*55*
Przed wami ostatni spokojny rozdział, później oj będzie się działo... No i padają tu bardzo, ale to bardzo ważne słowa... ^^
Także więc tego, miłego czytania. Mili :*
***
Victor przebudził się zdecydowanie za wcześnie w jego mniemaniu, jednak wiedział, że już nie zaśnie. Spojrzał za okno na wschodzące słońce, widok ten spowodował u niego ochotę na krótki spacer. Przeciągnął się leniwie, delektując się ciepłem ramion oplecionych wokół jego ciała, o tak zdecydowanie to było JEGO miejsce na ziemi. Obrócił się powoli przodem, tak, żeby nie obudzić narzeczonego, zrównując swoją twarz z odpowiedniczką Katsukiego.
Mmm jak on uroczo wygląda jak śpi. Taki słodki, taki... mój. Mógłbym tak patrzeć na niego godzinami i wciąż byłoby mi mało... – pomyślał Nikiforov, całując delikatnie wciąż lekko zarumienione usta kochanka. Wspomnienia ich upojnej nocy wróciły do niego, przywołując znów uczucia euforii i miłości. Tak, zdecydowanie był już pewien tego, co czuł do tego niepozornego bożyszcza.
- Kocham Cię Yuuri, tak bardzo Cię kocham. Wiem, że mnie nie słyszysz, wiem, że wciąż dryfujesz w krainie snów. Poczekaj jeszcze trochę, a będę w stanie powiedzieć Ci to prosto w te twoje piękne, czekoladowe oczy – szepnął niemal niesłyszalnie, będąc pewnym, że Japończyk śpi, i że go nie słyszy. Pogładził go delikatnie po policzku, po czym ostrożnie wysunął się z ciepłych ramion.
Czuł się naprawdę dziwnie i nie potrafił do końca pojąć tego, co się z nim dzieje, po wypowiedzeniu tych jakże ważnych i znamienitych słów na głos. No może nie do końca na głos, jedynie ledwo słyszalnie, no i tylko on je słyszał, a jednak wywołały w nim falę przeróżnych emocji... Chcąc je uporządkować przed spojrzeniem w przenikliwe czekoladowe oczy, podjął ostateczną decyzję o krótkim spacerze nad ocean.
Ubrał się szybko i niemalże bezgłośnie, krzywiąc się nieco przy zbyt intensywnych ruchach, jednak nie żałował. Owszem wiedział już doskonale, że Yuuri w przypływie ekstazy potrafi stracić nad sobą kontrolę, ale w ogóle mu to nie przeszkadzało. No czyż nie był przyzwyczajony do bólu? Nawet jeśli przestał sam go sobie zadawać, to nadal akceptowanie go przychodziło mu z nadmierną łatwością. A po za tym to było zupełnie coś innego. Ten wręcz słodki ból był zdecydowanie czymś zupełnie innym. Miał zupełnie inne znaczenie, w końcu był efektem ich zbliżenia, wypełnionego miłością i całą gamą pozytywnych uczuć.
Doprowadzony do niemalże idealnego ładu, złapał płaszcz i po raz ostatni spojrzał na śpiącego mężczyznę. Jego serce od razu wskoczyło na tylko sobie znany rytm, rosnąc przyjemnie w klatce piersiowej. Przez myśl Victora przeleciało, czy już zawsze będzie tak reagował na widok Japończyka? Bo jeśli tak, to nie miał nic przeciwko. W końcu dotarło do niego, że to właśnie Yuuri był tym, kogo potrzebował od zawsze, kogo nieświadomie szukał całe życie i kto dopełniał go idealnie, w każdym calu. I nie, nie miał na myśli tylko sfery fizycznej, choć nie mógł zaprzeczyć, że Yuuri był idealny w łóżku, nawet jeśli nie miał za sobą plecaka doświadczeń, ale to właśnie było w tym wszystkim dla Victora najlepsze. Yuuri był jego i tylko jego, pod każdym względem. Uśmiechając się pod nosem, przekluczył cicho klucz w zamku i wyszedł na korytarz. Czuł, że jeśli zostanie w pokoju choć minutę dłużej to obudzi Katsukiego w bardzo, ale to bardzo przyjemny dla obu sposób i spędzą tak poranek, a przecież nie mogli sobie pozwolić na takie ekscesy na chwilę przed zawodami. Japończyk w tej chwili potrzebował odpoczynku, wystarczająco już nadużył swojej niebywałej wytrzymałości w nocy. Victor wierzył, że na intensywne zbliżenia o poranku przyjdzie pora po zakończeniu Finałów. Mimo niepokoju jaki odczuwał odnośnie zakończenia serii to tliła się w nim nadzieja, że zaręczyny znaczyły coś więcej i nawet po zakończeniu zawodowej współpracy nadal będą razem.
