*63* END

Multi jak i cały rodział dedykowane mojej Missy (Bluemiss_96)

***

Po zakończeniu Serii Grand Prix obaj zgodnie uznali, że należy im się odpoczynek. Tym bardziej po całej tej chorej sytuacji między nimi. Potrzebowali trochę spokoju i wytchnienia, no i jak najwięcej czasu dla siebie... Dlatego też postanowili zgodnie wrócić do Japonii, gdzie mogli dodatkowo bez ograniczeń relaksować się w onsenie.

Na lotnisku przywitał ich Misaki w nieco dziwnym nastroju...

- Yuuri! To był ostatni raz! Nigdy więcej nie proś mnie o takie rzeczy! – krzyczał, nie przejmując się, że są na lotnisku pełnym ludzi. Nikiforov przyglądał się temu, nie kryjąc zaskoczenia, tak właściwie był kompletnie zdezorientowany... Jego natura zaczynała mu już podsuwać ponure myśli.

- Ale Misaki...! – Nie dane mu było dokończyć.

- Nie! I koniec! Nigdy więcej! Toż to diabeł wcielony!

- No ale...

- Powiedziałem nie!

- Przepraszam, ale o co chodzi? – nie wytrzymał platynowłosy, przyciągając do siebie ukochanego, który momentalnie się spiął i zaczął intensywnie gestykulować.

- O...o nic Victor, zupełnie o nic – Nikiforov zmarszczył brwi, mierząc wzrokiem ich obu.

- Co przede mną ukrywasz? – zapytał nieco chłodno, przez co Katsuki się zarumienił i zaczął jeszcze intensywniej zaprzeczać i wymachiwać rękoma.

- O...o nic n...naprawdę! – Misaki teatralnie westchnął.

- Chyba skopałem. Wybacz Yuuri, ale naprawdę mam go już dosyć.

- Go? – zapytał pozornie spokojnie Rosjanin, chociaż w środku wszystko mu się skręcało. Przecież dopiero, co wyszli na prostą, a tu już jakiś ON na horyzoncie? Przecież to było niemożliwe, żeby Katsuki go zdradzał, prawda? Przecież byli zaręczeni... Chociaż z drugiej strony, może właśnie dlatego go zostawił? Może te całe oświadczyny były tylko rzeczywiście podziękowaniem i to definitywnym podziękowaniem za współpracę? No, ale z drugiej strony przecież wtedy w hotelu brunet wręcz błagał go, żeby za niego wyszedł najlepiej teraz, zaraz... W głowie platynowłosego narastał coraz większy chaos...

- Em... ekhm... - zmieszał się Japończyk.

- Dobra zapomnijmy o tym – Misaki próbował naprawić swój błąd.

- Nie! – zaprzeczył platynowłosy, a w jego głosie było słychać nutkę paniki – Nie, dopóki nie dowiem się, o co tu chodzi.

- Czekam w samochodzie – rzucił przyszły szwagier Katsukiego, ulatniając się szybkim krokiem, za co został niemalże zamordowany wzrokiem.

- No słucham kochanie, co przede mną ukrywasz? – mruknął poirytowany Nikiforov, na co brunet westchnął.

- Nic mój drogi. Tak właściwie to miała być niespodzianka dla Ciebie, a dokładnie prezent urodzinowy. – widząc minę narzeczonego powstrzymał go, kładąc mu dłoń na ustach i kręcąc głową. – Nie powiem Ci nic. Wszystkiego dowiesz się na miejscu. W domu. Zaufaj mi proszę.

- No dobrze. Niech Ci będzie – mruknął rozczarowany platynowłosy, jakoś nie przepadał za niespodziankami, bo zawsze źle mu się kojarzyły... Yuuri, widząc to przewrócił oczami i pocałował go krótko, zupełnie zapominając o tym, gdzie się znajdują.

- No już, chodź. Im szybciej dotrzemy do domu, tym szybciej dostaniesz niespodziankę.

Nieco zrezygnowany Rosjanin posłusznie podreptał za swoim narzeczonym, w końcu nie miał innego wyjścia... Jednak coś go uparcie ściskało za gardło, bał się ponownej utraty miłości swojego życia.

***

Ledwo przekroczyli próg domostwa, a na łyżwiarzy rzuciła się rozradowana Hiroko.

