*57*
Wagon chusteczek z kaktusem zamówiony przez Missy także więc... smutamy się dalej... i nie mordujemy autorki, bo ktoś to musi dokończyć xD
Tym razem to jedynie miłego słuchania.... Mili <3
Kocham was mocno... <3
***
Męczarnia Yuuriego nie miała końca. Zasadniczo on sam nawet nie próbował robić nic, żeby ją zakończyć. Najpierw zachwyt i euforia w oczach Nikiforova oglądającego występ Jurija, który nie oszukujmy się, można było spokojnie określić mianem idealnego. No i jeszcze te słowa, które swoją drogą cały czas tłukły się po biednej głowie Katsukiego - świetny był, prawda? Zobacz nawet pobił mój życiowy rekord... Brakowało mu nawet określeń jak bardzo go to zabolało w tamtej chwili, owszem zdawał sobie sprawę, że był egoistycznym dupkiem, ale... a potem... potem było jeszcze gorzej. Jakaś część jego podszeptywała mu, że tak naprawdę Victor wcale nie robił tego specjalnie, że nie robił tego tylko po to, żeby skrzywdzić jego i tak już podupadłe ego, jednak uciszał ją raz za razem. Nie chciał, a może nie był w stanie słuchać tego cichego głosu rozsądku.
Tak strasznie bolało go to, z jaką uwagą wpatrywał się w występ Chrisa, w te jego erotyczne ruchy. Czuł się z tym cholernie źle, to na niego powinien tak patrzeć, przecież to z nim był zaręczony. Tylko na niego mógł patrzeć w ten sposób.
Victor, dlaczego mi to robisz? Dlaczego? Dlaczego patrzysz na niego w taki sposób? Dlaczego nawet nie mrugniesz? Nie oderwałeś wzroku nawet na sekundę. Tylko na mnie powinieneś tak patrzeć, to ja Cię kocham bezgranicznie, to ja jestem Twoim narzeczonym. Przecież sam się na to zgodziłeś? To boli, tak strasznie boli. Ja wiem, że jestem chodzącą porażką, ale dlaczego? Dlaczego nie widzisz, jak mnie to krzywdzi?
A może to wszystko było tylko snem? Ten cały ich związek i te niby zaręczyny? Może to wszystko to jakiś jego wymysł? Wszystkie wątpliwości wracały z podwójną siłą, a zazdrość zbierała swoje żniwo w udręczonej psychice. Co jeśli Victora i Giacomettiego nadal łączy coś więcej niż tylko przyjaźń? No i co ich łączyło tak naprawdę w przeszłości? Platynowłosy nie chciał mu za wiele na ten temat powiedzieć, dopiero teraz żałował, że nie drążył tematu... Żałował, że tak mało wiedział o życiu prywatnym swojego ukochanego. Wcześniej uznał, że ta wiedza nie jest mu potrzebna, kochał go i przeszłość nie miała znaczenia, ani to z kim był, albo raczej sypiał Nikiforov, teraz jednak miał co do tego inne zdanie...
Może i Szwajcar nie był wiele starszy od niego, ale miał zdecydowanie więcej pewności siebie i tego magicznego seksapilu. Prawda była brutalna i okrutna. On był zwykła szarą myszką niewyróżniającą się z tłumu. Nie było, co się oszukiwać, zaczesanie włosów do tyłu i założenie soczewek nie czyniło z niego bożyszcza seksu. Patrząc na skupione spojrzenie lazurowych oczu, nie tylko on tak uważał. Cokolwiek by nie zrobił, z Chrisem nie miał szans pod żadnym względem. Naprawdę nie chciał tu być i patrzeć na to. Powstrzymywało go jedynie to, że i tak narobił już dosyć wstydu platynowłosemu swoim żałosnym występem, nie chciał pogarszać jego opinii karygodnym zachowaniem i brakiem szacunku do innych no i brakiem kultury. Siedział więc jak skazaniec tuż przed egzekucją obok swojego ukochanego, który w tej chwili wydawał mu się nieosiągalnym bytem i niewidzącym spojrzeniem wpatrywał się w lodową taflę.
