*20*
Pierwszy dzień treningu przebiegł w sztywnej atmosferze, obaj trwali w swoich rozmyślaniach. Odzywali się do siebie tylko z konieczności i do tego oficjalnie. Ich stosunki wróciły czysto do płaszczyzny trener – uczeń. Żaden nie poruszył tematu dziwnego zachowania Yuuriego sprzed treningu, wiedzieli już, że to była tylko Yuko, co teoretycznie powinno wszystko wyjaśnić i uspokoić sytuację ale... no właśnie było jakieś ale.
Victor wpadł w swój tryb obojętności na wszystko i wszystkich, co prawda obserwował uważnie poczynania podopiecznego i z każdą chwilą czuł co raz większe rozczarowanie. Yuuri jeździł jak maszyna, niby wykonywał układ poprawnie, ale wszystko było tak strasznie pozbawione uczyć – dokładnie tak samo, jak całe życie Nikiforova.
- Yuuri stój! Nie tak, przestań to rani moje oczy! – Katsuki stanął jak wryty i po raz pierwszy od rozpoczęcia treningu spojrzał w twarz trenera. – Czy Ty nie widzisz co robisz? Albo raczej, czego nie robisz? Ogarnij się i przestań myśleć o niebieskich migdałach!! Jeśli nawet tego nie potrafisz to kończymy na dziś, jestem tym już zmęczony. Może powinniśmy zacząć trening od kontrolowania Twoich negatywnych emocji, skoro sam nie potrafisz sobie z nimi poradzić?!
Yuuri potrafił tylko przytaknąć, oschły ton ukochanego tylko dodatkowo ranił jego uczucia. Czuł się gorzej niż okropnie. Z jednej strony chciał wszystko wyjaśnić i wytłumaczyć, że jego przerażenie miało trochę inne znaczenie niż zapewne Victor myślał, ale z drugiej strony jego głos odmawiał mu posłuszeństwa.
Dlatego pierwszy dzień treningu zakończył się więc przedwcześnie i w ciszy. Nawet w drodze do domu nie odezwali się do siebie ani słowem. Dopiero kiedy już byli na ścieżce prowadzącej do drzwi wejściowych Yuuri zebrał się na odwagę i złapał Victora za rękaw bluzy dając mu tym samym znać, że ma się zatrzymać.
- No co chcesz?
- V..V..Victor j..j..ja... - odwaga nagle go opuściła i nie mógł się przemóc, czuł że jeśli teraz tego nie wyjaśnią to może być za późno, znów oddalą się od siebie.
- Ech no mów w końcu, jestem zmęczony i głodny! – w głosie Nikiforova było słychać irytację, nieco zaskoczony brunet poderwał szybko głowę do góry i spojrzał w ukochane lazurowe oczy, które nie wyrażały absolutnie nic poza przerażającą pustką. Język utknął mu w gardle i nie potrafił wydusić z siebie choćby słowa tylko bezradnie wpatrywał się w piękny, zimny błękit, po krótkiej chwili nawet to zostało mu odebrane, bo zniecierpliwiony platynowłosy odwrócił się na pięcie i zniknął w domostwie. Katsuki niezdolny do najmniejszego ruchu stał wpatrując się w zamknięte drzwi, dopiero po dłuższej chwili jego letarg przerwała Mari.
- Ej co tu tak stoisz? Idź się myj zaraz kolacja! – Yuuri otrząsnął się w końcu i spojrzał na siostrę.
- Mari zjebałem, znowu, tak bardzo zjebałem, dlaczego nie potrafię się normalnie przy nim zachowywać????
- Ech?! O czym Ty? – panna Katsuki spojrzała na niego dziwnie, dopiero teraz dostrzegła łzy w oczach brata. – Ej, ej co jest???
- Zjebałem Mari...
- To już wiem, ale co zjebałeś? Chodzi o Victora? Coś nie tak z treningiem? W sumie on też wyglądał dziwnie jak się z nim mijałam w korytarzu. – słysząc ukochane imię Yuuri spojrzał na siostrę.
- Co masz na myśli?
- Nooo przeszedł koło mnie i nawet mnie nie zauważył. Pokłóciliście się?
- Tak jakby, to moja wina, jestem do niczego!