- Moi chłopcy. Gratuluję wam! – objęła ich obu czule i szepnęła do ucha – I to nie tylko tego złotego medalu.

- Mamo! – jęknął zarumieniony Katsuki.

- Dziękujemy – odparł jej uradowany Nikiforov. Jego serce rosło, czując to matczyne ciepło. Nawet na chwilę zapomniał o tej dziwnej sytuacji na lotnisku, wtulając się w o wiele niższą kobietę.

- To kiedy ślub? – zapytała, wpatrując się w nich błyszczącymi oczami, na co jej syn się zapowietrzył. Nie był przygotowany na tak bezpośrednie starcie... Owszem chciał powiedzieć rodzicom jak najszybciej, no, ale no... Nie przewidział przenikliwości własnej matki. Na szczęście mógł liczyć na swojego narzeczonego, który objął go ramieniem i pocałował w czubek głowy, mówiąc spokojnie:

- Jak najszybciej Hiroko – Wdzięczny Yuuri spojrzał mu w oczy, uśmiechając się czule.

- Tak mamo, jak najszybciej – W końcu spojrzał na matkę, przecież nie miał się czego bać. Wiedział, że ich akceptuje, wiedział, że będą mogli na nią zawsze liczyć.

- To cudownie moje dzieci! – Znów zgarnęła ich w ramiona. Co wyglądało dosyć zabawnie, zważając na to, że była sporo od nich niższa.

- Cóż to za czułości? Może byś ich wpuściła? – zaśmiał się Toshiya. Hiroko podeszła do niego, na co ten objął ją w pasie.

- Nasze dzieci się pobierają – powiedziała do niego zupełnie naturalnie z dumą w oczach.

- Moje gratulacje – uśmiechnął się Toshiya, wyciągając do nich dłoń. – Mam nadzieję, że wiecie jaka to odpowiedzialność? Na zawsze razem, niezależnie od wszystkiego. Zawsze musicie być dla siebie oparciem. To, że się kochacie jest więcej niż oczywiste – zaśmiał się pod nosem. – Dlatego nie rób już takiej przerażonej miny synu, macie moje, nie, nasze błogosławieństwo. Domyślam się, że macie świadomość, że nie będzie łatwo, ale pomożemy wam.

Nieco poważną atmosferę przerwał Misaki, kładąc im ręce na ramionach.

- Też wam gratuluję, ale teraz koniec tego dobrego, pora uwolnić mnie od tego włochatego potwora.

Victor zmarszczył brwi i spojrzał na niego niezrozumiałym wzrokiem.

- Daj już spokój Misaki, przecież nie był aż taki zły. No i wybacz synku, ale przez pewien incydent pozwoliliśmy sobie nadać mu imię – zaśmiała się Hiroko. – Idźcie już się z nim zobaczyć, a ja dokończę przygotowania!

- Zobaczyć z kim? Jakie przygotowania? – Zmieszana mina Nikiforova była więcej niż bezcenna...

- Nic mu nie powiedziałeś? – zapytał Toshiya, na co Yuuri tylko przecząco pokręcił głową. Hiroko aż klasnęła w dłonie.

- Będzie niespodzianka! Uciekam do kuchni, a Cactus czeka u was w pokoju.

- U nas? Cactus? – zapytał zaskoczony brunet.

- Taa – mruknęła Mari, pojawiając się znikąd. – Zrobiliśmy mały remont i przemeblowanie jak was nie było. W końcu przestaniecie się po nocach skradać do swoich sypialni – dodała ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.

- A co do Cactusa to moja sprawa – zaśmiał się Misaki, obejmując Mari. – Dobrał się do mojej hodowli kaktusów i tak samo wyszło. Nie rób takich oczu, oczywiście, że nic mu nie jest, przecież jestem lekarzem, udzieliłem mu odpowiedniej pomocy, trochę mnie to kosztowało pozdzieranego naskórka i pożganych palców, więc mam nadzieję, że jak się już nacieszycie nim i sobą to mi się stosownie odwdzięczysz – spojrzał znacząco na bruneta.

