*51*
Wybaczcie, że tak późno, ale jestem troszkę zabiegana...
Z góry przepraszam, że nie odpowiem zapewne dziś na komentarze, ale obiecuję to nadrobić jak najszybciej, no chyba, że wrócę o w miarę normalnej godzinie do domu... :*
A i podziękujcie Bluemiss_96 za przypomnienie, że trzeba by rozdział wrzucić ^^
Miłego dnia. Mili <3
***
Biegł, ile miał sił w swoich chudych nogach. Biegł, jakby go sam diabeł gonił, albo raczej całe stado diabłów... Miał serdecznie dosyć tych natrętnych dziewuch wszędzie za nim łażących. Zero prywatności, a co za tym idzie spotkanie z Altinem stało pod znakiem, dużym znakiem zapytania. No niby jak miał się z nim spotkać i na spokojnie porozmawiać, choć wiedział, że i tak poniosą go emocje, to raz, a dwa, tak bardzo chciał się do niego móc przytulić... Skręcił w kolejną uliczkę, jednak nadal słyszał za sobą nawołujące go głosy przeklętych diablic. Co jeszcze od niego chciały?! Przecież był miły, dał się sfotografować, rozdał autografy, to czego jeszcze od niego oczekiwały?!
Miał ochotę wyć z wściekłości, a frustracja narastała z każdym krzykiem zza pleców. Już dawno przestał się martwić tym, czy aby nie zgubi się w obcym mieście, zasadniczo to już się zgubił... ale od czego była nawigacja w telefonie? Przecież poradzi sobie, jak zawsze zresztą. Może i był młody, ale nie aż tak głupi. No dobra może i był głupi skoro przez tyle czasu nie odzywał się do osoby, która była jego najlepszym przyjacielem, i do której żywił głębsze uczucia. Pokręcił intensywnie głową, odganiając złe myśli i łzy. Nie potrzebował jeszcze dodatkowego zmartwienia, jakby go te diablice dorwały płaczącego...
Skręcił ponownie w jakiś zaułek, gdzie wypatrzył głęboką wnękę, nie myśląc wiele schował się w niej. Z tej pozycji był dla przechodniów z poprzedniej ulicy niewidoczny. Wstrzymał oddech, kiedy całkiem niedaleko odezwały się jego natrętne fanki. Co go interesowało jakieś tam zebranie fanów?! Miał sprawę z Otabkiem do rozwiązania, musiał, absolutnie musiał z nim porozmawiać, a co najważniejsze przytulić się do niego i poczuć to oszałamiające uczucie bliskości drugiego człowieka. Wstyd mu było się przyznać, nawet przed samym sobą, ale czuł się tak strasznie samotny od wyjazdu Victora. Już wolał biegać za tym siwym idiotą i pilnować, czy nie robi czego głupiego, niż siedzieć całe dnie poza treningami samotnie. Przez tę całą dziwną sytuację przestał rozmawiać z Kazachem, który choć częściowo, no bo tylko przez telefon, był w stanie zapełnić tę ziejącą pustkę w sercu Plisetsky'ego.
Jurij stał ukryty we wnęce z mocno bijącym sercem. Te szalone dziewoje były coraz bliżej, normalnie jakby miały jakiś sensor... Zastanawiał się już, czy nie opuścić tymczasowego ukrycia, kiedy usłyszał zbliżający się motocykl. Nie chciał ryzykować bycia rozjechanym w wąskiej uliczce więc wbił się jeszcze bardziej w ścianę, czekając aż maszyna go minie i będzie mógł podjąć ucieczkę. Dosłownie podskoczył w miejscu, kiedy pojazd z piskiem zatrzymał się obok niego. Przerażony powoli zwrócił wzrok w kierunku przybysza i zamarł.
- Jurij wskakuj – Dopiero głos Altina wyrwał go z osłupienia, głos, za którym tak strasznie tęsknił. Jego oczy ponownie wypełniły się łzami. Zrobił krok do przodu, opuszczając tym samym bezpieczne schronienie.
- Ota... - zaczął, ale przerwał mu pisk fanek, które w końcu go dorwały i już rzuciły się w jego stronę.
- Wskakuj – powiedział z naciskiem Kazach, podając mu drugi kask. Blondyn odruchowo wziął go do rąk, ale nic poza tym, nadal wpatrywał się z szeroko otwartymi oczami w swojego wybawcę. – Jedziesz, czy nie?