- Hola, hola nikt tak nie będzie mówił o moim małym braciszku! – potargała młodszego po włosach. – jak się pokłóciliście to i się pogodzicie, przecież się całkiem nieźle dogadujecie prawda? Siła przyciągania między wami jest wręcz namacalna – próbowała zażartować Mari, przyciągając do siebie braciszka. – Po prostu idź i z nim pogadaj. Wyjaśnijcie wszystko od razu. Po to są kłótnie, żeby móc się potem godzić, no zmykaj już, zostawię wam kolację na później – popchnęła Yuuriego w kierunku drzwi i puściła mu oczko, na co chłopak się zarumienił, ale przytaknął głową i ruszył.
Nie miał pojęcia jak długo stał na dworze i nie wiedział, co robi Victor, ani co mu powie, ani gdzie on jest, nie był nawet pewny czy starczy mu odwagi, ale ruszył w kierunku pokoju ukochanego. Już po chwili stał pod drzwiami z ręką uniesioną, bał się zapukać. Z pokoju nie dobiegały żadne dźwięki, więc zaczął się zastanawiać, czy Nikiforov w ogóle tam jest. Kiedy już miał odwrócić się i poszukać gdzie indziej, albo zapytać rodziców, z pokoju dobiegł go odgłos tłuczonego szkła i ciche przekleństwo, przerażony rozsunął drzwi i wpadł do pokoju. Od razu jego oczom rzucił się Victor klęczący na podłodze, nie widział co robi, bo widok zasłaniały mu rozpuszczone włosy.
- V..V..Victor? – Yuuri nie wiedział co zrobić, nie wiedział co się stało, dlatego postanowił się odezwać informując trenera o swoim wtargnięciu, ten jednak dosłownie podskoczył na miejscu wystraszony. Przez nagły ruch stracił równowagę i upadł na niski stolik, na który przed chwilą pozbierał reszki kubka, który chwilę wcześniej roztrzaskał się na podłodze, co skończyło się wbiciem się szklanych odłamków w jego rękę.
- Ajć kurwa, no ładnie. Czego tu chcesz?! – rzucił wściekły Victor.
- J..j..ja p..p..przepraszam! – Yuuri już miał się wycofać speszony nagłym wybuchem wściekłości trenera, ale jego wzrok padł na rękę Nikiforova – O boże Victor Ty krwawisz!!!
- No co Ty nie powiesz! – irytacja platynowłosego narastała, chciał jak najszybciej pozbyć się natręta. – Idź już sobie!
- Przestań! Przecież tym trzeba się zająć! – w przypływie nagłej odwagi podszedł do Victora omijając po drodze resztki kubka i złapał na poranioną rękę. – chodź u siebie mam apteczkę, pójdziemy do łazienki to przemyć i zaraz opatrzymy. Mam nadzieje, że rany nie są głębokie, bo szyć nie umiem – próbował rozładować atmosferę kiepskim żartem, ale mu się to nie udało. Victor próbował się wyszarpnąć, ale przeczuwając to brunet zacisnął mocniej palce i pociągnął platynowłosego za sobą. – Daj spokój, chcę tylko pomóc.
- Daruj sobie, umiem dbać o siebie sam!
- Właśnie widzę! Nie zachowuj się jak małe dziecko i daj sobie pomóc!
- Kto tu się zachowuje jak małe dziecko co?! Spójrz lepiej na siebie Yuuri, a mnie daj święty spokój! – osłupiały Katsuki pozwolił, żeby Nikiforov wyszarpnął w końcu swoją rękę i już miał wrócić do siebie, gdy ponownie został zatrzymany przez bruneta.
- Nie tym razem nie odpuszczę! Nie pozwolę Ci tak po prostu odejść! Idziemy do łazienki, teraz w tej chwili! – stanowczość w głosie Yuuriego na chwilę zamurowała Victora, który bezwiednie ruszył ciągnięty do łazienki. Tam Yuuri rozpiął jego bluzę i zaczął rozbierać, kiedy został już tylko w spodniach otrząsnął się czując jak Katsuki odkleja plaster i zaczyna zdejmować bandaż z jego prawej ręki.
- Co Ty robisz?! Zostaw! – w jego głosie można było usłyszeć nutkę paniki.
- Uspokój się przecież jakoś musze powyciągać te odłamki, które się wbiły!
- Sam to mogę zrobić!
- Daj już spokój!
