Rozdział 25

Czas mi się kończył a mimo to spokojnie przechadzałam się po lesie w poszukiwaniu puchacza. Sowy są łowcami. Polują w nocy... mają szerokie pole widzenia i bardzo dobry instynkt. W ciemności widzą lepiej niż za dnia. Nadają się idealnie na nocny monitoring.

-wiec w sumie to jak ty to robisz co? Masz trzy formy w które możesz się zmieniać?

Prawie zapomniałam o tym że trójka Tiangshi idzie za mną przez ten ciemny las by dowiedzieć się kim jestem.

-Rick masz w domu książkę o Majo-jo. Czemu nie wrócisz i nie poczytasz?

-skąd wiesz? Nałożyłem zaklęcie na książki ojca... powinnaś ...

wzruszyłam ramionami biorąc głębszy wdech by wyczuć zapach nocnego ptaka. Było kilka zapachów które mogły mnie do takiego zaprowadzić. Skręciłam jednak w lewo wybierając najmniejsze chaszcze.

-wcześniej nie widziałam. Ostatnio dopiero... wiedźmy takie jak ja mogą zmieniać się w formy różnych zwierząt jeśli oczywiście ono się zgodzi na zapożyczenie formy.

-chwila

Harry zatrzymał się ciągnąć za sobą Czada i Ricka. Też przystanęłam by zobaczyć o co chodzi.

-wytłumacz gdzie my tak właściwie idziemy. Szlajamy się późnym wieczorem po lesie nie wiadomo w jakim celu. Ja dalej nie idę, mam lepsze rzeczy do roboty.

Uśmiechnęłam się lekko rozumiejąc już czemu tak wkurzony i milczący był nasz wyjątkowy Tiangshi. Wolałby bym w ogóle nie wchodziła w ten ich super świat.

-Szukam puchacza. Takiej sowy. Chce poprosić o formę bo by mi się przydała dziś w nocy... a wy chcieliście się dopytać i chyba wam się nie spieszy. No chyba że do demonów ?

Rick strzepnął z ramienia dłoń Harrego i pokręcił głową ruszając w moją stronę. Śmiesznie to wygląda kiedy takiej postury facet podnosił nogi na wysokość brzucha by nie wleźć w jakieś krzaki. Trochę jak kaczka.

-demony wychodzą za dnia. Nocą przybierają postać niematerialną która mimo że trochę straszy to nic nie może zrobić. O tej poże są nieszkodliwe.

Moje usta ułożyły się w typowy wyraz zrozumienia. A moja głowa poruszyła się powoli to w dół to w górę.

-oooo to takie buty.

Czad zaśmiał się lekko oddalając się od Harrego i ruszył przed siebie. Śledziłam jego poczynania wzrokiem bo wskazał gdzieś w głąb ciemności lasu.

-wiem gdzie ostatnio widziałem puchacze. Mogę zaprowadzić.

No nareszcie jakaś dobra wiadomość !

-jakbyś mógł... byłabym naprawdę wdzięczna.

Wyszczerzył się i ruszył w tą samą stronę w którą szłam wcześniej. Harry tylko westchnął i mrucząc coś pod nosem poszedł za nami.

-ja o was też mało wiem tak właściwie. W sumie tyle że jesteście aniołami stworzonymi by bronić ludzi przed demonami w jakiejś dużej wojnie. Ale wygraliście, wiec co teraz demony robią na powierzchni?

Mięśnie idącego przede mną chłopaka napięły się na chwile, Harry za moimi plecami szykował już groźne spojrzenie, na szczęście jednak Rick odezwał się zanim to spojrzenie trafiło na moją osobę.

-Sądzimy z chłopakami że w podziemiu demony dostały jakąś nową energie. Musiały znaleźć sposób by zwiększyć sile i wydostać się z zamknięcia.

