Rozdział 12

       

Na prawdę bardzo myliłam się myśląc, że szybko mi nie przejdzie. Przeszło. Po tygodniu przemian chciało mi się rzygać. Po dwóch wręcz błagałam by Tad dał mi spokój choć jeden dzień. Teraz kiedy wreszcie rozumiem co się ze mną dzieje mam ochotę wszystko rzucić w pizdu i na powrót zostać człowiekiem.

Myślenie, normalnie zwaliłabym na to, że dwa dni temu przyjęłam formę od dzika. Tak dzika. A one są strasznie markotne.

- Ale musisz przyznać kwiatuszku dzięki temu wiesz jak myśli zwierzę. Nawet ja tego nie wiem, a zmieniam się w wilka.

Z mojego gardła wydobył się cichy gulgot. I tak leprze to niż pisk ptaka, w którego zmieniałam się tydzień temu.

- Mam dość szukania formy. To cholernie męczące. A jutro musze iść do szkoły. Na pieprzony sprawdzian z wielomianów. Nic nie umiem Ted.

Dostałam smutne spojrzenie i uśmiech na pocieszenie. Po czym ruszyłam po schodkach do drzwi mojego domu.

- Nie poddawaj się wiedźmo.

Drgnęłam orientując się kto to powiedział. Frank... beta Teda. Facet mnie nienawidzi za to, że jego alfa zajmuje sobie mną czas. I kocha nazywać mnie wiedźmą.

- Dzięki Frank. Na pewno posłucham twojej jakże błyskotliwej rady.

- Widzimy się jutro kwiatuszku.

Pokręciłam od razu głową.

- Nieeee Tad daj spokój. Ile razy mam cię prosić. Przemiany są makabryczne. Ale nie gorsze niż bieganie czy latanie w nowo poznanej formie. To nie... jutro nie będę biegać zostanę w domu. Kto wie... może znajdę jakąś myszkę i w nią zamienię się jutro?

- Ale obiecaj mi że jeśli dorwą cię zakwasy to od razu idziesz do mnie. Jasne?

Wzięłam uspokajający wdech i pokiwałam głową znikając w środku ciemnego domu. Rodzice byli na wyjeździe. Brat jest u dziewczyny... więc chata moja. Nie marze o niczym innym jak pójść spać. Ale czeka mnie jeszcze zgon przy matematyce.

No nic... na wojnę!

+++

Rano byłam nieprzytomna. Dosłownie usnęłam na schodach. Na ostatnim postanowiłam sobie przycupnąć... a że nie było nikogo kto by mnie obudził, wstałam dopiero rano z bólem kręgosłupa. I teraz na wf-e nie ćwiczę.

- Madi?

- Hm?

- Jak to jest, Rick ma dziewczynę?

Nie zaskoczyło mnie to pytanie. Wzruszyłam ramionami spoglądając jednocześnie na Eli. Ciekawską dziewczynę, która marzyła o swoim księciu z bajki.

- Jego spytaj.

- No coś ty! Nie pyta się chłopaka o takie rzeczy.

-Bo??

- Bo... jeszcze pomyśli że cię to ciekawi. No weź dziewczyno spędzasz z nimi najwięcej czasu.

Potarłam czoło czując jak bardzo nic mi się nie chce. Prawda jest taka, że nie widziałam chłopaków od trzech dni. Wcześniej też wpadli tylko do szkoły i pogadaliśmy na długiej przerwie. A tak to znikają. Są spięci... a ja nie mam ochoty biegać za nimi...

Przeszły mnie ciarki i uświadomiłam sobie że dzikowy zmysł mówi mi o zagrożeniu mojego terytorium.  Tak. Dziki tak potrafią. Coś lub ktoś jest w moim domu. Ktoś kogo ja tam... nie chce...

- Madi... no weź nie tylko ja chce wiedzieć.

O matko! No tak ona wciąż czeka. Cholera.

- O ile mi wiadomo nie ma czasu na dziewczynę.

Tym oto sposobem podsumowałam szybko moje myśli i wzięłam do ręki telefon by wybrać numer braciszka. Odebrał od razu.

-- Taaa?

- Jeremi jesteś w domu?