Victor stał z boku, wpatrując się w nich wszystkich, a jego serce wypełniały kolejne uczucia. Więc to tak jest mieć rodzinę? To jest to legendarne rodzinne ciepło? Z jaką miłością oni na siebie patrzą. Zazdroszczę. Też chciałbym, żeby ktoś na mnie tak... Jego rozmyślania przerwał brunet, czule go obejmując i racząc go właśnie takim spojrzeniem, pełnym miłości, nie tylko on tak spoglądał na platynowłosego... Pomału do Nikiforova zaczynało docierać, że przecież teraz staje się częścią tej rodziny, co więcej wszyscy go akceptują takim, jakim jest. Rozciągnął usta w szczerym uśmiechu, czuł się niesamowicie szczęśliwy i nie oddałby tego za nic. Wiedział, już że to targnięcie się na swoje życie było koszmarnym błędem. Dopiero teraz dostrzegł, jak wiele mógł utracić, przecież oni go kochali, więc cierpieliby po jego odejściu. Ta świadomość dawała mu niesamowite poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Wiedział już, że będzie w stanie bez żalu poświęcić wszystko, nawet swoją karierę, byleby móc tu z nimi zostać. W tym małym królestwie szczęścia.

- Idziemy? – zapytał brunet, wpatrując się zachwyconym wzrokiem w szczęśliwą twarz ukochanego.

- Yhm – przytaknął platynowłosy.

Udali się razem na górę, zostawiając za sobą rozgadaną rodzinkę. Nikiforov cały czas się zastanawiał, o co w tym wszystkim chodzi? Co też Yuuri wymyślił? Ten cały czas, uśmiechając się trzymał go mocno za rękę, prowadząc do ich teraz już wspólnej sypialni. Zatrzymał się przed drzwiami, tracąc nieco pewności siebie.

- V..Vitya bo ja... ja...

- No co się stało? Co tam jest? – zapytał zaintrygowany, przekrzywiając nieco głowę.

- Bo ja... ja chciałem tylko... bo Ty zawsze jesteś taki samotny i ja... chciałem żebyś miał kogoś oprócz mnie... A wiem, że nie bardzo lubisz towarzystwo innych...

- Yuuri, kto tam jest?

- Może lepiej, jakbyś sam zobaczył – szepnął Katsuki, otwierając drzwi i wciągając narzeczonego do środka. – Tak właściwie, to chciałem Ci go podarować na urodziny i... i myślę, że nie ma co dłużej tego przed Tobą ukrywać. Mama szykuje dla Ciebie małe przyjęcie urodzinowe.

Nikiforov dał się wciągnąć do pokoju i zamarł, słysząc, co mówi jego ukochany. Przecież nikt nigdy dla niego nie zrobił czegoś takiego. Owszem Jurij i Yakov pamiętali o jego urodzinach i zawsze coś od nich dostawał, ale to, co zrobił Yuuri przechodziło jego pojęcie. Najpierw te obrączki i zaręczyny, potem jakże upojna noc w hotelu i to jeszcze nie koniec niespodzianek dla niego? Przyjęcie? Dla niego? Z jego oczu mimowolnie popłynęły łzy, co przeraziło nieco bruneta.

- Oi Vitya, co się stało? – Przytulił się do platynowłosego. – Zrobiłem coś nie tak? Ja... ja nie wiedziałem, że nie lubisz psów. Wybacz mi, ja... ja znajdę mu inny dom.

- N...nie ja... ja po prostu jestem szczęśliwy. Ja... - Nikiforov spojrzał na niego z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, dopiero teraz, po chwili dotarło do niego, co powiedział przed chwilą Katsuki. – Poczekaj, co Ty powiedziałeś? Psa? Jakiego psa?

- No naszego, a w zasadzie Twojego – Jak na zawołanie przy nodze Katsukiego pojawiła się mała czekoladowa kulka futra.

- Yuuri, to jest pies! – krzyknął Victor.

- No tak, nie da się ukryć – schyla się i bierze psiaka na ręce – Twój pies. Teraz już nigdy nie będziesz sam.

Oczy Nikiforova rozbłysły ze szczęścia i wziął malucha z rąk ukochanego.

- Cactus jak mniemam? – zapytał, patrząc w brązowe ślepska futrzaka, na co ten szczeknął radośnie i polizał platynowłosego po twarzy, wprawiając go tym w małe osłupienie. Widok ten był tak rozczulający, że Japończyk zaczął się cicho śmiać.

- Wyglądacie rozkosznie, ale nie każ mu się za dużo lizać, bo będę zazdrosny.