Ostra nuta w głosie przyjaciela ocuciła go, szybkim ruchem wciągnął kask i wskoczył na motocykl, ciasno obejmując Altina. Czuł, jak ciało przyjaciela się spina, jednak musiał, tak bardzo za tym tęsknił. Wtulił się najmocniej jak mógł, napawając się uwielbianym zapachem. Tęsknota uderzyła go z siłą młota pneumatycznego, w jednej sekundzie już był pewien wszystkiego. Kochał, niezaprzeczenie i szaleńczo, kochał obejmowanego mężczyznę. W końcu mógł pozwolić sobie na łzy, nikt go nie widział, no prawie, ale Otabek bardziej czuł niż widział...
Przemykali przez ulice miasta w tylko sobie znanym kierunku. Niestety nie udało im się odjechać całkiem niezauważenie. Aniołki Jurija zdążyły zrobić im całą serię zdjęć i wrzucić je do siebie, przez co lotem błyskawicy rozniosła się wiadomość o ich wspólnej ucieczce. Co oczywiście wywołało serię spekulacji... W końcu Jurij nosił też tytuł Rosyjskiej wróżki, a Kazach wyglądem przypominał nieco złoczyńcę. Fanki rozpuściły więc famę, że ich ukochana wróżka została uprowadzona, w wiadomych celach...
Jednak chłopcy bynajmniej nie przejmowali się tym, co wypisywano o nich w internecie, mieli ważniejsze sprawy na głowie, a myśli prześcigały się jedna przez drugą. Obaj intensywnie zastanawiali się, co dalej???
Altin działał pod wpływem chwili i impulsu, jak tylko zobaczył dziewczyny z opaskami kocich uszu. Wiedział, że Plisetsky będzie gdzieś niedaleko i intuicja go nie zawiodła. Sam nie wiedział, co nim kierowało, przecież od jakiegoś czasu nie utrzymywali kontaktu, a tak właściwie to on go zerwał po przykrych słowach, jakie usłyszał od blondyna. Nie chciał stawać mu na drodze do wygranej, nie chciał też na tej drodze stawiać swoich uczuć. Za bardzo pokochał tego niesfornego chłopaczka. Jednak był typem zamkniętej w sobie osoby, dlatego skrył swoje uczucia głęboko. Doszedł do wniosku, że najwidoczniej mylnie odebrał to, co się działo podczas pobytu Jurija w Kazachstanie. Być może młody miał mu za złe to, że przekroczyli magiczną granicę przyjaźni. No, bo przecież gdyby odwzajemniał jego uczucia to... to... brakło mu pomysłów, przez wzgląd na oplatające go ciasno ramiona. Wyraźnie czuł, że blondyn płacze wtulony w jego plecy, nie miał tylko pojęcia dlaczego... Czyżby nie chciał go widzieć? No, ale to po co wsiadł na motocykl? Nie mógł znieść dłużej niepewności, zatrzymał się pod zabytkowym punktem widokowym. Próbował zabrać z siebie ramiona łyżwiarza, ale ten trzymał się z całej siły.
- Jura – mruknął cicho Altin.
- Porozmawiamy? – zapytał nieco łamiącym się głosem Plisetsky.
- A mamy o czym? – Na to pytanie ramiona blondyna samoistnie się odsunęły od Kazacha. Zszedł z maszyny i wbił niepewny wzrok w chodnik.
- Beka, ja... ja przepraszam.
Na te słowa czarnowłosy zamarł, wbijając zdziwione spojrzenie w zielone kocie oczy. Tego to się nie spodziewał, dumny Jurij Plisetsky go przepraszał??? Odruchowo kiwnął głową i udał się na taras, czyli punkt widokowy.
- Beka ja... ja naprawdę przepraszam. Przepraszam za to, co powiedziałem, ja... ja nie miałem tego na myśli.
- Tego?
- Oj no wiesz, o czym mówię! – podirytował się blondyn.
- Jura...
- Ota, ja... ja naprawdę nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. To nie tak ja... Naprawdę nie to miałem na myśli.
- Jura tego nie dało się inaczej odebrać. – Wstrząśnięty Rosjanin spojrzał w brązowe oczy, a przez myśl mu przeszło - Czyżby to tak miało się skończyć? Tylko po to mnie tu przywiozłeś? – Jura to ja chciałbym Cię przeprosić.
- Nie rozumiem. Ty mnie? Ale za co?
