*61*
Brawa dla tych co dotrwali do tego rozdziału...
W końcu mogę spokojnie powiedzieć miłego czytania... Mili <3
***
Biiip Biiip Biiip
Tyle właśnie usłyszeli Jurij z Altinem i tylko szybka reakcja Kazacha uratowała spadający telefon Katsukiego przed roztrzaskaniem się o podłogę. W ślad za urządzeniem poleciał zresztą sam właściciel, ale również został w porę złapany przez silne ramiona Otabka. Od razu dopadł do niego Plisetsky.
- Yuuri! Oi Yuuri! Co się dzieje! Kto dzwonił! YUURI! – Blondyn trzymał go za ramiona i potrząsał próbując ocucić.
- Yurio on... on... - szepnął blady jak ściana Japończyk, ale więcej nie chciało mu przejść przez gardło.
- Gdzie on jest?! NO GDZIE?!
- Daj spokój Yura, nie widzisz w jakim jest stanie?
- Ota Ty nic nie rozumiesz. Yuuri gdzie?! – W głosie Plisetsky'ego było słychać panikę. Katsuki złapał się za głowę.
- Nie mam pojęcia Jurij – zaszlochał cicho brunet, wciąż szarpany przez młodego Rosjanina, którego bezskutecznie próbował odciągnąć jego chłopak.
- Yura chodzi o Victora? A może po prostu wrócił do hotelu?
Obaj spojrzeli na niego jak na jakiś dziwny wytwór natury, przez co skrzywił się.
- Ota, kochanie jesteś genialny! – krzyknął Jurij, całując go krótko, po czym od razu się speszył. Chrząknął i krzyknął – Jedziemy!
- Yura nie zabiorą nas wszystkich na motor, a wiesz jak jest z taksówkami. – Mina blondyna nieco zrzedła.
- To nie zmienia faktu, że i tak jedziemy!
- Yurio, pozwól mi... - wyszeptał słabo Katsuki.
- Chyba dość już zrobiłeś, nie sądzisz?
- Ja muszę go powstrzymać, pozwól mi, proszę – załkał Yuuri.
- To twoja wina! – krzyknął Plisetsky.
- Yura – Otabek położył mu dłoń na ramieniu. – W końcu Katsuki to jego narzeczony.
- Z tego, co wiem, to były – warknął zdenerwowany Jurij – tracimy czas, Ota jedźmy już.
- Jurij, proszę – Katsuki złapał go za ramię i wbił w niego załzawione spojrzenie. – Proszę ja muszę go uratować, ja nie mogę go stracić. Byłem takim idiotą. Wybacz mi.
- Jego błagaj o wybaczenie, jeśli zdążysz. Jeśli nie, nigdy Ci nie wybaczę – powiedział blondyn zimnym głosem. – Weź mi go z oczu Ota i błagam zawieź jak najszybciej do hotelu.
Japończyk nie mówił nic więcej tylko posłusznie pobiegł za Kazachem do jego maszyny, która w ekspresowym tempie zawiozła ich do hotelu, w którym zatrzymali się wszyscy łyżwiarze. Nie mieli pojęcia, czy właśnie tam znajdą Nikiforova, ale na to właśnie liczyli. Yuuri wolał nawet nie myśleć, co będzie jeśli nie i co będzie jeśli nie zdążą na czas...
Japończyk z duszą na ramieniu wpadł do budynku, zostawiając za sobą nieco zaskoczonego Kazacha. Nie przejął się nawet spojrzeniami obsługi i gości, w końcu nadal był wystrojony w swój kostium i w dodatku ze złotym medalem na szyi... Wpadł do recepcji, ale jak na złość nikogo nie było za kontuarem, nie chciał tracić czasu na czekanie więc tylko odbił się od lady i pobiegł w kierunku wind. I tu znów odezwała się złośliwość rzeczy martwych. Obie były zajęte i gdzieś tam na górze. Przeklął pod nosem, napierając całym ciałem na drzwi od klatki schodowej. Dziękował w duchu wszystkim, szczególnie ukochanemu za tak świetnie wyrobioną kondycję...
