słowa Magnusa i z wahaniem założył t-shirt.
— Powiesz mi co się stało?— zapytał w końcu z niepewnością kociooki i wyciągnął swoją dłoń, aby dotknąć ramienia Nocnego łowcy. Chłopak skinął głową i ku zaskoczeniu czarownika złapał go za rękę i pociągnął lekko w stronę kanapy

*

— Przecież to nie twoja wina — powiedział łagodnie czarownik, głaszcząc go po dłoni. Alec jednak w to nie wierzył, wiedział że Magnus mówi tak, żeby go pocieszyć. Poczucie winy coraz bardziej go dołowało. Teraz pewnie wszyscy myślą, że uciekł bo nie może pogodzić się z tym, co zrobił. Jego ponure rozmyślania przerwała ręka jego towarzysza, zsuwająca się na jego kolano. Przełknął ślinę, czując dziwne mrowienie w żołądku i dreszcze, które przeszły po jego ciele, gdy Bane go dotknął.

— Wpuściłem demona do Instytutu, Magnusie. —Popatrzył na niego z obawą. Bał się, że czarownik uzna go za nic wartego, użalającego się nad sobą Nocnego Łowcę, który nie umie sobie poradzić z demonem.

— Alexandrze... —Magnus przejechał dłonią na udo chłopaka, co wywołało przyśpieszony oddech i rumieńce na twarzy Aleca. — Nie myśl teraz o tym, dobrze?

Młodszy skinął tylko głową, ponieważ przesuwająca się ręka kociookiego z powrotem na kolano była za bardzo ważna.

—Jesteś teraz tutaj. —Położył rękę na policzku Aleca, drugą nadal trzymając na jego kolanie.— Ze mną. Emocje szarpiące chłopakiem oraz dotyk mężczyzny pozwoliły mu tylko na nieśmiały uśmiech.

— Mógłbym, mógłbym u ciebie zostać na jakiś czas? — Wyjąkał speszony, uciekając wzrokiem od pięknych oczu czarownika.

— Wiesz przecież, że zawsze jesteś tutaj mile widziany. — Magnus pogłaskał go kciukiem po policzku. Alec uświadomił sobie jak bardzo chciałby teraz pocałować kociookiego i zatopić się w jego uścisku. W momencie, gdy uświadomił sobie co pomyślał, jego twarz oblał kolejny rumieniec, przyciągając przenikliwy wzrok Magnusa.

— Dobrze, dziękuję — odpowiedział nagle pewny siebie i zbliżył twarz do czarownika, oplótł go rękami za szyję i delikatnie połączył ich usta.

Chłopak wcale nad tym nie myślał, był zdziwiony samym sobą, że jego nieśmiałość pozwoliła mu na to. Magnus uśmiechnął się w usta Nocnego Łowcy i przyciągnął go bliżej siebie, pogłębiając pocałunek. Pochylił się nad nim sprawiając, że ich ciała były bardzo blisko siebie. Alec zdecydował się na kolejny szalony ruch i delikatnie, wsunął swoje dłonie pod koszulę czarownika. Ten również nie był mu dłużny, łapiąc go za biodra i przyciągając jeszcze bliżej siebie, co wywołało cichy jęk chłopaka. Kilka minut później Magnus półleżał już na Alecu, całując go po szyi. Po zrobieniu swojego dzieła, znów przeszedł ustami na jego. W tym samym czasie młodszy usłyszał dźwięk otwieranych drzwiami, ale zignorował to i jęknął, gdy ręka kociookiego wylądowała na jego udzie.

— Magnusie! — Usłyszeli szybki stukot obcasów i damski dziwnie znajomy dla Aleca głos. —Potrzebuję twojej pomocy.

Obydwoje oderwali się od siebie, ciężko dysząc ze spuchniętymi od pocałunków ustami. Gdy Nocny Łowca uświadomił sobie czyj głos usłyszał, jego twarz przybrała kolor buraka.

— Izzy. — Chłopak patrzył na swoją siostrę w zdumieniu i zastanawiał się, co ona tutaj robiła. Był tak speszony, że czym prędzej odsunął się trochę od czarownika. Ten jednak nie przejęty był tym co się wydarzyło i znów położył rękę na kolanie młodszego, co wywołało u niego dreszcz przeszywający całe ciało. Dziewczyna zauważyła ruch kociookiego i wygięła usta w dużym uśmiechu.