***
Nie wiedział jak długo stał, wpatrując się w oceaniczną toń, ale szum fal i skrzek mew działał na niego kojąco. Tego właśnie w tej chwili potrzebował. Jego skotłowane emocje i uczucia powoli wyciszały się. Dawno już nie miał takiej jasności i przejrzystości w swoim umyśle. Dawno już też nie czuł takiego spokoju i harmonii, nawet już nie pamiętał, kiedy po raz ostatni miał przyjemność zaznać takich wspaniałości... Doskonale zdawał sobie sprawę, czyja to zasługa. Nawet teraz wciąż przed oczami miał przyjemne ciepło czekoladowych tęczówek wypełnionych miłością i to miłością skierowaną do niego. Jeszcze nie tak dawno sądził, że coś takiego zwyczajnie jest niemożliwe, a jednak stało się. Ktoś w końcu był w stanie go pokochać i to nie byle kto, ba, co więcej było to uczucie odwzajemnione. Nawet w najśmielszych marzeniach Victor nie zapędzał się tak daleko... Nie liczył na to, że spotka kogoś takiego. Pogodził się już z tym, że zawsze będzie sam. Zawsze będzie balansował na krawędzi, nawet o ironio fani wynieśli go na piedestał, na którym stał zupełnie sam. Podziwiany przez wszystkich niczym jakiś eksponat.
Właśnie wtedy, kiedy to Nikiforov coraz gorzej radził sobie z przeżyciem każdego kolejnego dnia, w jego życie niczym huragan, który często porywa wszystko wpadł niby niepozorny Japończyk. Japończyk, który przewrócił kilkukrotnie do góry nogami cały system wartości, a raczej jego brak, tworząc coś z niczego, zastępując puste dotąd emocjonalne życie Nikiforova emocjonalną gamą barw. Długo platynowłosy próbował się przed tym bronić i uparcie zrazić do siebie tego nadmiernie upartego bruneta, jednak nic to nie dało i sam nie wiedzieć kiedy zaczął łaknąć coraz więcej i więcej tego, co uparty osioł miał do zaoferowania.
Yuuri dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś - Pomyślał Nikiforov, unosząc prawą dłoń tak, że wschodzące słońce odbijało się w złotym krążku. To chyba ja powinienem Tobie kupować wszystkie dobra tego świata w podziękowaniu, chociaż to i tak by nie wystarczyło. Wyciągnąłeś mnie z dna mroku wprost w stronę tego jasno świecącego słońca. Dziękuję Ci za to, że pojawiłeś się w moim życiu. Dzięki Tobie nauczyłem się kochać i żyć od nowa. Jeszcze trochę, a będę Ci to w stanie powiedzieć prosto w oczy. Będę w stanie powiedzieć Ci, jak bardzo Cię kocham. Jak bardzo chcę dla Ciebie żyć. Pozwól mi już zawsze trwać przy Twoim boku, gdzie jest tak ciepło i bezpiecznie.
Rozmarzony Victor zapatrzył się w kierunku wschodzącego słońca, podziwiając jego blask w swojej obrączce. Kompletnie się wyłączył, to też nie mógł zauważyć nadchodzącego Jurija... co odczuł nieco boleśnie przez niego kopnięty.
- Auć, Yurio. – odparł nadmiernie spokojnie platynowłosy.