Przeskakując po dwa stopnie w mgnieniu oka wpadł na odpowiednie piętro, od razu biegiem kierując się do odpowiednich drzwi. W myślach zaklinał wszystko, żeby tylko Victor był w środku i żeby tylko zdążył na czas. Wiedział, już był tego więcej niż pewien, że zrobi wszystko, dosłownie wszystko, byleby tylko ukochany mu wybaczył i pozwolił wrócić. Owszem miał świadomość, że łatwo nie będzie, ale nie podda się, nie tym razem, cała ta sytuacja otworzyła mu oczy szeroko i brutalnie. Przypomniała mu jakim delikatnym motylem jest platynowłosy, jak delikatnie trzeba się z nim obchodzić. Teraz pozostało mu tylko uratować go na czas i nauczyć latać ponownie. Wierzył, nadal wierzył, że jeśli go uratuje to da radę, ponownie poskłada wszystko mozolnie w jedną całość i nie odpuści już nigdy. Niezależnie od tego, co usłyszy. Najlepiej to od razu prosto z hotelu zaciągnie Nikiforova do pierwszego lepszego urzędu i tam podpisze z nim stosowne papiery czyniące ich nierozerwalnie małżeństwem. Wszystko, byleby tylko go uratować. Byleby tylko móc trwać przy nim, zestarzeć się i umrzeć razem, jako dziadkowie w podeszłym wieku, tak jak mu obiecał.
Zatrzymał się na ułamek sekundy przed drzwiami zdjęty jakimś chorym strachem, zimne macki strachu objęły go za gardło, co jeśli nie zdążył? Co zastanie w pokoju? Czy zniesie ten widok? Potrząsnął gwałtownie głową, łapiąc za klamkę, Nie, to niemożliwe. Nacisnął zimny metal i już bez wahania pchnął drzwi, wchodząc do środka.
- Victor? – zawołał cicho, nikt mu nie odpowiedział, a w pokoju panowała ciemność. Już przeraził się, że jednak się pomylili i tu go nie ma, że nie zdążą go znaleźć i że miłość jego życia, sens jego istnienia... drgnął, słysząc ciche pociągnięcie nosem. – Victor?
Wszedł głębiej do pokoju, sięgając do włącznika światła, pstryknął i szybko zamknął za sobą drzwi na klucz.
- O mój boże Victor! – krzyknął, lotem błyskawicy pokonując dzielącą ich odległość i padając przed ukochanym na kolana. – Victor! Victor! Victor! – krzyczał, jednak miał wrażenie, że platynowłosy jest w zupełnie innym świecie. Niby siedział na łóżku, wciąż w skrojonych na miarę spodniach od garnituru i białej koszuli, której rękawy były niedbale podwinięte do łokci i niby miał otwarte oczy, a jednak wyglądał jakby w ogóle nie kontaktował z rzeczywistością. Wpatrywał się w swoją dłoń, na której leżała obrączka i żyletka. Grozie temu obrazowi nadawała krew sącząca się powoli z nacięcia na prawym przedramieniu i spływająca pod wpływem grawitacji na wyciągniętą dłoń.
- Vitya? – zaryzykował Yuuri, szepcząc tym razem i delikatnie łapiąc dłoń ukochanego w swoje odpowiedniczki. Platynowłosy drgnął i podniósł załzawione lazurowe oczy, jednak nadal zdawał się nie do końca zauważać obecność bruneta.
- Czy to już...? Czy to już koniec skoro Cię widzę? Czy ja... czy ja już umarłem? – wyszeptał ochryple. Katsuki powoli zabrał z jego ręki żyletkę, odkładając ją najdalej jak mógł, po czym chciał zabrać też obrączkę, żeby zabrać Nikiforova do łazienki i opatrzyć mu ranę tak, jak tłumaczył mu to Misaki. Jednak, kiedy tylko tknął złoty krążek platynowłosy gwałtownie zacisnął pięść, krzycząc – NIE! Zostaw! To ostatnie, co mi po nim zostało. – z tymi słowami zaniósł się szlochem, chowając twarz w dłoniach i plamiąc wszystko krwią. Brunet z stoickim spokojem złapał go za dłonie, próbując oderwać je od jego twarzy.
- Vitya to ja, Yuuri. Vityeńka – pogładził go czule kciukiem po policzku. – Vitya, ja tak bardzo Cię przepraszam. Spójrz na mnie, proszę. Vitya, ty wciąż żyjesz, a ja... ja tu jestem naprawdę.
- Yuu...Yuuri? – spojrzał na niego nieco nieprzytomnie. – Yuuri?! Co Ty tu... robisz?! – Lazurowe oczy rozszerzyły się w szoku.