— W czym mogę ci pomóc Isabelle? — Magnus wstał z kanapy, podchodząc do Nocnej Łowczyni. Alec chcąc nie chcąc podążył za nim.

— Mógłbyś zerknąć na moją ranę? — Powiedziała niepewnie, a chłopak zdziwił się, ponieważ nie często można zobaczyć nie pewną siebie Iz. — Runy nie pomagają, a jutro jest misja do Cytadeli, o której zawsze marzyłam, aby wziąć udział. — Alec jako jeden z nielicznych wiedział, że jego siostra marzy, aby spotkać Żelazne Siostry. Kiedyś chciała nawet nią zostać, więc doskonale rozumiał dlaczego poprosiła o pomoc jego chłopaka.

— Oczywiście.

— Muszę zdjąć koszulkę, więc mam nadzieję, że jesteś pewny swojej orientacji — powiedziała z rozbawieniem, zerkając to na chłopaka, to na czarownika. Policzki  Nocnego Łowcy przybrały kolor buraka, gdy obydwoje wybuchnęli śmiechem.

— Nie martw się. — Posłał niebieskookiemu długie spojrzenie. —Teraz moja nazwa orientacji to tylko i wyłącznie Alexander — zaśmiał się, a Nocny Łowca znowu poczuł nagły ucisk w dole brzucha.

Siostra Aleca ściągnęła koszulkę ukazując im dużą, kłutą ranę z wypływającą z niej czarną mazią. Magnus zmarszczył brwi w zamyśleniu, a młodszy się przeraził.

— Jest aż tak źle? —zapytała z obawą Izzy, spoglądając przez ramię na brata.

— Spokojnie, nie ma się czym martwić — uprzedził Aleca czarownik. — Wyleczę cię.

*

Po pożegnaniu się już ze zdrową Isabelle, Nocny Łowca widział, że z Magnusem nie jest dobrze. Był strasznie blady, i co chwilę chwiał się na nogach jakby miał zemdleć.

 —Nic mi nie jest Alexandrze. Naprawdę wszystko w porządku — odpowiedział czarownik na zmartwione spojrzenie chłopaka, posyłając mu słaby uśmiech.

— Widzę przecież, że źle się czujesz. —Alec podszedł do niego i objął w talii. —Może trochę odpoczniesz?

Czarownik pokiwał głową, opierając się o towarzysza. Nocny Łowca przepełniony był troską o kociookiego. Nie chciał, aby coś mu się stało. W tym momencie wspomnienia z opętania wróciły z podwójną siłą. Jocelyn z wyrwanym sercem, zakrwawiona ręka i przerażona twarz Clary. Chłopak zamknął oczy odganiając myśli. Musi teraz pomóc swojemu czarownikowi.

Sypialnia Magnusa nie była tak duża jak przypuszczał Nocny Łowca. W centralnej części pomieszczenia stało wielkie, podwójne łóżko okryte bordową narzutą. Znajdowała się tam jeszcze komoda, podłużne lustro i kanapa z której przez okno można było podziwiać piękny widok na Nowy Jork. Posadził czarownika na łóżko tak, że ten półleżał opierając się o zagłówek.

—Potrzebujesz czegoś Magnusie? — zapytał nieśmiało, stojąc obok drzwi. Ten uniósł powieki, ukazując swoje piękne, złote, kocie oczy.

— Potrzebuję ciebie, połóż się koło mnie Alexandrze. — Na policzkach chłopaka wykwitły rumieńce, ale zaraz się opanował, ściągnął koszulkę na co kocie oczy czarownika zalśniły, podszedł do łoża i lekko położył się koło swojego chłopaka.

Leżeli naprzeciwko siebie, patrząc na siebie. Tak po prostu. Nie było w tym żadnej niezręczności, chociaż spojrzenia były bardziej intymne nawet od pocałunków. Alec lustrował wzrokiem tak znaną twarz Magnusa, zaczynając od czarnych potarganych włosach, poprzez cudowne, złote oczy o poprzecznych źrenicach, kończąc na idealnych malinowych ustach, tak pasujących do jego. On był taki piękny. Dlaczego akurat wybrał sobie zwykłego, szarego Aleca? W tym momencie uświadomił sobie jak wielkie ma szczęście.

 — Twoje oczy są piękne. — Odezwał się po pewnej chwili Nocny Łowca, rumieniąc się. - Musisz pokazywać mi je częściej.