- Co on ma, a czego mnie brakuje?! – rzucił blondyn, nie bawiąc się w przywitania. Przez długie godziny w ramionach Otabka próbował pogodzić się z tym rozgoryczeniem, które cały czas czuł na widok Nikiforova i Katsukiego. Wydawało mu się, że jest dobrze, jednak kiedy zobaczył platynowłosego wpatrzonego w tą pieprzoną obrączkę, cała furia i rozgoryczenie wróciły jak za dotknięciem magicznej różdżki. Był przecież tylko nastolatkiem i to w dodatku bardzo wybuchowym, a radzenie sobie z emocjami nie było jego mocną stroną...
- Eh??? – Na twarzy mistrza malowała się dezorientacja.
- Dlaczego wolisz tego popieprzonego wieprza ode mnie?! Przecież ja lepiej jeżdżę! – wściekły zacisnął dłonie w pięści.
- Ah Yurio, ale tu nie o to chodzi. Ty nic nie rozumiesz.
- A niby o co?! Łazisz za nim jak pies! A mnie kompletnie zlewasz! – Mimo, że tak naprawdę wcale nie chciał tego mówić, to w młodym łyżwiarzu odezwał się nastoletni bunt i całe rozgoryczenie spowodowane porzuceniem.
- Uspokój się.
– Czy ja jestem dla ciebie nikim?! Czy nie byłem dla ciebie jak brat?! Czy to nie ja nie raz wyciągałem cię w ostatniej chwili z wanny?! Czy to nie ja cię pilnowałem niczym twój pieprzony cień?! – wyrzucał z siebie blondyn. – Kim on jest dla ciebie?!
- Ja... - Chwilę się zawahał, jednak przecież był już pewny, odchrząknął i złapał Plisetsky'ego za podbródek, zmuszając do kontaktu wzrokowego. – Ja go kocham.
Jurij zachłysnął się powietrzem, a jego oczy rozszerzyły się do niewiarygodnych rozmiarów.
- Nie wierzę – wyszeptał.
- To uwierz.
- Przecież to... przecież ty...
Victor puścił blondyna i odwrócił się do niego tyłem.
- Wiem, co masz na myśli. Do niedawna też tak sądziłem, ale on... on jest niesamowity.
- Tyle lat się starałem, byłem przy tobie i walczyłem o ciebie każdego dnia i nic to nie dało, cokolwiek bym nie zrobił, ty już podjąłeś decyzję i chcesz mi teraz wmówić, że jemu to się udało w zaledwie kilka miesięcy?!
- Jura to coś zupełnie innego, ty dla mnie zawsze byłeś i będziesz jak brat, a Yuuri on jest dla mnie kimś naprawdę ważnym, to coś zupełnie innego. On nauczył mnie tak wielu rzeczy. On nauczył mnie kochać.
- Nie rób sobie jaj ze mnie!!! To, że Ci daje dupy wcale nie znaczy, że jest ode mnie lepszy!!! To, że możesz go pieprzyć nie oznaczało, że musiałeś mnie porzucać! To ja jestem lepszym łyżwiarzem! I udowodnię Ci to, pokonując go na Finałach! Udowodnię Ci, że ta obrączka to śmieć! To ja zdobędę złoto! Prawdziwe złoto! To ja będę lepszy!
W lazurowych oczach na moment zapłonęła furia, a Plisetsky już wiedział, że przesadził i jeśli tak dalej pójdzie to utraci Victora na zawsze, jego zimny głos ranił uszy i serce blondyna.
- Twoja determinacja jest niesamowita. I dobrze. Powodzenia – Chciał odejść, jednak został powstrzymany przez drżącą dłoń, spojrzał zdziwiony w zaszklone kocie oczy. – Jura?
- Znowu odchodzisz?! Znowu mnie porzucasz? – W tej chwili Plisetsky wyglądał jak mały opuszczony kociak, jednak nie dbał o to, czuł, że jeśli teraz platynowłosy odejdzie, to nigdy go już nie odzyska.