Uważając na psinę Victor pocałował narzeczonego, szepcząc mu w usta:

- Dziękuję – po czym zatopił palce w czekoladowym futerku – Jest piękny.

- To mini pudel więc nie będzie za duży. Wiem, że jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale uznałem, że taki mały psiak będzie bezpieczniejszą opcją skoro nie wiemy, gdzie będziemy mieszkać na stałe. Jeśli byśmy zamieszkali w małym mieszkaniu, trudno byłoby znaleźć kąt dla dużego psa. – Nikiforov spojrzał na niego oczami błyszczącymi ze szczęścia. – No tak mój drogi, czy Ci się to podoba czy nie i czy się na to zgadzasz czy nie zamierzam mieszkać z Tobą do końca życia. – Spokój z jakim powiedział to Katsuki upewnił tylko obu, że nie ma już odwrotu z tej drogi. Byli sobie zwyczajnie przeznaczeni, a z tym nie ma sensu walczyć.

- Oczywiście, że chcę i będę z Tobą mieszkać. W końcu jesteśmy już prawie małżeństwem. To gdzie i jak będziemy mieszkać nie jest istotne, tak długo jak Ty będziesz tam ze mną – Platynowłosy położył delikatnie dłoń na policzku ukochanego i pocałował. Czuł się tak dobrze, bezpiecznie. Miał wrażenie, że w końcu po tylu potknięciach i trudach znalazł swoje miejsce na ziemi. Nieważne, gdzie ich rzuci nieprzewidywalny los. Byleby zawsze przy sobie. Zawsze obok tego czarującego publiczność swoim tańcem bruneta, który nie da się ukryć oczarował także jego i porwał za sobą niczym huragan.

– Yuuri, zrób ze mną coś szalonego. Coś, czego jeszcze nikt w świecie łyżwiarskim nie zrobił. – przerwał ciszę Nikiforov.

- Z Tobą? O cokolwiek poprosisz. – odpowiedział mu Japończyk, czule do siebie przytulając. W jego myśli kształtowały się różne wizje tego, co mógłby chcieć jego narzeczony, jednak ufał mu tak bardzo, że zgodziłby się na wszystko bez zastanowienia.

- Zatańcz ze mną w duecie.

- Duecie?

- Tak. Przecież umiesz mój program, nawet lepiej niż ja – zaśmiał się platynowłosy. – Chcę wrócić na lód w wielkim stylu i przy okazji pokazać całemu światu nowego siebie. To dzięki Tobie stałem się kimś lepszym i chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli. Tak samo jak chcę, żeby wszyscy wiedzieli o tym, że Cię kocham i że cokolwiek oni sobie myślą i chcą, to ja zawsze będę tylko i wyłącznie Twój.

Przez wzruszenie Katsukiemu ścisnęło się gardło, nie był w stanie odpowiedzieć nic więcej jak krótkie Yhm okraszone twierdzącym skinieniem głowy.

Urodzili się po to, żeby zostać sobie przeznaczeni, po to żeby stworzyć swoją wspólną historię. Czas zacząć pisać nowy rozdział... 

***

Tak dobrze widzicie tam pisze END... to jest ostatni rozdział. Tak będzie najlepiej... 
Planowałam tu inne zakończenie, ale dzięki wspaniałej Missy plany uległy zmianie. Zdecydowanie ten ship nie zasługuje na inne zakończenie...

A propo Cactusa... podziękujcie za niego Bluemiss_96 ...

Dziękuję wszystkim, którzy czytali, komentowali, zostawiali gwiazdki. Jestem wam niezmiernie wdzięczna.

Najbardziej jednak jestem wdzięczna Bluemiss_96 długo by było wymieniać za co konkretnie Ci dziękuję moja droga, myślę że doskonale wiesz... Szczególnie dziękuję za Twoją pomoc i wsparcie, no i betę... odwaliłaś kawał dobrej roboty 💓💓💓

Jeśli się komuś spodobało to jak piszę, chociaż wiem że piszę koszmarnie... to zapraszam na inne moje opka, w przygotowaniu jest kolejne autorskie, a po nim powstanie coś jeszcze nie wiem jakie długie to wyjdzie... ale na pewno Victuuri dedykowane w całości Missy 💓💓💓

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top