-- Tak. Coś potrzebujesz?

O no proszę jaki miły. A jednocześnie cholernie spięty w głosie. Tak... teraz żałuje, że nie mam wyczucia jak kot... kiedy byłam nim przez trzy dni mogłam bez problemu wyczuć emocje jakie ktoś mi przekazywał, przy tym denerwowało mnie wszystko co umiało się ruszać i ciągnęło mnie do ciepła, za ciepłem akurat trochę mi tęskno. Ale teraz nawet bez formy kota mogłam wyczuć , że mimo luźnego głosu cos go trapi.

- Wszystko w porządku? Jesteś sam w domu?

-- Sam. Ale musze kończyć.

- Jeremi.

Koniec rozmowy. Co za cholernie chore zachowanie. Ugh! Musze przejąć inną formę bo oszaleje... albo zdziczeje! O, taki sucharek mi wyszedł. Dzik-zdziczeje. Ha ha ( wyczujcie ten sarkazm)

Uśmiechnęłam się pod nosem i z ulgą zauważyłam, że dziewczyny idą się przebrać. A wiec koniec zajęć. Ekstra. Teraz tylko złapać po drodze jakiegoś kota, poprosić o formę i wracam do domu sprawdzić co się dzieje.

Czy tylko ja myślę, że to zabrzmiało dziwnie?

+++

Przejmowanie formy od zwierząt stało się teraz o niebo prostsze niż te dwa tygodnie temu, kiedy nie rozumiałam co robię. Mimo migreny, która mi zawsze towarzyszyła po tym procesie, moje zachowanie zmieniało się... bezboleśnie. Ot nagle miałam ochotę na coś innego i inaczej patrzyłam na świat. Jak kobieta z okresem.

Dlatego mimo migreny dotarłam do domu w dwadzieścia minut odkąd wyszłam ze szkoły.  O forme poprosiłam kotkę woźnego. Sisi. Czarnobura sierść zawsze przyprawiała mnie o ciarki kiedy wieczorami kończyłam zajęcia o ona wgapiała się we mnie jak w swoją mysz.

Dla kotów polowanie to nie tylko zabawa, czy zdobywanie jedzenia. To również pokazanie swojej dominacji. Wilki rywalizują walką między sobą. Koty walczą który upoluje więcej. Co innego wrony. Okazuje się, że te również walczą o dominacje w stadzie. Razem z wronami latają gawrony chętne do znalezienia partnerki... i to samice starają się o jego względy. Kiedy przez całe pięć godzin byłam wroną... nawet bez przemiany wyczuwałam chęć ciągłego mycia się. Tak by podobać się facetom. Nie wytrzymałam nawet dnia. To zdecydowanie nie jest kierunek mojej formy. Nic co lata. Wole wysokości kontrolowane.

Już ze trzy domy wcześniej słyszałam podniesione głosy w domu. Nawet na sekundę się nie zawahałam zanim weszłam do środka i napotkałam tam mojego braciszka i uwaga... czterech wilkołaków. Cholernie wkurzonych wilkołaków.

- Melody? Nie jesteś w szkole?

Jeremi starał się opanować głos, ale drżał. Cholera kocie zmysły zaczęły powoli utożsamiać się z moim organizmem i wyczuwałam w nim troskę. Nagłą troske i zaskoczenie.

- Skończyłam zajęcia.

Przeniosłam wzrok na trzech umięśnionych facetów, nie patrzyłam im w oczy. Nie kiedy miałam pod skóra kota. Wydawali mi się nie tyle co straszni, ale tak jakby byli nie na swoim miejscu. Poczułam gniew, albo raczej flustracje, że wchodzą na moje tereny, jednocześnie czułam, że nie powinnam się zbliżać.

- Melody idź do siebie proszę.

Podniosłam wzrok na brata.

- Ty prosisz? Jeremi co tu się dzieje ulicha?

Usłyszałam gardłowy śmiech jednego z mięśniaków. Dopiero teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć bo ból głowy mijał... Siedział sobie rozwalony na kanapie kiedy jego wilczy znajomi zajmowali miejsca przy ścianie. Opierali się teatralnie, ręce splecione na piersi i twardy wzrok wpatrzony w moją osobę. Nie widzieli we mnie zagrożenia tylko nieproszonego gościa.