- Oj chłopaki co się dzieje?! Mieliście się godzić, a kłócić! – Mari zajrzała do łazienki, jednak widziała tylko plecy brata, który stał pochylony nad Victorem. Yuuri słysząc ją spojrzał przepraszająco na ukochanego i zatrzymał się w połowie odwijania, myśląc gorączkowo co zrobić.
- M..M..Mari to n..n..nie tak. Ach mogłabyś mi przenieść pęsetę?
- Pęsetę? A po co Ci?
- Coś wbiło się Victorowi w rękę i muszę to wyjąć.
- Och nic poważnego się nie stało? Może zawołam po doktora?
- NIE! – wykrzyknęli jednocześnie. Mari rozbawiona ich reakcją odwróciła się uspokojona i wyszła czyli to tylko chwilowy kryzys i mi się tam nie pobiją, to dobrze. Po chwili wróciła i pukając wsunęła tylko rękę z pęsetą i odeszła bez słowa uśmiechając się pod nosem.
Katsuki odczekał chwilę, aby się upewnić, że już nikt nie będzie im przeszkadzał, dla pewności przekluczył zamek w drzwiach.
- No teraz nikt nie będzie nam przeszkadzał – z tymi słowami wrócił do rozwijania bandaża ignorując Victora rzucającego wściekłe spojrzenie. Kiedy już skończył i spojrzał na odkryte ramię wciągnął ze świstem powietrze, a zapomniany bandaż swobodnie upadł na podłogę.
- V..V..Vitya Ty...
- Zanim coś powiesz, miej na uwadze, że sam się o to prosiłeś! Mówiłem Ci, że sobie poradzę! – rzucił z wściekłością Nikiforov wyrywając swoje ramię z uścisku młodszego. Ten jednak niczym nie zrażony złapał ponownie delikatni rękę ukochanego wpatrując się w nią z przerażeniem.
- Bardzo bolało?
- Phi, a jak myślisz?! Przecież to o to w tym chodzi prawda?!
- Przestań się na mnie wściekać przecież nic Ci nie zrobiłem! Jesteś niesprawiedliwy!
- Ja?! Ja niesprawiedliwy?! Czy Ty się słyszysz?!
- Mam tego dosyć! Czy możemy się na chwilę przestać kłócić?! Daj mi chociaż powyciągać Ci te odłamki dobrze?!
- Rób co chcesz! – prychnął platynowłosy.
- Ehh – Yuuri z rezygnacją zabrał się za wyciąganie małych kawałków pęsetą starając się przy tym jak najmniej ranić wściekłego trenera. Nadal czuł ciarki na plecach patrząc na pobliźnioną rękę, domyślał się, że druga wcale nie wygląda lepiej. Coś w nim drgnęło, nie mógł tak po prostu odpuścić sobie Victora, zwyczajnie nie mógł, nie mógł go tak zostawić, chciał mu pomóc, być przy nim i wyciągnąć go jego ciemności i smutków. Chciał widzieć jego uśmiech, ten cudowny blask w oczach, chciał czuć jego zapach i ciepło codziennie o poranku i nie tylko. Chciał zwyczajnie być szczęśliwy u boku ukochanej osoby. Yuko miała rację, nie mógł ot tak poddać się, nie teraz, kiedy spełnienie najskrytszego marzenia miał na wyciągnięcie ręki.
Upewnił się, że wyciągnął już wszystko odkręcił letnią wodę i przemył małe ranki, sprawa wcale nie wyglądała poważnie, przynajmniej nie w obliczu niezliczonej ilości białych blizn, a już zwłaszcza w otoczeniu tych najświeższych, które wciąż jątrzyły się czerwienią te wyglądają na całkiem świeże wiec on cały czas to robi nawet tu, więc jak ja mam mu pomóc??? Jak???
- Gotowe. Chodź teraz do mnie założę Ci czysty bandaż.
- Nie trzeba, poradzę sobie – oschły ton ranił serce bruneta, ale postanowił nie dawać za wygraną.
- Powiedziałem chodź, więc z łaski swojej rusz się i idziemy.
- Po co to robisz?
- Po co pytasz? Czy to nie oczywiste? Bo się o Ciebie, martwię i chcę pomóc!
- Przecież to niedorzeczne, daruj sobie.