- Daj spokój. Dobrze wiesz, że musiałem. Nie mogłeś cały czas przebywać w moim cieniu. Nie chciałem, żebyś skończył tak jak ja. Gdybym został, Ty nigdy nie wykrzesałbyś z siebie tyle motywacji, a ja nigdy nie odnalazłbym... nie odnalazłbym sensu życia i miłości.
- V...Victor Ty... Ty naprawdę go?
- Tak Jura i pogódź się z tym. Też było mi ciężko w to uwierzyć i długo się przed tym broniłem. Jednak to prawda, teraz jestem już tego zupełnie pewny. Nie obrażaj go więc, więcej w mojej obecności.
- P...przepraszam – odparł zawstydzony Plisetsky. Zrezygnowany Nikiforov westchnął i przyciągnął do siebie chłopaka, przytulając go.
- Już dobrze. Też nie jestem bez winy. Zostawiłem cię, ale to dla twojego dobra. Wiedziałem, że potrzebujesz solidnej determinacji, a ja nie byłem w stanie jej z ciebie wyciągnąć w inny sposób. Wiedziałem, że jeśli nadal będziesz ślepo za mną podążał, to nie osiągniesz tak wiele jak tego pragniesz. Wiedziałem, że jeśli nadal będziesz tak kurczowo się mnie trzymał to prędzej czy później pociągnę cię za sobą na dno, a tego nie chciałem. Nie chciałem, żebyś skończył tak jak ja. Samotny król na szczycie, żenujące. To Yuuri sprawił, że nie jestem już sam, to on nauczył mnie kochać, dlatego cokolwiek byś nie powiedział i tak będę za nim podążał.
- Victor, czy ty... czy wy naprawdę... czy wy się zaręczyliście? – Całkowicie już zażenowany blondyn ukrył się w połach płaszcza „brata".
- Wygląda na to, że tak. Ja wiem, że to jest niezrozumiałe, ale ja naprawdę tego chcę. Naprawdę chcę być z nim i trwać przy jego boku. Wiem, że to może oburzać, ale nie dbam o to. Nie interesuje mnie to, że on też jest mężczyzną. Kocham go i jestem z nim szczęśliwy, tyle wystarczy, prawda? Ty też coś o tym wiesz, co nie?
- Więc ty nie chcesz już się...? Więc będziesz...? – oderwał się i wbił w Nikiforova błyszczące spojrzenie.
- Wygląda na to, że nie – odparł pogodnie platynowłosy, a rozradowany chłopak ponownie się w niego wtulił. – To zasługa Yuuriego. A co z tobą i Otabkiem?
- Nie rozumiem?
- Hahah nie jestem aż tak głupi, a dzięki Katsukiemu dostrzegam jeszcze więcej. Mam nadzieję, że będziecie tak samo szczęśliwi jak my.
Plisetsky nie był w stanie odpowiedzieć, zapatrzył się na rozmarzony wzrok Victor utkwiony w oceanicznej toni. Zdziwiło go to, jak spokojnie i szczęśliwie wygląda łyżwiarz. Dopiero teraz dostrzegł tę subtelną różnicę. To już nie była maska zakładana każdego dnia, tylko po to, żeby oszukiwać wszystkich w tym samego siebie. Wyglądało na to, że Victor rzeczywiście odnalazł szczęście. A to mogło oznaczać tylko jedno, wszystko to, co mu powiedział było prawdą. Choć wydawało się to niepojęte, to widocznie Yuuri dokonał niemożliwego, nie tylko ocalił Nikiforova, ale nauczył go kochać. A to było więcej niż on i Yakov pragnęli. Był tak cholernie szczęśliwy. Odwrócił się na pięcie, chcąc ukryć szeroki uśmiech, jednak nie wytrzymał. Spojrzał ponownie w lazurowe oczy.
- Wiesz Victor, wiedziałem, że cię tu spotkam, to miejsce bardzo przypomina mi ocean w Hasetsu. Mam nadzieję, że się tam kiedyś spotkamy we czwórkę. – Z tymi słowami odwrócił się i odszedł, zostawiając za sobą uśmiechniętego Nikiforova.
***
Beta Bluemiss_96 <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top