Nowy, wieki obowiązek. 3/3
Tego ranka w mieszkaniu Wysokiego Czarownika Brooklyn'u, panował istny, świąteczny szał. Alec razem z Meredith piekli babeczki, a składniki fruwały po całej kuchni, dzięki magii czarownicy. Obydwoje chociaż cali brudni z mąki, śmiali się i dalej kontynuowali wypieki. Całe to zamieszanie było spowodowane niczym innym, jak świętami Bożego Narodzenia. Za trzy godziny mieli całą (nie uszkodzoną) trójką zjawić się w Instytucie. Miała tam być cała rodzina Lightwood'ów, Jace, Clary razem z matką i Lukiem, oraz Simon. Jak napisała w liście do Magnusa Maryse to ma być rodzinna, miła wigilia. Czarownik dostał od niej zaproszenie, z czego był w głębi ducha zadowolony, ponieważ rodzice Nocnego Łowcy dalej za nim nie przepadali.
Z rozmyślań wyrwał go krzyk Aleca i huk spadającej blachy na kafelki. W tym samym czasie brał prysznic, dlatego szybko zawinął sobie ręcznik wokół bioder i pobiegł do pomieszczenia, w którym zapewne wydarzyła się katastrofa. Gdy tam dotarł zobaczył blaszkę z babeczkami leżącą na podłodze i niebieskookiego, trzymającego rękę w zlewie pod wodą. Meredith stała u jego boku, ale tylko jak usłyszała kroki, odwróciła się i posłała mu niepewne spojrzenie.
— Alec, co się stało?— zapytał, zręcznie posyłając w powietrze blachę i układając na niej przysmaki, po czym wysłał ją na blat.
— Um... nic, się nie stało, tylko się trochę poparzyłem.— Chłopak odwrócił się do niego, nie wyjmując dłoni spod wody. Jego oczy zjechały z oczu wprost na jeszcze mokry, nagi tors. Magnus uśmiechnął się, widząc jego prawie niewidoczne rumieńce i podszedł do jego boku.
— Oj Alexandrze...— Zakręcił kran i złapał go za nadgarstek oparzonej dłoni, aby w pełni móc zobaczyć ranę. Cała wewnętrzna część dłoni była zaczerwieniona, a gdzie niegdzie wyskoczyły już pęcherze.— Poparzyłeś sobie całą dłoń.
— To nic poważnego, zaraz użyję runy.— Uwolnił rękę od uścisku kociookiego, odwracając się.
— W zasadzie to mam inny pomysł.— Podziemny wyciągną rękę do chłopaka, a ten podał mu ją.
— Nie ma potrzeby żebyś mnie leczył, naprawdę Mags.
— Tym razem to nie ja cię uleczę.— Wyszczerzył się i przeniósł wzrok na małą czarownicę.— Prawda kochanie?
Meredith zdumiona, zamrugała szybko, a Alec wyraźnie się spiął. Dziewczynka dalej się jeszcze uczyła, ale Magnus był przekonany, że umie coś więcej niż leczenie oparzenia.
— D...Dobrze- popatrzyła na czarownika.
— Nie musisz się martwić Alexandrze, poradzi sobie.— Uspokoił chłopaka i stanął obok niego, dając czarownicy miejsce. Nocny Łowca skinął tylko lekko głową, jakby uspokojony słowami podziemnego i wyciągnął rękę do Meredith. Ta uniosła swoje malutkie dłonie na wysokość rany i zaczęła poruszać nimi, szepcząc czar. Chwilę później z jej palców wyłonił się niebieski dym, otulając szczelnie rękę Aleca, na co ten drgnął lekko. Magnus leczył go samym pstryknięciem palcami, albo dymu było niewiele, ale dziewczyna dopiero się uczyła i szło jej bardzo dobrze. Czarownik objął chłopaka w talii, zapewniając tym gestem, że wszystko jest w porządku i nie odrywał wzroku od małej. Zauważył, że ręka powoli odzyskuje dawny kolor, a pęcherze znikają i uśmiechnął się z dumą.
— Dobra robota księżniczko! — wykrzyknął z entuzjazmem, gdy skończyła i przybił jej piątkę.
— Tak, to było świetne Mer. — Alec potarmosił ją po głowie już zdrową dłonią i odwrócił się do kociookiego.