- Chcesz wiedzieć co się dzieje?

Facet podniósł się z kanapy i ruszył w moją stronę. Zjeżyły mi się włoski na ciele, naprężyłam się i przygotowałam do ataku. Zdawał się tego nie widzieć.

- Twój braciszek wkopał się w gówno. Pomogliśmy mu, a teraz on nie spełnia warunków umowy.

Uśmiechnął się pokazując mi zęby. Groził mi! Zrobiłam krok w jego stronę a z mojego gardła wydobył się głos z lekkim sykiem. Podniosłam wzrok by spojrzeć mu teraz w oczy. Dawałam ostrzeżenie.

- Na pewno da się to jakoś obgadać.

Znowu śmiech tym razem zawtórowali mu koledzy. Również rozbawienie wyczułam zmysłami. Ale nie tylko... doszedł do mnie silny ciąg emocji. Zaintrygowanie, rozbawienie... cieniutka nitka czegoś czego wcześniej nie wyczułam wchodząc w postać kota... Nie umiem nazwać tego też co łączyło się z emocją chęci mordu... ale to również było delikatne. Może nie istotne...

- Oj na pewno da się jakoś dogadać...

Wyciągnął w moją strone rękę, ale zaraz przede mną pojawił się Jeremi.

- Nie dotykaj jej.

Ocho. Nutka podziwu zawisła miedzy wilkołakiem a moim braciszkiem. Zamyślił się, i jeden i drugi. Choć Jeremi emanuował zdecydowanie większą ilością determinacji i lęku niż wilkołaki.

- Dobra. Daje ci ostatnią dobę.

Niebezpiecznie zbliżył się do Jeremiego, a jego oczy zalśniły złotem wilka... A więc Jeremi wie o ich istnieniu?! Cholera i na pewno wie też, że wujek Tad jest wilkiem. Dlatego tak wkurza się że tam chodze! No tak. Boże ale jestem głupia, że tego nie zczaiłam.

- Ostatnia doba Terens. Ani sekundy dłużej inaczej pogadamy inaczej.

Jego koledzy posłali nam pewne siebie uśmieszki i wyszli za „przywódcą". Minęły minuty zanim ja czy Jeremi ruszyliśmy się z miejsca.

- Powiesz mi w co się wkopałeś czy jutro chcesz zginąć?

Szczeże... naszła mnie ochota na machnięcie na to wszystko ręką i udanie się do pokoju. Kocia wola... ale z tej człowieczej, jako siostra chciałam wiedzieć czemu mój brat wie o istnienu wilkołaków. Co wie jeszcze i o czym mi nie mówi.

- Lepiej byś się w to nie mieszała Melody. Dziś też nie powinnaś. Zostaw to mnie... jakoś to odkręcę.

- Acha. Masz dobe braciszku. Jak nie chcesz pomocy to nie. Po cholerę będę się martwić!

I zniknęłam na schodach. Oj tak dobra ze mnie siostra. Dziś naprawdę nic mi się nie chce. Jutro po lekcjach od razu ide do dojo. Pogadam z alfą o jego wilkach. Jeśli doba minie a Jeremi nie odkręci tego co usilnie chce ukryć to może Tad mi pomoże.

Weszłam po cichu do pokoju. Rzuciłam wszystko co miałam w kąt i zamykając drzwi dokonałam przemiany. Mrowienie na ciele. Ból i skórcze... Skrzywiłam się na tyle na ile mogłam zrobić to w postaci kota. O wiele lepiej czułam się właśnie jako kot czy wilk ni jeżeli dzik, wrona czy króliczek. Lepiej nie wiedzieć skąd wzięłam królika. Serio.

Rozciągnęłam mięśnie miałcząc cicho by nie zwrócić uwagi brata i wskoczyłam na mój fotel. On jest taki mięciusi...

==========================================================================

Nasza bohaterka zaczyna plątać się w przemianach. Wciska się w problemy innych i chyba nie wychodzi jej to najlepiej :/
No ale na dziś tyle ;) pozdrawiam i dziękuje. KasiaAS :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top