- Wybacz mi, proszę – wyszeptał Katsuki z łzami w oczach. – Nawet brak mi słów na określenie tego, jak koszmarnie się zachowałem w stosunku do Ciebie. Jakim idiotą byłem, powiedziałem Ci tyle przykrych rzeczy, to wszystko to były kłamstwa. Vitya ja wciąż Cię kocham i potrzebuję. Zrobię wszystko, żebyś mi wybaczył, będę Cię błagać każdego dnia na kolanach. Tylko błagam wybacz mi. Wiem, zdaję sobie sprawę z tego, że nie zasługuję na wybaczenie, ale Victor ja kocham Cię tak bardzo i ja... ja... - Brunetowi ścisnęło się gardło, a z miny ukochanego nic nie dało się wyczytać...
- Oh Yuu... ja mam wybaczyć Tobie?
- Tak Vitya. To wszystko moja wina. Prawie Cię straciłem przez własną głupotę. Chodź, muszę się tym zająć – powiedział brunet, łapiąc go delikatnie za skaleczoną rękę.
- Przyszedłeś Yuuri, przyszedłeś mnie ocalić, po raz kolejny. Ja wiedziałem, że przyjdziesz. Ja...
- Tak Vitya i przyjdę zawsze. Choć nie – mina Victora nieco zrzedła - nie będzie już potrzeby żebym przychodził, bo będę przy Tobie już zawsze.
- Jestem żałosny, ja nie potrafiłem tego zrobić. Nie potrafiłem bez Ciebie żyć, ale nie potrafiłem umrzeć, nie mogłem – załkał cicho, wciąż zaciskając w pięści obrączkę. – Ona przypomniała mi to wszystko, co między nami było, nawet jeśli nie ma tego wiele – mówił z trudem przez łzy, otwierając dłoń i pokazując krążek – Ja nie potrafiłem, pamiętałem jak mi ją dałeś. Byłem wtedy taki szczęśliwy. Obiecałem sobie, że będę żył dla Ciebie i ja... ja... oh Yuu... ja przepraszam... Tak bardzo Cię przepraszam, zachowałem się jak tchórz i zwyczajnie uciekłem.
- Ciii, już dobrze. Nie jesteś żałosny i nie jesteś tchórzem. I Victor cała wina za tę sytuację leży tylko i wyłącznie po mojej stronie i ja obiecuję Ci krok po kroku naprawić wszystko. Ja... ja nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego, że ty... o boże Victor – objął go czule, po czym odsunął delikatnie, by móc ponownie założyć na palec złoty krążek. – Porozmawiamy o tym na spokojnie, będziemy mieli na to całą wspólną wieczność, ale teraz proszę pozwól mi się tym zająć, dobrze?
Platynowłosy tylko kiwnął głową na potwierdzenie, Katsuki wstał, ciągnąc go za sobą i w porę go przytrzymał, bo Victor niebezpiecznie się zachwiał. Brunet zaniepokojony spojrzał na niego, obejmując go mocniej i przyciągając do siebie.
- Dasz radę? – odpowiedział mu tylko średnio szczerym uśmiechem, jednak Japończyk nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo przeszkodziło mu w tym pukanie do drzwi.
- Yuuri? – Za drzwiami rozbrzmiał zdecydowany głos Altina, a Nikiforov spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Później Ci to wyjaśnię – powiedział brunet. – Otabek wszystko jest w porządku, zajmę się resztą. Dasz znać Yurio, że sytuacja opanowana? – Lazurowe oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- Jurij?
- To też Ci wyjaśnię, ale najpierw zajmiemy się twoją ręką.
- Nic z tego nie rozumiem, ale na pewno wszystko dobrze?
- Tak! – zapewnił zdecydowanym głosem Katsuki.
- Przekaż przeprosiny ode mnie – odezwał się niespodziewanie Nikiforov. Kazach coś jeszcze mruknął pod drzwiami, ale nie odezwał się już więcej do nich, więc Yuuri pociągnął ukochanego do łazienki i posadził na toalecie.