— Jesteś dobrym nauczycielem Magnusie.— Przegryzł wargę, niewinnie patrząc na niego. Meredith oddaliła się od nich, pakując babeczki do kolorowych pudełek nucąc coś pod nosem, a czarownik zdziwił się zachowaniem chłopaka. Nie zawsze jest taki odważny, żeby go prowokować, więc dziś jest jeden z lepszych dni.
— Umiem dobrze uczyć różnych rzeczy — powiedział nisko, nie odrywając wzroku od ust młodszego i zaczął powoli się do nich zbliżać. Alec złączył ich usta na sekundę i oderwał się od niego, uśmiechając zwycięsko.
— Musimy już zbierać się do wyjścia, chodźmy wybrać ubrania.— Odwrócił się na pięcie, a Magnus westchnął. Chyba oszaleje przez tego chłopaka. Potrząsnął tylko głową i w milczeniu podążył do garderoby.
Po wejściu do sypialni, z którą łączyło się pomieszczenie do przechowywania ubrań zobaczył Nocnego Łowcę, który wyrzuca ze swojej szafy (czarne) ubrania.
— Mogę tym razem ja ci coś wybrać?— Podziemny stanął obok niego, wpatrując się we wnętrze szafy. Ten popatrzył na niego podejrzliwie mrużąc oczy i wzruszył ramionami.
— Tylko proszę nie przesadzaj, idę pod prysznic.
Czarownik uśmiechnął się promiennie i poruszył ręką, wyganiając niebieskookiego do łazienki. Ten dzień naprawdę robi się coraz bardziej ekscytujący. Wszedł do mniejszego pomieszczenia, rozglądając się i odgarniając sterty ubrań. Wreszcie znalazł coś, co pięknie współgrało z niebieskimi oczami Lightwood'a i czarnymi runami. Błękitna koszula, poprzeplatana srebrną nitką, czarne, wąskie, materiałowe spodnie i marynarka tego samego koloru. Magnus zachwycił się strojem i prawie podskakując
radości, wrócił do sypialni kładąc ubrania na łóżku. Swój strój wybrał już wczoraj, a składał się on ze złotej, połyskującej koszuli, bordowych, wąskich spodni i marynarki w tym samym kolorze. Założył ciuchy, marynarkę zostawiając na oparciu łoża i zaczął się malować. Stojąc przed wielkim lustrem, nakładał cienie do powiek, robił kreski podkreślające jego kocie oczy i obsypywał powieki brokatem. Swoje włosy zaczesał na bok, farbując magicznie końcówki na złoto.
Kończył już właśnie, gdy drzwi od łazienki otworzyły się i wyszedł z nich Alec w samej bieliźnie, susząc ręcznikiem włosy. Czarownik przez chwilę patrzył na jego niesamowicie umięśniony tors, ale zaraz przeniósł wzrok na ubranie dla chłopaka i machnął ręką w ich stronę. Nie chciał pokazywać chłopakowi, że nad sobą nie panuje, dlatego wyszedł z pomieszczenia z zamiarem pomocy Meredith. Za sobą usłyszał tylko cichy śmiech i przyspieszył kroku. Jeśli Alec będzie robił tak cały czas to nie wytrzyma.
*
Kilka godzin później wszyscy Lightwood'owie, Jace, Clary razem z matą i Lukiem, oraz czarownik z małą czarownicą siedzieli już przy wielkim stole w jadalni Instytutu. Kociooki zajął miejsce obok Aleca i Meredith, a naprzeciw siebie miał Roberta i Maryse. Obydwoje mierzyli czarownika przenikliwym wzrokiem, czekając zapewne na jakąś pomyłkę z jego strony. Nocny Łowca zauważył chyba zachowanie rodziców, dlatego położył rękę na kolanie starszego, sprawiając, że tego przeszły lekkie dreszcze. To były pierwsze święta Meredith razem z jej nową, dużą rodziną, więc siedziała podekscytowana i uśmiechała się do wszystkich naokoło.
— Kto chce rozpakować prezenty?— zapytał Jace po skończonej wigilijnej kolacji, gdy dorośli przenieśli się już do Idrisu. Siedzieli na dużych sofach przy palącym się kominku, patrząc na wielką choinkę.
— Ja, ja, ja!— Dziewczynka siedząca na kolanach Magnusa, zerwała się na równe nogi. Wszyscy uśmiechali się z czułością do małej, patrząc w ślad za nią.