Szłam dalej obserwując jak chłopaki patrzą pod nogi by się nie wywalić. Ja też zwracałam na to uwagę do momentu aż nie zorientowałam się że i tak nic nie widzę od kolan w dół wiec po co się męczyć

-a patrzyliście w legendach? Pytaliście innych? Nie można od tak znikąd dostać zastrzyku energii i zacząć wyłazić z więzienia. To, nawet jak na nasz świat dość nie możliwe.

Harry znowu zatrzymam się tym razem reagując już znacznie bardziej wkurzeniem niż niezadowoleniem.

-masz nas za głupców? Melody. Do cholery pytasz i wtrącasz się w coś co ciebie nie dotyczy!

Wykręciłam oczami ale nie zatrzymałam się idąc dalej. I to był błąd. Gałąź wyrosła przed moimi nogami z nikąd. Oczywiste jest że kurwa jej nie zauważyłam i rypłam na twarz w krzaki.

-dobra!

Podniosłam się czując jak mrówki już chodzą mi po rękach. Trzeba to wyjaśnić szybko bo mi się spieszy. A ten facet umie sprawić by wyrosło tyle gałęzi że nie zdążę.

-co ty do mnie kurwa masz Harry? Co ja ci zrobiłam? Nie musisz tu być. Jeśli ci przeszkadzam to mi to powiedz teraz a nie bawisz się jak dziecko w podchody.

Poczułam jak moje oczy świecą się a zmysły dały nowy punkt widzenia. Lisie oczy wyłapywały każde z najmniejszych ruchów dookoła mnie. Harry przyglądał się mi a w jego oczach widziałam złość. Nawet wściekłość.

-jesteś jak te psy. Zachowujesz się jak wilkolak i działasz jak on. Jak demoniczne stworzenie które nie powinno istnieć. Dlaczego miałbym ci ufać?

Ruszyłam w jego stronę ostrożnie stawiając każdy krok. Lisie instynkty podrzucały mi chęć zabawy. Może i bym się podroczyła... różne pomysły na lisią zabawę weszły do umysłu i napierały na to by zapolować.

-Jestem tak samo boską istotą jak Tiangshi. Majo-ji powstały jeszcze w ogrodzie Eden. Bóg dał zwierzętom ludzką postać i nakazał zasiedlić ziemie i chronić ludzi od złego.

Wzięłam wdech orientując się ze wyczuwam puchacza. Tak wiem, teraz powinnam się raczej zajmować kłótnia z Harrym ale zapach puchacza bardziej mi się podobał. Cholera robię się głodna.

-jak ja mam uwierzyć w to co mówisz? Dlaczego mam uznać że nie jesteś demoniczną postacią i nie wymyślasz tego wszystkiego by nas do siebie przekonać?

Usłyszałam cichy szmer w gałęziach. To na pewno puchacz.

-powiedziałam prawdę. Zrobisz z nią co chcesz. A teraz wybacz znalazłam kogoś kogo szukałam.

Wyciągnęłam rękę przed siebie zawijając na przedramieniu chustkę zdjętą z szyi. Stanęłam prosto i spojrzałam w oczy nocnego łowcy. Jeśli będzie tak jak z wiewiórkami w parku czy z krukiem, albo chociaż z szopem to powinnam jakoś ją do siebie przekonać.

-co ty robisz?

-czekam

Rick zaśmiał się widocznie czując ze moja odpowiedź była zabawna, ale nikt już nic więcej nie powiedział. Nawet Harry był cicho przez tą minutę kiedy stałam nieruchomo patrząc się w ogromne oczy sowy.

W końcu rozłożyła skrzydła i jednym zwinnym machnięciem znalazła się na moim ręku wbijając swoje szpony w miękki materiał. Ja wiedziałam ze chustka to za mało... boli... ale udawaj twardą Melody. Masz zadanie , po coś tu przecież przylazłaś.

-cześć mała. Pomożesz mi?

Sówka znów rozłożyła skrzydła i wydała z siebie ptasi krzyk. Nie jakoś głośny i wkurzający. Przyjemny. Znajome ciepłe uczucie rozeszło się po moich mięśniach a ja poczułam jak postać kruka odchodzi z pamięci. A wiec mogę mieć trzy formy na raz do przemiany.