- Wybacz mi, że się zapędziłem jak byłeś u mnie. Poniosło mnie. Nie powinienem był. Bardzo cenię sobie naszą przyjaźń, dlatego wybacz mi, że przekroczyłem granicę. Ubzdurałem sobie niewiadomo co, to dlatego. Źle odebrałem twoje intencje. Wiem, że nie mam prawa cię o to prosić, ale czy mógłbyś o tym zapomnieć i nadal pozostać moim przyjacielem?
- O czym ty do cholery pierdolisz?! – wściekł się Jurij, choć przed chwilą jego serce na ułamek sekundy zamarło. Czyżby Otabek żałował tego, co się stało? Kazach westchnął ciężko.
- Miałem nadzieję, że będziesz mi w stanie wybaczyć i chociaż zostaniemy przyjaciółmi. Wybacz mi wszystko. Niech zostanie tak, jak do tej pory. Powodzenia na finałach – Z tymi słowami obrócił się, może i nigdy nie był zbytnio uczuciowy i nie potrafił tego okazywać. Jednak dla Jurija był w stanie zrobić wszystko, nawet zdobył się na tę trudną rozmowę. Teraz jednak chciał odejść jak najszybciej, nie chciał, żeby chłopak zobaczył jego zaczerwienione oczy. Nie chciał, żeby widział jego cierpienie. Wiedział jak bardzo był wtedy lekkomyślny, nigdy nie powinien ujawniać swoich uczuć, nigdy nie powinien pocałować przyjaciela, no właśnie PRZYJACIELA. Teraz nie miał już nawet tego. Plisetsky miał jasny cel – wygrana, nie interesowało go nic innego, a już tym bardziej rywal, nawet jeśli łączyły ich ciepłe stosunki. Zdążył jednak zrobić tylko dwa kroki, poczuł delikatne szarpnięcie za rękaw skórzanej kurtki. Zaskoczony spojrzał na drżącą dłoń, po czym powoli uniósł wzrok i aż zachłysnął się powietrzem na widok twarzy blondyna. Owszem znali się już jakiś czas i widział wiele twarzy Jurija, ale płaczący? To było ponad jego rozumowanie. Jego serce fiknęło solidne salto. Tak bardzo pragnął ukryć w swoich ramionach Pliseksty'ego.
- O...Otia – wydukał młody łyżwiarz, a tym uroczym zdrobnieniem skruszył ostatnią linię oporu Altina, który przyciągnął go do siebie i mocno przytulił. – O...Otia nie zostawiaj mnie, nigdy. Ja... ja... ja nie chcę już czuć się tak strasznie samotny.
- Oh Jura, Jura. To znaczy, że mi wybaczasz i będziemy dalej przyjaciółmi?
- Nie! Ty idioto! – krzyknął blondyn przez łzy, a ciało Kazacha zesztywniało, wziął swoje ramiona i chciał zrobić krok do tyłu, ale uniemożliwiały mu to drżące dłonie zaciśnięte kurczowo na kurtce.
- Nie rozumiem. Przestań mi mącić w głowie, to dla mnie za trudne. Pozwól mi odejść skoro mnie nie chcesz.
- Ty idioto! – krzyczał Plisetsky – Ty cholerny idioto!
- Przestań mnie obrażać! – Altin złapał nadgarstki Rosjanina, próbując odciągnąć go od siebie, chłopak gwałtownie uniósł głowę do góry, a widok jego zapłakanej twarzy złamał serce Kazacha.
- Ja... ja Cię kocham, idioto!
- Mówiłem już... czekaj, co?! – Brązowe oczy otwarły się szeroko w niemym szoku. Czy to było możliwe? Czy naprawdę jego uczucie mogło być odwzajemnione?!
- Kocham Cię i to nie tylko jak przyjaciela! A...A Ty mówisz mi te wszystkie przykre rzeczy! Naprawdę żałujesz tego, co się stało?!
- Jura ja... - Chyba po raz pierwszy Altinowi zabrakło języka w gębie, a już zwłaszcza przy młodym łyżwiarzu. Złapał go za ramiona, ponownie do siebie przyciągając i szepnął mu do ucha. – Ja też Cię kocham. I nie, niczego nie żałuję.
Plisetsky podniósł na niego zdziwione, zielone oczy.
- Ty mnie...?
- Tak. – Otabek pochylił się nieco i złożył na wciąż lekko drżących ustach krótki, ale czuły pocałunek, zaskakując tym chłopaka. – Wybacz, nie mogłem się dłużej powstrzymywać. Tak bardzo tęskniłem.