— To chodź do wujka.— Wyciągnął do niej ręce, szczerząc się jak głupi. Kilka osób zaśmiało się, a Alec prychnął.
— Wujka?— zapytał z lekkim uśmieszkiem.
— Skoro ty jesteś tatą, to ja wujkiem — odrzekł mu z dumą złotowłosy, wziął dziewczynkę za rękę i podszedł z nią do wielkiego drzewka. Czarownik obserwował ich przez chwilę, lecz już za chwilę podążył za resztą i stanął koło choinki, obejmując rumieniącego się niebieskookiego chłopaka. Każdy po kolei dostawał prezenty tak, że na koniec rozdawania każdy miał cztery pakunki. Czarownica z wielkim uśmiechem otwierała prezenty, przytulając ludzi od których je dostawała. Wielka pluszowa kaczka, oczywiście była od Jace'a, od Clary zestaw pięknych pasteli, Izzy i Simon dali małej srebrny łańcuszek.
— Prezent od nas czeka w domu księżniczko.— Mrugnął do niej kociooki i zajął się rozpakowywaniem prezentu od swojego Nocnego Łowcy. Otworzył małe pudełeczko i ukazał mu się piękny srebrny, długi naszyjnik.
— Możesz nosić na nim wisiorek ode mnie.— Alec uśmiechnął się, patrząc na czarownika wyczekująco.
— Jest piękny, dziękuję Alexandrze.— Czarownik objął chłopaka, poprzednio chowając pudełko do kieszeni i złączył razem ich usta. Wlał w ten pocałunek całą swoją miłość do chłopaka, przytrzymując go w pasie. Po chwili usłyszeli gwizdy i klaskanie.
— To jest właśnie mój braciszek!— krzyknęła Izzy, gdy oderwali się od siebie i zaśmiała się głośno. Alec zaczął mówić coś do siostry, śmiejąc się, ale Magnus zapomniał o prezentach dla reszty. Chciał wręczyć im je własnoręcznie. Podszedł do Simona pstryknięciem palców kładąc mu pod nogi wielki pakunek, wypełniony komiksami.
— Dziękuję Magnus.— Simon życzliwie uścisnął mu dłoń.
— Nie ma za co Smidley, mam nadzieję, że ci się spodobają — rzucił tylko kierując się do następnej osoby, którą był Jace. Dla niego wymyślił idealny prezent.
— Herondale, twój prezent czeka już na ciebie w pokoju.— Uśmiechnął się do niego złośliwie, ale ten nie zauważył i uścisnął mu tylko rękę, dziękując.
— Mój biszkopcik.— Podszedł do rudowłosej.— Dla ciebie mam coś dużego.— Zachichotał, a już po chwili obok niego pojawiła się wielka sztaluga, niemal tak duża jak sama dziewczyna. Clary pisnęła zachwycona, wtulając się w Magnusa.
— Dziękuję, jest taka cudowna, dziękuję, dziękuję!— Oderwała się od niego.
Zaśmiał się tylko, zapewniając, że to nic takiego i podszedł do siostry Aleca.
— Isabelle.— Podał jej podłużne pudełeczko. Otworzyła je i otworzyła usta zszokowana. W środku była piękna, złota bransoletka.
— Umiesz wybierać prezenty Magnusie, jest cudowna, dziękuję.— Ta również go przytuliła, przyciskając do siebie mocno.
Siedzieli, śmiejąc się i wygłupiając prawie do północy. W ten wieczór na prawdę można było wyczuć panującą w pomieszczeniu magię świąt. Jednak wszyscy byli już zmęczeni, a Meredith usypiała już na rękach Magnusowi, więc Alec za chwilę zarządził opuszczenie Instytutu. Wszyscy po pożegnaniu się z nimi udali się do swoich pokojów, a przy wychodzeniu z budynku czarownik usłyszał tylko głośny, przeraźliwy krzyk. Zaśmiał się, dumny z siebie i wyszedł na ulicę Nowego Jorku z dziewczynką na rękach.
Ale długaśny! Podoba wam się? Czekam na gwiazdki i komentarze biszkopciki 💖 Wiosna się zaczyna, a ja o Bożym Narodzeniu piszę XDDD No ale enjoy
Do następnego
Misheve✨
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top