- Może dla Ciebie, ubierasz się czy mam Cię tak zaciągnąć – nie czekając na reakcję platynowłosego Katsuki złapał go za rękę i półnagiego zaciągnął do swojego pokoju. – No siadaj tutaj – powiedział wskazując na łóżko, a sam skierował się do szafy w poszukiwaniu apteczki. Victor szybko rozejrzał się po pokoju, kiedy ostatnio tutaj był wszędzie wisiały jego plakaty, teraz ściany były puste, czyżby Yuuri wstydził się i dlatego je pochował?
- Yuuri mogę, Cię o coś zapytać?
- Yhm – mruknął Katsuki szamocząc się przy otwieraniu bandaża
- Gdzie się podziały plakaty??
- C..c..co j..j..jakie p..p..plakaty? – brunet zarumienił się uroczo.
- Nie ważne, jak mniemam wywaliłeś je? Ze mną zrobisz to samo? – smutek w głowie Victora ranił uszy Katsukiego.
- Jak możesz tak myśleć? – powiedział oburzony Yuuri nawilżając wodą utlenioną gazę, wpadł jednak na innym pomysł. – Nie, nie wyrzuciłem ich, tylko schowałem, żebyś się ze mnie nie nabijał. Jeśli to by zależało ode mnie to przywiązałbym Cię do siebie, żebyś nigdy mnie nie opuścił głuptasie – z tymi słowami Yuuri złapał delikatnie rękę Victora i podsuwając sobie do ust zaczął składać delikatne pocałunki. – Jeśli byłoby to możliwe chciałbym zabrać od Ciebie cały ten ból i cierpienie.
- Phi wtedy nie zostałoby mi już nic.
- I tu się mylisz, ja zostanę z Tobą na zawsze, jeśli tylko zechcesz.
- Taaa jasne. Uciekniesz przy pierwszej lepszej okazji – zły na siebie za okazanie słabości Victor zabrał rękę spod cudownych i łagodnych ust.
- Przepraszam Cię za tą sytuację na lodowisku, to nie tak jak myślisz.
- Jasne, a jak?
- Ja jestem nikim w porównaniu z Tobą. Ty masz u stóp cały świat, a ja? Nie chcę żeby ktoś nas zobaczył w dwuznacznej sytuacji, bo to może mieć wpływ na Twoją karierę i opinię.
- Nie rozśmieszaj mnie. Przyznaj szczerze przespałeś się ze mną, zaspokoiłeś swoje potrzeby więc teraz rzucasz mnie w kąt jak niepotrzebną rzecz – słysząc to Yuuri poczuł wściekłość, nie miał pojęcia jak dotrzeć do Nikiforova.
- Jak śmiesz!!! Za kogo Ty mnie masz!!! Naprawdę myślisz, że zależy mi tylko na seksie?! Jak możesz być takim idiotą?!
- Dziękuję za komplement – rzucił oschle platynowłosy, wstając jednocześnie z łóżka, miał wielką ochotę zapalić, a potem może kto wie może widok własnej krwi pomoże mu się uspokoić. – a teraz pozwól, że ten straszny idiota opuści Twój pokój.
- Eghm.. Przepraszam, to nie tak! Victor zaczekaj, proszę! Porozmawiajmy!
- A mamy o czym?
- Tak, proszę usiądź, zostań na chwilę. To naprawdę nie tak jak myślisz. Tak naprawdę przebywanie z Tobą na co dzień było od zawsze moim marzeniem i nie mam tu na myśli tylko Ciebie jako trenera. Wiem jednak, że nie mogę być taki samolubny. Wątpię żeby opinia publiczna tak łatwo przyjęła do wiadomości, że sypiasz z innym mężczyzną.
- To chyba moja sprawa z kim sypiam prawda? No chyba, że boisz się o siebie. Nie sądzisz, że trochę za późno się o to martwisz? Może trzeba było pomyśleć zanim się ze mną przespałeś? – z tymi słowami Victor skierował się do drzwi, widok odchodzącego platynowłosego, po raz kolejny, rozrywał serce Katsukiego, dlatego zerwał się z łóżka, doskoczył do ukochanego przytulając się do niego od tyłu i wyszeptał chowając twarz w srebrzystych włosach.
- Wiem, że nie zasługuję nawet na bycie chociażby Twoim podopiecznym, a co dopiero coś więcej, ale Victor j..j..ja n..n..nie p..p..potrafię już bez Ciebie żyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top