Sowa przeskoczyła mi radośnie na ramie usadawiając się idealnie tak by mimo ciężaru nie wbijać mi tym razem pazurów w skore. Miło.

-i co? To już?

Kiwnęłam lekko głową na pytanie Czada i odetchnęłam.

-teraz muszę już lecieć. Tak jak mówiłam spieszy mi się trochę. Mogę was tu zostawić?

Harry wydał z siebie coś na kształt prychnięcia. Czad z Rickiem zaśmiali się na ten gest wiec uśmiechnęłam się do obydwu i podskakując zmieniłam formę na te dopiero przyjętą.

Siwa sowa która była na moim ramieniu przeniosła się na gałąź najbliższego drzewa wiec usiadłam koło niej. Na początku nie chciałam przybierać form ze skrzydłami. Teraz zaczęłam się przyzwyczajać. Są przydatne.

Chłopaki jeden po drugim zmienili się w anielskie postacie. I mino ciasno rosnących drzew i mnóstwa gałęzi jakoś udało im się wylecieć ponad las. Poszłam w ich ślady kierując się jednak w stronę dojo.

Miła sówka odprowadziła mnie większość drogi by dopiero na skraju lasu nad ostatnią linią drzew zawrócić na polowanie.

+++

Do dojo wleciałam przez otwarte drzwi napotykając od razu tłumy facetów w holu i na sali. Minęłam ich zwinnie nad głowami i wylądowałam na belce pod sufitem idealnie nad głową Franka.

-jasna cholera kto nie zamknął drzwi?! Znowu nam ptaszysko wleciało do sali!

Z gabinetu wyszedł Tad puszczając do mnie oczko i klepiąc przy okazji ramie swojego bety.

-spokojnie Mark. To nasza Madi.

Mark... dawno nie słyszałam jego prawdziwego imienia.

Beta podniósł na mnie wzrok zaskoczony i dopiero po chwili odetchnął jakby spodziewał się ataku z mojej strony. Miałam taką myśl, ale była chyba wystarczająco nie na miejscu.

-spóźniłaś się

O! No proszę teraz to moja wina? Rozłożyłam skrzydła zeskakując na podłogę i przemieniłam się.

-wybacz, musiałam znaleźć puchacza.

Alfa zeskanował nas obojga wzrokiem i odszedł gdzieś z jednym z wilkołaków. Pewnie ma dużo spraw do ogarnięcia. Widząc jak odchodzi czułam od niego stres.

-czekaliśmy tylko na ciebie. Dojo zamykamy od środka zdalnie sterowanym zamkiem.

Wyciągnął w moja stronę rękę z telefonem który wcześniej tkwił w jego kieszeni i westchnął jakby był zmęczony.

-jeśli teraz tak wzdychasz to co będzie po powrocie?

Na twarzach wilko-krwistych pojawiły się małe uśmiechy a Franek spojrzał na mnie wyczekująco. Wzięłam wiec komórkę włączając od razu ekran by zorientować się czy ma hasło. Miała.

-1234 zmień je od razu na takie które znasz tylko ty.

Kiwnęłam głowa wpisując prosty kod.

-widzisz coś podejrzanego, nawet cień o innym kształcie to dzwonisz. W dojo zostanie jedna ekipa pięciu wilkołaków. Jak coś zajmą się intruzami zanim zdążymy wrócić.

Kiwnęłam głową czując się jak w tych super filmach o tajnych agentach. Właśnie miałam wyruszyć na misje i dostawałam gadżety.

-nie wiecie o której wracacie nie?

Chłopak pokręcił głową z widocznie wyczuwalnym zmartwieniem. Odetchnęłam i widząc ze to wszystko ruszyłam do gabinetu Tadka. Widziałam że tam właśnie wszedł chwile temu.