- Zaraz wracam – powiedział i wyszedł po apteczkę, którą mieli w pokoju. Po powrocie złapał rękę Victora i bezpardonowo wsadził ją pod zimną wodę, bynajmniej nie przejmując się zmoczoną koszulą. Sprawnie zacisnął rękę powyżej rany, tak jak go uczył Misaki, wtedy był pewny, że nigdy już z tej wiedzy nie będzie musiał korzystać, teraz dziękował za nią w duchu i obiecał postawić najlepszą butelkę sake swojemu przyszłemu szwagrowi. Przyłożył gazę i przytrzymując ją jednym palcem delikatnie owinął całość bandażem, skupiając na tym całą swoją uwagę.
- Wow, jak fachowo panie doktorze – zażartował Nikifrov, na co Katsuki nieco się zarumienił.
- Misaki mnie tego nauczył – Po tym słowach zapanowała między nimi nieco niezręczna cisza, obaj dobrze wiedzieli, dlaczego brunet się tego nauczył... - Wybacz – Victor jedynie intensywnie przecząco pokręcił głową, co zwróciło uwagę Katsukiego na to, że piękne srebrne kosmyki też są brudne od krwi, spojrzał na swoje dzieło i na całokształt ukochanego i westchnął. Mógł pomyśleć wcześniej... - Vitya musimy Cię umyć, zanim wparuje tu Jurij, a nie wątpię, że jak tylko Otabek obróci w tą i z powrotem to to nastąpi.
- Yuuri, ja nie... nie mam na to siły...
- Na kąpiel, czy na Jurija?
- Oba.
- Pomogę Ci – odparł stanowczo Katsuki. Właśnie taki powinien być cały czas przy Victorze, teraz to zrozumiał. Tu nie było miejsca na wątpliwości i wahania. Pochylił się nad ukochanym, rozpinając powoli koszulę, aż spod marynarki wysunął się złoty krążek, dyndając platynowłosemu centralnie przed oczami.
- Yuuri?!
- Hmm?
- Zdobyłeś złoto!
- Co? Ah to. No tak jakoś wyszło – mruknął, kontynuując rozpinanie guzików, jednak został porwany w objęcia ukochanego.
- I dlaczego nic nie powiedziałeś?!
- Bo teraz to Ty jesteś najważniejszy, Tobą muszę się zająć, upewnić się, że nic Ci nie jest i... i wybłagać wybaczenie.
- Oh Yuuri, ależ ja nie mam Ci co wybaczać. Yuuri spójrz na mnie – powiedział Nikiforov, poważniejąc, brunet od razu wykonał polecenie, a platynowłosy wziął jego twarz w swoje dłonie. – Kocham Cię, Yuuri.
Czekoladowe tęczówki rozszerzyły się, wypełniając się euforią i radością. Nie mógł opanować cisnących się łez, czym nieco przeraził platynowłosego...
- Ja Ciebie też Vitya – Po czym pochylił się i złożył na jego ustach czuły pocałunek. Oh jak mu brakowało tych ust, jak za nimi tęsknił, bezwiednie obaj poddali się chwili, pogłębiając pocałunek i rozkoszując się bliskością. Oderwali się od siebie dopiero po dłuższej chwili i to tylko dlatego, że brakowało im powietrza, załapali łapczywy oddech, ponownie łącząc swoje usta i zapewne wszystko zmierzałoby w jednym kierunku, gdyby nie to, że Victor, próbując wstać zachwiał się nieco, przez co obaj prawie wylądowali na podłodze... Uchroniła ich przed tym szybka reakcja bruneta. Spojrzeli na siebie z uśmiechem, opierając o siebie swoje czoła. – Jeszcze będziemy mieli na to dużo czasu, Vitya.
- Yhm – przytaknął platynowłosy, całując go krótko. Później dał się jak małe dziecko rozebrać i umyć, cały czas uważając na wcześniej założony opatrunek. Yuuri zdawał się delektować chwilą, w której zanurzał palce w miękkich srebrnych kosmykach, wcierając w nie szampon i myjąc je delikatnie. Wywołało to przyjemny uśmiech na twarzy Rosjanina, czuł się tak przyjemnie i bezpiecznie, oddając się całkowicie w ręce narzeczonego...
Ledwie wrócili do pokoju i ledwie co Yuuri zdążył tam nieco ogarnąć, a ktoś... doskonale wiedzieli, kto zaczął walić do drzwi... Nie chcąc wywoływać awantur na korytarzu, brunet otworzył drzwi i wpuścił Rosyjskiego wściekłego Tygrysa do środka, wraz z jego chłopakiem.
***
beta Bluemiss_96 <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top