Dalsza część wydarzeń u Ksawerego i wizyta u pani dyrektor.
Przyszli ratownicy i zajęli się Ksawerym. Pięć minut potem przyjechała policja. Wypytała Ksawerego o jego mamę, a on powiedział, że przyszli porywacze i zabrali ją, a jego uśpili. 15 minut po tym przyjechała mama Pokera. Jeszcze kilka minut później przyjechali rodzice Mai i Aleksandra. Po rozmowie z policją mama zwróciła się do Pokera:
-Byłeś bardzo dzielny synku.
Poker wykrzywił usta w uśmiechu, ale wyglądało to jak grymas. Wieczorem chłopiec nie mógł zasnąć. Mama kazała mu liczyć owce, ale Poker jeszcze bardziej się denerwował i przez to miał jeszcze większe trudności z zaśnięciem. Leżał tak do 1:00 w nocy. W końcu udało mu się zapaść w sen. Obudził się o 10:00. Poszedł do przedpokoju, a w nim zastał mamę, Maję i Aleksandra.
- Co wy tu robicie? - zapytał chłopiec.
- Mieliśmy poszukać podlewacza Janka - przypomniał mu Aleksander.
- Okej. Tylko zjem śniadanie i ubiorę się - powiedział Poker.
O 10:30 cała trójka wyruszyła do domku na drzewie, który mama zbudowała Pokerowi, gdy miał 7 lat.
- To będzie nasza siedziba główna - oświadczył
chłopiec.
- Dobrze - zgodzili się Maja i Aleksander.
- Macie może klasowe zdjęcie 6a i adresy osób? - zapytał Poker.
- Mój brat chodzi do 6a i ma zdjęcie klasowe, ale nie ma adresów - powiedziała Maja.
- Musimy złożyć wizytę pani dyrektor - zaproponował Aleksander.
- Tylko nie znamy jej adresu - zauważył drugi chłopiec.
- Przy dyżurce jest napisany jej adres - przypomniała im Maja.
- No to chodźmy do szkoły! - zawołał Poker.
- W wakacje do szkoły? - jęczał Aleksander.
- Niestety - pocieszyła go Maja.
We trójkę udali się do szkoły. Była zamknięta, ale na drzwiach wejściowych był zapisany adres pani dyrektor i jej numer telefonu.
- Bingo! - wykrzyknął Aleksander.
- Macie jakąś kartkę i długopis? - zapytał Poker.
- Ja mam - odpowiedziała Maja. Podała chłopcu te przedmioty - proszę.
- Dzięki - ucieszył się Poker - musimy iść na ul. Słoneczną 99.
- To niedaleko - wtrącił się Aleksander.
Dzieciaki poszły pod wskazany adres. Maja zadzwoniła do drzwi. DING DONG! Rozległ się dzwonek. Drzwi otworzył Pan Mariusz Rogatek - mąż pani dyrektor.
- Dzień dobry. O co chodzi dzieciaki? - zapytał zaskoczony Pan Rogatek.
- Dzień dobry odpowiedział Aleksander - chcielibyśmy zobaczyć się z panią dyrektor.
- Nie ma jej tutaj. Pojechała po zakupy - odpowiedział zdziwiony mąż dyrektorki.
- A może nam Pan dać znać jak pani Matylda wróci? - zapytała zrezygnowana Maja. Matylda to imię pani dyrektor.
- Nie muszę, bo już wróciła - powiedział z uśmiechem Pan Rogatek.
Dzieci obejrzały się za siebie. Faktycznie: na parkingu stał srebrny samochód państwa Rogatków, a z niego wysiadała pani dyrektor.
- Dzień dobry proszę pani! - zawołały dzieci podbiegając do pani Matyldy.
- Cześć dzieciaki - odpowiedziała z ochotą pani dyrektor - co was tu sprowadza?
- Chcieliśmy zapytać czy pani podałaby nam adresy wszystkich uczniów z 6a? - zapytała Maja.
- A po co? - zdziwiła się pani Matylda.
Dzieciaki opowiedziały całą swoją przgodę z makiem.
- Czyli potrzebujecie adresy osób z klasy 6a tak? - zapytała pani dyrektor.
- Dokładnie - odpowiedział Aleksander.
- Dobrze. Spiszę wszystkie adresy na tej kartce - powiedziała pani Matylda wyciągając z kieszeni średniej wielkości kartkę.
- Bardzo dziękujemy - odpowiedziały dzieci - do
widzenia.
- Do widzenia - pożegnała się pani dyrektor.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top