Zapukałam trzy razy czując jak bardzo cieszę się ze mogę wyłączyć lisie zmysły węchu. Śmierdziało tu i tak mocno jak na ludzkie zmysły.

-wejść.

Nacisnęłam na klamkę i weszłam od razu przypominając sobie naszą rozmowę sprzed kilku godzin. Taa trzeba było wcześniej powiedzieć o wampirach.

-Franek jest niepewny. To do niego nie podobne. Ty tez nie skaczesz z radości i mimo opanowania widać że się martwisz. Na pewno chcesz iść na to spotkanie?

-dlaczego wciąż nazywasz go Frankiem?

Nie był ani spokojny ani zły... był obojętny. Aż za bardzo obojętny. Nie chciał gadać o spotkaniu, nic go chyba nie przekona. Szukał tematu by się rozluźnić. Temat imienia jego bety może nie jest takim złym pomysłem. Odetchnęłam.

-tylko mu nie mów. Lubię go tym wkurzać.

Alfa skinął głową i oparł się ciekawy o biurko. A wiec czas się przyznać.

-pamiętasz ten dzień kiedy mnie znalazłeś i przyprowadziłeś do dojo?

Tad pokiwał głową i na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

-byłam tam bo pokłóciłam się z tatą... głównie o sprawy z Izabel... ale zaczęło się od tego że przyprowadziłam do domu wilczura. Powiedziałam ze jak on bierze sobie żonę to ja biorę męża i wybieram tego oto psa za narzeczonego.

Zaśmiałam się, a alfa pokręcił głową domyślając się wszystkiego, wiedział już jaka będzie dalsza cześć historii.

-dałam mu na imię Franek... i kiedy szłam wkurzona on mi uciekł... biegłam za nim i tak spotkałam ciebie. Mark w wilczej postaci wygląda naprawdę podobnie... na początku po prostu go myliłam. Teraz mnie to po prostu bawi.

-poczekaj bo muszę przyswoić. Nazywasz Marka Frankiem bo tak miał na imię twój psi narzeczony?

Kiwnęłam głową obserwując jak postawa alfy rozluźnia się, oczy śmieją a uśmiech drga powstrzymując śmiech.

Podniósł się zapewne chcąc już iść.

-Tad? Czy wampiry stały się No... wkurzone tak nagle ? Z byle powodu?

Zatrzymał się w pół kroku i zastanowił chwile. Jego oczy zaszły tą tajemniczą jasną żółcią.

-skąd to pytanie?

Założyłam ręce czując jak chłód jego pytania przenika moją skórę. Zawsze kiedy w jego głosie słyszę oskarżenie czuje się jak w środku śnieżycy.

-powiedzmy ze dowiedziałam się od kogoś że demony wyszły spod ziemi. A żeby to zrobić musiały dostać duży zastrzyk energii. Coś musiało im go dać. Nagle. Od tak złamały kraty więzienia. Myślę ze coś się przebudziło, stara magia która wybudzona z koszmaru uderza nagle i silnie.

Alfa przyjrzał mi się uważnie. Pod oczami pojawiły się zmarszczki jakby próbował dostrzec coś więcej ale nie bardzo mu to wychodziło.

-zauważyłaś to jako wiedźma? Jako człowiek? Kiedy tak szybko opanowałaś swoje umiejętności?

Wzruszyłam ramionami. Nie wiem skąd przyszło to przeczucie. Ale kiedy Rick powiedział ze coś się pojawiło... od razu pomyślałam o głębokim śnie, może koszmarze i mocnej, nagłej pobudce z szalejącym sercem. Takie koszmary miałam w dzieciństwie... kiedy śniło mi się jak mama leży na łóżku w chorobie a ja płacze obok. Pamiętam jak tata musiał mnie budzić bym przestała płakać przez sen. Nikomu tego nie życzę.

=====================================================================
Trochę dłuższy rozdział w ramach rekompensaty za czas wstawienia xD 
No dobra. Na dziś to koniec, wiec jak zawsze dziękuje i pozdrawiam. KasiaAS.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top