Co ja tu w ogóle robię? Zbłaźniłem się tak samo jak rok temu. Może i tym razem nie poddałem się tak łatwo presji Finałów, jednak i tak poległem, przez te głupie palce i muśnięcie. Wszyscy dają z siebie nawet więcej niż wszystko, tylko ja zawaliłem. Jestem żałosny, sądziłem, że od tak zakładając strój Victora, zaczesując włosy do tyłu i zakładając soczewki stanę się kimś innym? Seksownym Erosem? Jak mogłem być taki głupi? Przecież ja nigdy taki nie byłem. To nie jestem ja, to ktoś, kogo udawałem, jak widać nieudolnie. Być może na początku Victor we mnie wierzył, ale czy nadal tak jest? Przecież teraz nawet nie zwraca na mnie uwagi, nawet na sekundę nie odwraca wzroku od Chrisa...
Victor, mimo, iż Katsuki tego nie zauważał rzucał mu co chwila zatroskane spojrzenie. Naprawdę liczył na to, że jego entuzjazm poprawi humor podopiecznemu i razem będą komentować występy rywali, jednak coś poszło nie tak. Coś zdecydowanie poszło nie tak... Brunet co prawda siedział koło niego, ale tylko ciałem, zdecydowanie był nieobecny duchem. Nikiforov jeszcze nie miał pomysłu, co mógłby z tym zrobić. Każda próba nawiązania rozmowy czy kontaktu kończyła się fiaskiem. Próbował wielokrotnie złapać dłoń narzeczonego, ten jednak za każdym razem natychmiast ją wyrywał. Prawie jakby się go wstydził? Jakby go nie chciał?
Yuuri, co się dzieje? Dlaczego mnie odtrącasz? Dlaczego mnie już nie chcesz? Co zrobiłem nie tak? Czy w jakiś sposób cię skrzywdziłem? Przecież to niemożliwe, żebyś się tak zachowywał tylko przez tę jedną małą pomyłkę. Wszystko możesz jeszcze nadrobić jutro, więc to nie jest powód. Poza tym dla mnie byłeś idealny jak zawsze. Dlaczego więc? Yuuri, twoje zachowanie boli. Ja... ja nie wiem jak mam Ci pomóc. Wiem, jestem beznadziejnym terenem i partnerem, ale zwyczajnie nie mam doświadczenia w takich sprawach, a Ty nie dopuszczasz mnie do siebie, skąd mam wiedzieć, co jeszcze mogę zrobić, żeby Ci pomóc? Może po prostu potrzebujesz trochę czasu i przestrzeni? Dla Ciebie jestem w stanie to przetrzymać.
Obawiał się, że w tym wypadku nawet zaciągnięcie siłą podopiecznego do pokoju na gwałt by nie pomogło, a wręcz wywołałyby skutek proporcjonalnie odwrotny do zamierzonego, dlatego też darował sobie podobne knowania już na starcie. Z braku lepszych pomysłów postanowił na razie przeczekać chwilowy kryzys, dając Katsukiemu odrobinę przestrzeni, nieświadomie wybrał najgorszą z możliwych opcji... Yuuri bowiem odebrał to zupełnie inaczej. Przez zachowanie platynowłosego jego wątpliwości nabierały pewności siebie i już sam nie wiedział w co ma wierzyć. Czuł się osamotniony i porzucony i doskonale wiedział, że sam jest sobie tego winien, dlatego nie próbował nawet tego stanu rzeczy zmieniać, milcząco przyjął ten układ. Obaj nieświadomie powiększali między sobą przerażający dystans.
Wszystkiemu z boku przyglądał się Plisetsky, którego to nieco przerażało. Cholera, a tym co znowu? Gdzie ten ich cały przesłodzony różowy związek, od którego aż rzygać się chce? Nie nadążam za nimi. Kopnął z całej siły krzesełko Katsukiego, jednak ten drgnął tylko i nic poza tym. Prychnął wkurzony, nie miał w tej chwili czasu na kłótnię kochanków, czy co tam się między nimi działo, postanowił się tym zająć później. Jego chłopak miał zaraz wystąpić i to jemu chciał kibicować.
Występ Altina tylko zdołował Japończyka, wszyscy byli o niebo lepsi od niego. Znów wyląduje na ostatnim miejscu i się zbłaźni, dokładnie tak samo jak ostatnim razem. Obecność Victora nic nie dała, a jedynie pogorszył sprawę, bo teraz odpowiadał też za niego i jego dobre imię. Znów uderzyła go ta przerażająca myśl, że nigdy, ale to przenigdy nie powinien prosić Victora, żeby został jego trenerem, a później nie powinien się na to godzić. Powinien odesłać go wtedy z Jurijem do Rosji. Może i nie zaznałby takiego ogromu miłości, nie tylko tej fizycznej, ale przynajmniej nie zszargałby dobrego imienia Nikiforova, który teraz już zawsze będzie miał przyklejoną łatkę trenera żałosnej katastrofy... Ciężar na ramionach bruneta urósł do niebotycznych rozmiarów, wbijając go w krzesło do tego stopnia, że nie był w stanie się nawet ruszyć.