— Myślę, że twoje jednak są piękniejsze. — Magnus uśmiechnął się.

Chłopak poczuł przechodzące go dreszcze. Czarownik chyba zobaczył jak na niego działa, więc uśmiechnął się łobuzersko.

— Wiesz co możesz zrobić, żebym poczuł się lepiej? — zapytał Aleca po chwili. On wiedział doskonale, co starszy ma na myśli. Usiadł, a następnie oparł się rękami po obydwu stronach głowy kociookiego. Uśmiechnął się nieśmiało i z płonącymi policzkami złożył delikatny pocałunek na ustach Magnusa. Ten jedną rękę wplótł mu we włosy, a drugą położył na jego plecach. Pogłębił pocałunek, trzymając chłopaka mocno za biodra, powodując tym samym cichy jęk ze strony Nocnego Łowcy. Alec postanowił nie być dalej takim nieśmiałym, niewinnym i uroczym chłopakiem, za którego uważał go jego towarzysz, więc trzęsącymi się rękami zaczął odpinać koszulę czarownika. Starszy uśmiechnął się w usta niebieskookiego i usiadł pozwalając, by ściągnął mu koszulę. Teraz to Nocny Łowca był na dole, przyciągając Magnusa w pocałunku, oraz badając zarys jego mięśni na plecach. Czarownik wydał z siebie głęboki pomruk, przechodząc ustami do torsu chłopaka. Tworzył ścieżkę pocałunków od piersi, a gdy był blisko podbrzusza oczy młodszego rozszerzyły się, a serce przyśpieszyło. Palce czarownika delikatnie zahaczyły o pasek spodni, a chłopak zacisnął ręce na jego ramionach, czując skurcz w podbrzuszu.

— Nie, ja... Magnusie — wyjęczał chłopak, gdy kociooki znów dotknął paska jego spodni. Ten popatrzył na niego z łagodnością, widząc w jakim stanie jest chłopak zaprzestał swoich działań i usiadł obok niego.

— Hej, Alec... Dobrze, rozumiem.— Pogłaskał go po dłoni. Nocny Łowca czuł się teraz strasznie. Magnus pewnie uważał go teraz za jakąś cnotkę, którą w sumie jest. Westchnął tylko i popatrzył na czarownika.

—  Przepraszam Magnusie. — Jego policzki znów pokryły się purpurą. Przeklnął w myślach, bo jego rumieńce doprowadzały go do szału.

— Może pójdziemy spać? Musisz odpocząć — odpowiedział, schodząc z łóżka.

— Dobrze, ale gdzie ty idziesz? — Uniósł brew, patrząc na Aleca stojącego obok drzwi. Czy on chciał, żeby chłopak z nim spał? Nagle w jego brzuchu do życia wzbudziło się stado motyli. Nigdy nie spał z nikim w łóżku. No chyba, że z Izzy dawno temu. Gdy miała koszmary zawsze przychodziła do pokoju Aleca, prosząc żeby ten z nią spał. Ale to było co innego, to Magnus. Jego brokatowy, ekstrawagancki czarownik —chłopak.

— Ja... um, idę spać na kanapę.

— Wracaj tutaj i się kładź — powiedział groźnie, a młodszy jakby tylko na to czekał, położył się pod kołdrą obok kociookiego. Pierwszy raz będzie spał całą noc z kimś w łóżku. Czuł się dziwnie, ale jednocześnie był też szczęśliwy.

— Dobranoc Magnusie. — Poczuł jak oczy same mu się zamykają i odwrócił się plecami do czarownika. On jednak przysunął się i objął chłopaka, przyciskając tors do jego pleców i chowając głowę w jego ramieniu.

 — Dobranoc Alexandrze.

Witam w pierwszym opowiadanku! Ten one- shot będzie składał się z dwóch części, więc mam nadzieję, że będzie ciekawy.😁 Myślę też, że będą w granicach 1000-2000 słów, nie mniej. Tutaj napisałam jakieś dwa tysiące, więc myślę że się spisałam. XD Od dawna chciałam napisać coś o alecu i mam nadzieję, że dobrze mi poszło. 😂 Także no. Piszcie, czy wam się podoba, czy coś XD

PS. Czy tylko ja nie mogę wytrzymać do ósmego odcinka? Po zwiastunie umieraaaam. Moje Malecowe serduszko, jeju.

Do następnego
Misheve🌠

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top