- Ja też – bąknął cicho zażenowany blondyn i odsunął się delikatnie od przyjaciela? chłopaka? – Dlaczego przestałeś się do mnie odzywać? Czy to przez to, co powiedziałem? Ja... przepraszam. Nie miałem na myśli nas.
- Ale tak to zabrzmiało.
- Wiem i dlatego przepraszam! – rzucił ponownie już nieco oburzony Plisetsky, nie przywykł do przepraszania...
- Jura?
- Hmm? – mruknął cicho zapytany.
- Co tak właściwie jest między nami?
- Tsk... nie pytaj mnie o takie rzeczy, nie znam się. Ty mi powiedz.
- Znam się tak samo na tym jak Ty.
- No nadal jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Prawda – odparł Kazach zapatrzony w dal.
- No i je...jesteśmy, no jesteśmy p...p...parą? – wydukał cicho blondyn, zerkając nieśmiało w kierunku bruneta. Chyba po raz pierwszy widział taką ekspresję na jego twarzy... Altin naprawdę rzadko się uśmiechał, dlatego jego uśmiech wydał się taki piękny młodemu łyżwiarzowi, aż zaniemówił z zachwytu. Otabek złapał go za rękę, splatając ich palce ze sobą.
- Tak, jesteśmy parą.
Obaj czuli się nieco dziwnie, żaden nie przywykł do tego typu rozmów i żaden też nie był zbyt wylewny w uczuciach, jednak oboje skrycie pragnęli tego samego – odwzajemnionej miłości.
Stojąc bardzo blisko siebie nie odważyli się na nic więcej niż trzymanie się za rękę, w końcu byli w miejscu publicznym, a już ten jeden krótki całus mógł narobić im obu zdecydowanie zbyt wiele problemów. To nie tak, że się siebie wstydzili, jednak żaden z nich nie miał w sobie tyle odwagi, żeby upublicznić to, co było między nimi. Dlatego też, trzymając się dyskretnie za ręce spoglądali sobie co chwila głęboko w oczy, tam było wypisane wszystko. Po dłuższym czasie ciszę przerwał Atlin.
- Jura, brakowało mi ciebie przez ten cały czas.
- A mi ciebie, czułem się taki cholernie samotny, nawet nie miałem z kim porozmawiać.
- A Victor? Przecież jesteście blisko. Coś się stało między wami w Japonii? Tak właściwie to nie miałeś mi jeszcze okazji opowiedzieć, jak było.
- On... on... - Zielone oczy wypełniły się łzami, no bo przecież kochał Victora jak brata, a przecież wciąż czuł gorzki smak porzucenia na języku. Może i nieco złagodzony po rozmowie z Katsukim, ale mimo wszystko...
- Już ciii – powiedział łagodnie Kazach, głaszcząc po plecach chłopaka. – Nie musimy o tym rozmawiać.
- Już mu nie jestem potrzebny, ma tego swojego prosiaka. Mimo, że życzę im jak najlepiej, to i tak boli.
- Ja zawsze będę przy tobie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję – Blondyn od razu się rozpromienił.
Reszta dnia zeszła im na przyjemnych rozmowach, nie mogli się nagadać i jeden przez drugiego chciał opowiedzieć, co się działo podczas rozłąki. Dyskutowali o wszystkim i o niczym. Poruszali nawet temat jutrzejszych zawodów, nie przejmując się zbytnio tym, że są rywalami, wręcz przeciwnie obaj szli w zaparte, że zdobędą złoty medal. Jurij podekscytowany opowiadał, jak to dziadek specjalnie dla niego przygotował pierożki z katsudonem.
- No właśnie Ota musisz nas odwiedzić w Moskwie, dziadek bardzo chce się z tobą zobaczyć! I na pewno zrobi dla Ciebie te pierożki! Mówię Ci, niebo w gębie!
- Jesteś tego pewny?
- Oczywiście!
- A nie będzie mu przeszkadzać, że my... - Plisetsky urwał mu w pół zdania, kładąc dłoń na ustach, co oczywiście Kazach wykorzystał składając na niej delikatny pocałunek.
- Otia... dziadek wie – Brązowe oczy otwarły się szeroko. – I nie ma nic przeciwko. – dokończył z uroczym uśmiechem blondyn.
Dopiero, kiedy dzień chylił się już ku końcowi, upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu Altin przytulił do siebie Jurija i razem wtuleni w siebie podziwiali zachód słońca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top