Dopiero porażka JJ'a go otrzeźwiła, choć to może trochę małe niedopowiedzenie. Widząc tego zadufanego i egocentrycznego Kanadyjczyka zdławionego presją Finałów, wywołał u Katsukiego mdłości. Ten widok tak strasznie przypominał mu samego siebie sprzed roku. No może z jedną zasadniczą różnicą. JJ się nie poddał tak jak on przed rokiem, walczył do samego końca, do samego końca próbował. To jeszcze bardziej uświadomiło Japończykowi jak bardzo jest żałosny... Zerwał się z miejsca bojąc się, że zaraz zwymiotuje.
- Yuuri? – zapytał zatroskany Victor, próbując złapać go za rękę, jednak ten szybko odsunął się i tylko rzucił na odchodnym:
- M...muszę d...do ł...łazienki – I wybiegł, tak po prostu, zostawiając za sobą zszokowanego Nikiforova. Ledwie zdążył wbiec do toalety i zamknąć za sobą drzwi, gdy poczuł wstrząsające nim torsje. Dzielnie trzymana dotychczas tama runęła z hukiem i głośnym szlochem. Po raz kolejny poległ. Nie potrafił nawet tego. Klęczał przy toalecie, wymiotując i płacząc. Wyrzucając przy okazji z siebie wszystko, co go bolało. Nie miał pojęcia, ile czasu tam spędził, przypuszczalnie nie trwało to długo, może zaledwie parę minut, a może całe wieki. Jednak, kiedy uspokoił pierwszą falę torsji i płaczu, poczuł się dziwnie spokojny i wyprany z emocji. Nagle tak bardzo zapragnął znaleźć się w ciepłych ramionach ukochanego i błagać o przebaczenie za swoje wcześniejsze zachowanie. Jak mógł go tak raz za razem odtrącać i ignorować? Zebrał się w sobie i szybko ogarnął przy umywalce, gotów nawet uczynić to, co zamierzał na oczach wszystkich. Tknięty przeczuciem, że Nikiforov mógł już opuścić lodowisko napisał do niego wiadomość, dopiero teraz zobaczył ilość nieodebranych połączeń od trenera, od razu dopadły go dodatkowe wyrzuty sumienia. Victor odpisał mu prawie natychmiast, że czeka w hotelu. Dlatego też Yuuri po raz ostatni spojrzał na siebie w lustrze i opuścił łazienkę jednak wtedy właśnie natrafił na korytarzu na fanki Jurija, które o dziwo mówiły o nim. Wiedziony zgubną ciekawością wycofał się do toalety, a jego pech życiowy chciał, że one również zatrzymały się w pobliżu nieszczęsnych drzwi i nieszczęsnego Japończyka.
- Żałosne, naprawdę żałosne. To hańba dla naszego Yury, występować na tym samym lodowisku, co on!
- Doskonale Cię rozumiem, ale ciszej bo nas ktoś usłyszy.
- No i dobrze! A najlepiej to jakby cały ten, jak mu tam?
- Katsuki?
- No właśnie! Nie potrafię tego zrozumieć, co widzi w nim Victor! Przecież to widać, że nasz Yura jest o niebo lepszy od niego! Dlaczego więc?!
- Wiesz jakie krążą plotki, zresztą sama widziałaś.
- Tak wiem, wiem. No wiem ten cały Katsuki to nie dość, że za grosz talentu to jeszcze szacunku! Jeśli sądził, że wygra z naszym Yurą, bo prześpi się z Żywą Legendą Łyżwiarstwa to się grubo myli! I zobaczysz Yura jutro zmiecie go z powierzchni lodowiska! A Victor w końcu się opamięta!
- Ja w ogóle tego nie mogę przetrawić, przecież to obrzydliwe!
- Mi to akurat zbytnio nie przeszkadza, ale Katsuki to jedna wielka porażka i ciągnie aby za sobą w dół Victora. Ten gościu nie zasłużył na takiego wspaniałego trenera, nie mówiąc już o gruncie prywatnym!
Głosy zaczynały się oddalać, ale Yuuri słyszał i tak zdecydowanie za wiele. Nawet nie zdawał sobie sprawy, kiedy po jego policzkach ponownie popłynęły łzy. Zachwiał się niebezpiecznie i oparł plecami o zimne płytki, po których zresztą po chwili zjechał w dół, nie był w stanie ustać na swoich nogach. Siedząc na zimnej podłodze przyciągnął kolana do klatki piersiowej, kuląc się w sobie. To, co usłyszał było ponad jego siły, a bańka mydlana w końcu pękła. Wcześniej wielokrotnie się nad tym zastanawiał, jednak z czasem zupełnie o tym zapomniał. Przecież od samego początku, właśnie o to bał się najbardziej. Związki dwóch mężczyzn rzadko bywały akceptowane, a tym bardziej jeśli chodziło o osoby znane i popularne. Może i on był tylko żałosną katastrofą, ale Victor to już zupełnie inna historia. Jak mógł być tak głupi i o tym zapomnieć? Dał się zaślepić miłości, zapominając o całym świecie. W dodatku te dziewczyny miały rację, Yuuri nie zasłużył na Victora, pod żadnym względem. Teraz już nie tylko w jego głowie panowała pustka, ale także i w sercu. Drgnął, słysząc dzwoniący telefon. Sądząc po tym jak ścierpł, spędził w tej pozycji już trochę czasu. Podniósł wyświetlacz do oczu i zmarszczył brwi, nie jeszcze nie był gotowy z nim rozmawiać. Zignorował połączenie, od razu po jego zakończeniu napisał krótką wiadomość, że zaraz będzie. Podniósł się z podłogi pozbawiony nadziei, uczuć i godności.
Wlokąc się do pokoju godził się z losem, godził się z tym, co musiał zrobić, co należało zrobić, z tym co było słuszne. Nie miał prawa dłużej więzić Victora tylko dla siebie. Musiał go oddać światu, Chris miał rację cały świat zapewne go za to nienawidził, dopiero teraz to do niego dotarło, jakim egoistą był. Yuuri pokazał już na co go stać i jaki jest żałosny, dłużej już nie mógł tego ciągnąć. To była jedyna droga. Co prawda nigdy nie rozmawiali o tym głośno, ale ich współpraca miała trwać tylko do Finałów, czas najwyższy żeby to doprecyzować i zakończyć. Czuł jak coś w środku głośno protestuje przeciw takiemu rozwiązaniu, jednak uciszył ten głos. Dosyć kierowania się sercem. Owszem będzie cierpiał, jednak finalnie wszystkim wyjdzie to na dobre. Być może dlatego Victor utrzymywał go na dystans? Być może chciał go przyzwyczaić do tego, co będzie po Finałach? Zaciskając w dłoni telefon zdecydowanym ruchem wszedł do pokoju, zamarł na ułamek sekundy, a jego nieposłuszne serce wybiło swój rozszalały rytm.
Platynowłosy, słysząc otwierające się drzwi odwrócił się gwałtownie w ich stronę. Stał na środku pokoju w samym szlafroku, a z jego pięknych włosów wciąż skapywała woda na podłogę, widocznie dopiero co wyszedł spod prysznica. Katsuki musiał głośno przełknąć ślinę i wbić paznokcie w dłoń, żeby przypomnieć sobie, co przed chwilą postanowił.
- Yuuri! – Radosny głos ukochanego nie pomagał.
- V...Victor. M...możemy p...porozmawiać?
- Oczywiście – Niczego nieświadomy Nikiforov złapał za dłonie narzeczonego i pociągnął w głąb pokoju, sam przysiadł na szerokim parapecie okna, a Yuuri, który nie mógł już dłużej ustać na miękkich nogach opadł ciężko na łóżko. Zacisnął palce z całej siły na telefonie, zbierając w sobie odwagę. – Co się stało?
- Ja... chciałem Ci coś powiedzieć.
- Słucham – Yuuri wziął głęboki oddech, zakładając na twarz maskę sztucznego uśmiechu podniósł załzawiony wzrok na ukochanego, pozwalając sobie po raz ostatni zatonąć w lazurycie jego oczu.
- Victor, to koniec. Zakończmy to po Finałach. Ja podjąłem decyzję, kończę sportową karierę, jutrzejszy występ będzie moim ostatnim.
Być może to tylko Victor to tak odebrał, ale dla niego świat na chwilę stanął w miejscu, wszystko zamarło i zrobiło się nienaturalnie cicho, a piękny kryształowy pałac runął.
***
beta Bluemiss_96 <3 dziękuję kochana, że tak dzielnie to znosisz :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top